Tym razem okładka aż prosi się, by napisać o niej, że... przypomina wiosnę! Te białe kwiaty, uśmiechnięta dziewczyna - wszystko się raduje bo... wiosna idzie! Nie tylko wiosna na zewnątrz, ale i powoli w bohaterach, wszystko powoli się układa, wyjaśnia, stabilizuje...
Jestem zauroczona wydaniem tej powieści. Znów użyto brokatu, a tytuł książki jest wytłuszczonym drukiem, a wszystko to wygląda tak pięknie! Same ochy i achy, naprawdę! Wcześniej mieliśmy czerwony grzbiet, teraz zielony. Pięknie będzie się prezentować na półce!
Czcionka jest duża, dzięki czemu czyta się szybko. Marginesy są dość spore, a odstępy między wersami zachowane. Nie posiada skrzydełek - a szkoda. :( Miałaby zapewnioną dodatkową ochronę przed urazami mechanicznymi takimi jak zagięcia, etc... Błędów w druku nie napotkałam, więc jestem ogromnie zadowolona z efektu wizualnego.
Jest to moje drugie spotkanie z autorką. Pierwszą powieść z serii Willa pod Kasztanem wspominam bardzo miło, więc stwierdziłam, że i ta musi być równie dobra. Czytałam o niej już kilka recenzji, tych lepszych i gorszych, ale w końcu postanowiłam ocenić sama i zabrałam się za Światło... Przyznam, że autorka nadal posługuje się lekkim, przyjemnym i przystępnym piórem, dzięki któremu wszystko, co się znajduje wokół nas znika. My się odprężamy i próbujemy pomóc bohaterom powieści, kibicujemy im i szybko klimatyzujemy się w ich świecie. Ciesze się, że tak lekkim, plastycznym piórem Pani Mirek udało się mi zaplanować kilka godzin życia przerywając wszystkie najczarniejsze myśli i problemy. Widać po stylu, że nie jest to pierwsza książka napisana przez Panią Krystynę, a enta z rzędu. Widać to doświadczenie, wprawę. Wie, jak zająć czytelnika tym, co opisała w lekturze.
Niezmiernie się cieszę, że w końcu dałam szansę polskiej autorce i wiem, że nadal będę czytać jej kolejne powieści. Zdecydowanie Wam polecam Światło o Poranku choćby ze względu na lekkie pióro, które powinno przypaść do gustu każdemu Czytelnikowi.
Moja sympatia do babci Kaliny jeszcze bardziej urosła. Kocham tę kobietę normalnie! Nie, żebym narzekała na swoje babcie, czy coś, ale Pani Kalina to postać niezwykle ciepła, pełna energii, wyrozumiałości i miłości. Ciężko znaleźć drugą taką babcię, naprawdę. Chyba, że to ja żyję w okolicy, gdzie nie ma idealnych babć na miano babci Kaliny. :)
Mamy okazję bliżej w tej części zapoznać się z myślami najstarszego z rodzeństwa, Michała. Chwilami miałam ochotę natłuc mu, za to, że nie ujawnił swoich myśli na początku i stał się masochistą, ranił samego siebie z własnej, głupiej przyczyny. Zasłaniał się wszystkim, co możliwe, a mnie krew zalewała. Ale i tak go lubiłam, bardzo.
Bartek to mądry chłopak, nie wie, że jest pod lupą swego starszego brata. Nie wie, że jego uczucia są całkiem inaczej odbierane niż jakie są naprawdę. Niemniej jednak polubiłam tego wesołka.
Z kolei siostra obu braci, Magda - to dziewczyna, o której ciężko jest mi skonstruować myśli, a gdzie tam dopiero zdanie. Raz ją rozumiałam, raz nie. Chwilami jej współczułam, a momentami chciałam ją zamordować za to, jak się zachowuje. Raz to przegięła, strzeliłam na nią focha i nadal jest na nią obrażona. :P Mam co do niej mieszane uczucia, niestety.
Jest jeszcze Antek, Bianka, Patrycja, Konstanty i jego rodzice Dorota i Mirek, ale tym razem nie będę opowiadać za dużo, by Wam nie zaspoilerować zbyt wiele. Na pewno się za to na mnie nie pogniewacie.
Reasumując bohaterowie są w pełni wykreowani, których szybko idzie polubić, a dodatkowo są to osoby realne, wycięte z naszego świata. Jak widzicie powyżej, babcia Kalina nadal góruje nad wszystkimi i to ją najbardziej lubię. Następny jest Michał i na tym się urywa, ponieważ nie przywiązałam się do reszty tak bardzo jak do tej dwójki.
Emocji niestety tutaj mi zabrakło, niemniej jednak jest to jedna z najprzyjemniejszych lektur tego roku. Zdecydowanie można przy czytaniu jej odpocząć, zrelaksować się i zapomnieć o swoich zmartwieniach.
Jedyną, emocjonalną dla mnie sceną była ta, w której Magda zawaliła. Wtedy myślałam, że ją rozszarpię. A tak, to żaden rollercoaster. Owszem, odczuwałam pojedyncze uczucia Michała, może dlatego, że polubiłam go bardzo i było mi przykro, czy też czytając o myślach naszej babci.
Autorka potrafi oczarować nas słowem, że nie sposób jest się oderwać od lektury. Czytałam do ostatniej strony tę książkę, będąc niezmiernie ciekawa, co wydarzy się na kolejnej stronie. I jeszcze jednej. I tak było aż do końca.
Reasumując uważam, że jest to jedna z najprzyjemniejszych i lekkich powieści w tym roku, dla której warto poświecić kilka chwil. Przyjemne pióro, które zatrzymuje czytelnika i nie pozwala odłożyć powieści na bok. Bohaterowie, którzy są sympatyczni , ale chwilami potrafią podnieść ciśnienie są realni, dzięki czemu darzymy ich sympatią, a może i trochę zazdrościmy tych relacji, jakie mają z babcią Kaliną? Polecam tę powieść wszystkim zainteresowanym, oraz fanom Krystyny Mirek. Jestem przekonana, że ta lektura przypadnie Wam do gustu.
(Kończąc tę recenzję usłyszałam za oknem śpiewanie ptaków, jak na zawołanie, wiosna idzie. Szkoda, że dziś szaro buro i ponuro. - 14 marzec)
Pierwszy tom Willi pod Kasztanem był dla mnie emocjonalny ze względu na klimat i emocje, tutaj mi tego zabrakło, ale nie zmienia to faktu, że warto poświęcić trochę czasu na tę lekką opowieść, która zawiera wiele wartości, o których sami musicie przeczytać. :)
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Data wydania: 2018-02-28
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 352
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Dodał/a opinię:
Karmelek3
Jest wiele rodzajów szczęśliwych zakończeń Liwia prowadzi zupełnie zwyczajne życie. Mieszka w szarym domu, samotnie wychowuje córkę i pracuje...
Wszyscy wokół spełniają marzenia. Ale co zrobić, jeśli to się nie udaje? Los jest często niesprawiedliwy. Przekonały się o tym Gabrysia i Julia, które...
„Młodzi są jak wiatr. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę ich pogna”.
Więcej