„Głos z piekła” Marka Krajewskiego to powieść, która wciągnęła mnie nie tyle fabułą, ile stanem ducha, w jaki mnie wprawiła. Od pierwszych stron czułam, że autor nie tyle snuje przemyślaną historię kryminalną, ile otwiera przede mną drzwi do mrocznego świata, w którym coś drży, szemrze, wypełza spod podszewki rzeczywistości. To jedno z tych doświadczeń literackich, które zostawia ślad – niekoniecznie wygodny, nie zawsze przyjemny, ale intensywny. Krajewski nie stara się czytelniczce umilić czasu; przeciwnie, poddaje ją próbie, zaprasza do konfrontacji z tym, co w człowieku najciemniejsze, a jednocześnie najbardziej prawdziwe.
Czytając, miałam nieodparte wrażenie, że „Głos z piekła” jest powieścią przede wszystkim o złu – nie w sensie abstrakcyjnym, metafizycznym, ale ludzkim, codziennym, wyrosłym z lęków, kompleksów, zranień i pragnień, których nie potrafimy wypowiedzieć. Krajewski od lat buduje swoje historie na fundamentach mrocznej topografii, jednak tutaj przestrzeń wydaje się szczególnie gęsta, namacalna, jakby każde miejsce – ulica, pokój, klatka schodowa – opowiadało własną, szeptaną historię. Czułam się chwilami tak, jakbym nie tyle oglądała scenerię, ile była wciągana w jej trzewia. Ta atmosfera powolnego zanurzenia w ciemność staje się jednym z najmocniejszych aspektów lektury.
Bohaterowie, których Krajewski stawia na mojej drodze, są dalecy od jednoznaczności. To ludzie, w których łatwo zobaczyć fragmenty siebie – czasem te, o których wolałabym nie pamiętać. Nikt tu nie jest krystaliczny, nikt też nie jest potworem od początku do końca. Autor pokazuje, jak kruche bywają granice, które wyznaczamy między dobrem a złem. Czytając, coraz częściej łapałam się na myśli, że w pewnych okolicznościach każdy może zboczyć z właściwej ścieżki, że czasem wystarczą okoliczności, presja, zraniona duma czy niezaleczona trauma. Ta świadomość wzbudza niepokój – i sprawia, że książka działa nie tylko na intelekt, lecz także na sumienie.
Atmosfera powieści jest nieustannie napięta, jak struna, która drga od najmniejszego dotyku. Krajewski konstruuje ją nie za pomocą nachalnych opisów, lecz szczegółów: odgłosów, zapachów, mikroscen, w których świat przedstawiony pulsuje czymś nieokreślonym. To nie jest horror, a mimo to kilka razy poczułam, że serce przyspiesza; to nie jest thriller psychologiczny, a jednak trudno nie odczuwać ciężaru emocjonalnego unoszącego się nad każdym rozdziałem. Autor posługuje się półcieniem – niedopowiedzeniem, napięciem, które narasta niepostrzeżenie, aż nagle orientuję się, że czytam w absolutnej ciszy, z zapartym tchem.
Najbardziej poruszyła mnie jednak nie sama zbrodnia, lecz pytania, które powieść zadaje po cichu, konsekwentnie, niemal natrętnie. Pytania o to, ile w nas jest ciemności – tej, której nie pokazujemy nikomu, może nawet sobie. O to, czy zło zawsze ma twarz potwora, czy raczej zwykłego człowieka, który w pewnym momencie dokonuje złego wyboru. O to, jak łatwo usprawiedliwiamy własne słabości, a jak surowo oceniamy cudze. Krajewski nie daje odpowiedzi; nie moralizuje, nie narzuca tonu. Zmusza jednak, bym sama zaczęła te odpowiedzi szukać, a to właśnie sprawia, że książka zostaje we mnie na dłużej, niż początkowo przypuszczałam.
„Głos z piekła” okazał się dla mnie lekturą wymagającą – nie dlatego, że jest trudny w odbiorze, ale dlatego, że pobudza do refleksji, których nie można po prostu odłożyć razem z książką. To powieść gęsta, surowa, przenikliwa. Powieść, która nie oferuje ukojenia, ale za to daje rzadką w dzisiejszej literaturze możliwość zajrzenia w miejsca, które zwykle omijamy wzrokiem. Zamykając ostatnią stronę, czułam mieszaninę ulgi i niepokoju – ulgi, że mogę wreszcie zaczerpnąć pełny oddech, i niepokoju, że część tej opowieści została ze mną, jak echo kroków gdzieś zbyt blisko.
I właśnie dlatego ta książka jest tak dobra.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2025-10-29
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 416
Dodał/a opinię:
Ewelina Białogołąbek
Wrocław, rok 1913. Młody wachmistrz kryminalny Eberhard Mock może stracić wszystko. Dał się wplątać w obyczajowy skandal, grozi mu wyrzucenie z policji...
Wrocław, rok 1919. Na jednej z wysepek w rozlewiskach Odry dwóch gimnazjalistów dokonuje makabrycznego odkrycia. Przybyły na miejsce asystent...