Powieść „Starcie królów” to drugi tom cyklu Pieśń Lodu i Ognia.
Zima jest coraz bliżej, z Cytadeli przybywa biały kruk, który jest tego bezwzględną zapowiedzią. Wasale Żelaznego tronu zaś, jakby nie pamiętając o tym, że kończy się lato, przymierzają się do objęcia władzy nad zjednoczonymi do tej pory Siedmioma Królestwami. Muszą jednak pokonać nie tylko siebie nawzajem, ale przede wszystkim wdowę po Robercie, która nie odda władzy łatwo. Starkowie zaś rozproszyli się po świecie i nie wiadomo, czy nie podzielą okrutnego losu ojca.
Wielowątkowa, opowiedziana z rozmachem historia autorstwa Georgea R.R. Martina zachwyca pomysłową fabułą i rozwojem akcji. Zazębiające się losy dziesiątek bohaterów nie pozwalają się oderwać od znakomitego nagrania w interpretacji Krzysztofa Banaszyka.
Polecamy również pierwszą część „Pieśni lodu i ognia”. „Gra o tron” ukazała się jako słuchowisko, produkcja zrealizowana z rozmachem godnym pomysłowości autora.
Żelazny Tron jednoczył Zachodnie Królestwa aż do śmierci króla Roberta. Wdowa jednak zdradziła królewskie ideały, bracia wszczęli wojnę, a Sansa została narzeczoną mordercy ojca, który teraz okrzyknął się królem. Zresztą w każdym z królestw, od Smoczej Wyspy po Koniec Burzy, dawni wasale Żelaznego Tronu ogłaszają się królami. Pewnego dnia z Cytadeli przylatuje biały kruk, przynosząc zapowiedź końca lata, jakie pamiętali żyjący ludzie. Najgroźniejszym wrogiem dla wszystkich bez wyjątku może okazać się nadciągająca zima...
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2013 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Czas trwania:34 min.
Czyta: Krzysztof Banaszyk
Po niesamowitym pierwszym tomie, którym byłam zachwycona i pochłonęłam go w mgnieniu oka, nie mogłam doczekać się kontynuacji. Zauroczona byłam tymi wspaniałymi, barwnymi opisami, dynamiczną i pędzącą akcją, wyjątkowo przyjemnym stylem autora i bogatym językiem. Przyszedł więc wymarzony czas na "Starcie Królów".
Przyznać muszę, że pierwsze około 250 ston jest przepełnione opisami, wewnętrznymi monologami, przemyśleniami, powolnym planowaniem przejęcia korony i brakiem akcji. Duża część opiera się na podróżach bohaterów. Nieco się wynudziłam i opornie szło mi czytanie, ponieważ jestem fanką książek, w których dużo się dzieję, a pogadanki nie są dla mnie. Zdziwiła mnie bardzo taka zmiana w stylu i twórczości autora, zupełnie inna od pierwszego tomu. Mam wrażenie, że stopniowo chciał zaciekawić czytelnika różnymi wątkami, których jest dość sporo, ponieważ na 1/4 części książki pojawiły opowieści o Stanissie, Aryi, Sansie, Tyrionie, Branie, Davosie , Theonie, Jonie. A więc przeskakujemy między różnymi historiami i wydarzeniami. I stąd ten początek jest oporny, ponieważ każdy z rozdziałów jest tak naprawdę pewnym wstępem do wydarzeń. Z motywów, które mi się spodobały, to zdecydowanie wędrówka Daeneys i trudności, z którymi musi się mierzyć oraz niewiadoma, do której podąża. Z zaciekawieniem obserwowałam także losy Aryi czy Jona. Byłam ciekawa rozwoju wątku dzikich ludzi i nieumarłych. Z ciekawością też śledziłam zagrywki i intrygi, które przeprowadza Tyrion. Natomiast wątki Stanissa oraz Theona totalnie do mnie nie przemówiły. Oczywiście pojawiają się też tematy związane z Sansą i Joffreyem, tutaj przynajmniej w końcu dziewczyna się otrząsnęła i przestała świergotać do niego, natomiast nabrała hardości ducha i ciętego języka. Krótko mówiąc przestała być irytująca.
Jednak po przebrnięciu przez 1/4 część lektury, która no przyznać trzeba jest dość długim i opornym wstępem i uważam, że autor chciał za dużo wątków na raz wprowadzić, zaczyna się wspaniała lektura, akcja, konkretne intrygi, pojawia się coraz więcej elementów fantastycznych, a losy poszczególnych bohaterów i wydarzeń zaczynają się ze sobą zazębiać, a ta wspomniana wcześniej duża ilość wątków zaczyna nabierać sensu. Przede wszystkim zaskoczył mnie rozkwit Tyriona Lannistera, który prezentowany bym nam jaki bywalec burdeli, pijak i wyśmiewany przez wszystkich karzeł. Nie spodziewałam się tak pozytywnego rozwoju jego postaci. Pod maską głupca ukryty był niesamowicie mądry i ułożony politycznie człowiek. To jak rozgrywał polityczne potyczki było naprawdę genialne. Świetnie się bawiłam czytając jak rozstawia pionki w Królewskiej Przystani. Nie brakuje również rozwoju akcji za murem, coraz częściej pojawiających się wątków nieumarłych, a także dzikich ludzi. Ten fantastyczny wątek bardzo mnie zainteresował i niesamowicie ciekawi mnie jego kontynuacja. Zdecydowanie owiany jest masą tajemnic. W książce pojawia się, jak zresztą sam tytuł wskazuje, walka o koronę. Po śmierci króla Roberta królestwo się rozpadło, a prawo do tronu rości sobie czterech mężczyzn i jedna kobieta. Czytając książkę możemy śledzić polityczne zagrywki, trudne decyzje, z którymi muszą zmierzyć się królowie, bo tak każdy z nich się tytułuje, a także sojusze, które próbują zawrzeć. Przyznać muszę, że temat wojny, polityki jest ciekawie i naprawdę dobrze poprowadzony. Każdy z roszczących sobie prawo lordów ma zupełnie inny charakter i możemy śledzić spojrzenie na wojnę z różnej perspektywy. Trochę mi w tym wszystkim brakowało przez pewien czas planów i zagrywek Tywina Lannistera, który walczył dla swojego wnuka, jednak zabieg ten i zamysł autora był zdecydowanie zrozumiały, ponieważ buduje w czytelniku zaciekawienie. Nie wiemy czego się spodziewać, czytamy tylko domysły pozostałych lordów.
Odkrywając fabułę poznajemy wiele nowych i ciekawych osobowości, takich jak Brienne czy czerwona kapłanka. Każda z nich wnosi do powieści powiew świeżości i nadaje jej wyrazistości, a akcja nabiera tempa. Nie brakuje również wielu wspaniałych miejsc, które autor ze szczegółami i dokładnością opisuje. Wyobrażenie ich sobie jest dziecinnie proste. Pojawia się tutaj naprawdę masa cudownych miast czy pomniejszych miejscowości, a przedstawiony świat wydaje się być naprawdę ogromny. Mamy tutaj piękne krainy, jak i nieco smutne i ponure obrazy.
Autor w świetny sposób manewruje akcją, niejednokrotnie zaskakuje i sprawia, że nie można oderwać się od książki. Walka o żelazny tron nie jest tak oczywista, jak się z pozoru wydawała. Pojawiło się naprawdę wiele wspaniałych wątków, które sprawiły, że powieść jest jedyną w swoim rodzaju. Jestem zachwycona wątkami fantastycznymi, które pojawiają się w książce i są zdecydowanie inne od wielu mi znanych. Pojawia się motyw pana światła, zielonych snów, nieumarłych czy smoków. Przez całą książkę nie brakuje również okrucieństwa, a więc dla wrażliwych czytelników może być ciężka do przełknięcia. Każda z postaci jest wyrazista, ma indywidualny charakter, są tacy których się albo kocha albo nienawidzi, tak jak ja nie cierpię Joffreya, ale myślę, że nie da się go polubić.
"Starcie królów" to kawał dobrej lektury, którą w większości czytałam z przyjemnością. Momentami autor za bardzo przeciągał niektóre opisy i czuć było zmianę w piórze, ale zbudowany świat, wątki fantastyczne, dynamiczna akcja, stopniowe odkrywanie przeróżnych wątków sprawiają, że lektura jest po prostu niesamowita. Z całą pewnością z przyjemnością sięgnę po kolejny tom. Jestem zafascynowana wykreowaną fabułą i pomysłem na serię. Nie mogę się doczekać, aż poznam dalsze losy bohaterów i dowiem sie, kto finalnie zdobędzie żelazny tron. Jestem przekonana, że walka będzie krwawa, pełna intryg, a autor jeszcze niejednokrotnie mnie zaskoczy. Zdecydowanie podtrzymuję swoje stanowisko, że seria "Gra o tron" póki co jest niezwykła i numer jeden wśród książek fantasy.
„- Sen jest dobry. - stwierdził. - Ale książki są lepsze. „ - a ta na pewno spędzi nie jednemu czytelnikowi sen z powiek.
„Stracie królów” to drugi tom znanej chyba wszystkim „Pieśni lodu i ognia”. Kontynuacja „Gry o tron” z całą pewnością mnie nie zawiodła. Książka mimo swej objętości nie nudzi czytelnika, wręcz przeciwnie trudno się od niej oderwać. Autor zachwyca nas ciekawymi i barwnymi opisami, oraz trzymająca w napięciu treścią.
Narracja podobnie jak w „Grze o Tron” jest trzecioosobowa skupiająca uwagę na różnych bohaterach. Postaci w książce jest dużo, każda z nich posiada jednak swój unikalny charakter i jest jak najlepiej przedstawiona. O ile w pierwszej części utrudniało to trochę czytanie, bo chwilami ciężko było się pojawiać, tak teraz już znamy i kojarzymy postacie, łatwiej więc się odnaleźć. W tej części można też dostrzec jak zmieniają się niektórzy bohaterowie. Ci którzy byli dziećmi dojrzewają i podejmują coraz bardziej świadome i rozważne decyzje. Jedni stają się silniejsi, inni zaczynają okazywać swoje słabości.
Fabuła toczy się w głównej mierze wokół walki o tron. Nad Siedmioma Królestwami przelatuje kometa. Każdy zgadza się co do tego, że przyniesie ona jakieś wielkie zmiany, każdy też interpretuje je po swojemu. Nagle przybywa królów. Każdy kto odczuł u siebie prawo do tronu postanawia mianować się królem i walczyć.
Autor dużą uwagę zwraca na wszystkie szczegóły. Ma się czasem wrażenie, ze czytamy powieść historyczną. Dokładniej poznajmy występujące w książce rody. Uczestniczymy w ich historii, poznajemy obyczaje i wierzenia. Różnice kulturowe doprowadzające do konfliktów. Bitwy są znakomicie opisane. W tym walki na miecze, bitwy morskie, obrona miasta. Wszytko pokazana zarówno od strony walczących jak i zwykłych ludzi przeżywających tragedię.
Jedne postacie się kocha inne nienawidzi. Podoba mi się jednak to, że może nastąpić tutaj zmiana. Na przykład Sansa w poprzedniej części bardzo irytująca staje się coraz bardziej rozważna i stopniowo czytelnik odczuwa do niej coraz większą sympatię.
Moim ulubionym bohaterem jednak nadal pozostaje postać karła Tyriona. Świetnie ukształtowana ze specyficznym charakterem. W tej części czego go wiele trudnych wyborów, wzmagać się będzie także z silnym uczuciem.
Autor nie boi się przedstawiać mocnych brutalnych scen ani erotyki. Niektórych może to odstraszyć innych przyciągnąć, na pewno nadaje charakterek powieści. Jest wiele zaskakujących momentów, zwrotów akcji, przyglądamy się wydarzeniom z różnych punktów widzenia. Naprawdę ciężko nie wczuć się w tę książkę.
Jedyne co mogę zarzucić zarówno pierwszej jak i drugiej części to stanowczo zbyt mało magii. Fakt w tym tomie pojawia się ona trochę częściej. Strasznie te spodobał mi się motyw wilczych snów, smoki już się wykluły i każdy pragnie je mieć, a jednak jest tego ciągle za mało.
Sięgając po książkę fantastyczną spodziewam się magicznego świata, tu skupiamy się na walkach i intrygach, świat magii jest w to delikatnie wpleciony. Ma to swój urok jednak ja ciągle mam nadzieje, że w kolejnej książce znajdę trochę więcej.
Ciągle jednak wiele tajemnic nie pozostało rozwiązanych, które bardzo zachęcają do sięgnięcia po kolejne tomy.
Robię sobie reread Sagi Pieśni lodu i ognia. Pierwszy tom dość sprawnie mi poszedł. Przy tym utknęłam. Nawet w międzyczasie robiłam sobie przerwy na czytanie innych książek, bo jakoś nieco ta mnie męczyła.
Choć nadal podobała mi się.
Uwielbiam świat stworzony przez autora. Bohaterów, którzy popełniają błędy, zawierają sojusze, rozpoczynają wojny. Bohaterów, którzy są różni i można jednych kochać, a innych nienawidzić.
Deanerys polubiłam już od momentu oglądania serialu. Książki tego nie zmieniły, ba, polubiłam ją jeszcze bardziej. Podobnie jak Johna Snowa czy Tyriona.
Teraz, po tym tomie utwierdziłam się, że choćbym nie wiem jak się starała, nie polubię Cat Stark. Potrafię zrozumieć jej działania, ale lubić jej nie będę.
W sumie najbardziej śledziłam losy Jona Snow i Tyriona. Odnośnie Sansy zmieniam zdanie. Bo podczas oglądania serialu i czytania po raz pierwszy książek, nie potrafiłam jej lubić. Teraz zaś uważam ją za ciekawą postać.
A w ogóle odkryłam, że coraz mniej pamiętam z serialu. Nie wiem czy bo rereadzie nie wrócić do niego. Choć po zakończeniu, chyba nie chcę oglądać jeszcze raz przygód bohaterów...
A książkę polecam. Po świetnym pierwszym tomie, drugi utrzymuje poziom. :)
Na wojennej ścieżce
Serii "Pieśń lodu i ognia" chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Słynna produkcja HBO na pewno powiększyła grono fanów powieści George’a R.R. Martina, jednak co innego serial, a co innego powieść (a właściwie kilka powieści) i ekranizacja nie pokrywa się tak dokładnie z drugim tomem cyklu. Zatem kto nie czytał, niech rusza w drogę!
W drogę – i nie ma w tym zwrocie zbytniej przesady – ponieważ o ile pierwszy tom był dość statyczny i skupiał się raczej na przedstawieniu postaci i nakreśleniu ogólnej fabuły, o tyle drugi jest typową opowieścią drogi, w której przemieszczają się właściwie wszyscy bohaterowie: Daenerys i jej smoki, samozwańczy królowie, dzieci uciekające przed najeźdźcami i te powracające do domu. Taka konstrukcja sprawia, że akcja (a właściwie relacje i powiązania pomiędzy wszystkimi postaciami) jest zbyt rozluźniona, momentami nawet przegadana. W "Grze o tron" wszystkie wątki idealnie się zazębiały, a całość trzymała odpowiedni rytm i w "Starciu smoków" najbardziej brakowało mi właśnie takiej równowagi.
Pod względem języka też nastąpiły pewne zmiany. Pierwsza część cyklu właściwie pozbawiona jest wulgaryzmów (poza drobnymi, całkowicie uzasadnionymi przypadkami). Nie żebym była jakimś zaciekłym przeciwnikiem przeklinania, ale naprawdę zaimponowało mi to, bo serial zapamiętałam zupełnie inaczej. Niestety w drugim tomie już nie jest różowo i wulgaryzmów jest zdecydowanie więcej – często zupełnie niepotrzebnie.
Najważniejsze jest jednak to, że kolejna powieść Martina broni się fabularnie. Kontynuacja wątków z poprzedniego tomu jest w dalszym ciągu ciekawa i angażująca, a nowe trzymają poziom. Bohaterowie są znakomicie zbudowani, a tych, których poznaliśmy już wcześniej, autor jeszcze bardziej wzbogacił i pogłębił. Nowych postaci również nie brakuje, a mistrzostwo autora polega na tym, że pomimo ogromnej ilości bohaterów, nie mieszają się oni w trakcie lektury, są charakterystyczni i naprawdę dobrze napisami.
"Starcie królów" to całkiem dobrze napisana kontynuacja "Gry o tron". Pomimo kilku niedociągnięć, nieco zbyt rozwlekłych opisów (czasami), językowych potknięć (ach, te wulgaryzmy!), powieść jest naprawdę przyjemną lekturą, która ciągle ciekawi, zaskakuje i daje czytelnikowi rozrywkę. Zachwyca budowa bohaterów, zachwyca przedstawienie codziennego życia (niby mimochodem a skutecznie) i szata graficzna ilustrowanego wydania. Czy sięgnę po następne części? – oczywiście! Bo serial serialem, ale naprawdę jestem ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów. "Valar Morghulis?" – oby jednak nie…
"„Starcie królów” to powieść pod wieloma względami wyjątkowa. Nie sądziłam, że tak bardzo spodoba mi się historia dotycząca walk o przejęcie tronu, gdzie pełno jest intryg i knowań za plecami drugich osób, oraz w której słychać szczęk oręża, a także jęki poległych na bitewnych polach. Spytacie, gdzie tu w ogóle jest coś z fantastyki? Bo wszak powieść Martina zaliczana jest właśnie do tego gatunku. Fantastycznych odniesień jest całkiem sporo, jak się sami przekonacie sięgając po lekturę. Mamy tu niesamowite zwierzęta, jak chociażby wilkory znajdujące się w herbie rodowym Starków i będące wiernymi towarzyszami dzieci byłego lorda Winterfell. Są też Inni, o których krążą niezliczone historie przekazywane przez niańki kolejnym pokoleniom. Za Murem, na dalekiej północy, nadal żyją istoty oraz stworzenia, które napawają lękiem mieszkańców Siedmiu Królestw. Jako miłośniczka fantastyki jestem w pełni usatysfakcjonowana tym, co odnalazłam na kartach powieści. Dlatego też chętnie sięgnę po kolejny tom tej niezwykłej sagi (choć mam nadzieję, że szybciej niż za pięć lat ? ), aby przekonać się, jak dalej potoczą się losy poszczególnych bohaterów. Tymczasem rozstaję się z nimi, a Wam, jeśli dotąd nie mieliście okazji czytać sagi Pieśń Lodu i Ognia, dobrze radzę – nadróbcie zaległości i czym prędzej sięgnijcie po pierwszy jej tom."
Cała recenzja: https://magicznyswiatksiazki.pl/starcie-krolow-edycja-ilustrowana-george-r-r-martin/
KRÓLEWSKA EDYCJA
Można nie lubić twórczości George’a R.R. Martina, ale saga „Pieśń lodu i ognia” to coś, co nie tylko warto, ale wręcz trzeba. W końcu z jednej strony to chyba największy sukces literatury fantasy od czasów dzieł J.R.R. Tolkiena (pomijam tutaj „Harry’ego Pottera”, bo to jednak zupełnie inny rodzaj powieści, choć reprezentujących jeden z podgatunków tej gałęzi fantastyki). Z drugiej zaś po prostu kawał rewelacyjnej literatury, która dla miłośników ciężkiego, dojrzałego, epickiego i realistycznego podejścia do opowieści typu magii i miecza będzie niesamowitym przeżyciem, a zarazem kupić może nieprzekonanych do niego. Jeśli jeszcze nie znacie tej opowieści, teraz, wraz ze wznowieniem drugiego tomu w wersji ilustrowanej, znów pojawia się znakomita okazja by nadrobić ten ewidentny błąd. Ale i ci, którzy mają już „Starcie królów” na swojej półce powinni zainteresować się tą edycją, bo robi wielkie wrażenie.
Umarł król, niech żyje król. Pytanie jednak, kto nim zostanie… Gdy poprzedni władca opuszcza ten świat, rozpoczyna się kolejna walka o tron, do którego roszczą sobie prawa różni członkowie rodu. Spiski, bratobójcze walki i próby zdobycia bądź utrzymania władzy stają się głównym motorem napędowym całej akcji. Jednak nie można zapomnieć o jednym – biały kruk przynosi zwiastun końca lata, a to oznacza jedno: w końcu zbliża się zima, a w świecie Westeros wiąże się ona z prawdziwie wielkim niebezpieczeństwem. Większym nawet niż toczące się wydarzenia…
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/11/starcie-krolow-edycja-ilustrowana.html
Książka wciąga, jednak pewne rozwiązania wątków nie zbyt przypadły mi do gustu.
Najbardziej oczekiwana książka tej jesieni i nie lada gratka dla milionów miłośników cyklu autorstwa George'a R. R. Martina. W przeciwieństwie do powieści...
Haviland Tuf jest podróżnikiem i rzetelnym, aczkolwiek drobnym międzygwiezdnym kupcem. Dzięki niezwykłemu splotowi zdarzeń staje się właścicielem wiekowego...