Małgorzata Starosta po raz kolejny udowadnia, że komedia kryminalna może być nie tylko inteligentna, ale też przewrotna i z pazurem. Kto zamawiał denata? to trzecia odsłona przygód Jeremiego Organka i Lindy Miller – i absolutnie nie da się przejść obok niej obojętnie. To książka, w której trup nie jest wcale najpoważniejszym problemem, a największym wyzwaniem – jak zwykle – okazuje się Linda.

Nie znam drugiego takiego duetu. Ona – huragan, chodząca improwizacja, która jednym telefonem potrafi zrujnować spokojny wieczór. On – wyważony do granic możliwości, stoicki, choć – jak się okazuje – i jego cierpliwość ma granice. Zderzenie tych dwóch światów to esencja tej serii – i największy jej atut. Ich relacja ewoluuje, ale jedno pozostaje niezmienne: Linda wciąż ma dar komplikowania wszystkiego, czego dotknie, a Jeremi… nadal daje się wciągać. Choć może już nie do końca bezwolnie.
Akcja tym razem rozgrywa się w domu spokojnej starości – choć spokojny to zdecydowanie niefortunne słowo. Bo gdzie indziej, jeśli nie tam, mogłaby zacząć się historia pełna podejrzeń, zaginionych skarbów, tropów z przeszłości i morderstw tak starych, że ich ofiary zdążyłyby już być stypendystami ZUS? I właśnie ta przeszłość staje się elementem, który autorka rewelacyjnie wplata w fabułę. Historyczne wątki są jak ukryte nitki – łączą bohaterów i wydarzenia, tworząc intrygę pełną napięć, ale też poczucia humoru.
A humor Małgorzaty Starosty to osobna kategoria. Celny, sytuacyjny, czasem: absurdalny – ale nigdy nie prostacki. Gag goni gag, a jednocześnie nie ma tu nachalności. Dialogi? To prawdziwe perełki – zwłaszcza, kiedy w powieści pojawia się Bączek, Wilczyński albo któryś z rezolutnych staruszków. Nie ma tu fałszywej nuty. I nawet, gdy Linda po raz dziesiąty popada w słowotok, nie mamy ochoty jej uciszać, tylko słuchać dalej.
Nie byłoby jednak tej książki bez bohaterów drugiego planu. Staruszkowie z Janowic to prawdziwy majstersztyk. Każdy z nich ma swoje ale, swoje tajemnice, dziwactwa, a przy tym nie są przerysowani. Oni po prostu są – żywi, zabawni, irytujący, mądrzy. To właśnie dzięki nim cała ta opowieść ma tempo i jest tak mięsista.
Zagadka kryminalna, jak to u Starosty, jest zbudowana z finezją. Niby coś wiemy, niby czegoś się domyślamy, a i tak autorka wyprowadza nas w pole. I dobrze. Bo w tej historii liczy się nie tylko kto, ale też dlaczego i jak bardzo Linda znowu się w to wmieszała.
Nie mogłam się oderwać. To jedna z tych książek, które czytasz jednym tchem, a potem z żalem odkładasz. Nie dlatego, że była za krótka – tylko dlatego, że znów trzeba będzie czekać na kolejną porcję szaleństwa spod znaku Jeremindy. A czeka się z przyjemnością.
Zwłoki można zgubić, ale można je również znaleźć Patolog sądowy Jeremi Organek oraz jego przyjaciółka, historyczka Linda Miller, ku rozpaczy tego pierwszego...
Kiedy jedenastoletnia Nina, marząca o wielkich przygodach wielbicielka książek, przeprowadza się wraz z rodziną do odziedziczonego po ciotce Hebanowego...