Wszystko, co w tej historii warte jest uwagi, jest przepowiadaniem opowiedzianego, co jest i będzie, i na wieki wieków. Nie warto pamiętać szczegółów, nie ma czego rozpamiętywać, skoro się skończyło. Skoro się powtórzy, gdzieś, kiedyś, znów. To mała próbka tego, z czym czytelnik zmierzy się w debiucie powieściowym Wojciecha Pieniążka.
Autor przedstawia nam dwie historie – różnią się koncepcją, strukturą, językiem. Jednak obie opowiadają o swego rodzaju nienasyceniu, o wiecznym poszukiwaniu i pogodzeniu się ze stratą. W obu występuje motyw pożegnania (to swego rodzaju ceremonie pogrzebowe). Łączy ich jeszcze sposób narracji – w każdej z nich mówi się dużo, szybko, jakby na jednym wdechu, jak gdyby narrator (który aktualnie doszedł do głosu, szczególnie to widać w drugiej opowieści) musi w pełni wykorzystać tę ostatnią sekundę przed skonaniem i wyrzucić z siebie wszystko, co siedzi mu w głowie, łącznie z najbardziej niedorzecznymi wspomnieniami.
W „Tym, co zostaje” dużo istotniejsze niż o czym się mówi, jest jak się to robi. To specyficzna narracja, w której wszystko wydaje się dopracowane do perfekcji. Choć czytelnik niejednokrotnie może zagubić się w licznych dygresjach, wyszukanych metaforach i nieustannych porównaniach czy w zmianie perspektywy, to podskórnie wyczuwamy, że w tym szaleństwie może być metoda. Tylko czy będzie czytelna dla każdego? Czas pokaże i zweryfikuje odwagę debiutanta.
W polifonicznej narracji „Porucznika Golicyna” (pierwszej opowieści) autor pozwala przemawiać bohaterom, którzy kolejno relacjonują wydarzenia oraz opisują stosunki, jakie – ich zdaniem – zachodzą między pozostałymi. Poznajemy ich nie tyle takimi jakimi są w istocie, co jakimi jawią się innym. Czy swoimi opowieściami postacie igrają ze sobą wzajemnie? Z czytelnikiem na pewno.
W „Pompes Funèbres” mamy do czynienia z monologiem wewnętrznym, takim trochę pro i contra. W dynamicznej (mimo iż bohater ma skłonność do mnożenia dygresyjnych bytów) narracji mężczyzna współczesnym językiem, pełnym wulgaryzmów oraz wtrętów, składa zeznania przed prokuratorem. Z czego się spowiada? Znów o wiele ciekawsze wydaje się raczej jak to robi. Narrator ucieka w prozę, pozę i gnozę, mówi językiem popkultury, zagadkami, aluzjami, półsłówkami. Być może taki model wypowiedzi to swoisty znak naszych czasów. A może tym słowotokiem bohater próbuje odwrócić naszą uwagę od swoich uczuć (wyrazu słabości?), które skrzętnie w sobie tłumi? Ukrywa się za tym specyficznym językiem, ale czyż on go właśnie nie demaskuje?
„To, co zostaje” to w pewnym sensie także proza o miłości. Rozmaicie rozumianej, często mylonej z namiętnością, wdzięcznością czy potrzebą bliskości. W obu światach Pieniążka wspólnym łącznikiem dla wszystkich miłości jest jej niezaspokojenie. To ona staje się tu także zarzewiem tragedii, smutku, bólu.
W tych dwóch historiach na plan pierwszy wysuwa się nie to, co jest lub mogłoby być, ale to co zostaje zburzone, zniszczone, czego nie ma lub nie może się zdarzyć. Z pieczołowitością narrator relacjonuje akty destrukcyjne, skupia się na tym, co brzydkie, chwiejne moralnie, utracone, umarłe. Zaskakujący jest przy tym brak emocji. Każdy z mówiących doskonale wie, że życie nieustannie toczy się kołem, że dziś jesteśmy, jutro nas nie ma. Być może dlatego nikt się tu nie przywiązuje, stara się nie angażować, a gdy poczuje w sobie uczucia tłumi je. Kto tego nie zrobi zostaje ukarany.
Aluzyjny iluzjonista, żongler wątków, Wojciech Pieniążek, zaprasza nas do dwóch światów – tego, który był i tego, który jest. Możemy się domyślać, że oba zdarzą się powtórnie. Czy człowiek już zawsze będzie skazany wyłącznie na pogoń za króliczkiem? Czy nasze życie polega na wiecznym godzeniu się z umieraniem (człowieka, miłości, nadziei, ambicji itd.)?
Wydawnictwo: JanKa
Data wydania: 2018-03-09
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 244
Dodał/a opinię:
Kinga Młynarska