Kiedy sięgałam po "Nie ma tego złego" wiedziałam, że będzie zabawnie, odrobinę rubasznie i lekko. Marcina Mortkę znałam z innego cyklu jego autorstwa, rozpoczynającego się "Płonącym Union Jackiem". W zamierzchłych czasach, kiedy miałam okazję czytać o mortkowych korsarzach, nie byłam namiętną czytelniczką i teraz odrobinę bałam się, czy humor zaserwowany przez autora wciąż jest w moim guście. Trochę odkładałam lekturę, ale... nie ma tego złego - myślę, że właśnie teraz najbardziej potrzebowałam tej zbieraniny najemników, żeby podczas totalnej świątecznej katastrofy sprawili, że się uśmiechnę.
A było dużo uśmiechów. I katastrof też swoją drogą. W zasadzie ta drużyna to jedna wielka dotknięta ogromnym szczęściem katastrofa.
Jest w tej książce wszystko, co charakteryzuje klasyczne fantasy. Krasnoludy lubiące wypić i pobić, tajemnicze elfy, trolle o zielonych płaskich twarzach, paladyni ze świętą misją (w imię wiary!) i wścibskie i wredne gobliny. Ale... pamiętacie Shreka? Shrek byłby klasyczną bajką, gdyby nie... właśnie. "Nie ma tego złego" jest tak klasyczną powieścią fantasy, jak Shrek jest klasyczną bajką. Mortka z werwą kreśli pełnokrwistych i zabawnych bohaterów, którzy wpasowując się w ramy gatunku, wyłażą tylnym wyjściem. I robią porządną rozróbę. Na wesoło.
Muszę przyznać, że mimo, że książkę czytałam dosłownie jeden dzień (ona naprawdę tak bardzo wciąga), to zżyłam się z postaciami jak rzadko kiedy. Polubiłam opiekuńczą stronę Kociołka, który dla żony i dzieci zrobi wszystko, przywiązanie do dnia dzisiejszego Zwierzaka, prawość i siłę ducha Urgo. Wszystkie wywołane przez nich - niechcący - bójki tylko podkreślają ich prostolinijność i pewną rzadko spotykaną czystość ducha. To nie są ani zawadiacy spod ciemnej gwiazdy and okrutne szumowiny, nawet nie wielcy bohaterowie. To grupa zwyczajnych osobników, mieszkających wraz z żoną i dziećmi swego przywódcy, a którzy dla niego i więzi która jest miedzy nimi, potrafią nawet wyzwać do walki czyste zło.
I takich bohaterów właśnie szukałam. Fabuła nie jest bardzo skomplikowana, jest nawet dość przewidywalna, ale szybko zrozumiałam, że chodzi nie o nią, ale właśnie o postaci. My mamy je polubić. Wraz z całym bagażem wad i przywar, wraz z ciskanymi przez nich na prawo i lewo przekleństwami. Bo ich nie da się nie polubić. To lekarstwo na każdą chandrę i okład na zbolałe serce.
W "Nie ma tego złego", Mortka wrzucił do wora na kartofle wszystkie klisze, cechy i zasady epickiego fantasy, pomieszał chochlą, dorzucił garść humoru rodem z tawerny i sypnął trochę inteligencji, co by humor nie był odrobinę zbyt tawerniany. I mimo, że wiemy, że nie jest to literatura high fantasy,i tak czujemy się jak na wyprawie mającej na celu uratowanie świata.
Ah tak, bo właśnie to robią ci bohaterowie. Ratują świat. Pośród śmiechu rozbawionego czytelnika i drzazg lecących z rozbijanych po drodze drzwi.
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2021-02-24
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 400
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Mal
Mads Voorten - charakternik i dowódca znany z szaleńczej odwagi - nie zatrzyma się przed żadną przeszkodą, nieważne, czy to wrogi oddział, rozszalały smok...
Legenda głosi, że piraci grasujący po Morzach Wszetecznych są wyrośniętymi, zdeformowanymi, brzydkimi dziećmi, które zostały niegdyś wrzucone do morza...