O ,,Making faces" słyszałam wielokrotnie. Spotkałam się z wieloma opiniami wychwalającymi dzieło Amy Harmon. Gdy nadarzyła się okazja przeczytania tej książki, nie wahałam się ani chwili i z niecierpliwością zabrałam się za jej lekturę.
"Każdy jest dla kogoś głównym bohaterem..."
Niestety, jak to często bywa przy wygórowanych oczekiwaniach, już pierwsze rozdziały ostudziły mój zapał. Licealne wielkie i mniejsze miłości mają to do siebie, że zostały już opisane na wszelkie możliwe sposoby, czym więc Amy Harmon zdobywa tak wielkie rzesze fanów?
Amy Harmon (ur. 17 września 1968r) mówca motywacyjny, nauczycielka i mama. Dorastała na wsi, a pisanie od zawsze sprawiało jej ogromną przyjemność. ukończyła dziennikarstwo na University of Michigain. Zdobyła nagrodę Pulitzera w kategorii ,,dziennikarstwo wyjaśniające". Jej książki opublikowano w siedmiu krajach. W Polsce do tej pory ukazały się dwie powieści ,,Prawo Mojżesza"oraz ,,Pieśń Dawida".
Jak już wspomniałam, fabuła na początku lektury nie zachęca do kontynuacji czytania. Jesteśmy w liceum, w małym miasteczku i obserwujemy jak Fern ,,ślini się" na widok szalenie przystojnego Ambrose'a, który notabene, nawet jej nie zauważa. Śledzimy poczynania chłopaka w drużynie zapaśniczej. Obserwujemy, jak zdobywa kolejne odznaczenia i uwielbienie płci pięknej. Losy bohaterów przecinane są retrospekcjami z przeszłości, które są dość irytujące, gdyż początkowo niewiele wnoszą do książki i wydawałoby się, że nie mają kompletnie sensu.
Sytuacja zmienia się gdzieś w połowie książki, gdy po ataku terrorystycznym na World Trade Center, Ambrose postanawia wyjechać do Afganistanu. Fabuła diametralnie zawraca i po długim wstępie, przy którym lekko się wynudziłam, autorka przeszła do meritum swojej książki, od którego już oderwać się nie mogłam. Po zakończonej lekturze wszelkie moje wcześniejsze zarzuty nie mają racji bytu. Płaskie charaktery bohaterów równoważy postać Baileya, a retrospekcje okazują się idealnie dopełniać fabułę powieści.
"Kiedyś bałem się, że pójdę do piekła. Ale teraz w nim jestem i wcale nie wydaje się takie straszne."
Nie jest mi łatwo wyrażać opinie o tej książce, kiedy po jej przeczytaniu mam w głowie całkowity mętlik. ,,Making faces" jest tak naładowana emocjami, że jej czytanie aż boli. Niezbyt często zdarza mi się płakać przy lekturach, czasami oczy mi się zaszklą ze wzruszenie, ale przy powieści Amy Harmon wyłam (bo inaczej tego nazwać nie można) nieprzerwanie przez chyba godzinę. Łzy bardzo utrudniają czytanie, ale nie mogłam przerwać.
Bohaterowie ,,Making Faces" są bez wątpienia realni, ale brakuje w nich głębi i wyrazistości, wszystkim poza jednym. Bailey jest jedyną postacią w całej książce, która udowadnia, że talent autorki do kreowania swoich bohaterów literackich, jest naprawdę imponujący. Swoją bezpośredniością i specyficznym poczuciem humoru bardzo szybko sprawił, że bardzo go polubiłam i z ogromnym zainteresowaniem śledziłam jego poczynania.
,,Making faces" pod fasadą błahego romansu nastolatków i przewidywalnej fabuły, kryje w sobie niewyobrażalny ładunek emocjonalny, który wręcz przygniata czytelnika. Jeżeli szukasz lekkiej powieści, o której zapomnisz zaraz po przeczytaniu, to ta lektura nie jest dla Ciebie odpowiednia. ,,Making faces" jest książką, którą odczujesz każdą komórką ciała i każdym nerwem, a po zakończonej lekturze spojrzysz na życie w całkiem inny sposób.
Informacje dodatkowe o Making Faces:
Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2017-01-05
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-283-1949-3
Liczba stron: 344
Tytuł oryginału: Making Faces
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Joanna Sugiero
Dodał/a opinię:
Agnieszka Zabawa
Sprawdzam ceny dla ciebie ...