Poruszająca opowieść o sile kobiet, trudnych wyborach i poszukiwaniu spokoju w świecie pełnym oczekiwań. „Dom Róży" Anny Stryjewskiej

Data: 2025-05-20 13:08:01 | aktualizacja: 2025-05-27 12:03:04 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Zrezygnowana i rozczarowana postawą najbliższych, Rozalia porzuca dotychczasowe życie i przenosi się do upragnionego domu na wsi. Jednak nawet ta decyzja nie pozwala jej żyć spokojnie. Wkrótce Róża musi zdecydować, czy ulec presji i poddać się namowom córki, czy być wierną swoim postanowieniom.

Fabuła powieści rozgrywa się w dwóch planach czasowych - teraźniejszości, kiedy to Rozalia walczy o niezależność, oraz w latach 70. i 80., w czasie, na który przypadły jej młodość, pierwsza miłość, rozbudzone nadzieje i obciążone konsekwencjami decyzje.

„Dom Róży" Anna Stryjewska - grafika promująca książkę

Dom Róży Anny Stryjewskiej to poruszająca opowieść o sile kobiet, trudnych wyborach i poszukiwaniu spokoju w świecie pełnym oczekiwań. To również historia o relacjach międzyludzkich, międzypokoleniowych konfliktach i odwadze do życia na własnych zasadach - niezależnie od czasów i okoliczności. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Dom Róży: 

Chusteczkowy szał

Zegar na ścianie wybił właśnie trzecią po południu, kiedy Rozalia wyrwana z transu podniosła głowę znad maszyny i rozejrzała się bezradnie po mieszkaniu. Przed nią leżał stos obszytych chusteczek, które należało teraz rozciąć, wyprasować i poskładać w równo odliczone paczuszki.

– Jeszcze tyle roboty! – mruknęła pod nosem, podnosząc się ociężale i prostując bolący kręgosłup. – A obiad? A sprzątanie? A cała reszta?

W takim małym mieszkaniu o bałagan było bardzo łatwo. Wystarczyło, że któryś z domowników nie złożył ubrań, nie sprzątnął zeszytów czy zabawek, nie odstawił do miski brudnych talerzy albo nie wyniósł wiadra ze śmieciami. O zgrozo! Chwyciła się za głowę, uświadamiając sobie, że powinna właśnie skończyć te cholerne chusteczki, a tu zaraz wróci do domu mąż z porannej zmiany i ze szkoły przybiegnie głodna córka. Zza ściany dochodziło głośne pochrapywanie ojca, zaś od podwórka znajome gderanie babci Mani i jej kumoszki.

Zerknęła przez okno i stwierdziła, że właśnie przyszła sąsiadka po barszcz, co stanowiło powód do ich ulubionych ploteczek. Obie uderzyły w ożywioną rozmowę, nie szczędząc przy tym siarczystych epitetów i wyzwisk. Siedziały na ławce przed domem, nie zważając na to, czy je ktoś słyszy. Babcia Mania w swojej ulubionej podomce i chustce zawiązanej pod brodą, drobna, siwa i wysuszona, zaś ta druga dla odmiany w kwiecistej sukience, tęga i rumiana. Rozalia westchnęła ciężko, następnie odgarnęła na bok stertę chusteczek. Postanowiła najpierw uprzątnąć bałagan pozostawiony przez roztargnioną córkę, a następnie obrać ziemniaki. Na szczęście kotlety mielone były już gotowe, wystarczyło je tylko podgrzać i przygotować sos. Ich kuchnia mieściła się w przybudówce, w której zawsze zimową porą było chłodniej i od dołu wchodził na ściany grzyb. Wprawdzie Marek wiele razy usiłował naprawić ten błąd w sztuce, wykonywał okopy, wiercił dziury pod dachem, cementował, malował, jednak te wszystkie działania nie przynosiły pożądanego efektu. Łazienki też nie mieli, myli się w misce, a swoje potrzeby załatwiali w ustępie usytuowanym w podwórzu, w najdalszym jego kącie. Mieli za to kran, a w nim bieżącą wodę, a to już było coś.

Poznali się osiem lat wcześniej, Marek przyjechał do centralnej Polski aż spod Przemyśla, gdzie zakorzeniła się większość jego rodziny. Tutaj zaś wyszła za mąż i osiedliła się jego starsza siostra, Bożena, do której przyjechał w odwiedziny. Pewnie wróciłby do siebie, gdyby nie to, że pewnego dnia zajrzał do cukierni, która należała do męża jej rodzonej siostry, a w której Rozalia wówczas pracowała. Lokal mieścił się w samym centrum Rzgowa, na placu 500-lecia, był dobrze zaopatrzony, a dzieciaki z lokalnej szkoły oblegały go szturmem niemal każdego dnia. Największym powodzeniem cieszyły się ciepłe lody, a także ptysie i rurki z kremem. Bożenie akurat skończyły się zapasy ciasta, więc wysłała młodszego brata po zakupy. Właśnie to wydarzenie, a w zasadzie jedno nieopatrzne, filuterne spojrzenie błękitnych oczu sprawiło, że Marek, zapatrzywszy się na młodziutką, śliczną ekspedientkę, postanowił zostać tutaj na dłużej. Najpierw załatwił sobie pracę w cegielni u znajomych szwagra, następnie po miesiącu harówki postanowił zrobić coś więcej. Czuł, że ma marne szanse. Widywał ją w tym czasie na potańcówkach w rzgowskiej remizie strażackiej, niemal zawsze w towarzystwie niższej od siebie brunetki. Jednak wtedy nie zdobył się na odwagę, by poprosić ją do tańca. Uchodziła w okolicy za piękność, niejeden miejscowy kawaler kręcił się obok niej. Marek nieraz był świadkiem umizgów, wręczania prezencików czy tanecznego szaleństwa, co go jeszcze bardziej onieśmielało. Pewnego ranka powziął postanowienie, że wbrew zdrowemu rozsądkowi musi za wszelką cenę spróbować szczęścia. Pożyczył w tym celu motocykl marki Jawa, założył nowe ubranie, skropił się wodą kolońską, zakupił u ogrodnika bukiet róż i tak przygotowany zajechał pod cukiernię, tuż przed jej zamknięciem. Świat zawirował mu przed oczami, gdy po ukończeniu zmiany młoda ekspedientka zatrzymała się na niewysokich stopniach schodów w celu zamknięcia drzwi. Było pełne lato, gorące i duszne, a ona miała na sobie rozkloszowaną, z głębokim dekoltem sukienkę w drobne kwiatuszki. Kiedy upadły jej klucze, a ona się pochyliła, dostrzegł jej białe, smukłe uda i krew w nim natychmiast zawrzała jak szalona. Wracała do domu przez park, nie spiesząc się w zasadzie, lecz on nie miał odwagi do niej podejść. Kwiaty leżały zamknięte w kufrze przyczepionym do motocykla i czekały na odpowiedni moment. A ten jednak nie nadchodził, ponieważ niczego nieświadoma dziewczyna przecięła główną alejkę i przeszła obok strażnicy w kierunku ulicy Przejazd. Stał jak zamurowany, oczarowany jej smukłą, znikającą za rogiem sylwetką, zdając sobie sprawę, że tego wieczoru nie zdecyduje się na żaden gest.

Przyjeżdżał w to miejsce jeszcze wielokrotnie, obiecując sobie, że tym razem zdobędzie się na odwagę. A jednak tej ciągle mu brakowało. W obliczu urody dziewczyny, wdzięku, pewności siebie czuł się taki zagubiony. Aż pewnego razu stał tak jak zwykle po drugiej stronie ulicy, dokładnie obok kiosku Ruchu, który o tej porze był już zamknięty. Przez zakratowane okna widział w nim paczki papierosów, ulubioną gazetę „Kraj Rad”, która miała ładne ilustracje i kredowy papier, zeszyty, ołówki, zapałki i inne drobiazgi. Tym razem nie przyjechał motocyklem, stał oparty o ścianę budy, zanurzony w półmroku, i gapił się, jak Rozalia opuszcza lokal.

Postawiła pod nogami wypchaną zakupami siatkę, wyciągnęła klucze i pozamykała wszystkie zamki. Następnie zasunęła kratę i powtórzyła ten zabieg jeszcze raz. Zeskoczyła ze schodów i z niezwykłą lekkością ruchów przecięła wybrukowaną kocimi łbami drogę. Przeszła niemal obok niego, dlatego wstrzymał oddech i odruchowo wciągnął brzuch. Tymczasem ona tanecznym krokiem wsunęła się w głąb parku, zostawiając go w tyle. Smutnego i rozdartego wewnętrznie. Zatoczył tęsknie wzrokiem za jej oddalającą się z każdym metrem sylwetką. Z podwórek dochodziło ujadanie psów, na przemian z pohukiwaniem ptaków w koronach okolicznych drzew. Z ulicznej lampy spływał strumień żółtego światła, wokół panowała pustka. Lekki wiatr smagał go po twarzy chłodnym, przesiąkniętym aromatem drzew powietrzem. Odniósł nawet wrażenie, jakby poczuł zapach jej perfum, którego przecież nie znał. I nagle ogarnęło go coś w rodzaju rezygnacji. Skulił się w sobie, opuścił głowę i już zamierzał odejść, kiedy dostrzegł torbę na schodach. Dziewczyna musiała o niej zapomnieć, zamykając drzwi cukierni. Zerwał się z miejsca i pobiegł w tamtym kierunku. Po chwili zawrócił, goniąc za nią pędem.

– Nie zapomniała panienka czegoś? – wysapał do jej pleców, trzymając w ręku zgubę.

Znajdowali się akurat na skraju parku, tuż u wylotu ulicy Rawskiej, gdzie jedna z lamp patrzyła na nich mdłym, zmęczonym okiem.

Rozalia odwróciła się w okamgnieniu i obdarzyła go najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widział.

– Myślałam, że już nigdy się nie odważysz – odparła, mrużąc filuternie oczy.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Dom Róży. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Dom Róży
Anna Stryjewska4
Okładka książki - Dom Róży

Zrezygnowana i rozczarowana postawą najbliższych, Rozalia porzuca dotychczasowe życie i przenosi się do upragnionego domu na wsi. Jednak nawet ta decyzja...

Wydawnictwo
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje