Niezwykle dobra książka należąca do klasyki literatury okresu pozytywizmu. Absolutne must have dla wielbicieli książek psychologicznych i obyczajowych. Napisana z pietyzmem i niezwykłą dbałością o każdy szczegół- autor poświęcił na jej napisanie 5 lat wytężonej pracy. I to się po prostu czuje czytając ją, nie ma tu przypadkowych słów, niedokończonych wątków, nieprzemyślanych postaci. Wszystko starannie przemyślane, doprowadzone konsekwentnie do samego końca.
Emma- kobieta o niezwykłej wrażliwości spędza swoje życie w standardzie, o jakim współczesna kobieta mogłaby troszkę pomarzyć. W młodości kształci się w klasztorze, co w ówczesnej epoce otwiera jej okno na świat. Poznaje literaturę, uczy się grać na instrumentach, otrzymuje ogładę dającą jej wstęp na salony. Niestety płocha ta istotka zatrzymuje się na tym etapie rozwoju, czyli odnosząc się do współczesności- prezentuje całe swoje życie mentalność 13 latki zakochanej w plakacie Justina Bibera .Emma wzdycha i marzy o bohaterach romantycznych powieści, którzy przybywają na białym koniu, żeby porwać swoja ukochaną, koniecznie wiotką i omdlewającą.
Kierowana chwilowym kaprysem i złudzeniem zyskania nowych możliwości wychodzi za maż za wiejskiego lekarza stając się panią Bovary. Początkowo małżeństwo to wydaje jej się być sposobem wejścia na salony, podróży do Paryża, chociaż w tym miejscu należy stwierdzić, że nie wykazała się ani sprytem ani spostrzegawczością ani wyrachowaniem. Pan Bovary ją wszak uwielbia ale jest typowym dobrodusznym facetem bez większych ambicji, zadowolonym z życia prostego człowieka i nigdy nie udawał nikogo innego i nigdy nie bywał w Paryżu. Kiedy Pani Bovary wypróbuje już wszystkich sposobów uczesania, upięcia szarf, modeli sukien odwzorowanych na paryskich żurnalach- nie mając żadnych ale to dosłownie żadnych obowiązków- ogarnia ją nuuuda. Swoją frustrację natychmiast przelewa na męża, który uwielbia ją mimo jej fochów i dąsów. Sytuacji nie zmienia fakt, że staje się ona matką, bo córki pozbywa się jak dokuczliwego psiaka oddając ją do mamki. Dziecko mieszka więc w pewnym okresie w nędznej chacie, gdzie warunki urągają jakimkolwiek zasadom higieny, a mamka nie ma nawet pieniędzy na kawę. Matka w tym czasie wygodnie rozłożona na szezlongu przeżywa kolejna frustrację związaną z niejakim Leonem, którego jej oczka wypatrzyły a serduszko zaakceptowało jako obiekt westchnień i marzeń. Trzeba przyznać, że trudno polubić taką kobietę- prawda? Nic dziwnego więc, że Gustaw Flaubert i wydawca książki byli w 1857 roku sądzeni za obrazę moralności publicznej i religii, na szczęście zostali uniewinnieni.
Pani Bovary z biegiem lat staje się coraz śmielsza w swoich poczynaniach. Nurzając się w swoim poczuciu beznadziejności, rozczarowania życiem jakie wiedzie i tęsknoty za kolejnymi kochankami, starannie dba aby nigdy z tego stanu nie wyjść. Ożywiają ją tylko romanse, żyje więc od schadzki do schadzki, nie dba o rodzinę dziecko jest jej obojętne, jeśli nie wstrętne. Ostatecznie pakuje się w kłopoty finansowe, bo życie próżniaka jest kosztowne, kochankowie również mają swoją cenę. Nie wiem czy bardzo było mi jej żal, kiedy w końcu sięgnęła po arszenik? Powinnam wykazać się większą empatią, ale chętnie bym jej ten arszenik wepchnęła już kilka rozdziałów wcześniej.
Realistyczny opis jej agonii zapewne powstał pod wpływem doświadczeń osobistych autora, bowiem ojciec Flauberta był chirurgiem. Sam autor po opisaniu tej sceny ( podobno) cierpiał na wymioty. Scena opisana z takim zaangażowaniem musi wstrząsnąć czytelnikiem .
Tytułowa bohaterka nie jest łatwa do polubienia. Ale nie o to chodzi w ocenie książki aby odnosić się z sympatią do jej bohaterów. Pomimo chęci wytargania za włosy tytułowej postaci musze przyznać, że książka wzbudza bardzo silne emocje, a to jak mniemam było celem autora. Sama wyciągnęłam z niej osobiste korzyści polegające na większej akceptacji faktu mojego bezustannego braku czasu na rozrywkę, a cóż dopiero mówić o nudzie. Bo kto wie, czy tym sposobem nie uchroniłam się od uderzenia do głowy ,,waporów" albo popadnięcia w nadmierną egzaltację?
Gustaw Flaubert podobno mówił :" Madame Bovary c'est moi" ( pani Bovary to ja). Ja nie utożsamiam się z tytułową bohaterką , bo nawet próbując zrozumieć jej początkową dziecinną egzaltację ( w końcu tez przeżyłam fascynacje Brucem Lee) to późniejszy brak jej dojrzałości mnie strasznie denerwował. Wyobrażenie dorosłej kobiety ganiającej o świcie przez pola z zadartą kiecką na spotkanie kochanka- może tylko wzbudzić niesmak. Zdaję sobie sprawę, że ten archetyp, jaki został stworzony na podstawie postaci pani Bovary utkwił w świadomości wielu, również współczesnych mężczyzn i pokutuje tam od wieków. Jest też wyciągany na światło dzienne i uogólniany na wszystkie kobiety, co uważam jest bardzo krzywdzące. Pani Bovary była chora umysłowo i to należy wyraźnie powiedzieć. To jest studium chorobowe kobiety, której poziom serotoniny szwankował podobnie jak pozostałe procesy w mózgu i żadna literatura, wychowanie itd. nie spowodowała, że była taka jaka była. Flaubert pisząc w XIX wieku tego jeszcze nie wiedział .
Bardzo serdecznie polecam wszystkim, którzy podobnie jak ja- jakimś cudem przegapili tę książkę. Warto zanurzyć się w jej kartach, żeby zobaczyć, jak wyglądało życie XIX- wiecznej kobiety, i czy na pewno posiadanie męża, który zarabia, służby która sprząta i gotuje oraz mamki, która wychowuje dzieci- gwarantuje szczęście ? Ja przez cały czas myślałam o tym, że gdybym była panią Bovary i miała Internet to dałabym radę.
Informacje dodatkowe o Pani Bovary:
Wydawnictwo: słowo/obraz terytoria
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
83-7453-686-1
Liczba stron: 362
Dodał/a opinię:
Edyta Bryda
Sprawdzam ceny dla ciebie ...