Małe miasteczka mają swój urok. Najczęściej kojarzą mi się z tajemnicą. Niejednokrotnie, gdy stoję na ryneczku niewielkiej mieściny, moja wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach i podpowiada różnego rodzaju sceny, które dałoby się opisać w książce. Spacerując ulicami takiego miasteczka, mam wrażenie, że ciągle ktoś na mnie patrzy, a wchodząc do pobliskiej kawiarni, czuję się jak przybysz z innej planety. Wówczas zawsze myślę o tym, że zostanie częścią takiej społeczności jest sztuką i wyzwaniem. To właśnie w niewielkiej pomorskiej miejscowości akcję swojej książki – Wiatraki – postanowił osadzić Krzysztof A. Zajas.
Podkomisarz Lucjan Bałyś, połówka wręcz legendarnego duetu Bałyś-Krzycki, wplątuje się w sprawę tajemniczych oraz niezwykle – nie bójmy się użyć tego słowa – widowiskowych morderstw i znika. Jego partner, Andrzej Krzycki, rozpoczyna swoje własne śledztwo mające na celu nie tylko zdemaskowanie mordercy, ale przede wszystkim odnalezienie przyjaciela. Wyścig z czasem, obezwładniający strach i coraz bardziej zapętlająca się historia napędzają tę powieść tak, jak wiatr napędza turbiny wiatrowe. Powiało mocno… świeżością, bowiem Wiatraki okazały się rasowym kryminałem, który czyta się bardzo szybko. Nie wiem dlaczego, ale podczas lektury miałam cały czas wrażenie niezwykłej gęstości słów. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć, ale gdzieś z tyłu mojej głowy majaczyła ciągle myśl, że to taka… mięsista książka. I choć szybko się ją czyta, to nie da się zwyczajnie po jej stronach „przelatywać”. Zdecydowanie wymaga skupienia, ponieważ jest tak bardzo naszpikowana szczegółami, że pominięcie choćby jednego powoduje brak zrozumienia dalszego ciągu. Zaskakujące jest to, że pomimo nagromadzenia naprawdę wielu wątków i jeszcze większej liczby bohaterów, wszystko jest ze sobą bardzo kompatybilne. Muszę przyznać, że duet dwóch „policjantów z miasta” wyszedł Zajasowi na piątkę z plusem. Z jednej strony Krzycki – stworzony na modłę brudnego Harry’ego, nieprzewidywalny i działający pod wpływem emocji policjant, wymierzający sprawiedliwość według swojego własnego kodeksu. Z drugiej strony Bałyś – pomieszanie żółwia ninja z genialnym śledczym o doskonałym poczuciu humoru i cherubinkowej urodzie. Dla mnie bomba. (Szczerze mówiąc, bardzo żałowałam, że ten drugi nie pojawia się częściej). Oprócz wspomnianej dwójki spotkamy tutaj całą plejadę postaci – od policjantów, przez urzędników po tak zwanych typów spod ciemnej gwiazdy. I w tym przypadku tak naprawdę nie wiadomo, kto jest kim, bo właściwie wszystkich można wrzucić do jednego worka. Oj, zamieszał Zajas, zamieszał.
Chciałabym również zwrócić uwagę na sam klimat tej powieści. Miasteczko miasteczkiem, ale autor poszedł dalej i nasycił swoją książkę obrazami niczym z horroru: szumiące wiatraki, grzmoty, ulewy, dziwna postać w żółtej kurtce pojawiająca się i znikająca wśród pól. Choć nie lubię tego gatunku, to nieprzyjemny dreszcz, który towarzyszył niektórym fragmentom, wcale mnie nie zniechęcał do lektury. Wręcz przeciwnie – podkręcał zainteresowanie. Mankamenty? Tak, jeden. W niektórych momentach wyobraźnia poniosła pisarza zbyt daleko. Mam tu na myśli jedną, konkretną rzecz, a mianowicie przypisywanie przekombinowanych umiejętności niektórym bohaterom. Szczególnie tyczy się to mordercy, który naprawdę w nieco nieprawdopodobny sposób popełnia swoje zbrodnie. Mimo wszystko ten kryminał ma tyle zalet, że na sporadyczne wpadki można przymknąć oko. Mam nadzieję, że i Wy podejdziecie do niego w ten sposób.
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2018-09-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 480
Dodał/a opinię:
Spadlomizregala
Najgorsze na wojnie wcale nie jest to, że giną ludzie. W czasie pokoju też giną. Wojna wyzwala w człowieku zło. (...) wojna ze zwykłego zjadacza chleba robi zbrodniarza i nie ma na to siły. Jak codziennie widzisz naokoło, że bezkarnie zabija się drugiego i zabiera mu jego dobytek, to prędzej czy później się skusisz. No, może jaki ksiądz albo zagorzały socjalista się oprze, ale zwykły człowiek nie. Pójdzie i zabije, zgrabi, schowa, a potem będzie twierdził, że o niczym nie wie.
Inspektor Andrzej Krzycki leży w szpitalu. Ledwie uszedł z życiem po zatruciu cyjanowodorem. Nie mówi i nie chodzi. W zasięgu wzroku nie ma nikogo, komu...
Krakowski inspektor Andrzej Krzycki uwolnił wprawdzie swojego przyjaciela Lucka Bałysia z łap gangsterów, ale zostawił na Pomorzu jedną nierozwiązaną zagadkę...
Kiedy czarne skrzydło śmierci zdmuchnie kogoś tuż obok ciebie, tracisz poczucie sensu najprostszych...
Więcej