Sympatyczny duet krakowskich policjantów tym razem działa na Pomorzu. Podkomisarz Lucek Bałyś, wysłany na pozornie niewinną konferencję, zostaje beznadziejnie wmieszany w porachunki miejscowej gangsterki. Z początku uznaje to za szczęśliwy traf - po kłopotach w małżeństwie porządna dawka adrenaliny na pewno dobrze mu zrobi. Po chwili jednak zdarzenia nabierają szalonego tempa, zwłaszcza że szefem gangu jest dawny szef tamtejszej komendy, w dodatku były przyjaciel inspektora Krzyckiego.
Krzycki i Bałyś wplątują się w lokalne układy, przy okazji wywołując cienie ponurej przeszłości tamtych ziem. Co było dawno i wydawało się nieważne, dzieje się również dzisiaj i okazuje się najważniejsze dla rozwiązania kryminalnej zagadki. Kilku okropnych zagadek, zasnuwających serię brutalnych morderstw jak pomorska mgła. Bo ktoś w sposób bezwzględny i krwawy morduje trzech miejscowych mężczyzn.
Krzyckiego ściga również brudna przeszłość własna. Lucka - brudna teraźniejszość, która każe mu wreszcie wydorośleć. A nad tym wszystkim niesie się upiorny szum skrzydeł pomorskich wiatraków...
Krzysztof A. Zajas, autor znakomitej trylogii grobiańskiej, niezwykle efektownie wraca do swych ulubionych bohaterów, rozpoczynając trylogię pomorską od szeregu zaskoczeń.
Krzysztof A. Zajas - literaturoznawca, kulturoznawca, tłumacz, profesor polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor znakomitej kryminalnej ,,trylogii grobiańskiej": Ludzie w nienawiści (2014), Mroczny krąg (2015) oraz Z otchłani (2016) oraz doskonale przyjętej powieści Oszpicyn (Marginesy 2017), nominowanej do Nagrody Wielkiego Kalibru. Jego ulubionym pisarzem jest Stephen King i podobnie jak jego mistrzowi przyświeca mu zasada: książka ma być do czytania.
Wydawnictwo: Marginesy
Data wydania: 2018-09-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 480
Kiedy czarne skrzydło śmierci zdmuchnie kogoś tuż obok ciebie, tracisz poczucie sensu najprostszych...
Najgorsze na wojnie wcale nie jest to, że giną ludzie. W czasie pokoju też giną. Wojna wyzwala w człowieku zło. (...) wojna ze zwykłego zjadacza chleba robi zbrodniarza i nie ma na to siły. Jak codziennie widzisz naokoło, że bezkarnie zabija się drugiego i zabiera mu jego dobytek, to prędzej czy później się skusisz. No, może jaki ksiądz albo zagorzały socjalista się oprze, ale zwykły człowiek nie. Pójdzie i zabije, zgrabi, schowa, a potem będzie twierdził, że o niczym nie wie.
AMFITEATR KRZYWD
Wydane w 2018 roku nakładem wydawnictwa Marginesy „Wiatraki” to pierwszy tom trylogii pomorskiej Krzysztofa A. Zajasa. Autor po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem w tworzeniu nietypowych i wstrząsających historii.
Krakowski duet Bałyś – Krzycki znany jest w policyjnym światku za sprawą swoich niekonwencjonalnych metod działania. Lucjan Bałyś wyjeżdża do Słupska w zastępstwie partnera. Ma wygłosić wykład na konferencji poświęconej metodom pracy śledczych. Na miejscu wikła się w porachunki miejscowych gangsterów. To jednak dopiero początek serii przedziwnych zdarzeń. Wkrótce wójt pobliskiej wsi zostaje zamordowany w wyjątkowo okrutny i wyrafinowany sposób, a policjant Bałyś znika bez śladu. Andrzejowi Krzyckiemu nie pozostaje nic innego jak wyruszyć tropem przyjaciela. To, co odnajdzie na miejscu przekroczy jego najśmielsze wyobrażenia. Rozpoczyna się makabryczna gra, w której przeszłość odegra niepoślednią rolę. Czy Krzyckiemu uda się wybawić partnera z opresji? Czy istnieją granicę krzywd jakie znieść może człowiek?
Krzysztof Zajas nie bawi się z czytelnikiem. Od pierwszych stron serwuje nam duszną atmosferę, galopującą akcję i zaskakujące wydarzenia. W miarę posuwającego się śledztwa wkraczamy w coraz brutalniejszy i szokujący świat. A to dopiero początek, ponieważ autor tak perfekcyjnie żongluje zdarzeniami, że cały czas zaskakuje nas na nowo. Tu nie ma taryfy ulgowej - „Wiatraki” miażdżą od samego początku. Dostajemy tutaj wszystko to, za co cenimy dobry kryminał : nietuzinkowi bohaterowie, tajemnica sprzed lat i morderstwa, które przekraczają granice naszego pojmowania. Jest mocno, jest brutalnie, a każda kolejna strona oplata nas misterną siecią kłamstw. Żyjemy w dość ponurych czasach kiedy kryminały pisać może każdy, a co gorsze, prawie każdy to robi. W natłoku powieści miałkich, pospolitych, pozbawionych indywidualności, prawdziwą gwiazdą na literackim firmamencie jest proza Zajasa. Pisarz przenosi nas w zupełnie inny wymiar. „Wiatraki” to nie jest kolejna książka, o której zapomnimy dziesięć minut po jej zakończeniu. To zupełnie nowy, głębszy i jakże bogatszy wymiar kryminału. Autor umiejętnie opowiada nam historię pełną smutku, lęku i zła, ale niezwykle ważny jest sposób w jaki to robi. Drobiazgowa, dopracowana i bardzo szczegółowa narracja stanowi jeden z najmocniejszych punktów tej książki. Krzysztof Zajas nie ogranicza się do snucia opowieści. On nią czaruje. Z niezwykłą dbałością o język wprowadza nas w zawiły, pozbawiony nadziei i nieco przytłaczający świat nieodkupionych win, krzywd, które niczym zadra kłują przy najmniejszym ruchu i zemsty, która odbiera rozum. Gęsta atmosfera zdaje się pochłaniać nas. Wnikamy w tę historię czując cierpieni bohaterów niemalże instynktownie. Jest w tej powieści coś pierwotnego. Esencja ludzkości : zdrada, samotność, wina, tak dosadne, namacalne, że wręcz bolesne.
Krzysztof Zajas zabiera nas w podróż pełną napięcia i niepokoju. Podświadomie czujemy, że ta wyprawa zakończy się źle. Musimy jednak dobrnąć do sedna, odkryć prawdę, ponieważ w „Wiatrakach” kryje się tyle tajemnic, że nie spoczniemy dopóki nie dobijemy do brzegu. Sposób prowadzenia przez pisarza akcji to po prostu majstersztyk. Rozwiązania jednych zagadek otwierają drogę do kolejnych. Tajemnice sprzed lat, tłumiony ból i ludzka pamięć, która ma tę swoistą cechę, że nie zakopuje tego, co złe. Grzechy, które nie zostały odkupione domagają się sprawiedliwości. Jak dużą cenę zapłacić można za strach?
Lucek Bałyś i Andrzej Krzycki, ach cóż to jest za tandem ! Pomyśleć, że tacy dwaj się razem skumali, szaleństwo po prostu. Trudno chyba wyobrazić sobie dwóch bardziej niedopsaowanych i różniących się do siebie ludzi. Dwie indywidualności, dwaj faceci, którzy wkraczając do gry muszą ją wygrać. Partnerzy na dobre i złe. Czy aby na pewno? Krzysztof Zajas nie oszczędza swoich bohaterów. Pogmatwane losy jakie im zgotował wzbudzają zarówno współczucie jak i dezaprobatę. Świetne są te postaci. Takie realne, pozbawione kiczu, nieperfekcyjne, takie … ludzkie. Można tych bohaterów polubić lub nie. Można im dopingować lub sądzić, że otrzymują to, na co zasłużyli, ale nie sposób pozostać obojętnym wobec nich. Daleko im do doskonałości, mają swój specyficzny świat, nie zawsze kierują się zasadami powszechnie aprobowalnymi. Są niezwykle soczyści, wykreowani z dużym wyczuciem i znajomością ludzkiej psychiki. Niezaprzeczalnie są jednymi z najciekawszych postaci na polskim rynku kryminalnym.
„Wiatraki” to bardzo mocna lektura, która zdecydowanie odcina się od tego czym karmią nas nowości wydawnicze. To powieść pełna niepokojącego klimatu, smutna jak psychodeliczna ballada i niezywkle inteligentnie napisana. Złożona, absorbująca, chwilami trudna. Takie książki chciałabym czytać częściej. Satysfakcja gwarantowana.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością K. Zajasa uważam za bardzo udane, chociaż mam małe zażalenie (choć nie jest to raczej nic na minus ;-) ) – jakie? Dowiecie się na końcu recenzji!
Wiatraki trafiły w moje ręce dzięki niezawodnemu Fb: zobaczyłam tam informację o książce, i szybko znalazłam ją na Legimi. Zaczęłam czytać i... kolejne nocki z głowy!
Lucek i Andrzej to słynna na całą Polskę para policjantów z Krakowa. Ich niesamowita skuteczność wynika z kilku czynników. Drobny i niepozorny Lucek, wyglądający prędzej na licealistę niż policjanta, jest mistrzem walk wręcz. Jego aparycja usypia czujność bandziorów, którzy z marszu uznają go za nieszkodliwego dzieciaka: podczas gdy on wykorzystuje element zaskoczenia i sprowadza do parteru każdego mięśniaka.
Krzycki uparcie dąży do celu, przenikliwość i umiejętność składania do kupy elementów układanki sprawiają, że żadna zagadka mu nie straszna. Razem z Bałysiem niejednokrotnie stawiają efektywność swoich działań ponad zasadami i regulaminami. Obrywa się za to najczęściej Andrzejowi, który został wręcz zmuszony do objęcia stanowiska za biurkiem. Dlatego też korzysta z każdej nadarzającej się okazji, by interweniować po godzinach pracy, licząc na nową dawkę adrenaliny.
Lucka poznajemy w chwili, kiedy – niechętny takim spędom – Krzycki wysyła go na Pomorze, by w jego imieniu wygłosił referat. Nie wiedzą, że zaproszenie Andrzeja do szkoły policyjnej zostało ukartowane przez jego dawnego przyjaciela. Kała, ekspolicjant a obecnie miejscowy mafiozo chce ukarać Krzyckiego za błędy przeszłości. Kiedy do Słupska – zamiast oczekiwanego Andrzeja – przybywa Lucjan: bandzior szybko adaptuje swoje plany i używa Bałysia jako przynęty. Sytuacji nie ułatwia fakt, że równocześnie trwa w okolicy seria morderstw, które nie są na rękę bandycie, lecz z drugiej strony również Luckowi, a później Andrzejowi utrudniają działania przeciwko oprychowi.
Wiatraki wciągają od pierwszej strony. Andrzej i Lucek mogą na początku wydawać się tandemem superbohaterów o nadludzkich mocach. Jednak z każdą kolejną stroną, z każdym następnym rozdziałem – odkrywamy ich ludzkie twarze. Wbrew pierwszemu wrażeniu para policjantów to zwykli ludzie, z masą problemów i słabostek. Bywają porywczy, zazdrośni, nawet momentami bezmyślni, jak to każdemu z nas się czasami zdarza. Sama historia napakowana jest zwrotami akcji i masą informacji – lecz nie w ten specyficzny, przesadny i męczący sposób. Mimo, że w opowieści dzieje się naprawdę sporo, to została napisana przystępnym językiem i czyta się ją gładko.
Pewnie zapytacie teraz: gdzie to moje zażalenie do Autora. A więc:
Panie Krzysztofie: jak Pan mógł skończyć książkę w takim momencie! Ja rozumiem, że trzeba trzymać czytelnika w napięciu przed kolejnym tomem, no ale bez przesady ;-) Nie wiem, jak inni, ale ja zgryzę nie tylko paznokcie, ale pewnie i połowę palców w oczekiwaniu na drugi tom! Liczę, że ukaże się jak najszybciej ;-)
Wciągający kryminał, tak mogę najprościej, w dwóch słowach zarekomendować tą książkę. Dobry, dopasowany do sytuacji język, nie za dużo przekleństw, co nie znaczy, żeby autor od nich stronił, wartka akcja, ciekawie przedstawione portrety psychologiczne głównych bohaterów. Akcja książki dzieje się na bardzo klimatycznych i działających na wyobraźnię terenach pomorza. Ta książka ma wszystko, czego możemy oczekiwać od dobrego kryminału!
Po Wiatraki sięgnęłam, ponieważ zaintrygowało mnie miejsce zbrodni - tytułowa elektrownia wiatrowa.
Krzysztof Zajas napisał bardzo dobry pierwszy tom trylogii pomorskiej i mogę to powiedzieć bez żadnych wątpliwości. Tak się składa, że kryminały bardzo lubię i cieszę się, kiedy rodak stworzy wciągającą i dobrą historię z trupem (lub kilkoma).
Młody podkomisarz Lucjan Bałyś zostaje wysłany na konferencję do Słupska zamiast swojego partnera i przyjaciela – inspektora Andrzeja Krzyckiego. Na miejscu, jeszcze przed rozpoczęciem wydarzenia, wplątuje się w walkę z lokalnymi gangsterami. Mimo niepozornego wyglądu jest wyćwiczoną maszyną do bicia się. Po konferencji zostaje zaproszony na komendę, gdzie dowiaduje się o niecodziennej zbrodni. Mimo oporów postanawia nieoficjalnie pomóc lokalnemu policjantowi w śledztwie i przy okazji rozprawić się z gangsterami, którzy zaszli mu za skórę.
W tym samym czasie Krzycki próbuje skontaktować się z Luckiem. Ten jednak nie odbiera telefonów. Andrzej w końcu decyduje się pomóc koledze i udaje się na Pomorze, by zmierzyć się ze swoją przeszłością.
Książkę można zasadniczo podzielić na dwa wątki - kryminalny i sensacyjny.
Wątek kryminalny dotyczy śledztwa prowadzonego przez Lucka, natomiast sensacyjny - porachunków z gangsterami. I choć oba wątki są dobrze skonstruowane i rozwinięte, to ten kryminalny zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu.
Spodobało mi się to, że choć Lucek i Krzycki są partnerami, to tak naprawdę przez całą książkę nawet się nie spotkali. Każdy działał w innym mieście, bez kontaktu z drugim. Pozwoliło to obu postaciom wybrzmieć w pełni.
Z pewnością sięgnę po kolejne tomy trylogii pomorskiej z nadzieją, że utrzymają poziom pierwszego!
---
Książkę przeczytałam we współpracy z portalem czytampierwszy.pl
Małe miasteczka mają swój urok. Najczęściej kojarzą mi się z tajemnicą. Niejednokrotnie, gdy stoję na ryneczku niewielkiej mieściny, moja wyobraźnia zaczyna pracować na najwyższych obrotach i podpowiada różnego rodzaju sceny, które dałoby się opisać w książce. Spacerując ulicami takiego miasteczka, mam wrażenie, że ciągle ktoś na mnie patrzy, a wchodząc do pobliskiej kawiarni, czuję się jak przybysz z innej planety. Wówczas zawsze myślę o tym, że zostanie częścią takiej społeczności jest sztuką i wyzwaniem. To właśnie w niewielkiej pomorskiej miejscowości akcję swojej książki – Wiatraki – postanowił osadzić Krzysztof A. Zajas.
Podkomisarz Lucjan Bałyś, połówka wręcz legendarnego duetu Bałyś-Krzycki, wplątuje się w sprawę tajemniczych oraz niezwykle – nie bójmy się użyć tego słowa – widowiskowych morderstw i znika. Jego partner, Andrzej Krzycki, rozpoczyna swoje własne śledztwo mające na celu nie tylko zdemaskowanie mordercy, ale przede wszystkim odnalezienie przyjaciela. Wyścig z czasem, obezwładniający strach i coraz bardziej zapętlająca się historia napędzają tę powieść tak, jak wiatr napędza turbiny wiatrowe. Powiało mocno… świeżością, bowiem Wiatraki okazały się rasowym kryminałem, który czyta się bardzo szybko. Nie wiem dlaczego, ale podczas lektury miałam cały czas wrażenie niezwykłej gęstości słów. Nie potrafię tego do końca wytłumaczyć, ale gdzieś z tyłu mojej głowy majaczyła ciągle myśl, że to taka… mięsista książka. I choć szybko się ją czyta, to nie da się zwyczajnie po jej stronach „przelatywać”. Zdecydowanie wymaga skupienia, ponieważ jest tak bardzo naszpikowana szczegółami, że pominięcie choćby jednego powoduje brak zrozumienia dalszego ciągu. Zaskakujące jest to, że pomimo nagromadzenia naprawdę wielu wątków i jeszcze większej liczby bohaterów, wszystko jest ze sobą bardzo kompatybilne. Muszę przyznać, że duet dwóch „policjantów z miasta” wyszedł Zajasowi na piątkę z plusem. Z jednej strony Krzycki – stworzony na modłę brudnego Harry’ego, nieprzewidywalny i działający pod wpływem emocji policjant, wymierzający sprawiedliwość według swojego własnego kodeksu. Z drugiej strony Bałyś – pomieszanie żółwia ninja z genialnym śledczym o doskonałym poczuciu humoru i cherubinkowej urodzie. Dla mnie bomba. (Szczerze mówiąc, bardzo żałowałam, że ten drugi nie pojawia się częściej). Oprócz wspomnianej dwójki spotkamy tutaj całą plejadę postaci – od policjantów, przez urzędników po tak zwanych typów spod ciemnej gwiazdy. I w tym przypadku tak naprawdę nie wiadomo, kto jest kim, bo właściwie wszystkich można wrzucić do jednego worka. Oj, zamieszał Zajas, zamieszał.
Chciałabym również zwrócić uwagę na sam klimat tej powieści. Miasteczko miasteczkiem, ale autor poszedł dalej i nasycił swoją książkę obrazami niczym z horroru: szumiące wiatraki, grzmoty, ulewy, dziwna postać w żółtej kurtce pojawiająca się i znikająca wśród pól. Choć nie lubię tego gatunku, to nieprzyjemny dreszcz, który towarzyszył niektórym fragmentom, wcale mnie nie zniechęcał do lektury. Wręcz przeciwnie – podkręcał zainteresowanie. Mankamenty? Tak, jeden. W niektórych momentach wyobraźnia poniosła pisarza zbyt daleko. Mam tu na myśli jedną, konkretną rzecz, a mianowicie przypisywanie przekombinowanych umiejętności niektórym bohaterom. Szczególnie tyczy się to mordercy, który naprawdę w nieco nieprawdopodobny sposób popełnia swoje zbrodnie. Mimo wszystko ten kryminał ma tyle zalet, że na sporadyczne wpadki można przymknąć oko. Mam nadzieję, że i Wy podejdziecie do niego w ten sposób.
„Banał dotyczy zawsze innych, nigdy ciebie. Ty za własny banał płacisz złotem najwyższej próby, jak za bilet do vipowskiej loży na grecką tragedię” („Wiatraki”, Zajas, s. 350)
„Wiatraki” to pierwsza część trylogii kryminalnej Andrzeja Zajasa. Po wielu przeczytanych seriach kryminalnych, aby zrobić na mnie wrażenie trzeba napisać kawał dobrej pracy. W przypadku „Wiatraków” nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, że mnie zachwyciła, czy że mi się nie podobała.
Pierwsza część Trylogii Pomorskiej opowiada o serii brutalnych morderstw, dokonywanych na mężczyznach i inscenizowanych na wiatrakach. Do całej sprawy wplątują się inspektorzy policji krakowskich – 2 najbardziej skutecznych śledczych. Jak potoczą się losy nieprzewidywalnego duetu? Czy morderca zostanie złapany? Co jest motywem mordercy?
Co do duetu Lucek&Andrzej – mimo, że wszyscy dokoła zaznaczają, że tych dwóch śledczych działa najskuteczniej w całej Polsce oraz, że rozumieją się bez słów – to niestety nam jako czytelnikom nie jest dane poznać specyfiki działania duetu. Niestety już od pierwszych stron autor rozdziela partnerów i tak zostaje do końca książki. Co o poszczególnych postaci jak dla mnie niektórzy są prze kreowani. O ile postać i osobowość Andrzeja, jako gbura stroniącego od ludzi, mającego tylko swój mały świat, naprawdę realna, o tyle postać Lucka wydaje mi się prze kreowana i prześmiewcza. Otóż Lucek jest w wątłej budowy, ale za to jest mistrzem każdej sztuki walki, ma kręcone, blond włoski z loczkiem, którego z przesądu nie obcina. Sama postawa Lucka Bałysia wobec swojego partnera i żony jest dziecinna.
Co do samej fabuły, pomysł naprawę dobry, akcja momentami zaskakiwała i ciekawiła. Jednakże… Całość fabuły – głównego morderstwa – zostaje przysłonięta przez wewnętrzne rozterki bohaterów, których moim zdaniem jest dużo za dużo i nie potrzebnie. Autor piszcząc książkę chciał zawrzeć w niej wszystko, przez co niestety mamy spotkanie ze zbyt wieloma informacjami. Z jednej strony skorumpowany były komendant, który okazuje się być szefem mafii, z drugiej strony zbiorowa zbrodnia z przeszłości, następnie porwania, domniemana zdrada, demonstracje polityczne i wiele innych. Autor opisując każdy wątek nie skąpi w szczegóły i opisy, dlatego gdzieś po drodze tracimy wątek głównego morderstwa. O ile charaktery i osobowość głównych bohaterów jest rozpisana na pół książki, o tyle osobowość mordercy jest jakby pominięta. Dowiadujemy się nagle kto zabił (z resztą rozwiązanie znamy już dobrych kilka rozdziałów wcześniej), poznajemy motyw i to by było na tyle… Brakuje jakiegoś psychologicznego podejścia do postaci mordercy.
Trzeba przyznać, że mimo wielu wątków, naprawdę ogromnej ich ilości, autor w sposób bardzo dobry połączył każdy szczegół. Styl pisarski autora jest dobry, czyta się go lekko i przyjemnie, ale też brak mu takiego mistrzowskiego polotu, który powoduje, że nie możemy się oderwać od lektury.
Ostatecznie „Wiatrakom” należy się solidna 6, ale jest to ocena od pożeracza kryminałów. Nie wykluczone, że u nowicjusza gatunku książka zyskała by znacznie większą punktację. „Wiatraki” do dobra lektura z pewnymi wadami. Jednocześnie autor ma widoczny potencjał. Czy go wykorzysta? Na pewno przekonam się w drugiej części serii.
KTO SIEJE WIATR…
Należę do osób, które z czytania kryminałów uczyniły coś w rodzaju dodatkowego hobby. Każda kolejna książka, każdy kolejny nieboszczyk i każdy kolejny detektyw to dla mnie zagadka. Zagadka podwójna - najpierw kto zabił i dlaczego, potem: czy w ogóle warto było temu autorowi dać szansę. Wbrew pozorom kryminał to wcale nie jest łatwy kawałek chleba. Nie wystarczy wymyślić narzędzia zbrodni, powód i mordercę. Cały wic w tym, żeby czytelnika skutecznie wyprowadzić w pole. I żeby na tym polu jednak rosło coś jeszcze poza rzepakiem, co by urozmaicało krajobraz. Może jestem marudna, może jestem wybredna, ale sztuka napisania dobrego, logicznego i trzymającego w nieświadomości do ostatnich stron kryminału udaje się nielicznym. To ci mistrzowie, do których książek się wraca, pomimo że zna się i motyw, i mordercę i wielki finał. Dlaczego? Bo dobry kryminał jest też dobrą, świetnie napisaną książką. A do takich z chęcią się wraca. Jak zatem wypada nowy kryminał Krzysztofa Zajasa „Wiatraki” ? Ano popatrzmy…
Znany czytelnikom „trylogii grobiańskiej” duet: Andrzej Krzycki i Lucjan Bałyś znowu wkracza do akcji. Tym razem z Krakowa zawiało ich aż na Pomorze. Zawiało prawie że dosłownie, jako że ważną rolę w całej narracji odgrywa farma wiatrowa i tytułowe wiatraki. A zaczyna się niby niewinnie – Bałyś jedzie na policyjną konferencję w charakterze referenta. Na miejscu, w Słupsku, zastaje lokalną mafię, układy i układziki oraz trupa powieszonego malowniczo na skrzydle rzeczonego już wiatraka. Przeróżne zbiegi okoliczności sprawiają, że Lucek do Krakowa nie wraca, a po jakimś czasie jakby zapada się pod ziemię. Jego szef, mentor i przyjaciel w jednym, Krzycki (czyli jednoosobowa wendetta) rusza na ratunek. Sprawę komplikuje trochę fakt, że Krzycki ma w Słupsku niezałatwione sprawy z przeszłości i jednego naprawdę nieprzewidywalnego wroga. Nie tylko musi znaleźć przyjaciela, ale też w tempie ekspresowym rozwiązać sprawę trupów na wiatrakach ( a tak, na jednym się nie kończy). Krzycki jest na cudzym terenie, do pomocy ma jedynie psa a czas płynie nieubłaganie. Jak skończy się ten nieprzewidziany wyjazd w teren?
Krzysztof Zajas nie jest debiutantem, to jego czwarta książka traktująca o przygodach krakowskiego tandemu. Od razu widać, że autor na pisaniu się zna. Na pisaniu w ogóle i na pisaniu kryminałów. Co prawda „Wiatraki”, jak to wiatraki, rozkręcają się bardzo powoli, ale jak już złapią wiatr to uważajcie na czapki! Fabuła z początku niemrawa, rozkręca się ze strony na stronę, żeby w pewnym momencie zalać nas strugami deszczu, ogłuszyć grzmotami i zostawić nas w tych strugach wody, łapiących ciężko oddech po tym zabójczym tempie. Wiem co piszę – przeczytać prawie w jedną niedzielę książkę liczącą 476 stron, tempo trzeba mieć nieliche. Tyle że tego po prostu nie dało się odłożyć na potem! Zajas nie tylko funduje nam sprinterskie tempo czytania; daje nam do rozwikłanie nie jedną, ale aż trzy zagadki. Na dodatek te trzy sprawy do rozwiązania ładnie się ze sobą łączą, przeplatają i wynikają jedna z drugiej. Autor udanie myli tropy, mnoży niedopowiedzenia, wprowadza na pomorską scenę coraz to nowych aktorów, żeby skutecznie zmylić czytelnika. I wciągnąć go w pułapkę, bo w tej książce nic nie jest oczywiste i proste jak budowa cepa. A do tego końcówka jest jaka jest… Niektórzy nazywają to „zakończeniem otwartym”, a czytelnik po przeczytaniu słów „Koniec tomu pierwszego” ma ochotę wrzeszczeć sfrustrowany, bo bogowie wiedzą kiedy ukaże się tom drugi, a końcówka więcej zaciemniła niż rozjaśniła. Cóż, bywa.
Lubicie dobrze napisany kryminał z niebanalna zagadką i ciekawymi bohaterami? Lubicie szybkie tempo i iskierki czarnego humoru? Niebanalne porównania, niebanalne morderstwa i niebanalne zakończenie? To wciśnijcie czapkę mocno na uszy, bo „Wiatraki” sprawią, że będzie się działo! Prognozy przewidują zachmurzenie i silne wiatry, a wtedy lepiej siedzieć w domu, z herbatą i książką. Polecam „Wiatraki” Krzysztofa Zajasa, rzecz od wydawnictwa Marginesy, z naprawdę świetną okładką. Gwarantuję, że zapomnicie o pogodzie.
Więcej ciekawych książek na czytampierwszy.pl.
Krakowski policjant- Lucjan Bałyś, zostaje wysłany na konferencję do szkoły policyjnej na Pomorzu. Tam chcąc pomóc kolegom po fachu, próbuje rozwiązać sprawę brutalnego morderstwa na wiatraku, a przy okazji zostaje także wmieszany w porachunki lokalnych gangsterów. Nagle Bałyś znika, a na ratunek rusza mu jego przyjaciel inspektor Andrzej Krzycki który, aby uratować przyjaciela, będzie musiał zmierzyć się ze swoją przeszłością. Co więcej, dochodzi do kolejnych bestialskich morderstw…
„Obciążona tym córka od lat żyła w ciemności, przyzwyczajając się do prawdy, że życie składa się ze spraw, które tracą znaczenie. Wyśmiałaby każdego, kto sprzedawałby jej to jako życiową mądrość. Ale tu nie było się z czego śmiać. Banał dotyczy zawsze innych, nigdy ciebie. Ty za własny banał płacisz złotem najwyższej próby, jak za bilet do vipowskiej loży na grecką tragedię” (s. 350).
Mimo że książka nie wciągnęła mnie od pierwszych stron, to bardzo podobała mi się. Porusza ona bowiem wiele ważnych tematów – przyjaźń, zdrada, wszelkie nieporozumienia, molestowanie oraz zmowa milczenia wśród lokalnej społeczności i jej skutki. Bardzo ciekawy pomysł z wiatrakami oraz wątek wojenny, chociaż żałuję, że nie został on bardziej rozwinięty. „Wiatraki” czyta się szybko i przyjemnie, chociaż rozwiązanie zagadkowych morderstw przychodzi dość szybko, to jednak książka trzyma czytelnika w napięciu do samego końca.
„Wiatraki” to pierwszy tom trylogii pomorskiej już z niecierpliwością czekam na kolejne! Jestem bardzo ciekawa dalszych losów Bałysia i Krzyckiego. Polecam wszystkim miłośnikom kryminałów.
Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
Krzysztof A. Zajas swoją nową powieścią „Wiatraki” otwiera Trylogię pomorską. Ani dorobek autora, ani też jego nazwisko nie było mi wcześniej znane, może gdzieś między innymi okładkami przewinął się „Oszpicyn”. Już na starcie miałam wysokie oczekiwania co do powieści, w natłoku nowości rzadko coś potrafi uwieść. Dlatego miłym zaskoczeniem okazał się fakt, że w trakcie lektury dochodzi się do wniosku, że Trylogia jest kompletna, pomysł na fabułę dawno skrojony, zostają jedynie kosmetyczne poprawki, a cała historia jest po prostu podzielona na części. Nie można zaprzeczyć stwierdzeniu, że to efektowne rozpoczęcie.
Głównymi bohaterami jest para policjantów, którzy nie tylko świetnie dogadują się w kryminalnym duecie, ale też na co dzień przyjaźnią się w bardzo specyficzny sposób. Choć przyjaźń rodziła się w bólach, a i ze współpracą było różnie, przyświeca im motto przewodnie Muszkieterów „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Gdy Lucek zostaje oddelegowany na konferencję na Pomorze, a przy tym wpada w niezłe tarapaty i ginie praktycznie bez śladu, Inspektor Krzycki rzuca wszystko by go odnaleźć, a przy okazji wspomóc lokalne śledztwo. Lucjan Bałyś i Andrzej Krzycki są znani czytelnikom z poprzedniego cyklu (Trylogii grobiańskiej). To taka dwójka, że nie sposób ich nie lubić. Czytelnik zostaje wprost zmuszony, żeby wybrać swojego ulubieńca, a trzeba przyznać że zajadle o to walczą.
Czego faktycznie w książce nie brakuje, to… trupów. Bo ten się ściele się gęsto. Nie są to jednak zwykłe zbrodnie, bo ich akcja osadzona jest na farmie wiatrowej. Na dodatek mocno związany jest z nimi lokalny polityczny światek. Sama akcja powieście jest niezwykle dynamiczna, sprzyja temu przenoszenie narracji i zmiana punktu widzenia. Mnóstwo tu pościgów czy bójek, które mocno wpisują się w klimat. Jedyne co odbiera wiarygodność całości to fakt gdy jeden drobny policjant rozprawia się z grupą dwunastu osiłków, z użyciem jedynie rąk i znajomością wschodniej sztuki walki.
Jedynym minusem okazał się wątek w obronie sądów i konstytucji. W lokalnym proteście nieprzewidzianie bierze udział Krzycki. Zrozumiałe jest dla mnie wplatanie do powieści współczesnych wątków, tylko czy akurat ta sytuacja jest aż tak ważna na kartach historii? A jeśli czytelnik stoi po drugiej stronie barykady?
„Wiatraki” dają nam ciekawą historię, niebanalne wątki oraz wyraziste postaci. Nie można zarzucić autorowi braku warsztatu i nieprzygotowania. Wprost genialne są opisy akcji czy detale. Odczuwalne jest, że nie było głównym celem Zajasa namieszanie w głowie czytelnikowi, a przekazanie kawał dobrze skrojonej historii, gdzie do kłębka prowadzi wiele sznurków, które są poplątane tylko trochę. Zaskoczenie rzeczywiście zaskakuje, jak na klasyka gatunku przystało. To naprawdę dobra rzecz i z wielką niecierpliwością wyczekuję kolejnych tomów.
Nie mogę powiedzieć, żeby kryminał był moim ulubionym gatunkiem. Szczerze mówiąc, przez długi czas unikałam go jak ognia. Kojarzył mi się przede wszystkim z prostym, powtarzalnym schematem. Trup plus śledztwo. Czasem prowadzone przez policjanta, czasem przez dziennikarza, a czasem przez ciotkę Klotkę. Nic ciekawego? Do czasu! Gdyby wszystkie powieści kryminalne były napisane jak „Wiatraki” Krzysztofa A. Zajasa, to byłby to mój ulubiony gatunek! Zdecydowanie!
Tak to już czasem bywa, że nawet gdy się bardzo nie chce wszczynać się kolejnej afery, ta robi to sam. Lucek jedzie na Pomorze zorganizować wykład na temat interwencji policji poza godzinami służby. I tak się składa, że po drodze sam przeprowadza jedną. Może nic by tego nie było, ale jedno nieostrożne „nadepnięcie na odciska” sprawia, że mężczyzna angażuje się w porachunki lokalnej mafii. Luckowi jest to... jak najbardziej na rękę. Kiedy jego życie osobiste wali się w posadach, on może ganiać „za tymi złymi”. Jednak sprawy szybko się komplikują. Komu może ufać? I gdy Lucek walczy z teraźniejszością, po Krzyckiego coraz bardziej upomina się przeszłość. Kto wygra? Czy rachunki zostaną uregulowane? A wiatraki... kręcą się dalej.
Zakochałam się w tej książce już od pierwszych strona! I nie mówię tutaj od „trzęsienia” ziemi, którym powinno się zacząć każde dzieło. Tak, nawet pomijając ten element, akcja bardzo szybko nabiera tempa, a historia rozwija się dynamicznie i gna w nieoczekiwane kierunki. Zupełnie nie chcę niczego zdradzać, ale dzieje się i to nawet bardzo dużo!
Tak, skończyłam czytać tę książkę parę dni temu i wciąż trzymają mnie emocje. Zacznijmy więc od nich. Historia „Wiatraków” uderza w uczucie czytelnika na wiele możliwych sposobów. Raz go prowokuje, raz wzrusza, czasem odwołuje się do refleksyjnych tonów, a zaraz potem każe biec za bohaterem bez zastanowienia. I ta różnorodność jest jej ogromną zaletą! Bo z jednej strony dostarcza nam wartką, pełną dynamiki opowieść, z drugiej odwołuje się do rzeczy ważnych, spawając, że jest to również lektura wartościowa, skłaniająca do myślenia.
Kolejnym, ogromnym plusem jest kreacja bohaterów. O tak! Co do był za duet, wręcz niepowtarzalny. Autor nie szczędzi swoim postaciom wad i cech charakterystycznych. Z mieszanki tego, co wzniosłe i tego, co wątpliwe moralnie powstają osobowości prawdziwie, a jednocześnie niepowtarzalne. Każdego z nich chce się lubić, ale jest to lubienie z pewnymi wątpliwościami, oparte na kredycie zaufania i świadomości wad. Jednym słowem, dość nietypowe w literaturze. Główny bohaterzy nie są jednoznaczni i to nadaje całej powieści drugiego dna. Co innego, jeśli chodzi o postacie drugoplanowe. Ich ocena nie jest już tak trudna, czarne charaktery budzą przede wszystkim negatywne uczucia i chociaż w historii pojawia się próba odwrócenia takiego wizerunku, nie odniosła ona wielkiego skutku.
Ciąg dalszy na:
Lucjan Bałyś – podkomisarz krakowskiej policji zostaje wysłany na konferencję na Pomorze. Wplątuje się tam w sprawy miejscowych gangsterów, ale pomaga też lokalnym stróżom prawa rozwiązać zagadkę okrutnych morderstw. Coś jednak idzie nie tak i na pomoc wyrusza Inspektor Krzycki… Po ciąg dalszy sięgnijcie sami do Wiatraków – Krzysztofa Zajasa.
Nie zaskoczyła mnie ta książka. Od początku miałam przeczucie, że to będzie petarda! I nie pomyliłam się ani trochę. Jest tam wszystko czego potrzebowałam – wciągająca historia i nietuzinkowi bohaterowie. A do tego akcja toczy się w moich okolicach, za co każda książka od razu dostaje plusa. Bez nudnych przerywników i wywodów. Od pierwszych stron autor trafia w mój humor.
Żałowałam, że książka tak szybko się skończyła. Już nie mogę się doczekać dalszych losów Krzyckiego i Bałysia. Mam nadzieję, że książka osiągnie sukces, bo w pełni na to zasługuje.
Książka „Wiatraki”, to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, ale zdecydowanie nie ostatnie. Trylogia pomorska, którą „Wiatraki” początkują zapowiada się intrygująco, wyszukanie i niepowtarzalnie. Interesujące, wielowymiarowe postacie, które niejednokrotnie zaskakują swoim zachowaniem, poczuciem humoru, a także inteligencją.
Świetnie dobrana para policjantów, którzy są głównymi bohaterami powieści. Lucjan Bałyś, to młody podkomisarz o niezwykłej sprawności fizycznej, umiejętnościach walki i samoobrony. Jego młody wiek i chłopięcy wygląd z blond loczkiem potrafi nieźle zmylić przeciwnika. Drugi z bohaterów to Andrzej Krzycki, zdecydowanie nadpobudliwy, ale niezwykle inteligentny, domyślny i potrafiący łączyć fakty inspektor, który również jest strasznym kobieciarzem. Ta dwójka tworzy świetny zgrany duet, który radzi sobie z niezwykle trudnymi przypadkami, a dodatkowo znany jest w całym kraju. Nie ma osoby, szczególnie ze świata policyjnego, która nie słyszała by o duecie Krzycki i Bałyś.
Podkomisarz Bałyś w zastępstwie za inspektora Krzyckiego wybiera się na Pomorze, gdzie ma poprowadzić szkolenie. Wyjeżdżając nie zdaje sobie sprawy, że nie będzie to zwykłe szkolenie, a wydarzenia mające miejsce na pomorzu odmienią kompletnie jego życie. Ale wyjazd odmieni nie tylko jego życie, ale szerszej grupy ludzi.
Przyjaźń tych dwojga współpracowników zostaje wystawiona na ogromną próbę. Główną przyczyną zaistnienia takiej sytuacji jest ogromna porcja niedomówień i zatajania drobnych, nic nieznaczących szczegółów. Lawina zdarzeń, które spotykają bohaterów jest skutkiem bardziej zawiłych zdarzeń, które miały również miejsce we wcześniejszych latach życia głównych bohaterów, co pozwala czytelnikowi na nieco bliższe ich poznanie.
Zawrotne tempo akcji, wiele nieprzewidzianych zdarzeń, niejasnych sytuacji i wyszukanych aktów zbrodni. Autor postarał się, aby przez cały czas czytania książki podtrzymywać gorącą temperaturę i szybkie tempo akcji, a czytelnikowi nie pozwolić nawet na odrobinę nudy! Gdy już zaczniemy lekturę, zdecydowanie nie można jej nawet na moment odłożyć na półkę, z uwagi na interesujące i szybkie tempo akcji. Autor zaskakuje nas z każdą stroną coraz bardziej, a niewyjaśnione zakończenie podkręca i tak już ogromny apetyt na kolejną część pomorskiej trylogii, której już wyczekuję z utęsknieniem.
To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Pana Krzysztofa Zajasa i zdecydowanie muszę je uznać za udane! Książkę pokochałam, jak tylko zobaczyłam jej liczbę stron, a jak okazało się, że to będzie trylogia, to już wiedziałam, że jak najszybciej musi być moja! ?
Po pierwszych jej stronach czułam się zagubiona. Miałam wrażenie, że kompletnie nie orientuje się kto jest kim. W rozdziałach przedstawionych mieliśmy naprawdę DUŻO bohaterów i to zarówno tych z obecnych czasów, jak i z przeszłości. Miałam wrażenie, że natłok rzeczy za mocno mnie przytłoczy i, że kompletnie nie będę mogła odnaleźć się w tej historii. Jednak czytając kolejne strony wszystko zaczęło się idealnie zazębiać, każdy nagle znalazł się na swoim miejscu i już wiedziałam, że ta trylogia będzie naprawdę mocna! ?
Na początku poznajemy Lucka, który jako podkomisarz Krakowskiej policji udaje się na konferencję na Pomorze. Na miejscu jednak okazuje się, że nie wszystko jest tam tam kolorowe i wplątuje się w niepotrzebne porachunki gangsterów. Za nim na pomoc jedzie jego przyjaciel Andrzej i wtedy dopiero okazuje się co, jak i gdzie! Mamy tutaj mnóstwo pobocznych wątków, wiele się dzieje, nie jest to tylko prosta i czytelna historia. Ostatnie 100 stron przeczytałam z zapartym tchem, a po ostatniej stronie zbierałam szczękę z podłogi. JAK ta część mogła się tak zakończyć!? Ja od razu chce sięgnąć po kolejną część i mam szczerą nadzieję, że autor nie będzie nam kazał na nią długo czekać! Fani kryminałów! Musicie mieć tą książkę na swojej półce. Co więcej! Uważam, że zdecydowanie jest to mój numer 1 w książkach polskich autorów z tego roku i mam nadzieję, że doczeka się ona tłumaczenia na inny język! ?
Policjant, Lucjan Bałyś, zostaje wysłany na Pomorze, na konferencję i wpada w kłopoty. Krzycki wyrusza mu na pomoc. Piękny przykład męskiej przyjaźni. Ciekawy pomysł z wiatrakami. Bardzo dobry kryminał.
W tej krainie obcy ginie. (s. 46)
Podkomisarz krakowski Lucjan Bałyś o wyglądzie niewiniątka zjawia się w Słupsku na konferencji policjantów. Początkowo za szczęśliwy traf uznaje wplątanie się w porachunki miejscowych gangsterów i daje upust adrenalinie nagromadzonej z powodu kryzysu małżeńskiego. Zatrzymuje się na dłużej w domu nowego kolegi w Grębówku, gdyż słupscy policjanci mają problem ze zwykłym śledztwem, a dokładnie z żywymi, a nie trupem na wiatraku. To tu na fermie wiatraków doszło do makabrycznej zbrodni, potem do kolejnych. Wkrótce sam znika bez śladu na popegeerowskich polach Pomorza, gdyż wypowiedział wojnę lokalnej układówce, a mafia to nie kumple do zabawy. Tym bardziej, że na jej czele stoi były szef komendy i przyjaciel jego partnera.
Gdzie jest Bałyś? (s. 224)
To pytanie z czasem staje się motorem działań i mantrą inspektora Andrzeja Krzyckiego. To on z suką Lalą wyrusza z Krakowa na ratunek swojemu przyjacielowi i partnerowi. Mimo nadszarpniętego zaufania nie zostawia partnera na łasce „losu”. Krzycki nie odpuszcza, nie uznaje prostych rozwiązań, ma swoje metody. Ma też swoje za uszami. Obudzone zmory sprzed ponad 20 lat stają z nim oko w oko. Przyszedł czas, by się z nimi zmierzyć. Sprawie z odległej przeszłości narosły spore odsetki. Andrzej Krzycki i Artur Kała. Południe i północ. Dobry glina i zły glina. Zemsta – odwieczny motor napędzający ludzkość.
W śledztwie na obcym terenie krakowskiemu inspektorowi włącza się tryb grobiański. Posługuje się swoją sprawdzoną metodą działania. Do tego intuicja, bystry umysł, nieszablonowe myślenie, znajomość psychiki ludzkiej – tylko taki komplet wiedzy i umiejętności może zagwarantować odniesienie sukcesu. Z kolei słupscy policjanci działają na dwa fronty, są skorumpowani. Pogubili się w sprzecznych lojalnościach i priorytetach. To śledztwo komisarza Hadczuka, a ten się miota z całym wydziałem. Każde rozwiązanie będzie złe. Na chwilę oddechu i zdystansowania się do wydarzeń pozwala komizm słowny krakowskiego tandemu.
Grębówko to nie jest zwyczajna wieś… (s. 247)
Dynamiczna akcja rozgrywa się latem 2017 roku na Pomorzu Środkowym, głównie w okolicach Słupska. Monumentalne elektrownie wiatrowe, popularne wiatraki, wpisane w krajobraz okolic wsi Grębówko. Wiatr od morza młóci ogromne skrzydła, które jak brzytwa przecinają nadmorskie powietrze. Burze i ulewne deszcze oraz jęk wiatraków potęgują grozę sytuacji, a czerwone światło migające z każdej elektrowni jakby ostrzegało przed czyhającym gdzieś w pobliżu niebezpieczeństwem. To wiatraki tają się miejscem przerażających i bezlitosnych zbrodni. Biel gryki wokół nich ma symboliczny wymiar. Makabryczny teatr trwa. Opisy przyrody w całej powieści odgrywają ogromną rolę i nie da rady ich „ominąć” wzrokiem. Wiarygodności fikcyjnym wydarzeniom dodaje udział Krzyckiego w demonstracjach o wolne sądy.
Po chwili doszedł do wniosku, że puzzle nie są jednolite, pochodzą z różnych historii, dlatego nie da się ich wszystkich dopasować do siebie. (s. 301)
Wielowymiarowa fabuła składa się z wielu obrazów. Autor połączył ze sobą, wydawać by się mogło, odległe wątki – morderstwa trzech mężczyzn na wiatrakach, skorumpowana policja, porachunki gangsterów, wizyty starej Niemki w Grębówku, niepełnosprawny mężczyzna, rządy wójta, protesty pod sądem, miejscowe tajemnice z końca II wojny światowej, zniknięcie policjanta, przygodny seks, a to wszystko okraszone lokalnym kolorytem i polnymi pejzażami, oświetlone błyskawicami lub zasnute mgłą. Dużo się dzieje. Zwykła rozmowa dostarcza wielu niepokojących informacji. Napięcie rośnie wśród bohaterów i w czytelniku, groza staje się wszechobecnym towarzyszem, aż do finału, który… odsyła do kolejnego tomu. Finalne wydarzenia wydają się wręcz niewiarygodne w swoim przebiegu, a nadludzkie siły i wytrzymałość inspektora szokują.
To twoje śledztwo. (s. 372)
Bałyś i Krzycki są znani niektórym czytelnikom z Trylogii grobiańskiej. Mnie nie, ale i bez tej znajomości zaczęłam czytać Wiatraki i przepadłam. Kryminalne zagadki z przeszłości połączone z teraźniejszymi, a nad nimi upiorny szum skrzydeł wiatraków. Krzycki z Hadczukiem na tropie Bałysia i Kały, a po piętach depcze im II wojna światowa. Efektowne połączenie kryminału z thrillerem. Mocna rzecz. Polecam.
Lucek Bałyś i Andrzej Krzycki to jedni z najlepszych krakowskich policjantów i zarazem przyjaciele po fachu. Podkomisarz Lucjan Bałyś udaje się na Konferencję na Pomorze. Tam pomaga on przy rozwiązaniu pewnej sprawy morderstwa, a jednocześnie zostaje wmieszany w porachunki lokalnych gangsterów. Bałyś znika, a na pomoc przybywa inspektor Krzycki. Czy Krzycki uratuje przyjaciela? Co jeśli przeszłość, któregoś z nich ma związek z jego zniknięciem?
Autor książki Krzysztof A. Zajas pisze w sposób bardzo lekki, przez co całą książkę czyta się w tempie ekspresowym. Jego opisy miejsc i sytuacji są bardzo ciekawe i chwilami przerażające. Opisy poruszanego przez wiatr wiatraki, warunków pogodowych, porachunków i wiele innych... Pełna eksplozja, która powoduje gęsią skórkę. Postacie bardzo dobrze wykreowane, choć troszkę superlatywne. Ich umiejętności i pewne cechy wydają się nadzwyczajnie odbiegające od umiejętności przeciętnego człowieka. Choć nie zmienia to faktu, że czytając książkę darzyłam ich sporą sympatią. Serdecznie polecam, jak dla mnie naprawdę warto.
Trup ściele się gęsto. Mała wieś ma swój klimat, ale i tajemnice sięgającą wojny. Tutaj do głosu dochodzą tylko mężczyźni, ale to kobiety mają więcej do powiedzenia. Czy krakowski duet policjantów rozwiąże zagadkę śmierci mężczyzn zaplątanych w stare wydarzenia? A co jeśli partner wdepnie w większe "błoto", to czy ten drugi zrobi wszystko by go odnaleźć?
"W ogóle nie lubił ludzi, nie wyłączając siebie. Może z paroma wyjątkami, ale bez przesady."
Co mi się podobało w powieści? Umiejętne nawiązanie do czasów wojny, trudnych czasów dla mieszkańców Pomorza. Świetny pomysł wykorzystania wiatraków jako narzędzia zbrodni. Mafia, przerzuty towaru przez granicę i walka o wpływy. Postacie dobrze wykreowane. Stopniowe budowanie napięcia i przemyślane wydarzenia. Te cechy gwarantują satysfakcje czytelnika. Dla mnie takim dodatkowym atutem jest pies głównego bohatera, z którym to prowadzi ożywione rozmowy. I nie zapominam również o fakcie, że komisarze pochodzą z Krakowa. Taki fajny lokalny akcent.
Ale też nie wszystko mi się podobało. Nie mogłam się jakoś wgryźć w fabułę, chyba dopiero koło 150 strony, może 200, udało mi się wciągnąć na tyle, by wrócić do książki z ciekawości, a nie z obowiązku. Największym moim zarzutem jest stereotypowy policjant. Zmęczony życiem, alkoholem, trudnymi przeżyciami rodzinnymi, za to zawsze chętny do ryzykownych akcji. Może to prawda, że tak zachowują się stróże prawa w realu? Ciężko mi ocenić.
"Mężczyźni to głupcy. Właściwie tylko to jeszcze pociągało ją w tej smolistej i cuchnącej ciemności: udowodnić im, że w starciu z kobietą mężczyzna zawsze ostatecznie wyjdzie na głupca."
Biorąc pod uwagę plusy i minusy, książka plasuje się po tej dodatniej stronie. Gdy już wciagniemy się w akcję, czyta się bardzo sprawnie, motywy i wątki stopniowo są odsłaniane, na jaw wychodzi więcej sekretów, które jednak nie są podane na tacy, ale pozwalają nam samym rozwikłać tajemnice.
Za możliwość przeczytania dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
Wrzesień jest u mnie pod względem czytelniczym miesiącem bardzo dziwnym, bo albo trafiam na typowe średniaczki z ogromnym potencjałem, ale słabym wykonaniem, albo trafiają mi się petardy. Książka „Wiatraki” Krzysztofa A. Zajasa jest moim czytelniczym odkryciem i ogromnym zaskoczeniem, bo pierwszy tom trylogii pomorskiej zaczyna się rewelacyjnie.
Opis książki nie sugerował tego, że książka wciągnie mnie od pierwszych stron i zostawi z uczuciem, że tak się nie robi i w taki sposób nie kończy się książki! Podkomisarz Lucjan Bałyś zostaje wysłany na Pomorze na konferencję. Nikt nie zdołał tego przewidzieć, że zostanie wciągnięty w porachunki lokalnych gangsterów. W tym samym czasie niedaleko Słupska ktoś w bestialski sposób morduje trzech mężczyzn. Bałyś znika bez śladu. Czy jego zaginięcie można łączyć z morderstwami koło Słupska? Na to pytanie będzie musiał odpowiedzieć inspektor Andrzej Krzycki, który wyruszy przyjacielowi na pomoc. Krzycki nie będzie miał prostego zadania, aby odnaleźć Lucka będzie musiał obudzić demony przeszłości i działać na pograniczu policyjnej logiki. Czy błahe rozwiązanie może okazać się kluczem do rozwiązania zagadki? Czego na pomorskich ziemiach szuka powracająca co jakiś czas Niemka? Jaki mroczny sekret skrywa Pomorze niesione upiornym szumem skrzydeł wiatraków?
Wydawać by się mogło, że głównym tematem będzie wyłącznie motyw brutalnych morderstw trzech mężczyzn. Sam sposób, choć makabryczny, to muszę to przyznać – genialny! Okazuje się, że już na samym początku autor daj nam wskazówki oddając glos Niemce oraz przywódcy grupy lokalnej mafii. Zatem im mocniej i dalej zagłębiamy się w lekturę, tym przybiera ona konstrukcję powieści szkatułkowej. Wychodzi na jaw powojenna tajemnica pomorskiej ziemi, wyjaśnia powód, dlaczego został porwany Lucek oraz historia molestowania dziewcząt i milczenia mieszkańców w tej sprawie. A wszystko to rozgrywa się w szumie wiatraków. Przeplatanie wątków wyszło autorowi bardzo sprawnie, nie ma możliwości byśmy się pogubili w opowiadanej historii, a jednocześnie wciąż pamiętamy o zaginionym Bałysiu. Oprócz tego nie dostaniemy tylko i wyłącznie historii kryminalnej, lecz autor zagłębia się dalej i pokazuje psychologiczną stronę zbrodni. Do czego mogą doprowadzić traumy albo długo skrywane urazy?
A sami bohaterowie? Na pewno duet Krzycki-Bałyś nie jest zwyczajnym duetem. Lucjan Bałyś, z uroczym loczkiem na czole i o wyglądzie chłopca, sprawę morderstwa w pobliżu Słupska traktuje ambicjonalnie i nie zliczę ile razy w ruch szły jego pięści, przez co książka zyskuje także charakter awanturniczy. Chłopięcy wygląd jest tylko przykrywką. Krzycki to typowy macho, nie jest grzecznym chłopcem i wiele ma za uszami. Wciąż się zastanawiam, czy ja tego bohatera lubię, czy tylko jestem pod wrażeniem zdolności dedukcyjnych Krzyckiego. Sposób, w jaki doszedł do rozwiązania zagadki robi wrażenie, choć nie popieram jego postępowania w życiu prywatnym. Niezły z niego „dupek”. Zastanawiam się jak potoczyłaby się akcja książki, gdyby panowie wyjaśnili sobie fatalne nieporozumienie, do którego między nimi doszło. Co byłoby gdyby Lucjan odebrał telefon? Czy Krzycki gnębiony wyrzutami sumienia ruszyłby z Krakowa na pomoc przyjacielowi? Od samego początku także za sprawą charakterów Krzyckiego i Bałysia nad książką ciąży mroczny klimat.
Moje pierwsze spotkanie z twórczością Zajasa uważam za bardzo udane. „Wiatraki” są zapowiedzią bardzo dobrej trylogii pomorskiej. Powiązania z historią, mafijne porachunki i dwójka prawdziwych bohaterów ukazanych ze wszystkimi przywarami i życiowymi błędami sprawiają, że jest na co czekać! Polecam.
OSZPICYN, tak oświęcimscy Żydzi nazwali swoje rodzinne miasto. Dramatyczna historia tego miejsca wciąż nie daje o sobie zapomnieć. Seria śmiertelnych wypadków...
Inspektor Andrzej Krzycki leży w szpitalu. Ledwie uszedł z życiem po zatruciu cyjanowodorem. Nie mówi i nie chodzi. W zasięgu wzroku nie ma nikogo, komu...