Są takie książki, które zaczynają się jak szybkie pchnięcie w klatkę piersiową – zanim zdążysz złapać oddech, już lecisz w dół. „Piekielne niebo” Karoliny Ligockiej właśnie tak działa: nie pyta, czy jesteś gotów, tylko zrzuca cię razem z Naridą z niebiańskiej krawędzi prosto w ziemską glinę. A potem patrzy, jak wstajesz. To historia o anielicy, która nie tylko traci skrzydła, ale traci tożsamość, głos, miejsce w kosmosie. I kiedy po latach względnego spokoju wraca do niej przeszłość, wraca też coś jeszcze: moc, która wygląda jak wilcze kły i potrafi dosłownie ryknąć światu w twarz.
Ligocka bawi się gatunkiem. Mamy tu miejski zgiełk, demony bardziej honorowe niż niejeden anioł i dynamiczne sceny akcji, które przypominają mi dawne seriale fantasy oglądane po szkole czy czytane książki, nie zawsze idealne, ale pełne energii i pomysłów. Atmosfera jest lekko retro, w najlepszym znaczeniu, jakby autorka wyciągnęła z szuflady klimat, za którym wielu z nas po cichu tęskni. Świat przedstawiony rozwija się falami, pierwsze rozdziały są jak szkic, ale im dalej, tym więcej barw, zapachów, struktury. Gdy z Nieba schodzimy do Piekła, nagle robi się mroczniej, gęściej i o wiele bardziej sugestywnie. A Ziemia? To prawdziwy tygiel, od rzymskich zaułków po leśne chaty i pełne magii rezydencje.
Narida jest jak twardy kamień rzucony na wodę, odbija się emocjonalnie w każdą stronę. I o ile czasem miałam ochotę powiedzieć jej: „Kochana, policz do dziesięciu”, to jednak nie mogłam odmówić jej charyzmy. To postać, która została stworzona, by robić zamieszanie. Uparta, niepokorna, cięta na język, idealnie pasuje do świata, który próbuje wcisnąć ją w rolę ofiary. Nie zawsze jest spójna, czasem bywa przerysowana, ale taka jest Narida. I to właśnie dzięki niej książka ma energię, której trudno odmówić.
Wilk, który występuje w fabule, to motyw, który kradnie show. Przyznam, że rzadko zdarza się w fantastyce moc, która jest jednocześnie symboliczna i tak widowiskowa. Tatuaż wilka, który potrafi materializować się i stanąć u boku bohaterki, jest jednym z największych atutów książki. Sceny z jego udziałem to taki błysk magii, którego szuka się w urban fantasy, nie tylko efektowny, ale też obdarzony własnym charakterem. I tak, czasem wyje w najmniej odpowiednich momentach, ale to czyni go jeszcze bardziej „prawdziwym”. Kto z nas zachowuje się idealnie, kiedy życie rzuca w nas kulami ognia?
Wątek romantyczny? Cóż… nazwałabym go „półsurowym stekiem emocji”. Jest chemia, jest przyciąganie, ale brakuje rozwinięcia, które nadałoby temu głębi. Zamiast tego dostajemy dynamiczne szarpaniny słowne, nagłe spięcia i to nieodparte wrażenie, że jedna szczera rozmowa rozwiązałaby połowę dramatów. Jest to relacja niedopowiedziana, a chwilami wręcz niekonieczna dla konstrukcji fabularnej. Za to przyjaźń, zwłaszcza między Naridą, Rimonem i jego demoniczną rodziną, jest tu pięknie poprowadzona. Ten motyw found family działa najlepiej: ciepło, zabawnie, czasem chaotycznie, ale prawdziwie. Zdecydowanie jeden z filarów książki.
Książka ma momenty, które wywołują dyskomfort – zwłaszcza wątek molestowania, potraktowany zbyt skrótowo i bez odpowiedniego emocjonalnego ciężaru. Są też dialogi z kategorii „trochę zgrzyta”, kilka schematów i skrótów fabularnych, które chciałyby być bardziej dopracowane. Ale mimo wszystkich potknięć, historia nie przestaje wciągać. Ma w sobie serce, trochę niewyćwiczone, trochę chaotyczne, ale bijące mocno.
Warto też wspomnieć o języku powieści, który bywa nierówny. Dialogi momentami wypadają drętwo, jakby bohaterowie mówili do siebie według bardzo starego scenariusza fantasy, a nie z żywą, spontaniczną energią współczesnego urban. Styl jest prosty, chwilami aż za prosty, miejscami sprawia wrażenie surowego szkicu, innym razem sztywnieje, jakby autorka kurczowo trzymała się klasycznych, mało wyszukanych konstrukcji. To nie przeszkadza w śledzeniu fabuły, ale czasem odbiera scenom naturalność i emocjonalny ciężar, który mógłby wybrzmieć mocniej.
„Piekielne niebo” to powieść, która gna. Czasem za szybko, czasem na zakręcie traci równowagę, ale rzadko pozwala czytelnikowi odpocząć. Rozdziały są długie, wydarzenia przechodzą jedno w drugie w zawrotnym tempie, a niektóre wątki rozwiązują się tak nagle, jakby ktoś pociął je nożyczkami. To nie będzie książka dla miłośników powolnego budowania napięcia. To raczej rollercoaster, który pędzi, aż zęby zaczynają dzwonić, ale jeśli lubisz taki styl, możesz być zachwycony. Jeśli kochasz urban fantasy z niegrzecznym pazurem, szybką akcją i bohaterką, która potrafi wyć do nieba, „Piekielne niebo” może być dla ciebie idealnym wyborem. To powieść nierówna, ale pełna charakteru. Taka, którą czyta się z narastającą ciekawością, nawet jeśli czasem marszczysz brwi. Ja zamykam ją z poczuciem, że ten świat ma ogromny potencjał. I że drugi tom ma szansę zrobić dokładnie to, co zrobiła Narida: podnieść się z upadku i pokazać pełnię skrzydeł
Wydawnictwo: Mięta
Data wydania: 2024-03-20
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 445
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
natalia6202
Czasami tylko w cieniu można dostrzec prawdziwe światło Kiedy Piekło jest w obliczu zagrożenia ze strony dawnego władcy, Narida i jej demoniczni towarzysze...