Seria "Szklany tron" zaintrygowała mnie już dawno i chętnie sięgałam po kolejne tomy. Niemniej jednak po trzech pierwszych miałam już trochę dość, ale dotrwałam do piątego. Byłam ciekawa co będzie dalej. Jak się okazało, piąty tom jest chyba ostatnim, po który sięgnęłam z tej serii. Historia jest zbyt rozwlekła, a liczne błędy ostudziły mój czytelniczy zapał.
Nie twierdzę, że książka jest zła, jest ciekawa. Pomysł jest naprawdę fajny, a raczej był, bo później wszystko się zepsuło. Polityczne rozgrywki, walki i tajemnice przerodziły się w nieskończone miłosne wątki, w które autorka na siłę pchała bohaterów. Nie było już tego pazura, Aelin irytowała mnie cały czas, a Rowan biegał za nią jak piesek za kością.
W książce nie brakuje błędów logicznych, które od razu się rzucają w oczy. Ponadto irytowało mnie rozwlekanie historii, przez co ledwo do końca dociągnęłam, a wątki romantyczne przyprawiały mnie o mdłości. I chociaż na początku czytałam z zapałem, to w połowie zaczęło się wszystko psuć konkretnie. Pozostały mi mieszane uczucia oraz niesmak.
Zacznijmy od tego co mi się nie podobało. Może być trochę spoilerów, aby pokazać błędy.
1. Aelin kreowana jest na superbohaterkę, superwoman, która ma potężną moc, potrafi wznieść potężny ogień, a w dodatku jest niesamowitym zabójcą. Jest niby taka idealna, królowa którą wszyscy uwielbiają, oczywiście ma wielkie ego, jakaż to ona jest wspaniała, a co do czego przychodzi, większość odwraca się do niej plecami, nie ma swojego dworu, wszyscy mają ją za "królową sukę" i tylko kilka osób jej pomaga. Oczywiście razem potrafią pokonać wiele zła, wychwalają Aelin, a gdy jej moc jest potrzebna, okazuje się, że nie potrafi posługiwać się nią.
Idealna królowa, która uważa się za wspaniałą, a w gruncie rzeczy jest przeciętna i nie radzi sobie z własną mocą.
Ponadto Aelin jest bohaterką, która traktuje wszystkich z góry, a siebie uważa za największy cud tego świata. Zapatrzona w siebie egoistka. Wszyscy muszą ją lubić, bo jak jest inaczej, to grozi mu śmierć.
Autorka w sumie sama sobie zaprzecza.
Uważam, że Aelin jest głupią dziewczynką, która chwali się swoim tytułem, a nie zapracowała na niego, a zabójczyni z niej taka, jak z koziego tyłka trąba. Bardziej nazwałabym ją morderczynią, bo zabija tylko wtedy, gdy ktoś zalezie jej za skórę, a zabójcy mają inny charakter.
2. Erawan stworzył potężne potwory, Ilkeny, które rzekomo ciężko pokonać. I kiedy stają na drodze potężnego wojownika Fae, Lorcana, okazuje się, że on nie potrafi ich pokonać swoją mocą, bo są na nią odporne i nawet bronią ciężko mu załatwić sprawę. A później następuje zwrot akcji i gdy spotyka kolejne, odcina im głowy bez większego problemu.
Dodatkowo drużyna Aelin potrafi swoją potężną mocą wyrżną je w pień, a wojownik, który ma 500 lat nie potrafi tego...
A najlepszy był moment, gdy kaleka, chuda Elide odrąbywała głowy Ilkenom, kiedy potężni wojownicy mieli z tym problem.
Już nie skomentuję tego, że Aelin potrafiła zabić pięćset Ilkenów, a miała problem z zatopieniem wrogich statków (dwóch lub trzech, nie pamiętam dokładnie)... Albo jest silna, albo nie.
3. Kolejnym irytującym problemem tej książki jest łączenie bohaterów w pary. Jest to robione na siłę i dla mnie niezrozumiałe, bo książka z ciekawej fantastyki z potencjałem przerodziła się w nudny romans. Nieśmiertelni wojownicy bez serca, nagle tracą rozum dla śmiertelników i tak w kółko...
No aż mnie mdliło. Już sam związek Aelin i Rowana był dla mnie ciężki do przełknięcia. Na początku był uroczy, ale teraz przerodził się w dzikie popędy seksualne i co kilkanaście stron były ich miłosne uniesienia. Zupełnie nie spodobało mi się rozwinięcie ich miłości, autorka nie potrafiła w ciekawy sposób tego ugryźć. Ponadto tom pierwszy jest dla 15+, a przy piątym tomie należałoby dać ograniczenie od 18-stu lat...
I jeszcze Dorian, Manon, Lorcan i Elide, ileż można...
4. Zmiennokształtna wiele lat nie używała swojej mocy, ale potrafi przeobrażać się w potężne potwory. To takie nielogiczne, bo jeśli nie używało się mocy przez lata, to jej ponowne użycie nie powinno być takie proste.
5. Zakończenie powieści jest tak błahe, śmieszne i do przewidzenia, że aż nie mam ochoty poznawać dalszych losów bohaterów. Wszystko było do przewidzenia. Wielkie zakończenie pełne intryg i tak bardzo schematyczne.
Tego jest oczywiście więcej, ale te punkty najbardziej mnie zirytowały. Książka jest naciągana, cała historia to takie masło maślane. Autorka sama sobie zaprzecza, na siłę kreuje związki, a do tego zakończyła książkę spektakularnie, aby powstała kontynuacja. Kontynuacja, po którą nie sięgnę, bo już za daleko to zostało pociągnięte.
Poza tym zastanawiam się gdzie jest Nesryn i Chaol? Zaginęli w akcji, nic o nich nie słychać, bo oczywiście musi powstać kolejna książka. Uważam, że autorka powinna zakończyć wszystko w maksymalnie trzech tomach, a nie ciągnąć całość coraz dalej i dalej, nie mieć pomysłu i wciskać wątki miłosne, zamiast skupić się na politycznych rozgrywkach, które miały być tak ważne. Nie twierdzę, że ich nie ma, są, ale zostały przytłumione przez tęczę.
Powiększający się fanklub Aelin, w którą wszyscy wpatrują się jak w obrazek, irytował mnie bardzo. Każdy kto dołącza do jej "dworu" traci swój charakter, ląduje pod jej butem i zachowuje się jak pies na usługi...
A Erawan niby potężny, a czeka na oklaski, żeby wpaść i pozamiatać. A w gruncie rzeczy, pewnie i tak przecudowna Aelin wygra.
Książka, jak i cała seria miały potencjał, ale został zgubiony dawno.
Wydawnictwo: Uroboros
Data wydania: 2017-04-26
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 920
Tytuł oryginału: Empire of Storms
Język oryginału: Polski
Tłumaczenie: Marcin Mortka
Dodał/a opinię:
natalia6202
Feyra powraca do Dworu Wiosny, zdeterminowana by zdobyć informacje o działaniach Tamlina oraz potężnego, złowrogiego króla Hybernii, który grozi, że rozgromi...
Drugi tom cyklu Szklany tron, opowiadającego o zabójczyni Celaenie Sardothien Po roku ciężkiej pracy w kopalni soli osiemnastoletnia Celaena Sardothien...