Dwunaste piętro Natalii Szyszkowskiej to przejmująca, w dużej mierze autobiograficzna powieść obyczajowa, w której autorka konfrontuje czytelnika z nagłym, dramatycznym zwrotem w życiu – diagnozą ciężkiej choroby.

Opowieść rozpięta jest między dwoma światami: dawnym – pełnym podróży, rodzinnego spokoju i radości z debiutu literackiego – oraz nowym, zamkniętym w ciasnej szpitalnej izolatce, przesyconym bólem, lękiem i niepewnością jutra. Plastyczne opisy przywołują miejsca, które bohaterka odwiedziła przed chorobą: rozgrzane uliczki Mostaru, nocne życie Florencji, norweskie fiordy, paryskie bulwary czy wietrzne wybrzeże Cabo da Roca. Wspomnienia te przeplatają się z duszną rzeczywistością tytułowego dwunastego piętra szpitala. To szczera, momentami brutalna relacja, w której nie ma upiększeń ani fałszywej nadziei – a jednak w przewrotnie zatytułowanym, ostatnim rozdziale Kolumbia tli się światełko i niedopowiedziane jutro.
Dwunaste piętro to historia o stracie, walce i przeobrażeniu, ale też o sile wspomnień, które mogą ocalić człowieka w najtrudniejszych chwilach. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Axis Mundi. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki Dwunaste piętro:
Na poduszce leżą włosy. Pełno ich, spora garść. Jeszcze wczoraj, czesałam je grzebieniem i zaledwie kilka oderwało się od skóry. Teraz każde pociągnięcie niemal zakrywa ząbki. Natychmiast ogarnia mnie poczucie nieodwracalności. Właśnie ono, żadna tam panika, żadna rozpacz. Wyciągam z szafy dwie chusty, które dostałam od chrzestnej. Jedna jest ciemnozielona, śliska i przyjemna w dotyku, druga absurdalnie granatowa z malutkimi białymi figurami geometrycznymi, powtykanymi byle jak i byle gdzie. Kwadraty, koła, romby, trapezy brzydko rozlewają się po powierzchni materiału. Przyciskam dzwonek. Drobniutka młoda jasnowłosa pielęgniarka wsuwa głowę do pokoju.
– Golicie głowy? – pytam, mnąc w dłoni granatową chustę. Jest sztywna, jakby była wykrochmalona.
– Tak, ale musi pani zaczekać do poniedziałku. Wtedy przychodzi osoba, która się tym zajmuje. Ma pani własną maszynkę? Nasze golą na zero.
– Będę mieć – mówię i uśmiecham się krótko, a smutne oczy dziewczyny ślizgają się po mojej twarzy.
– Odrastają piękniejsze, gęstsze i mocniejsze – szepcze łagodnie i znika.
– Podobnie jak odcięta kończyna, która odrasta znacznie większa i silniejsza z sześcioma, gdzie tam, z siedmioma palcami! – wołam do pustych drzwi. – Podobnie jak usunięta macica, które odradza się, połykając wszystkie wnętrzności na swojej drodze i oto może już rodzić w nieskończoność stworzenia wszelakiego gatunku! – krzyczę jeszcze głośniej i chce mi się śmiać. – Podobnie jak wyrwane serce, które na nowo staje się twardą, zimną bryłą o nieregularnym kształcie i tylko czeka, żeby ponownie rozpaść się na drobne, lodowate kryształki! – wrzeszczę i naprawdę jest mi wesoło.
Wyskakuję z łóżka. Ściągam gumkę z włosów i zaczynam kręcić się w kółko. Jak to było z tymi derwiszami? Ile ten ich wir trwał? Dziesięć minut? Kilka godzin? Nie pamiętam, ile czasu powinno wystarczyć, aby ostatecznie zbliżyć się do Boga. Rozpoczynam kręcenie od prawej strony, coraz szybciej i szybciej, to powinno odpędzić pecha i oczyścić ciało z negatywnej energii. Szalony taniec pochłania mnie całkowicie. Robi mi się niedobrze, widzę, jak w tym moim pędzie długie, proste kosmyki spadają na podłogę. Zatrzymuję się, ale tylko na kilka sekund. Próbuję złapać równowagę, szukam po omacku parapetu, chwytam się go, prostuję sylwetkę i odpycham się z całej siły. Tym razem jednak rozpoczynam swój wir od lewej strony. Stopy powoli rozgrzewają się, ich ciepło promieniuje na całą moją postać. Pędzę niewyobrażalnie szybko, jestem kołem, którego nie da się zatrzymać. Bóg powinien już tu być. Czuję wyraźnie, jak włosy ześlizgują się po mojej szyi, łaskoczą przy tym delikatnie. Ktoś mnie woła, słyszę wyraźnie swoje imię. Zwalniam. Jest mi tak słabo, że muszę natychmiast położyć się na łóżku, inaczej przewrócę się i uderzę łbem o posadzkę. Boli mnie całe ciało, głowa płonie jak pochodnia. Próbuję wbić wzrok w jeden punkt, ale wszystko jest jeszcze zamazane. Liczę po cichutku do stu. Zamykam oczy, otwieram. Znów zamykam i znów otwieram. I wreszcie jest tak, jak być powinno. Widzę przed sobą to, czego szukałam. Wystawiam język do kamery. Już się nie przejmuję. Jestem małą dziewczynką, próżną i głupią.
Książkę Dwunaste piętro kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
