Zrezygnowana i rozczarowana postawą najbliższych, Rozalia porzuca dotychczasowe życie i przenosi się do upragnionego domu na wsi. Jednak nawet ta decyzja nie pozwala jej żyć spokojnie. Wkrótce Róża musi zdecydować, czy ulec presji i poddać się namowom córki, czy być wierną swoim postanowieniom.
Fabuła powieści rozgrywa się w dwóch planach czasowych - teraźniejszości, kiedy to Rozalia walczy o niezależność, oraz w latach 70. i 80., w czasie, na który przypadły jej młodość, pierwsza miłość, rozbudzone nadzieje i obciążone konsekwencjami decyzje.

Dom Róży Anny Stryjewskiej to poruszająca opowieść o sile kobiet, trudnych wyborach i poszukiwaniu spokoju w świecie pełnym oczekiwań. To również historia o relacjach międzyludzkich, międzypokoleniowych konfliktach i odwadze do życia na własnych zasadach - niezależnie od czasów i okoliczności. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Dom Róży. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
– Sprzedajesz wieś i przeprowadzasz się do mnie! – oświadczyła kategorycznie córka, która niespodziewanie wtargnęła do sali i zatrzymała się obok jej łóżka.
Na szczęście Rozalia zdążyła się już odświeżyć i przy ofiarnej pomocy salowej zmienić koszulę na piżamę oraz zjeść śniadanie złożone z owsianki i kromki chleba z plastrem szynki konserwowej. Od razu poczuła się lepiej. Jednocześnie przybyło jej sił i energii.
Włosy miała uczesane, przygładzone nad czołem, w twarz wklepany ulubiony krem z ceramidami.
– Jak miło cię widzieć, córeczko. Rozgość się – odparła z przekąsem, wskazując ruchem głowy krzesło obok. – A jakieś dzień dobry czy coś?
Karolina od zawsze była piękną kobietą. Wysoką, ładnie zbudowaną, z blond włosami do ramion. Do tego ubierała się bardzo gustownie, zgodnie z najnowszymi trendami mody. Nigdy nie żałowała sobie na kosztowne dodatki i odmładzające zabiegi. Teraz prychnęła z niezadowoleniem, ściągnęła brwi ku nasadzie nosa, po czym niechętnie zerknęła na wolny mebel. Zdecydowanym ruchem zsunęła z ramienia torbę, elegancką, markową, i rzuciła ją w nogi łóżka. Rozalia poczuła jej ciężar na stopach, coś ostrego wbiło jej się w palec, więc syknęła i odruchowo zgięła nogi w kolanach. Zerknęła na Karolinę, która usiadła, robiąc krzywą minę.
– Nie zamierzam słuchać twoich wywodów! – oświadczyła. – Jak jest ci dobrze, jak się spełniasz, jak inni cię potrzebują. Gnałam do ciebie dwie godziny. Całe dwie godziny. Zostawiłam wszystko: ciasto w piekarniku, psy, rozgrzebane sprzątanie… Nie mam zamiaru tkwić tutaj w nieskończoność!
– Nikt cię o to nie prosi, córeczko – powiedziała miękko, z dozą ironii. – Każda z nas ma swoje życie. Obie jesteśmy dorosłe i za siebie odpowiadamy. A to, że tu przyjechałaś, było tylko twoją dobrą wolą. – Podrapała się po nosie.
– A tak w ogóle to kto cię powiadomił?
– Twoja sąsiadka! – sarknęła gniewnie Karolina. – Mówiłam ci tyle razy, żebyś skończyła z tą plantacją borówki. A ty wciąż swoje. Kiedy będziesz miała dość? – Uniosła ręce w teatralnym geście. – Masz już, kobieto, prawie siedemdziesiąt lat! Opamiętaj się!
– Dopiero sześćdziesiąt pięć – poprawiła Rozalia. – I przypominam ci, że ta kobieta jest twoją matką.
– Chciałabym, żeby tak było dalej, ale jak nie będziesz o siebie dbała, to kto wie… – Karolina urwała i wydęła uszminkowane wargi.
– To co? Sugerujesz, że wybiorę się na tamten świat?
– Sama to powiedziałaś! I nie oczekuj ode mnie współczucia, okej?
– Okej – przytaknęła. – Tylko po co te nerwy? Nie rozumiem… Jak widzisz, wszystko jest w porządku. Przed chwilą był lekarz i ocenił mój stan jako stabilny. Naprawdę, nie ma się o co pieklić. – Demonstracyjnie sięgnęła po kubek stojący na szafce. Upiła z niego łyk zimnej wody.
Karolina odstawiła na blat butelkę soku z pomarańczy i dwa dojrzałe banany.
– Dziękuję za te podarki – mruknęła matka. – Nie trzeba było…
Pacjentka z sąsiedniego łóżka podniosła z zaciekawieniem głowę. Chwilę patrzyła w ich stronę, potem zrezygnowana opadła na poduszkę.
– Pomóc pani? – rzuciła Rozalia w jej stronę.
– Upadł mi różaniec… – wyjęczała starsza, sucha kobieta, wskazując palcem na podłogę.
Karolina zerwała się z krzesła i bez słowa podniosła koronkę, następnie podała ją staruszce. Ta podziękowała skinieniem głowy.
Po chwili córka znów była przy niej. Skrzywiła się i omiotła ją niecierpliwym spojrzeniem.
– Przemyśl to, co powiedziałam, bo nie mam zamiaru wciąż się o ciebie martwić.
– O mnie? Ależ nikt ci nie każe!
– Jasne! – wycedziła poirytowana. – Dlatego rzuciłam wszystko, aby tutaj być?
– Jak chcesz, możesz wracać do domu. Nic tu po tobie – powiedziała Rozalia, modulując głosem.
Karolina zerknęła na nią spod zmrużonych powiek. Jej niebieskie tęczówki błysnęły ostrzegawczo.
– Jesteś pewna?
– Dam sobie radę, nie musisz tu przyjeżdżać. Poza tym dzwoniła Helenka. Obiecała, że przywiezie mi koszulę, książkę i butelkę wody. Ale i tak pewnie niedługo mnie wypuszczą. W tych czasach nikogo już nie trzymają długo w szpitalu… A ty jesteś pewnie bardzo zajęta.
Zerknęła na córkę, która w tym momencie gniewnie zmarszczyła brwi i nerwowo poderwała się z miejsca.
– Jak chcesz! Tylko nie dzwoń, jak będziesz czegoś potrzebowała!
Rozalia prychnęła lekko. Uniosła brodę i omiotła Karolinę nieco wyniosłym wzrokiem.
– Nie mam takiego zamiaru.
– Cała ty! – rzuciła wzburzona córka. – Wciąż dumna i nieprzejednana! Nawet ten cholerny udar niczego cię nie nauczył! Jaka byłaś uparta, taka jesteś!
– A udar miał to zmienić?
Młoda kobieta chwyciła nerwowo za ucho torby i nasunęła je na ramię. Zrobiła gwałtowny obrót. Zapach jej dobrych perfum musnął po nosie matki. Karolina zawsze miała świetny gust, stwierdziła w myślach, wciągając ulubioną woń.
– Tak myślałam, ale byłam głupia i naiwna! Wracam do domu!
Karolina nawet nie pochyliła się, by pocałować matkę i życzyć jej szybkiego powrotu do zdrowia.
Następnie oddalający się stukot obcasów oznajmił, że właśnie opuściła salę chorych.
Książkę Dom Róży kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
Błąd podczas pobierania komentarzy. Spróbuj ponownie.