iele kontynuacji wspaniałych pierwszych części jest pisanych na siłę i nie zostaje odrzucona przez czytelnika głównie ze względu na sentyment do postaci lub przez chęć głębszego zrozumienia pobudek bohaterów czy dowiedzenia się jak autor zakończył ulubiony wątek. Na szczęście z przyjemnością muszę przyznać Robertowi Maccammonowi, drugi tom Łabędziego śpiewu jest nie tylko nowy tematycznie, ale również, w ogólnym odczuciu, tak samo fascynujący co pierwszy.
o pierwsze, sama idea książki się zmienia. Akcja toczy się siedem lat później i o ile w pierwej części dominowała wędrówka i przetrwanie, to w kolejnej władzę przejmuje próba odbudowy życia. Tutaj, po raz kolejny autor zachwyca swoją wnikliwością. Ukazuje, że część ludzkości pojmuje siłę jako ponowne odnowienie cywilizacji, część jako tworzenie armii, a część jako wprowadzanie w życie sowich szalonych pomysłów. Pozwala czytelnikowi na obserwację niewielkich grup tych, którzy przetrwali, walczących o najpotrzebniejsze dobra. Z jednej strony opisuje chęć do ponownej próby odnalezienia w innych człowieczeństwa, z drugiej - roztacza szeroki obraz wojny, pogardy i samolubności. Tematyka utworu spowodowała u mnie dość silną reakcję, nawet dziś - ponad miesiąc po przeczytaniu pozycji, wracają do mnie tamte przemyślenia i strach przed ludzką naturą.
ie mniej wstrząsający okazali się bohaterowie. W utworze występuje większość postaci, które pozostały przy życiu w pierwszym tomie, a nawet pojawia się jedna z tych, którą uważałam za martwą, jako jedną z pierwszych. Niestety wątek mojego ukochanego, wiernego żonie mężczyzny z poprzedniej części pozostaje otwarty. Na szczęście jego miejsce zajmuje całe grono misternie dopracowanych, nowych postaci, od kilku ludzkich armii, przez drobne grupy złodziejaszków, niedobitków, kontynuując grupami zamieszkującymi niewielkie miejscowości, organizujących szpitale polowe aż po ocalałych z zakładu psychiatrycznego. Czytelnik zostaje wprowadzony w szerokie spektrum wszystkich ich wad i zalet, marzeń oraz wytworów czasem chorego umysłu.
olejnym genialnym posunięciem autora jest wprowadzenie idei maski Hioba, czyli tajemniczej narośli pojawiającej się na twarzach przypadkowych osób. Przede wszystkim doceniłam to, że dotknięte twarzą prawdy zostały zarówno dobre, jak i złe osoby, a także to, że do "sprawdzenia" bohaterowie byli wybierani zupełnie losowo. Z resztą Robertowi Maccammonowi pomysłów nie brakuje. Podczas czytania można się zetknąć z magiczną, szklaną koroną - pierścieniem, wielokrotnymi nawiązaniami do kart tarota, siłą gazety i jej wpływem na ludzką psychikę, a także tajemniczym stworzeniem rodem z piekła.
' propos, mimo dość prostego podziału zarówno postaci, jak i pozostałych sił na dobro i zło, nie wyczułam w nich sztuczności. Co więcej, idea diabła zdawała się być niemalże ludzka, nawet ze swoimi zdolnościami do zmiany wyglądu. Jednak podczas gdy to pierwszy tom skupiał się głównie na tajemniczym ucieleśnieniu czorta, drugi symbolizuje bardziej nadzieję w istnienie Boga. Ku mojemu zdumieniu, mimo wyraźnego podkreślenia siły dobra, fizyczne istnienie istoty wyższej zostało niemalże zanegowane poprzez ludzką pomyłkę, która swoje wyobrażenie Najwyższego oparła na zwykłym człowieku.
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Data wydania: 2013-11-07
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 552
Dodał/a opinię:
Zuzanna Bukowska
Powieść „Królowa Bedlam” to kontynuacja bestsellerowego „Zewu nocnego ptaka”, w której autor Robert McCammon po raz kolejny daje...
Usherowie są jedną z najpotężniejszych rodzin w Stanach Zjednoczonych. Gigantycznej fortuny dorobili się na produkcji i handlu bronią. Dzięki tak ogromnemu...