Świat, w którym nikt nie umiera ani się nie rodzi.
Czy jesteśmy na to gotowi?
W zwykły czerwcowy wtorek czas się zatrzymał.
Dla Jenny, która znajduje się w ostatnim stadium raka, to cud. Wróciła do życia i może cieszyć się nieograniczonym przebywaniem z rodziną.
Jakob i Lisa oczekują narodzin dziecka, ale płód przestaje się rozwijać. Zatrzymany czas to dla nich udręka.
Otto może wreszcie w pełni oddać się swojej ogrodniczej pasji, jednak przyjdzie mu za to zapłacić nieukojoną tęsknotą.
Ludzie na całym globie zostali uwięzieni w dziwnym zastoju i nie potrafią sobie z tym poradzić. Media huczą od plotek o spisku, wirusie, starożytnej tajemnicy, gubiąc się w domysłach, dlaczego anomalia nie występuje w przyrodzie - rośliny i zwierzęta nadal żyją swoim rytmem. Co zrobić, aby wszystko wróciło do normy?
Prowokująca do myślenia i przeszywająca serce opowieść o naszej relacji z naturą, czasem i własnymi ciałami.
,,To poruszające, w jaki sposób Lunde zatrzymuje nas i proponuje, by dostrzec to, co rośnie wokół, kwitnie i w końcu rozkwita tak samo jak to, co przekwita, rozkłada się i przemija. Z troską o każdą sosnę, jabłoń czy różę. Warto przeczytać tę książkę choćby dla postaci ogrodnika - przywiązany do ziemi i pogodzony z upływem czasu, z uwagą, czułością i spokojem, żyjąc blisko przyrody, przygląda się temu, co spotyka na swojej drodze. Czytałam ze wzruszeniem".
Anna Kamińska
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2025-05-21
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: Lukkertid
Często narzekamy, że czas za szybko pędzi, ucieka nie wiadomo kiedy, szczególnie ten spędzany na przyjemnościach. Czasem chcielibyśmy go zatrzymać, by wyjątkowe chwile trwały w swym pięknie. Ale czy faktyczne zatrzymanie czasu byłoby dla ludzkości darem czy przekleństwem?
Ten temat, z właściwą sobie, absolutnie niezwykłą wrażliwością na ludzkie emocje i wagę natury, a także z delikatnością, przez którą prześwitują nasze własne lęki, wspomnienia i pragnienia z czasu pandemii, podjęła w swojej najnowszej powieści znana z ,,Kwartetu klimatycznego" Maja Lunde.
,,W otaczającej nas przyrodzie czas płynie, lecz my zostaliśmy z niej wyrzuceni."
,,Czas zatrzymany". To nie metafora, to rzeczywistość, która biegnie swoim rytmem, a tylko ludzie zastygli w niej, jak owad zatopiony w kawałku bursztynu. Nikt nie umiera. Włosy nie rosną. Ciała się nie starzeją. Porodówki pustoszeją. Dzieci się nie rodzą. Świat staje w miejscu, a z nim my. Ludzie. Pełni planów, strachu, tęsknot i miłości. Nagle mamy wszystko. Cały czas świata. I paradoksalnie nie mamy nic.
Jenny, matka dwóch chłopców, chora na raka, gotowa pożegnać się z życiem, nagle dostaje swój ,,cud". Guz przestaje rosnąć. Emeryci, Otto i Margo, zyskują czas, na którego kres już się przygotowywali. Lisa i Jakob, młodzi, pełni nadziei, dowiadują się, że ich nienarodzone dziecko przestaje się rozwijać. Ellen, pracownica zakładu pogrzebowego, nagle nie ma kogo żegnać. A Philip snuje teorie spiskowe, próbując zrozumieć to, co się dzieje. Ich czas się zatrzymał.
Autorka ukazuje historie różnych ludzi, ich reakcje i emocje zależne od momentu, w którym zastało ich to swoiste zawieszenie w czasie. Nie skupia się na naukowych rozwiązaniach, ale na skutkach samego procesu. Dla natury, gospodarki, ekonomii i przede wszystkim dla ludzi. Dla każdego z nich z osobna. Bo czy naprawdę można znaleźć sens w życiu, jeśli nic się nie kończy? Czy życie bez przemijania to w ogóle życie?
Tak jak wspomniałam, w powieści możemy znaleźć wiele podobieństw do niedawnej pandemii. Ciekawiło mnie, czy to właśnie ten trudny dla wszystkich czas był inspiracją do jej napisania. To pytanie padło z ust Michała Nogasia podczas spotkania z autorką w radiowej Trójce, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Odpowiedź mnie zaskoczyła. Okazało się, że Autorka napisała ją wcześniej, w pewien sposób uprzedzając wydarzenia, które miały nadejść.
Bo oba scenariusze, tak zbliżone, są nam aż nazbyt bliskie. Czytając, łatwo przywołać wspomnienie pandemicznej pustki. Zamarłych miast, strachu, prób szukania sensu w codzienności. I nawracających pytań o to, co naprawdę się liczy.
Ale ta powieść to dużo więcej niż pandemiczne wspomnienie czy filozoficzne rozważania. Dla mnie jest oswojeniem procesu, którego jesteśmy naturalną częścią. Oswojeniem przemijania i śmierci. Ale też ostrzeżeniem byśmy żyli tak, żeby natura nie chciała pozbyć się tej części, która od dawna działa wbrew jej rytmowi. By nie potraktowała kiedyś ludzkości jak pasożyta, którego trzeba wyeliminować.
Natura, może bardziej niż kiedykolwiek, przypomina nam, że jest żywym organizmem. A my tylko gośćmi. Może czas znów zacząć żyć z nią, a nie obok niej.
Pierwszy raz przeczytałam książkę, która totalnie mnie zaskoczyła. Opowieści w niej zawarte są szybkie i wolne jednocześnie napisane z perspektywy postaci. Na każdym kroku pokazują jak niewiele potrzeba do czegoś. Jak ledwo udaje się przeżyć. Jak mało zostaje czasu do śmierci. Jak trudny jest okres oczekiwania dziecka, kiedy kobieta czuje wszystko swoim ciałem, a spragniony mąż, który bardzo chciałby w tym uczestniczyć, obserwuje jedynie cały schemat na komputerze nie zawsze zyskując aprobatę i zrozumienie małżonki. Kolejna para to staruszkowie, którzy chcą ułożyć sobie życie na emeryturze. Mają bardzo dużo rzeczy w głowie i jednocześnie czują zagubienie. Oraz ostatnia z bohaterów, która na co dzień zmaga się z pracą przy zwłokach. Jest pracownicą zakładu pogrzebowego i jej myśli bywają ważne, czasami błahe, a innym razem kiwamy jej głową, bo choć raz pomyśleliśmy to samo. Te kilka światów jest tuż przed różnymi sytuacjami i nagle cywilizacja przestaje oznaczać swój czas. Nikt się nie rodzi i nikt nie umiera. Trwają dalej, choć jakby w zawieszeniu, gdzie spodziewać się można wszystkiego i niczego jednocześnie. Świat staje się lekko podzielony, gdyż budzi grozę, ponieważ ten problem dotyczy tylko ludzkości. Natura nie utraciła swojego rytmu, tylko ludzie pozostali w zastoju chwili obecnej. Każdy, kto tego doświadcza przeżywa to na swój sposób. Ludzie spragnieni życia niemal świętują, bo spełniło się ich życzenie. Są jednak strony kobiet w ciąży, gdzie trwają w oczekiwaniu na poród, który nie nastaje. Rodzi to wielką panikę oraz teorie spiskowe czy to nie kolejna choroba, która mogła opanować tylko gatunek ludzki. Oj bardzo dużo w tym jest przemyśleń, choćby naszych, gdzie również nie wiedzielibyśmy czego się spodziewać. Do mnie chyba najbardziej dotarła historia młodej dziewczyny z zakładu pogrzebowego. Opisywała nam swoją pracę, to jakie zmiany powstały, kiedy zmieniła jej się szefowa i jakie plany miewała na swoje dalsze życie. Wierzyła, że uda jej się oszukać naturę i umrze w wieku przekraczającym wszelkie statystyki. Opisywała jak wiele telefonów dostaje z płaczącymi rozmówcami i jak często o błahą rzecz potrafią się kłócić. Jak nieraz trzeba było dopieścić makijażem nieboszczyka, by nie było widać sińców na szyi po sznurze. Uważała, że ich ciała są spokojne, choć zapach miewał wiele do życzenia. Tutaj przyszło zastanowienie, bo wielu ludzi patrzy na istnienie nie myśląc o wiecznym spoczynku. Żyją z dnia na dzień mechanicznie wykonując zadania jakie sobie obrali. Wierzą, że na wszystko znajdą czas. Inni wciąż obawiają się śmierci i zamiast robić co tylko zapragną, stoją w swojej obawie i strachu. Mi to dało do myślenia. Obecnie należę do kategorii pomiędzy nimi, gdzie wiem, że życie ma swój niezapowiedziany koniec i muszę zrobić wszystko, by spełnić to o czym zawsze marzyłam. Bo to takie wspaniałe uczucie, kiedy się budzę. To oznacza, że mam kolejny dzień na uszczęśliwienie siebie:-)
Autorka napisała głęboką i bardzo przejmującą historię nad różnymi kategoriami ludzkimi. Pokazała ich problemy w określonym wieku rozrodczym, gdzie bywają równie ważne. Podarowała oddech śmierci i zatrzymała ich, by ujrzeli coś więcej niż tylko sprawy, które dotąd zaprzątały im głowy. Czasami potrzeba nam otrzepania rozumu, by wskoczył na inne tory myślowe. Autorka celowo rozkłada ich życie na wolniejsze czytanie, byśmy ujrzeli ile myśli i działań przelatuje w naszym życiu, podczas gdy ktoś z boku uzna je za nieważne. Ale dla nas, dla konkretnej jednostki są właśnie ważne, dlatego nie wolno oceniać kogoś ze swojego punktu widzenia.
Mega mądra, oddająca do segregacji nasz dotychczasowy byt. Bardzo ją polecam:-)
Na każdą powieść Mai Lunde czekam z niecierpliwością. Tak też było w przypadku "Czasu zatrzymanego".
Pewnego czerwcowego dnia na całym świecie zatrzymuje się czas, ale tylko dla ludzi. Przyroda nadal się rozwija i żyje swoim rytmem...
Tymczasem ludziom przestają rosnąć włosy, paznokcie...
Pierwsze niepokojące symptomy zauważają właściciele zakładów pogrzebowych, gdyż nagle brakuje zleceń.
Potem okazuje się, że ciąże przestają się rozwijać. Jakob i Lisa, którzy mają zostac rodzicami, wciąż widzą podczas badań ultrasonograficznych dwudziestopieciotygodniowego chłopca.
Cieszą się natomiast seniorzy, od których oddala się widmo zbliżającej się śmierci. Pełna nadziei staje się też Jenny. To śmiertelnie chora żona i matka, fotografka, która staje się jednocześnie kimś w rodzaju kronikarki upamiętniającej różne wydarzenia związane z zatrzymaniem się czasu.
Moje serce podbił ogrodnik Otto, który wraz z żoną wyprowadza się z domu do mieszkania w bloku. Jego miłość do przyrody, prostoduszność połączona z dobrocią i mądrością życiową robią duże wrażenie.
Opisy natury, która pozostaje w opozycji do ludzi, żyjąc własnym rytmem, zwracają uwagę już na początku. Ten zachwyt towarzyszył mi do końca lektury.
Nietrudno domyślić się, że na całym świecie naukowcy próbują wyjaśnić zaistniałą sytuację i odkryć jej przyczyny. Do głosu dochodzą, oczywiście, rożni wizjonerzy, politycy, filozofowie, samozwańczy prorocy i duchowni.
Z niecierpliwością czeka się na finał tej historii i na moment, w którym skrzyżują się losy postaci. To, co dla jednych staje się darem, inni postrzegają jako przekleństwo.
Maja Lunde pisze prostym, ale ujmującym, pięknym stylem. Ta prostota łączy się tu z głębią przekazu, co jest typowe dla prozy tej pisarki.
Niesamowite jest też połączenie powagi z poczuciem humoru, także w czarnym wydaniu; smutku z radością, liryzmu z groteską (sceny z imprez w domu seniora - bezcenne).
Nie da się przejść obok "Czasu zatrzymanego" obojętnie. To książka skłaniająca do wielu głębokich refleksji na temat roli i miejsca człowieka w świecie natury. Wszak jesteśmy jego elementem, ale często o tym zapominamy albo uzurpujemy sobie prawo do rządzenia nim, przekonani o swojej wyższości.
POLECAM Z CZYSTYM SUMIENIEM!!!
BEATA IGIELSKA
"Chodziło o zaznaczenie naszego związku z naturą, naszego kontaktu z nią, kontaktu na pozór zerwanego, który jednak chciano za wszelką cenę przywrócić."
???
Co byście zrobili, gdyby czas się nagle zatrzymał?
Nie byłoby chorób.
Nie byłoby śmierci.
Ale nie byłoby też rozwoju.
Wszystko stałoby w miejscu, bez perspektyw na przyszłość.
Z jednej strony brzmi dobrze, prawda? Wszak nikt nie chce cierpieć, nikt nie chce umierać.
Ale fakt, że nawet płody przestają się rozwijać już nie budzi satysfakcji i poczucia bezpieczeństwa.
Maja Luande w swojej najnowszej powieści "Czas zatrzymany" porusza właśnie te kwestie.
Początkowo ta nowa rzeczywistość budzi pewnego rodzaju zachwyt.
Nie ma bólu.
Choroby ustały.
Nie ma ran.
Nie ma śmierci.
Z czasem jednak owa sytuacja zaczyna przytłaczać.
Ludzie zaczynają żyć w chaosie.
Nie ma urodzeń, nie ma zgonów.
Nie ma równowagi.
Nic nie zachwyca.
Wszystko staje się nijakie, pozbawione wartości.
A jedyne wyjście z sytuacji - wrócić do tego, co było.
Tylko jak tego dokonać?
Jak odtworzyć coś, co już się wydarzyło?
I przede wszystkim, jak po tym żyć dalej?
"Czas zatrzymany" to powieść niezwykle refleksyjna.
Uzewnętrznia ludzką niedoskonałość. Pokazuje, jak często gnamy za tym, co nie jest ważne. Odsłania samotność i zagubienie w życiu codziennym.
Jednocześnie uczy jak osiągnąć równowagę i żyć w zgodzie nie tylko z samym sobą ale też z naturą.
Autorka zwraca uwagę na to, że w tych najmniejszych rzeczach tkwi olbrzymia siła. I, że nieśmiertelność może brzmi dobrze, jednak na szeroką skalę nie jest czymś optymistycznym.
"Czas zatrzymany" to powieść, która niesie przesłanie, mające na celu uświadomienie nas, że zawsze coś dzieje się w określonym celu. Wszystko niesie konsekwencje. Tak samo ten zatrzymany czas ma nas nauczyć przede wszystkim tego, by czasami zwolnić, dostrzec piękno w małych rzeczach i docenić to, co się ma.
Jeśli lubicie takie nostalgiczne i refleksyjne powieści to "Czas zatrzymany jest dla Was" ?
Po zimie nadchodzi wiosna! Czy aby na pewno? Kłujące w nos promienie słońca są dla Lilii tylko majaczącym w zakamarkach dziecięcej wyobraźni wspomnieniem...
Nowa, urzekająca ilustracjami, mądra książka dla młodych czytelników stworzona przez autorki niezapomnianej Śnieżnej siostry! Po zimie nadchodzi...
Przeczytane:2025-09-20, Ocena: 5, Przeczytałam,
Zatrzymać czas. Nie postarzeć się ani o minutę. Pozostać na zawsze tu i teraz. Takim (anty)cudem obdarzyła bohaterów powieści „Czas zatrzymany” Maja Lunde. Moment został zatrzymany jak na fotografii. A jednak paradoksalnie ten czas dalej płynie. Ludzie oddychają, chodzą do pracy, rozmawiają, myślą, podróżują ale się nie zmieniają. Nie rosną im włoscy, nie przybywa zmarszczek. Nie rosną, ani się nie kurczą. Nigdy więcej śmierci i porodów. Ale tylko w świecie ludzi, bo przyroda dalej funkcjonuje w dobrze znanym rytmie. „To tak... jakby... one żyły podczas gdy my nie.”1
Mogłoby się wydawać, że Maja Lunde uderza w apokaliptyczne nuty. Nic bardziej mylnego. „Czas zatrzymany” to wyjątkowo realistyczna powieść. Obyczajowa, ale z melancholijno-refleksyjnym wydźwiękiem. Rozwój sytuacji na świecie obserwujemy z perspektywy kilku bohaterów: walczącej z rakiem Jenny, oczekujących na dziecko Jakoba i Lisy, zafascynowanego ogrodnictwem Otto i fanki adrenaliny, i jej nieco ekscentrycznych przyjaciół, Ellen. Pierwsza myśl: „Super. Każdy z nich dostał czas”. Na więcej chwil z rodziną, na kolejny dzień życia, na pielęgnowanie pasji, na przygotowanie się do nowej roli. Jednak owa sytuacja jest tak nienaturalna, że nie jest dane im tym czasem się cieszyć. Ludzie popadają w marazm, nic ich nie cieszy. Zamiast żyć wegetują. „Tęskniłam za pogrzebami (…)”2 mówi jedna z bohaterek i – co dość kontrowersyjne – sama sobie pogrzeb wyprawia. Inna rzuca rozpaczliwe: „(…) skoro mam cały czas świata, nie mogę przeznaczyć go na ciebie.” I mówi to do człowieka, u boku którego przeżyła większość swojego życia.
„My ludzie, byliśmy częścią natury, pomyślała. Teraz już nie jesteśmy częścią cyklicznego procesu, i tak naprawdę nie wiem, czym jesteśmy, kim jesteśmy. I czy w ogóle istniejemy.”3 Lunde chce w tej książce mocno zaznaczyć, że nie da się żyć w oderwaniu od rytmu natury i robi to abstrahując od ekotreści, a nawiązując do stanu psychicznego, energii, jaka towarzyszy żyjącej istocie. Bo bohaterowie „Czasu zatrzymanego” z każdym dniem tę energię tracą. A jej resztki kierują na wspólnotę. Czują potrzebę, że muszą zrobić coś razem, aby ten zegar znowu ruszył. Ich postępowanie może jest nieudolne, może przegrywa z teoriami spiskowymi, które są jakże podniecające. Jednak oni czują, że muszą coś robić, bo stagnacja będzie ich pomału wykańczać.
„Czas zatrzymany” polecam raczej miłośnikom literatury pięknej. Akcji w tej książce jest jak na lekarstwo. Zamiast tego Lunde czaruje melancholią. I nie bez powodu jedna z bohaterek jest fotografką, bo taka melancholia wynika z kadrów w jakie pisarka zamknęła kolejne rozdziały tej powieści. Mnie natomiast Lunde zachwyciła niekonwencjonalnym sposobem myślenia. Można by powiedzieć, że to kolejna książka o relacji człowiek-natura, ale jakże inna od tego, co do tej pory czytałam. I właśnie tą oryginalnością norweska autorka mnie kupiła.
1 Maja Lunde, „Czas zatrzymany”, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, wyd. Literackie, Kraków 2025, s. 182.
2 Tamże, s. 227.
3 Tamże, s. 230.