W ostatnim czasie Sonia Rosa nie próżnuje i ciągle proponuje nam nowe historie. Nie będzie nietaktem, jeśli wyjawię, że autorka uwielbia pisać pod przykrywką i Sonia Rosa to tak naprawdę jeden z trzech pseudonimów literackich Katarzyny Misiołek. Wszystkie jej odsłony mają inny charakter, ale łączy je jedno- zdecydowany brak nadmiaru lukru. Pisarka nigdy nie przedstawia życia w sposób infantylny, sztuczny czy bajkowy. Wręcz przeciwnie, udowadnia ona, że w naszym życiu może nas spotkać wiele niespodzianek, nie zawsze miłych i dobrych dla naszego samopoczucia. Co więcej, często sami wikłamy się w kłopoty, a nie od dziś wiadomo, że problemy uwielbiają się mnożyć i zwiększać swoją moc…
„To, co nie nasze” od początku traktowałam w sposób bardzo osobisty. Autorka poruszyła tu bowiem problematykę zaginionych dzieci- zarówno kilkulatków, jak też wchodzących w pełnoletniość nastolatków. Nie wstydzę się przyznać, że momentami przydały mi się chusteczki. Niestety, sama jako trzynastolatka stanęłam oko w oko z osobą, która bardzo usilnie próbowała mnie podwieźć. Na szczęście, nie udało się to, ale często zadaję sobie odwieczne pytanie, a mianowicie: co by było, gdyby…? Tego nie wiem, możliwości jest mnóstwo. Dlatego tej książki wprost nie mogłam odłożyć i w jeden dzień dotarłam do zakończenia. Czy było zaskakujące? I to jeszcze jak! Pomysłowość pisarki najwyraźniej nie zna granic.
Początkowo poznajemy pierwsze z dwóch załamanych małżeństw. Iza i Robert wiedli wcześniej spokojne, ustabilizowane życie. On jest pracownikiem biurowym, ona natomiast to oddana swej pracy fryzjerka, która chętnie tworzy nowe fryzury, ale także wciela się w rolę „psychologa”, bo przecież klientkom buzie się nie zamykają. Życie pracy zmieniło się diametralnie z chwilą, gdy zaginęła Iga, wówczas jedenastolatka. Ot, wyszła z domu do koleżanki, jednak nigdy się z nią nie spotkała. Od tej mrocznej chwili minęło już 3 i pół roku, ale czy można zapomnieć? Gdzie jej szukać? Czy można się rozpłynąć w powietrzu, tym bardziej teraz, w dobie kamer i Internetu?
Za sprawą Roberta dochodzi do spotkania pary z drugim małżeństwem przeżywającym ten sam dramat. Daria i Wojciech usilnie szukają Amelii, która nie wróciła z wycieczki do Trójmiasta, a w chwili zaginięcia miała zaledwie osiem lat. Daria nie jest w stanie funkcjonować- nie pracuje, wszystko kojarzy jej się z córeczką, a szczęśliwe rodziny doprowadzają ją do szału. Wszystko jest na głowie Wojciecha- budowlańca, któremu praca przynosi choć chwilowe ukojenie. Czy spotkanie obu par okaże się owocne? Przecież powinni odebrać swe smutki doskonale, bo zrozumieć taki dramat może tylko ten, kto sam go doświadcza, nieprawdaż? A może dopiero teraz zaczną się schody? Autorka nie próżnowała przy obmyślaniu fabuły, a ja nie chcę zbyt wiele zdradzać. Jedno jest pewne- szok, zaskoczenie nie będą odczuciami przypadkowymi.
Książka jest podzielona na cztery części, ale dopiero pod koniec części pierwszej i z początkiem drugiej akcja nabiera niemałego rozpędu. Czy przetasowania uczuciowe dają szansę na spokojne, szczęśliwe życie? Jak zareagują na nie już i tak załamani bohaterowie,
a szczególnie Daria, która zawsze uchodziła za postać kruchą i rozpieszczoną przez ojca? Warto przeczytać ten wątek, gdyż ma on w sobie dużo ładunku emocjonalnego.
Sonia Rosa idealnie zaprezentowała pewną bolesną kwestię: przyjaźń, która ma połączyć siły, dać stuprocentowe zrozumienie, nie zawsze układa się w sposób książkowy czy psychologiczny. Natura człowieka potrafi być podstępna, niczym zwierzę biegnące za swoją zdobyczą. Kto jak kto, ale Sonia Rosa vel Katarzyna Misiołek perfekcyjnie opisuje destrukcyjne relacje międzyludzkie- wystarczy przeczytać „Ironię losu” czy „Nie podchodź bliżej”, by się o tym przekonać, Mało tego, temat tajemniczych zaginięć i ich konsekwencji to także jej specjalność. „Ostatni dzień roku” oraz „Dziewczyna, która przepadła” przedstawiają historię zaginięcia osoby dorosłej, niemniej jednak psychologiczny wymiar tych powieści zostaje w pamięci czytelnika na bardzo, bardzo długo. Zapewniam, że tak będzie i tym razem, gdy fan polskiej literatury sięgnie po „To, co nie nasze”.
Choć sama noszę nazwisko Wróż, absolutnie nie wierzę w fusy, karty i inne możliwości przewidywania przyszłości. Inaczej jednak na to wszystko patrzę, gdy załamani rodzice szukają ratunku już dosłownie wszędzie. Tonący brzytwy się chwyta- to bardzo stare, ale świetnie pasujące do okoliczności powiedzenie. Kto skorzystał z takiej usługi? Co powiedziała wróżka? Zapraszam do lektury.
Na przykładzie Roberta i Wojtka można też wysnuć bardzo istotny wniosek. Podczas tak wielkiej tragedii, jaka jest tu poruszana, zdecydowanie NIE cierpi tylko matka. Zwykle ludzie koncentrują się tylko na jej odczuciach, na jej smutkach, ale przecież ojciec także kocha, także szuka ratunku. W książce tej czytelnicy zrozumieją, jak bardzo sfrustrowany może być mężczyzna, który dosłownie w ułamku sekundy traci swoją małą księżniczkę, swe oczko w głowie.
Zastanawiam się jeszcze nad jedną kwestią- czy jesteśmy sadystami, jeśli swoisty spokój daje nam wiedza o tym, że ktoś z nas znajduje się w gorszym położeniu? Czy jest to naturalny odruch ludzki, porównywalny do oddychania czy chodzenia? Autorka udowodniła, że satysfakcja może mieszać się z niebotycznymi wręcz wyrzutami sumienia, a ulga ze zrozumieniem i… zemstą. Na pierwszy rzut oka emocje te są tak różne, a jednocześnie tak sobie bliskie.
Nie zdradzę, czy Amelia i Iga się odnalazły, jednak znowu można zadać sobie bardzo pasujące do fabuły pytanie: co jest trudniejsze- niewiedza o tym, gdzie jest zaginione dziecko? Niemoc zapalenia znicza na grobie dziecka? A może lepiej poznać trudną, często bardzo szokującą prawdę? A może jest jeszcze inaczej- czy zaginione dzieci mogą odnaleźć się po latach? Czy w umysłach tychże dzieci następują zmiany po traumatycznych przeżyciach? No i czy można stworzyć nową rodzinę i niejako zastąpić zaginione dziecko innym? Według mnie nie, bo dziecko to nie buty, którym wymienia się zdarte fleki. Uznaję te pytania za bardzo poważne kwestie, które rozważy każdy czytelnik po zapoznaniu się z powieścią Sonii Rosy. Sama do teraz to czynię.
Nie mam absolutnie nic do zarzucenia tej książce- okładka dodaje tajemniczego charakteru, czcionka nie męczy oczu, a ponad 350 stron tekstu można przeczytać w jeden dzień. Czy warto dodawać coś więcej? Chyba nie ma takiej potrzeby.
Polecam.
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2023-07-26
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 360
Dodał/a opinię:
FioletowaRoza
"Przygryzam usta i rozglądam się nerwowo. Pragnienie seksu robi się tak przemożne, że z trudem oddycham. Jakby coś usiadło na mojej klatce piersiowej...
Poznały się na legnickim cmentarzu - dwie młode wdowy. Przypadkowa znajomość szybko zamieniła się w przyjaźń, jednak z czasem Dominika zaczęła przyłapywać...