Prawie jak Dexter. Recenzja serialu „Langer"

Data: 2025-05-22 18:17:13 Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Langer na podstawie powieści Remigiusza Mroza miał szansę stać się polskim Dexterem „na sterydach". Niestety, w praktyce nie okazał się nawet Dexterem dla przedszkolaków. To serial, który obejrzeć można jedynie z uwagi na świetnych aktorów, którzy robią, co mogą, by pociągnąć tę historię. Problem w tym, że nie bardzo mają co grać.

Punkt wyjścia wydaje się prosty: oto Piotr Langer (Jakub Gierszał), wzięty biznesmen, a po godzinach: bezlitosny morderca. Zabija kobiety, które właśnie opuszczają ośrodek odwykowo-samopomocowy. Zabija od lat i wiedzą o tym wszyscy stróże prawa – policjanci czy prokuratorzy, jednak w żaden sposób nie potrafią udowodnić mu winy. Wie o tym także Nina Pokora, femme fatale, która stara się zwrócić na siebie uwagę Langera, by dotrzeć do niego z prośbą o zamordowanie swego męża, a także jego kochanki. Rzecz w tym, że Nina skrywa kilka tajemnic i trudno ocenić, czy chce przyskrzynić zabójcę, czy rzeczywiście dokonać krwawej zemsty na niewiernym współmałżonku. Rozpoczyna się gra między tymi dwojgiem, w której ważną rolę spełnią także eksmąż Niny, prokurator Paderborn (Piotr Adamczyk) i nie cofająca się przed niczym, by przyskrzynić zabójcę prokuratorka Karolina Siarkowska (Magdalena Boczarska).   

Przepis, który stał za sukcesem powieściowego Langera teoretycznie powinien sprawdzić się równie dobrze w przypadku serialu. Formuła Mroza jest prosta: przejrzysta narracja, wyraziści (do granic przerysowania) bohaterowie, cięte dialogi i tyleż cliffhangerów, ile zwrotów akcji. Problem w tym, że to, co działa w powieści, niekoniecznie równie dobrze sprawdzi się w serialu.

Pomijając fakt, że w świecie seriali Langer nie oferuje praktycznie nic, czego nie znalibyśmy z innych produkcji, akcja wlecze się tu niemiłosiernie. Reżyser dał Marianowi Prokopowi szansę na wykazanie się umiejętnością tworzenia aż nazbyt wielu pięknych ujęć przeestetyzowanych do bólu wnętrz (grzech ciężki bardzo wielu polskich produkcji). I, faktycznie, Prokop okazję tę wykorzystał, jednak w efekcie w kolejnych odcinkach na tle zdjęć przestrzeni autentycznie interesujących wydarzeń jest zbyt mało, by mogły one przekuć uwagę. Na dodatek w wielu przypadkach po prostu zbyt dobrze wiemy, co za chwilę się stanie, by tkwić w napięciu przed ekranem. Sceny zbrodni są do bólu przewidywalne, a gra, którą toczy Langer ze swoimi ofiarami, szybko przestaje zaskakiwać. Zaskakuje tylko to, jak wiele jest tu fabularnych dziur, zbiegów okoliczności czy niedoróbek ze strony przedstawicieli organów ścigania. Prosty przykład: stróże prawa prowadzą zakrojoną na szeroką skalę akcje tropienia demonicznego mordercy, ale w kluczowym momencie nie potrafią poradzić sobie ze znalezieniem jego „pracowni". O taką „sprawność" nawet polską policję trudno byłoby posądzić. 

Na domiar złego o poszczególnych bohaterach wiemy zbyt mało, by im kibicować. Przerażający magnetyzm Jakuba Gierszała już w bardzo przeciętnym serialu „Chyłka" zwrócił uwagę fanów twórczości Remigiusza Mroza. Problem w tym, że charyzma aktora to zdecydowanie zbyt mało, by wyłącznie dla niej oglądać serial. I, owszem, Langer był postacią w założeniu antypatyczną do bólu, ale w swoich powieściach Remigiusz Mróz dokooptował mu do towarzystwa szerokie grono ciekawych postaci drugoplanowych – od Niny Pokory do prokurator Siarkowskiej. Tyle, że większość bohaterów pisarz przynajmniej częściowo sportretował już w innych swoich książkach, a w Langerze po prostu skorzystał z tego, że czytelnicy dobrze ich już znają. Tymczasem twórcy scenariusza uznali, że wystarczy pokazać na ekranie to, co znaleźli w Langerze – i o ile background Niny Pokory zarysowany jest nieźle, o tyle Siarkowska sprowadza się do paradującej w zabawnej czapeczce prokuratorki, która podnieca się tym, że mamy seryjnego, a Paderborn pozostaje po prostu byłym mężem policjantki. Nie wiemy, dlaczego mielibyśmy którekolwiek z nich lubić. Więcej – nie wiemy, dlaczego mielibyśmy chcieć kogokolwiek z nich dalej oglądać na ekranie. Na pewno nie ze względu na dialogi, które brzmią po prostu sztucznie – a to już grzech, którego Remigiusz Mróz w swoich powieściach raczej nie popełnia. 

Ostatecznie Langer okazuje się kolejnym serialem, który romantyzuje postać seryjnego mordercy (cóż z tego, że fikcyjnego), ale prawda jest taka, że nikt by na to nie narzekał (a przynajmniej – nie tak bardzo), gdyby był to serial dobry. Niestety, stało się inaczej i nie mamy ani Dextera na sterydach, ani nawet Laboratorium Dextera. A szkoda, bo w cyklu powieści o Langerze tkwił potencjał na przynajmniej kilka sezonów. 

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Langer
Remigiusz Mróz

Warto przeczytać

Reklamy
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje