"Miasto burz" to drugi tom cyklu "Komisarz Bruno".
Autor malowniczo i obrazowo przedstawia swoje miasto, co może czytelnikom przypaść do gustu. Podobnie było u mnie, jednak jeśli chodzi o wykreowaną historię- ta nie wywołała u mnie wielkiej euforii.
Pierwszy tom - "Miasto mgieł" odebrałem podobnie- wynudził mnie mimo, że ocierał się o motyw "wampiryzmu", który uwielbiam.
Życie przybiera różnych barw. Zaliczamy wzloty i upadki. Bywa, że podnosimy się po bolesnym upadku, czasami wyciągamy wnioski, a czasami trwamy w iluzji.
Z autorami jest podobnie. Potrafią stworzyć książkę życia. Zaś każda kolejna jest przeciętną historią. Mimo, że historia nie przypada do gustu to wielu czytelników patrzy na nią przez pryzmat samego autora przez co czytelnik ma skrzywiony obraz odbierania historii. Oceniają wysoko bo jest to historia wykreowana przez TEGO autora.
Sandomierz nawiedza kolejne zjawisko atmosferyczne. Tym razem jest to tytułowa burza, która ukazuje swoje mroczne oblicze. Tutaj nie można odmówić autorowi talentu- świetny opis zjawiska atmosferycznego. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że w tym wypadku słynny "pogodynek" Jarosław Kret, może czuć konkurencję na plecach.
W wyniku groźnego zjawiska meteorologicznego ginie znany fotograf. Takie wypadki się zdarzają. Nikt nie jest w stanie przewidzieć jaki los szykuje nam nieprzewidywalna natura. I może pamięć o ofierze by szybko odeszła w zapomnienie, lecz na jaw wychodzą mroczne tajemnice.
Atmosferę podgrzewa anonimowe zgłoszenie o morderstwie. Chaotyczne, pełne emocji. Wszystko wskazuje na rodzinną sprzeczkę, czego konsekwencją jest śmierć jednego z członków rodziny.
Po głębszej analizie, sprawa staje się wątpliwa. Przeszłość zaczyna odgrywać pierwsze skrzypce, a jej stopniowe odkrywanie przybliża nas do odkrycia prawdy. Dalej nie jest już tak kolorowo.
Nie poczułem zupełnie chemii z wykreowanymi bohaterami. Zabrakło mi gdzieś tego pazura, dzięki któremu autor wcześniej potrafił zarazić czytelnika swoją twórczością. Dialogi momentami odebrałem jako infantylne. A czasami wydawało się mi, że mam do czynienia z odgrzewanym kotletem.
Akcja toczy się na dwóch płaszczyznach. Teraźniejszość przeplatana z okresem PRL-u. Mamy do czynienia z lokalnymi tajemnicami, które powoli zostają odkryte i wchodzą w jedną linię czasową.
Pojawia się wiele elementów, które powodują, że mam wrażenie, że obcuję z literaturą faktu, a nie kryminałem.
Pewne wydarzenia są dość przewidywalne co według mnie psuje całą zabawę.
Pojawia się kilka drobnych błędów. Jednak nie moim zadaniem jest ich wytykanie. Skupiam się wyłącznie na swoich odczuciach- te zaś są mieszane. Książkę nie oceniam jako spektakularne dzieło, a raczej przeciętną historię.
Autor zachwycał mnie swoimi wcześniejszymi historiami, uwielbiałem jego twórczość, czekałem na każdą kolejną książkę - zaś przy analizowanym cyklu mam wrażenie, że autor mierzy się ze spadkiem formy.
Całość skwituję jednym z cytatów:
"Nie czekaj, aż przeminą burze twojego życia.
Naucz się tańczyć w deszczu".
🅢🅣🅔🅥🅔 🅡🅘🅩🅩🅞
Wydawnictwo: Skarpa Warszawska
Data wydania: 2025-04-23
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 400
Dodał/a opinię:
Zimą 1978 roku świat był bliski końca. Śnieg przykrył ziemię grubą warstwą, a niektórzy twierdzili, że nawet piekło zamarzło. Tymczasem ono właśnie wtedy...
Nie pozwolisz żyć czarownicy. Księga Wyjścia 22,17 Ksiądz sprzedający fałszywe medaliki o cudownych właściwościach zostaje spalony żywcem przed swoim...