Nie miał marzeń. Fragment książki „Portfel z ludzkiej skóry"

Data: 2025-11-07 13:45:01 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 6 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Jedno znalezisko na drodze. Drugie na odludziu. Dwa śledztwa prowadzące w ten sam mrok.

Kotlina Kłodzka. W rzeczach ofiary wypadku policja odnajduje portfel uszyty ze skóry człowieka – makabryczny dowód na to, że ktoś wykonuje trofea z ludzkich ciał. Na fermie drobiu kilkanaście kilometrów dalej odkryty zostaje mężczyzna więziony jak niewolnik przez ponad dwadzieścia lat.

Sprawę przejmuje elegancki i bezwzględny śledczy podkomisarz Sławbor „Kosmos” Kosmowski. Towarzyszy mu Marta Olszak – miejscowa policjantka próbująca pogodzić pracę z wychowaniem córki.

Kiedy kilka dni później w szpitalu zostaje brutalnie zamordowany właściciel osobliwego portfela, a na jego czole ktoś kreśli krwisty symbol gwiazdy Dawida, pytania mnożą się szybciej niż odpowiedzi.

„Portfel z ludzkiej skóry" Janusza Onufrowicza - grafika promująca książkę

Portfel z ludzkiej skóry Janusza Onufrowicza to brutalny kryminał o świecie, w którym ofiary znikają bez śladu, sprawcy są bezkarni, a prawda potrafi być gorsza niż sam koszmar. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Prozami. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Portfel z ludzkiej skóry. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

Dwadzieścia trzy lata. Ta cyfra nic dla niego nie znaczyła. Dwadzieścia cztery godziny. Sześćdziesiąt minut. Jeden litr wódki. Dwa plasterki. Jedne spodnie. Cyfry. Jeżeli nie towarzyszą im uczucia, to nic nie znaczą. Dwadzieścia trzy lata był niewolnikiem. Ale co to znaczyło? Kiedy próbował popatrzyć wstecz, widział szarą plamę bezkształtnych obrazów. Takie miał wspomnienia. Każdy dzień wyglądał podobnie. Wśród tych samych dekoracji, wśród tych samych ludzi, wykonywał te same rzeczy.

Nie miał lustra. W klitce bez okien, gdzie mieszkał, był tylko materac na podłodze, stolik, krzesło, telewizor. Mył się pod prysznicem dla robotników, przy zagrodach z kurami. Tam mógł spojrzeć na siebie, ale tego nie robił. Nie myślał o tym. Jego gospodarze, jak o nich myślał, raz w roku wozili go do fryzjera. Tam mu obcinano włosy i golono brodę. Po co miał patrzyć w lustro? Może też podświadomie bał się, co w nim zobaczy. Żył strachem przez wszystkie te lata.

Przyjechał na początku lat dziewięćdziesiątych. Likwidowano wtedy w Polsce rosyjskie bazy wojskowe. On stanowił część ekipy cywilnej. Zawód: spawacz. Rozmontowywano co się da i wywożono do Rosji. Trwało to kilka lat, a kiedy praca się skończyła, nie wrócił. Już wtedy kierował nim strach? Bał się biedy w kraju? Jelcyna? KGB? Kryzysu, którego wskaźniki oszalały i sięgały ponadtysiącprocentowej inflacji? Później bał się, że go deportują. Kilka lat przepracował w polu i może wtedy przez chwilę się nie bał. Polacy źle traktowali Rosjan, ale dostawał wypłatę i mieszkał w hotelu robotniczym.

Później się wystraszył. Że idą kontrole i wyłapią pracujących na czarno, żeby ich deportować. Dlatego pozwolił się przewieźć w inne miejsce. Do innych ludzi. Oni mieli go schować. Zabrali mu papiery, wytłumaczyli, że ich potrzebują do zalegalizowania jego pobytu. Wcisnęli go do ciemnego pomieszczenia w piwnicy. Tutaj nikt go miał nie znaleźć. Najpierw w to wierzył, a później się przyzwyczaił. Dni zamieniły się w minuty, a lata w dni. A może w nic się nie zmieniły, tylko przestało mu zależeć. Przestał być człowiekiem. A żywe trupy nie potrzebują czasu. Nic nie potrzebują.

Praca. Tym się stał. I strach. Co to znaczy dwadzieścia trzy lata? Kiedyś obchodził dwudzieste ósme urodziny. Nie pamiętał jednak, kiedy to było. Żyje się, umiera. Ale on nie żył. Podobno. Nieprawda. Patrzył. Słyszał. Chodził. Szesnaście godzin dziennie zostawiał odciśnięty ślad swojego życia na tej kurzej farmie. Karmił. Sprzątał. Wyrzucał gnój. Łapał kury do uboju. Palił w kotłowni. Mył samochody i robił wszystko co kazali mu gospodarze.

Karmili go odpadami ze stołu. Przeterminowaną żywnością, suchym chlebem. Nie dojadał i chodził głodny. Kury, które karmił, jadły chyba lepiej. Ale one szły na rzeź. A on? Dostał kilka razy od gospodarza z otwartej dłoni. A może dostawał regularnie? Już mu się plątały zdarzenia. Rzeczywistość stawała się snem. Przenikała do najgłębszych zakamarków jego świadomości. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz myślał o czym innym niż kurza ferma i czynności, które tu wykonywał. Nawet śnił o tym.

Nie miał marzeń, dlatego trudno było mu zdecydować czy bito go często, czy tylko kilka razy. Na pewno poniżano go regularnie. Nikt chyba nawet nie wiedział, jak ma na imię. Gospodarz zwracał się do niego – ty debilu, durniu albo kretynie.

Kiedy kurzą fermę odwiedzały kontrole, małżeństwo gospodarzy zamykało go w kotłowni. Cały czas ktoś go pilnował. Ona albo on. Żeby nie uciekł? Przecież nikogo tutaj nie miał. Nikogo nie znał. Dokumenty mu zabrali, więc oficjalnie nie istniał. Mogliby go zabić i nikt by nie zauważył. Bał się. A może już go zabili wiele lat temu? Kiedy?

Ale jednak trwał i bał się, że gdyby go zabili to naprawdę przestałby istnieć. Wpadłby w  nieprzeniknioną czerń. Czyli jednak miał w sobie jakąś iskrę nadziei?

Sam nie miał śmiałości z nikim rozmawiać. Aż zagadała do niego jedna z pracownic, Polka. Usłyszał swój głos, jakby ktoś inny mówił. Przez lata nie oczekiwało się tutaj od niego mówienia. Miał słuchać.

– Ej! Proszę pana, dobrze się pan czuje?

– Ja… kto?

– Bardzo pan blady i wychudzony. Wygląda pan, jakby zaraz miał zemdleć. Emilia Kowalik.

Zgłupiał, kiedy wyciągnęła do niego rękę. Nie wiedział, jak się zachować. Gdzieś z odmętów przeszłości przyszła myśl, że trzeba wyciągnąć swoją.

– Kirył Lebiediew.

I od razu, niczym czarny kruk, pojawił się gospodarz.

 – Nie płacę mu za pogaduszki – mruknął do kobiety, chwycił go pod ramię i poprowadził daleko od niej. – Weź się za robotę, durniu – warknął. – Gnój wywieź. Bo żreć nie dostaniesz.

Kirył przywiózł taczkę, wziął widły, jak automat ładował łajno. Tyle razy to już robił, że ciało samo wykonywało znane ruchy. Myśli odpłynęły mu w nicość. Chociaż coś się zaczęło dziać na tej pustyni. Ta kobieta. Emilia Kowalik. Człowiek w jego samotności. Coś niezwykłego. Może nie jest nieżywy, może tylko śpi, ale w końcu się obudzi.

Czy zawsze taki był, czy zobojętniał w miarę upływu czasu?

Książkę Portfel z ludzkiej skóry kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Portfel z ludzkiej skóry
Janusz Onufrowicz 0
Okładka książki - Portfel z ludzkiej skóry

Jedno znalezisko na drodze. Drugie na odludziu. Dwa śledztwa prowadzące w ten sam mrok. Kotlina Kłodzka. W rzeczach ofiary wypadku policja odnajduje portfel...

Wydawnictwo
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje