- Czyli mam rozumieć, że po trzech dniach na bezrobociu zamieniłaś się w perfekcyjną panią domu i teraz bez obaw można zlizywać sok z podłogi, gdyby mi się ręka ze szklanką trzęsła i trochę bym chlupnęła? - Basia patrzyła na mnie wielkimi orzechowymi oczami z taką intensywnością, jakby chciała zajrzeć do mózgu. - Okna wymyłaś, w szafach wojskowy porządek i już nie masz nic do roboty?
Pokiwałam głową tak energicznie, że niemal chrupnęło mi w szyi. Nie mogłam odpowiedzieć, zajęłam się spożywaniem ciasta, które - notabene - też upiekłam. Z nudów.
Wydawałoby się, że człowiek ma wokół znajomych, a gdy przychodzi co do czego, to nie ma z kim nawet poplotkować przez telefon.
- Kocham swoje życie! - stwierdziłam, zamykając drzwi na wszystkie zamki po tym, jak wyprawiłam jedyne dziecko na letni obóz.
Człowiek jest jak wirus, bezmyślny byt nastawiony na niszczenie. Albo jak gangrena. Niszczy zdrową tkankę, doprowadza do śmierci cały organizm.
Objął kolana ramionami, oparł o nie podbródek i zaczął się przyglądać dolinom.
- Świat jest taki piękny - stwierdził nagle, a w jego głosie było jakieś niezrozumiałe dla Iwony zdziwienie, które wyjaśniły kolejne słowa. - Po co są na nim ludzie?
- Żeby miał kto ten świat podziwiać - odparła bez zastanowienia, siadając obok niego, a właściwie nie obok, tylko w pobliżu. - Inaczej to nie miałoby sensu. Piękno byłoby puste. Nie byłoby pięknem, takim jak to przed nami, tylko zwykłą kupą skał.
- Nie zasługujemy na niego. - Zmarszczył nos i brwi. - Na ten świat.
- Wiesz, czym jest przyjaźń? - zapytał z namysłem. - Taka prawdziwa, na zawsze i mimo wszystko? Taka przyjaźń to miłość bez pociągu fizycznego, a co jesteś w stanie zrobić dla kogoś, kogo kochasz? Wszystko, prawda?
Ludzie rzadko zdaja sobie sprawę, że konsekwencje ich uczynków nigdy nie dotkną wyłącznie ich. Są jak rozchodzące się po wodzie kręgi po wrzuconym do niej kamieniu, które docierają daleko i kołyszą wszystkim, co się na niej unosi. I zanim tafla na powrót się uspokoi i znieruchomieje, mija dużo czasu.
Z ocenami postępowania innych ludzi skończyła jednak już dawno temu. Łatwo się to robiło ze swojej perspektywy, z dystansu i na chłodno, wmawiając sobie, że samemu postąpiłoby się w danej sytuacji inaczej, lepiej.
Oczywiście poradził sobie, bo gówno nigdy nie tonie, tylko czepia się okrętu i woła, że płynie, prawda?
Pomyślała głupio, że swoją śmiercią matka wyświadczyła jej przysługę. Po raz pierwszy w życiu.
Bo taki kamyczek jak zgłoszenie się do policyjnego psychologa potrafi wywołać lawinę konsekwencji. Koledzy i przełożeni będą patrzeć na ciebie inaczej. Obowiązkowe sesje po wyjątkowo sterowych akcjach były normalką, ale nikt nie lubił ich ciągnąć w nieskończoność. A potem niektórzy nie dawali rady.
Kiedy po dłuższej nieobecności człowiek wchodzi do budynku, w którym spędził dziesięć czy piętnaście lat życia, targają nim różne uczucia. Dopadają wspomnienia, te dobre i te złe. Wspomnienia zdarzeń i ludzi.
Nie jesteśmy dziećmi, wiemy, że sprawy załatwia się między ludźmi, a nie w urzędach.
- Czyli mam rozumieć, że po trzech dniach na bezrobociu zamieniłaś się w perfekcyjną panią domu i teraz bez obaw można zlizywać sok z podłogi, gdyby mi się ręka ze szklanką trzęsła i trochę bym chlupnęła? - Basia patrzyła na mnie wielkimi orzechowymi oczami z taką intensywnością, jakby chciała zajrzeć do mózgu. - Okna wymyłaś, w szafach wojskowy porządek i już nie masz nic do roboty?
Pokiwałam głową tak energicznie, że niemal chrupnęło mi w szyi. Nie mogłam odpowiedzieć, zajęłam się spożywaniem ciasta, które - notabene - też upiekłam. Z nudów.
Książka: Na tropie trupa
Tagi: bezdrobocie, nuda, porządek, porządki, sprzątanie