Kobiety z brodą. Fragment książki „Złota. Legenda Haliny Konopackiej"

Data: 2019-03-19 11:38:16 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet
News - Kobiety z brodą. Fragment książki „Złota. Legenda Haliny Konopackiej

W ciągu siedmiu lat aż dwadzieścia sześć razy zdobywała mistrzostwo Polski w różnych konkurencjach lekkoatletycznych. Zadziwiała kondycją i wszechstronnością. Bywało, że na jednych zawodach startowała w kilku konkurencjach. Jak w 1928 roku, gdy na lekkoatletycznych mistrzostwach Polski rywalizowała w... dziesięciu. Biła rekordy polskie i światowe. Zdobyła także olimpijskie złoto. 

Złota. Legenda Haliny Konopackiej to nie tylko historia jednej z najwybitniejszych polskich lekkoatletek, a zarazem dziennikarki i... poetki, żony ministra skarbu. To także opowieść o niezwykłych czasach, gdy kobiety zdobywały w Polsce prawa wyborcze, kiedy rodziło się równouprawnienie, kiedy świat ulegał wielkim przemianom. Nieczęsto trafiają się książki biograficzne, które czyta się z takim zainteresowaniem i fascynacją. Przekonajcie się o tym – prezentujemy fragment tej historii: 

„W ogóle nie przypuszczałam kiedykolwiek, że zajmę się sportem. Gdy się jest w trzeciej klasie, ma się brata – w piątej, grającego w football w znanym klubie, kiedy na dodatek jest się dziewczyną – uważam, że to prosta droga do zmarnowania wszelkich zdolności sportowych. Pamiętam, że słowa ≫back≪, ≫goal≪, ≫match≪ – robiły na mnie wrażenie czegoś tak poważnego i niedostępnego, jak co najmniej algebra. Ponieważ zaś w głębi duszy twierdziłam tak samo (co często mówił poirytowany profesor) – ≫że algebra to nie jest babska rzecz≪ – więc powoli podobnego szacunku nabrałam do sportu, uprawianego przez ludzi ≫tak poważnych≪ jak brat i jego koledzy. Uważałam się za niezmiernie zaszczyconą, kiedy w braku innego towarzystwa byłam nawoływana do odkopywania piłki. Kończyło się to jednak zawsze wyrokiem ≫nie masz o tym pojęcia≪. Istotnie, i ja sądziłam, że nie mam o tym pojęcia i nigdy go mieć nie będę. ≫Sport≪ to było dla mnie takie okropnie męskie zajęcie, jak ≫wojna≪, ≫pojedynek≪, ≫kariera≪”

No więc jednak: na dodatek jest się dziewczyną. Tak mówi przyszła ikona sportu. W czasach, kiedy Halina wchodziła na boisko, sport był domeną mężczyzn.

Pierwsze sportsmenki traktowano jak przysłowiowe kobiety z brodą. Dość przypomnieć nieustraszoną Karolinę Kocięcką, zakochaną w rowerze, wybitną kolarkę z przełomu XIX i XX wieku, wielokrotną rekordzistkę świata na rożnych dystansach. Kocięcka to jedna z pierwszych bojowniczek o miejsce kobiet w sporcie. Wygrywała z mężczyznami w wyścigach, na początku pokonując konkurentów w zawodach torowych. Później zaczęła brać udział w rajdach rowerowych. Ścigała się na trasach Moskwa–Petersburg i Warszawa–Paryż. Mówiono o niej „pogromczyni”. Prasa z tamtych lat z racji jej zdumiewającej szybkości i wytrzymałości nazywała ją Latającą Diablicą.

Takie diablice były na początku ubiegłego stulecia pojedynczymi wybrykami natury. Dobijanie się do zamkniętych bram męskiego świata wymagało determinacji i uporu.

Kobiety, zarówno w kwestiach społecznych, jak i sportowych, musiały wykazywać się konsekwencją, tworzyć struktury organizacyjne, a także odwagą, żeby łamać uprzedzenia obyczajowe i konwenanse. Kobiecy ruch sportowy po I wojnie światowej szedł w jednym szeregu z ruchami emancypacyjnymi.

Wielkim sportowym idolem Haliny był mężczyzna, brat, starszy od niej Tadeusz. To pod jego opieką, jeszcze jako dziewczynka, bawiła się w ogródkach Raua. Piłkarz Polonii Warszawa, ale także uznany lekkoatleta, najlepsze wyniki osiągał w trójskoku. I chociaż opędzał się od młodszej siostry, plączącej się obok „prawdziwych sportowców”, z czasem te młodzieńcze przepychanki zmieniły się w głęboką przyjaźń.

Od krzepkiego rodzeństwa odstawała delikatna i wątła Czesia. Ale i ona była doskonałą pływaczką i świetnie grała w tenisa.

 W okresie międzywojennym za kolebkę polskiej kobiecej lekkoatletyki powszechnie uważano Lwow. To tam w latach dwudziestych wkroczyły na stadiony pierwsze dziewczyny skaczące wzwyż czy w dal. Za nimi poszły inne. Sekcje kobiece przy męskich klubach zaczęły powstawać w całym kraju. Odważne, choć niepewne lekkoatletki pojawiły się na boiskach w spodenkach i z gołymi nogami. Występowały pod pseudonimami.

Niebawem szok kulturowy minął. Ba, miało się okazać, że wkrótce to właśnie kobiety, z Haliną Konopacką na czele, których obecność w sporcie niedawno kwestionowano tak zaciekle, wzniosą polską lekkoatletykę na wyżyny.

Na łamach prasy kobiecej toczyły się dyskusje, jaki sport najkorzystniej wpływa na damską urodę. Lekarze dowodzili: te wszystkie rodzaje ćwiczeń, które wymagają gwałtownych ruchów i dużego wysiłku, jak choćby kolarstwo czy bieg, a nawet szybki marsz, męczą, odchudzają (!) i mogą skutkować niepożądanymi zmianami w delikatnych organizmach. I zalecali ostrożność.

Pod pręgierzem znalazł się nawet elegancki tenis. Twierdzono, że intensywnie uprawiany pochłania zbyt wiele czasu i sił, co niekorzystnie wpływa na symetrię klatki piersiowej. Efekt? Zniekształcenie linii biustu.

Co zatem robić? Zniekształcać biust czy spędzać życie w fotelu?

Gdy w latach dwudziestych w Łomży z okazji Bożego Ciała odbyły się, o zgrozo!, koedukacyjne zawody sportowe, zaprotestowali kościelni hierarchowie. Miejscowy biskup grzmiał z ambony, potępiając młodzież za skrajną demoralizację. Gniew Kościoła budziły stroje – bezwstydnie krótkie spodenki dziewcząt były, zdaniem duchownych, obrazą moralności, a na boiskach odbywały się nieobyczajne harce. Co więcej, biskup wydał zalecenie, aby podległy mu kler protestował przeciwko podobnym sportowym zabawom, a niezastosowanie się do niego uznał za śmiertelny grzech.

Łomżyńskie bezeceństwa na stadionach odbiły się w kraju tak szerokim echem, że głos w sprawie zabrał Tadeusz Boy- -Żeleński. Przypomniał, że przecież Bóg stworzył ludzi nagimi. – Dlaczego zatem sportowe kostiumy budzą sprzeciw hierarchów? – pytał. – Gdyby Bóg, wszechmocny przecież, chciał, aby człowiek od urodzenia był okryty, dzieci zapewne rodziłyby się w majtkach.

Za nieuchronnym postępem dzielnie podążał „Bluszcz”: „[…] trudno po prostu uwierzyć, że zaledwie przed laty dwudziestu rozpoczynały się pierwsze nieśmiałe próby reakcji przeciwko gorsetom o stalowych bryklach, długim, ciężkim fałdzistym spódnicom, sznurowanym bucikom na wysokich obcasach i tym wszystkim bezsensownym a szkodliwym wymysłom mody, które z kobiety ubiegłego stulecia czyniły istotę najzupełniej nieprzystosowaną do życia czynnego, ruchliwego, higienicznego!”.

Halina nie włączała się w powstające sportowe struktury jak jej późniejsza przyjaciółka Marysia Miłobędzka, która działała w Polskim Związku Lekkiej Atletyki, organizując sekcję kobiecą. Zanim sięgnęła po sukcesy, wystarczała jej duma z osiągnięć brata.

Tadeusz tymczasem dorósł, ukończył w 1927 roku w Poznaniu podchorążówkę, a także kursy wychowania fizycznego i szermierki. Również stamtąd przywiózł później do Warszawy piękną i gospodarną żonę. Wszechstronnie utalentowany sportowo młody mężczyzna został w latach trzydziestych instruktorem w warszawskiej Akademii Wychowania Fizycznego.

Na razie jednak prowadził treningi na przedolimpijskim kursie lekkoatletycznym w stolicy Wielkopolski. Uczestniczyła w nich jego znana już siostra, przygotowująca się do amsterdamskich igrzysk. „Ten wpływ brata i jego umiłowanie sportu pozostawia niezatarte ślady w duszy młodego dziewczęcia” – informował niestrudzony „Kurier Warszawski”.

 I pomyśleć, że działo się to w jednym z najbardziej zacofanych pod względem kultury fizycznej krajów w Europie!

Nie była to tylko spuścizna po zaborach. Publicyści diagnozowali ten stan jako konsekwencję niehigienicznego trybu życia, rozpicia narodu i mieszczańskich nawyków. W 1921 roku Alojzy Pawełek, kierownik Wydziału Wychowania Fizycznego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, pisał dramatycznie: „Obecny stan rekruta polskiego jest niewystarczający. Braki jego fizyczne rzucają się wprost w oczy. Wzrost jego, poza Laponią i wyspami Włoch południowych, jest najniższy w Europie i liczy średnio 164 centymetry”.

Kondycja Polek z pewnością nie była lepsza, tyle że nie stawały one przed komisjami poborowymi.

Publicyści załamywali ręce: „Stosunek (nasz) do ciała stał się bezmyślny i poniżający. Ile hipertrofii, chorobliwego spotwornienia czy wręcz uwiądu psychicznego należałoby złożyć na karb fizycznego niedorozwoju i barbarzyńsko zadeptanych możliwości cielesnych! […] Organizacja pracy mięśniowej restaurująca harmonię między duszą a ciałem może być podstawą nowego gatunku człowieka i zarodkiem nowych, olbrzymich teatrów natury”.

 Batalię na wielką skalę o poprawę fizycznej kondycji rodaków rozpoczął… Tadeusz. Ten dryblas Tadeusz, przypominający sienkiewiczowskiego Podbipiętę, z długimi i chudymi jak szczapy nogami. Kiedy Halina rano przecierała oczy, słyszała w radiu jego głos, komenderujący obywatelami II Rzeczypospolitej. „Proszę wysunąć lewą nogę w przód i jednocześnie unieść oba ramiona w łokciach wyprostowane. Raz! Klatka piersiowa ładnie uwypuklona!”

Rzesze spragnione poprawy kondycji ćwiczyły razem z nim.

Przeczytajcie kolejny fragment historii Haliny Konopackiej! A jeśli zainteresowała Was ta książka, możecie ją kupić w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Złota. Legenda Haliny Konopackiej
Agnieszka Metelska0
Okładka książki - Złota. Legenda Haliny Konopackiej

W męskim świecie sportu kobiecie lekko nie jest. Zwłaszcza na początku XX wieku, kiedy emancypacyjne ruchy dopiero się rodzą, a konserwatywne społeczeństwo...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Paderborn
Remigiusz Mróz
Paderborn
Fałszywa królowa
Mateusz Fogt
Fałszywa królowa
Między nami jest Śmierć
Patryk Żelazny
Między nami jest Śmierć
Zagraj ze mną miłość
Robert D. Fijałkowski ;
Zagraj ze mną miłość
Ktoś tak blisko
Wojciech Wolnicki (W. & W. Gregory)
Ktoś tak blisko
Serce nie siwieje
Hanna Bilińska-Stecyszyn ;
Serce nie siwieje
The Paper Dolls
Natalia Grzegrzółka
The Paper Dolls
Słowa wdzięczności
Anna H. Niemczynow
Słowa wdzięczności
Izabela i sześć zaginionych koron
Krzysztof P. Czyżewski
Izabela i sześć zaginionych koron
Pokaż wszystkie recenzje