A gdyby tak rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady? Przyznajcie się, ile razy w życiu użyliście tego powiedzonka i ile razy rzeczywiście słowom stało się zadość? Myślę, że było identycznie jak u mnie, czyli liczba wyniosła okrągłe zero. Teraz wyobraźcie sobie, jak ciężko jest wyruszyć w góry oddalone kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów od domu (w zależności gdzie kto mieszka), a jeśli wasze miejsce docelowe znajduje się na odległej planecie w innej galaktyce?
Vuko Drakkainen we współpracy z agencjami rządowymi zostaje w ścisłej tajemnicy posłany w kapsule zrzutowej do Midgaardu, czyli innej planety we wszechświecie, w której odkryto podobną ludziom cywilizację. Wyrusza jako jednoosobowy ratunek mający na celu odnaleźć jakiś czas temu wysłaną tam ekspedycję naukową. Odpowiednio przygotowany ze specjalistycznie wykwalifikowanymi umiejętnościami (i słusznie wczepionym w mózg cyfralem - urządzeniem pobudzającym neurony i tym samym zwiększającym jego szansę na przeżycie niemal o sto procent) musi sprowadzić z powrotem na Ziemię naukowców, jednocześnie kompletnie nie ingerując ani za żadne skarby świata nie pozwalając, by Midgaardczycy dowiedzieli się, że nie są jedynymi ludźmi w kosmosie.
Vuko po drodze spotyka wiele dziwnych stworzeń tak różnych od znanych, ziemskich odpowiedników, wplątuje się w walki okraszone krwią i śmiercią, a przede wszystkim ładuje się w jawny konflikt z naprawdę niebezpiecznymi osobistościami.
Najbardziej przerażające Drakkainenowi wydają się jednak nienaturalne kłęby lodowatej mgły, w środku jakiej panoszą się niebezpieczne istoty i mary rodem z koszmarów. Ponadto Midgaardczycy co chwilę wspominają o wojnie bogów, o Pieśniarzach i Czyniących, którzy potrafią tworzyć cuda i całkowicie zmieniać oblicze świata. Czy Vuko uda się odnaleźć zaginionych i ukończyć misję z powodzeniem? A co z niepojętą, nierealną wręcz magią zdającą się wisieć w powietrzu?
Księga pierwsza "Pana Lodowego Ogrodu" Jarosława Grzędowicza to książka, która swoją premierę miała dawno temu, bo w 2005 roku. Od tamtego czasu historia zdobyła ogromne grono zwolenników wśród osób zaczytujących się w fantastyce (i nie tylko), a także kilka przepięknych wydań. W moje ręce trafiło to najnowsze okraszone dodatkowo specyficznymi, nastrojowymi ilustracjami Jana J. Marka. I mimo że opowieść liczy sobie już kilkanaście lat, ja poznałam ją po raz pierwszy w życiu i jestem dosłownie zachwycona.
"Pana Lodowego Ogrodu" nazwałabym idealną powieścią fantasy, ponieważ nie dość, że wydarzenia splatały się w interesujący splot, to jeszcze wciągała do granic możliwości. Akcja była doskonale wyważona, co zdecydowanie sprzyjało czytaniu. Nie trafiła się ani jedna nudna chwila, chociaż czasami bywało spokojniej, ale za chwilę fabuła nabierała rozpędu, a emocje osiągały maksimum.
Główna postać, czyli Vuko Drakkainen, to istny cud, miód i orzeszki. Rzadko się zdarza, że autor tak skutecznie i normalnie stworzy bohatera, który ani razu nie wywoła we mnie irytacji, a każde jego działanie wyda się racjonalne i dobrze przemyślane. Oczywiście, zazwyczaj dobrze przemyślane, bo Vuko często musiał jednak działać automatycznie bez żadnego planu, poddając się całkowicie czystej, wysublimowanej improwizacji. Podobało mi się ironiczne usposobienie Drakkainena oraz wyznawane przez niego wartości życiowe godne pochwały, czym całkowicie mnie kupił. Zresztą ogólnie bohaterowie napisani przez Grzędowicza zasługują na nagrodę, ponieważ wydawali się tacy... ludzcy. Nikt nie był ani typowo dobry, ani typowo zły - w historii dominowała różnorodność, która dodawała realizmu całej powieści.
Zakończenie pierwszej księgi było bombowe i sprawiło, że aktualnie marzę jedynie o poznaniu kontynuacji. Mam to szczęście, że w lipcu (czyli na dniach) szykuje się premiera nowego wydania drugiej części.
W książce pojawiła się również postać tohimona, któremu poświęcono kilka rozdziałów. Autor zobrazował dorastanie prawowitego Kirenenczyka w innym państwie, szkolenie chłopca na wielkiego cesarza, a także zaserwował czytelnikom dość nietuzinkowe nauki, podczas których uczniowie przykładowo mieli władać całymi wyspami małych zwierząt. Nie twierdzę, że zamysł nie należał do ciekawych, jednak czasami podczas czytania tych fragmentów czułam swego rodzaju oderwanie od rzeczywistej historii i głównej fabuły. Rozumiem, że wprowadzenie dodatkowego prawie głównego bohatera miało urozmaicić opowieść, co z jednej strony rzeczywiście wzbogaciło ostateczny odbiór, lecz z drugiej nieco mnie denerwowało. Chciałam Vuko i tylko Vuko. :) A tak zupełnie poważnie to wątek tohimona zakończył się naprawdę ciekawie, więc mimo wszystko czekam na rozwiązanie z odrobiną niecierpliwości.
Według mnie minusem powieści było przeskakiwanie między narracją trzecio- a pierwszoosobową. Może niektórym to nie przeszkadza, ale ja, niestety, jestem na tym punkcie przeczulona i podczas wspomnianych skoków czułam ogromną irytację.
Bez zbędnego przedłużania, oczywiście, gorąco polecę Wam księgę pierwszą "Pana Lodowego Ogrodu", bo historia jest zdecydowanie warta poznania. Grzędowicz wspiął się na wyżyny kunsztu pisarskiego, tworząc opowieść wciągającą, wielobarwną i dynamiczną. Zaskakujące twisty fabularne, doskonale wykreowani bohaterowie, realistyczny świat magiczny oraz Vuko - mistrz ironii i władania słowem to zaledwie kilka elementów, przez które "Pan Lodowego Ogrodu" wydaje się książką jedyną w swoim rodzaju.
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data wydania: 2021-06-18
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 660
Dodał/a opinię:
Ew
Koncentrat grozy i mroku. Przekonujących, bo przyczajonych na wyciągnięcie ręki, w naszych głowach. Recenzenci podkreślają, że "Księga" zdaje się nie mieć...
Nie wiadomo, czy istnieją niebiosa. Nie wiadomo też, czy istnieje piekło. Jedyne, co jest pewne, to popiół i kurz zalegające piętro wyżej, niebo w upiornie...