Niesamowita gotycka opowieść autorki Nawiedzonego Domu na Wzgórzu!
Mary Katherine Blackwood, jej siostra Constance i wuj Julian zamieszkują rodzinną posiadłość. Jeszcze kilka lat wcześniej rodzina liczyła siedmiu członków - do czasu pewnego tragicznego popołudnia, które wciąż pozostaje na językach wszystkich mieszkańców miasteczka. Teraz młodsza siostra robi wszystko, aby uchronić Constance przed natarczywością i wrogością miejscowej społeczności. Dni upływają im w dosyć szczęśliwym odosobnieniu, aż pewnego dnia do posiadłości przybywa kuzyn Charles...
Na 2018 rok zaplanowano premierę ekranizacji książki.
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2018-04-17
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 224
Tytuł oryginału: We have always lived in the castle
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Ewa Horodyńska
Małe miasteczko. Monotonnie szare i bezbarwne jak jego mieszkańcy. Na jego tle wyróżnia się stara rezydencja Blackwoodów, zamieszkała przez dwie siostry wraz ze stryjem Julianem. Constance I Mary Katherine nie cieszą się zbytnią sympatią mieszkańców-z wzajemnością. Powodem może być zazdrość spowodowana majątkiem dziewczyn oraz tajemnicza śmi3rć członków rodziny, o którą została posądzona Constance. Sąd ją jednak uniewinnił i teraz musi zmagać się z troskami życia codziennego oraz dziwactwami jej młodszej siostry. Siostry żyjącej w swoim świecie i wykonującej rytuały mające na celu ochronę domu i rodziny. Pewnego dnia ich spokój zostanie zakłócony przybyciem kuzyna Charlesa...
Jest to moje drugie podejście do powieści Shirley i niestety znowu nieudane. Brakuje mi tutaj klimatu jak z innych powieści gotyckich, które udało mi się przeczytać. Spodziewałam się gęstej atmosfery, przepełnionej mrokiem i grozą, a tylko jakaś ich cząstka zawarta jest w umyśle Merricat.
Na duży plus zasługuje przedstawienie członków rodziny Blackwoodów, z których część miała coś na sumieniu, uważali się za lepszych od pozostałych. Nie dziwi zatem pełne zawiści nastawienie mieszkańców.
Finałowa scena i to, co się działo po niej rozczarowała mnie, bo w zasadzie nie zmierzała do niczego. Byłam skonsternowana i zadawałam sobie pytanie- to już? I to tyle?
Wiem, że są osoby, którym książka przypadła do gustu i mogę zrozumieć dlaczego, ale ja szukałam w niej czegoś zupełnie innego i niestety nie udało mi się tego znaleźć ???? Polecam przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie, bo nie jest ona zbyt długa.
Bardzo to było dziwne, intrygujące i zaskakująco dziwne. Nie wiem czy już o tym wspomniałem, ale książka była dziwna. I chyba to tyle, co mogę na temat tej historii napisać, bo choć czytało mi się dobrze, ciągle czekałem na jakiś rozwój wypadków i choć jakiś tam był, to na pewno w żadnym stopniu nie taki, jakiego bym się spodziewał. W każdym razie - złe to nie było, bardzo dobre też nie. Warto było przeczytać i chyba swoim dziwnolstwem zapisze się w mojej pamięci...
Książka zapowiadała się dobrze. Intrygująca fabuła, ciekawe postacie. Jednak im dalej tym gorzej, jakoś spodziewałam się czegoś więcej. Uważam, że koniec jakoś nie pasował mi do tej książki, był jakby wymuszony i pisany na szybko. Trochę tak jak ktoś już tutaj napisał, jakby autorka sama nie wiedziała jak ją zakończyć.
Moje trzecie spotkanie z tą autorką i znów nie do końca udane, choć bardziej niż poprzednie ("Nawiedzony dom na Wzgórzu" to jedna z najsłabszych książek, jakie w życiu przeczytałam).
Początek książki był nawet udany. Mamy tutaj dwie siostry i ich niepełnosprawnego wujka, które żyją z dala od innych ludzi, rzadko wychodzą z domu i są napiętnowane przez społeczeństwo miasteczka, w którym żyją, albowiem jedna z nich została oskarżona o wymordowanie całej rodziny za pomocą arszeniku. Dziewczyna została później uniewinniona, ale niechęć ludzi pozostała. Wiodą uporządkowane, dosyć spokojne życie dopóki nie postanawia ich odwiedzić krewny - kuzyn Charles, którego przyjmują pod swój dach.
Nie jest to horror, ani powieść grozy, choć tak bywa reklamowana. To bardzo pesymistyczna książka z zakończeniem, które mi się kompletnie nie podobało. Nie dostałam od autorki nawet jakiejś iskierki nadziei, żebym mogła z innym nastawieniem niż negatywne zakończyć tę powieść.
To moja ostatnia książka Shirley Jackson. Nie polecam twórczości tej pani.
Shirley Jakson napisała intrygującą powieść, która dla mnie niestety w okolicach finału zaczęła tracić swój urok. Moment kulminacyjny oraz zakończenie pozostawiły mnie z poczuciem, że pisarka chyba nie do końca miała pomysł, na zamknięcie swojej opowieści. Nie do końca wyszło jej również budowanie napięcia i narastającego poczucia grozy, które według mnie są obowiązkowymi elementami gotyckiej powieści.
Trudno mi jednoznacznie ocenić ,,Zawsze mieszkałyśmy w zamku". Odnalazłam w tej powieści elementy, które bardzo mi się podobały, ale były w niej również takie, które wzbudziły moje rozczarowanie. Myślę, że ten tytuł całkiem dobrze wypada jako thriller psychologiczny, natomiast powieść gotycka raczej z niego średnia.
Dalszy ciąg dziejów bohaterów książki "Życie wśród dzikusów", która ukazała się w takim samym wydaniu w 1977 r. Jej...
Najsłynniejsza, wielokrotnie ekranizowana, powieść o nawiedzonym domu Do starego, mrocznego i owianego złą sławą domu na wzgórzu przybywają cztery...
Przeczytane:2015-08-26,