O Buntowniczce z pustyni słyszałam i czytałam masę dobrego. Podchodziłam do niej z nadzieją na fajny kawałek młodzieżowej literatury, ale chyba miałam odrobinę za duże nadzieje: jest ok, ale nie powala.
Kilka słów o fabule – zabrzmią znajomo. Amani, główna bohaterka, mieszka na zapyziałym końcu świata pośrodku pustyni. Chce uciec z domu, by uniknąć wydania za mąż za własnego wuja – bo w tym świecie kobiety niespecjalnie mają prawo głosu. Dziewczyna doskonale posługuje się bronią i jest wyjątkowo uparta, udaje jej się więc opuścić pełne pyłu Dustwalk – z niewielką pomocą tajemniczego cudzoziemca, Jina – i wyruszyć w podróż do miasta, w którym żyje jej ciotka. Po drodze jednak plany się zmienią.
Powtórka z rozrywki
Jak widać po zarysie fabuły – dostajemy w sumie to samo, co w innych młodzieżówkach:
- silną, niezwykłą bohaterkę
- tajemniczego przystojniaka
- opresyjny system władzy
- wątek romantyczny (gdybyście się nie domyślali)
Tu dodatkowo wpleciony został wątek wojny i władzy: wojna toczy się między sułtanatem a sąsiednim państwem, a po pustyni harcuje grupa buntowników pod wodzą wyklętego syna sułtana, który chce sięgnąć po należący mu się tron. Podbite to zostało motywem nadprzyrodzonym: w krainie pustyni spotkamy dżiny, roki, koszmary, ale też najróżniejsze duchy, półbóstwa i… potomstwo dżinów, w tym wypadku dyskryminowane i zabijane przez ludzi.
Całość nie składa się jednak na nic wyjątkowo oryginalnego.
Romans drogi
Generalnie od momentu ucieczki Amani mamy tu do czynienia z powieścią drogi – bohaterowie wędrują przez pustynię, oczywiście rodzi się między nimi jakiś rodzaj uczucia, a przy okazji zwiedzamy piaszczysty świat przedstawiony. Tu akurat Alwyn Hamilton pokazała coś oryginalnego: miks Dzikiego Zachodu z Bliskim Wschodem. Mamy pustynię, bliskowschodnią mitologię, karawany, sporo zwyczajów z tego regionu, ale także rewolwerowców, stroje, saloonowe bitki rodem z westernów. Mieszanka jest ciekawa (dla mnie była też zaskakująca), ale udana.
Całość jednak skupia się mocno nie tyle na realiach (co wyszłoby książce na plus), co na przemyśleniach Amani, wędrówce z Jinem, paru historiach o wojnie i w końcu buntownikach. A szkoda – przez to książka jest dość… nijaka i fabularnie wtórna.
To by było na tyle
O książkach nijakich najtrudniej pisać – więc i recenzja nie jest długa. Ostatecznie Buntowniczka z pustyni to przyjemne czytadło, sprawnie napisane, nieźle przetłumaczone, osadzone w interesującym uniwersum, ale wtórne i do zapomnienia. Raczej dla nastolatków niż starszego odbiorcy. Czytajcie, jeśli was to nie zraża.
Recenzja ukazała się pierwotnie na blogu Matka Przełożona.
Jestem dziewczyną, która mogłaby robić, co jej się żywnie podoba, gdyby urodziła się jako chłopak.
Więcej