Nawet przez ciemność nocy polarnej może przebić się światło. „Granice światła" Żanety Pawlik

Data: 2025-07-14 08:08:01 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 7 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Eliza i Nikodem – w ich małżeństwie jest więcej samotności niż bliskości. Dzielą ich żal, niedopowiedzenia i rodzinna tragedia. Są jak dwa kawałki magnesu, które się odpychają. Kiedy on wyrusza z wyprawą naukową na koło podbiegunowe, ona zostaje w domu z myślami i wspomnieniami. Postanawia jednak działać... W tej opowieści jest urzekająca przestrzeń i cisza, a jednocześnie pulsujące uczucia i nadzieje. Arktyka jest tłem historii, a jednocześnie metaforą chłodu przesączającego się do każdego słowa i gestu niegdyś bliskich sobie ludzi. Pięknie napisana historia, w której Żaneta Pawlik dowodzi, że nawet przez ciemność nocy polarnej może przebić się światło. 

Granice światła - grafika promująca książkę

Do przeczytania powieści Żanety Pawlik Granice światła zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. Dziś na naszych łamach przeczytać możecie premierowy fragment książki Granice światła

– Jak sobie radzisz? Co u Nikodema? – usłyszałam głos Marcina w telefonie.

Powinnam docenić, że przyjaciel mojego męża w pierwszej kolejności zagaił o moje samopoczucie, ale skupiłam się na drugim pytaniu. Nie interesowało go, co u mnie. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że uprawiamy grę pozorów.

– Świetnie, dziękuję. Pracuję nad nowym reportażem – skłamałam.

– Nie powinienem pytać o szczegóły?

– Jak ty mnie znasz. – Zaśmiałam się lekko, co miało pomóc zatuszować łgarstwo. Marcina mogłam kantować, gorzej z wydawcą, który oczekiwał, że rzucę rynek na kolana. I bez nacisków wiedziałam, że jeśli w ciągu kilku miesięcy nie pojawię się z nowym tekstem, stracę wiarygodność w środowisku. Zaliczkę mogłabym oddać w dowolnym momencie, nie chodziło o pieniądze.

– Nikodem chyba dobrze.

– Chyba?

– Przypuszczam, że wiesz więcej ode mnie. – Niepotrzebnie zaatakowałam Marcina, ale jako kierownik wyprawy do Hornsundu sprzed czterech lat doskonale znał realia. Gdy przekroczysz próg stacji badawczej, jedyną rodziną stają się pozostali członkowie ekipy. To oni rozumieją twoje potrzeby, bo mają identyczne. Znajdujesz się nie tylko w Arktyce, jesteś w innym świecie. Wszystko, co zostawiłeś za sobą, zbija się w jednolitą masę, staje się mało ważne, bliskich nie wyłączając.

– Wysłał maila dwa dni temu, że jest zdrowy, a reszta dotyczyła spraw zawodowych. Niewiele z tego zrozumiałam, zupełnie jakby pisał raport dla Instytutu.

– On teraz żyje głównie pracą. – Jakbym nie wiedziała.

– Potrzebujesz czegoś?

Męża. Nie przypuszczałam, że kiedyś to powiem, ale po dwóch miesiącach rozłąki brakowało mi okruchów na kuchennym blacie, które zostawiał, ilekroć robił kanapki. Hałasu młynka do kawy, gdy uruchamiał ekspres, zanim zadzwonił mój budzik. Podkradania ręcznika, bo tak ciężko zapamiętać, że jego są w ciemnych odcieniach. Prób ukrycia braku zainteresowania, gdy w szczegółach rozwodziłam się nad analizowaniem jakiegoś problemu w książce, nad którą pracowałam. Dotyku. Seksu mniej, bardziej czułości, z jaką poprawiał pasmo włosów, gdy opadało na moje czoło. Jakichkolwiek oznak, że choć troszkę jeszcze kocha. Minimalnie nawet, żebym mogła się łudzić, że jestem kimś liczącym się w życiu Nikodema Lorenza. Chciałam zahaczyć nadzieję o czułe słowo i przyciągnąć go do siebie. Zamiast tego pożegnałam męża na rok.

– Gdyby siedział w więzieniu, mogłabym go odwiedzać.

– Dramatyzujesz.

Nie odpowiedziałam, musiałabym przytaknąć, a nie zamierzałam uchodzić za histeryczkę.

– Chodzi o Laurę? – zapytał. – Wbrew pozorom na stacji trudno o intymność. Rozumiem, że twoja wyobraźnia w tej chwili podsuwa ci najgorsze scenariusze, ale wszystko się skończyło, zanim tak naprawdę się zaczęło. Poza tym są tam w pracy, nie wspomnę, że pod permanentną kontrolą.

– O czym ty mówisz? – Odskoczyłam odruchowo, żeby uniknąć poparzenia wrzątkiem. Woda z czajnika chlusnęła niekontrolowanym strumieniem, gdy zalewałam kubek z saszetką herbaty w środku. – Laura jest w ekipie? TA Laura?

– Nie wiedziałaś? – Wydawał się speszony. – Eliza, w pokojach są piętrowe łóżka, śpią po cztery osoby.

– A, to mnie uspokoiłeś – drwiłam. – I nie rób ze mnie idiotki. Letnicy gnieżdżą się na kupie, całoroczni mają do dyspozycji osobne skrzydło i pojedyncze pokoje. Oglądałam reportaż w telewizji, to wiem.

– Zatem wiesz także, że tam jedzie się pracować, ryzykując życiem. Niedźwiedzie podchodzą pod okna, lisy przegryzają kable, a awaria generatora prądotwórczego oznacza konieczność natychmiastowej ewakuacji, inaczej ekipie grozi śmierć. W takich warunkach nie istnieje coś takiego jak popęd seksualny. Nie tylko tam, chciałam powiedzieć, ale szczęśliwie przełknęłam gorycz. Od miesięcy Nikodem twierdził, że kastruję go psychicznie. Unikał zbliżeń. Jeśli nie potrafisz określić przyczyny, wskaż palcem winnego. Winną.

– Muszę kończyć.

– Zaczekaj.

Nie posłuchałam. Nikodem wspominał o trudach izolacji, ale zapomniał napomknąć o pocieszycielce Laurze, z którą wdał się w romans jeszcze w czasach, gdy wykładał na Uniwersytecie Morskim w Gdyni. Nieszczególnie interesowałam się byłymi partnerkami męża. Każde z nas zostawiło za sobą jakieś życie. Naiwnością byłoby sądzić, że zachowaliśmy czystość do momentu, aż los zetknie nas ze sobą. Nie należałam do kobiet, które oglądają się wstecz, ale nie zamierzałam akceptować kłamstwa. Zdrady. Choćby emocjonalnej, jeśli nie takiej w szczególności.

Ktoś pukał do drzwi.

– Elizo, proszę otworzyć.

Poderwałam się z impetem i przekręciłam klucz. Szarpnęłam za klamkę. Leokadia straciła równowagę, musiała opierać się o skrzydło.

– Słucham? – Nie dbałam o ton. Szorował po pergaminowej skórze teściowej.

– Jesteś sama? – Rozejrzała się ostentacyjnie. – Słyszałam, że z kimś rozmawiasz.

– Słucham? – powtórzyłam, unikając odpowiedzi na dwuznaczne pytanie. Cisnęło mi się na usta, że jeśli chce posądzać kogoś o zdradę, niech zmieni obiekt podejrzeń.

– Nie mam za wiele czasu.

– Piszesz?

– Wyjeżdżam.

– Dokąd? – Położyła dłoń na mostku, jakby chciała przypomnieć, że jest chora na serce i nie powinnam jej denerwować.

– Na Spitsbergen.

– Tak nagle?

– Dostałam zlecenie na reportaż. – W momencie, w którym wypowiedziałam te słowa, uświadomiłam sobie, że mogę to zrobić. Mogę napisać o społeczności żyjącej w Longyearbyen, stolicy Svalbardu. Od stacji naukowej w Zatoce Białego Niedźwiedzia będzie mnie dzieliło zaledwie sto trzydzieści kilometrów. I znajdę sposób, żeby wpaść z wizytą do męża. Popłynę lodołamaczem z wycieczką, polecę helikopterem, a jeśli porządnie się wkurzę, nawet psim zaprzęgiem. Nic nie trzymało mnie w Polsce, Spitsbergen przyzywał.

Leokadia pokiwała głową i drobiąc, wspinała się z powrotem po schodach. Ulżyło mi.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Granice światła. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Granice światła
Żaneta Pawlik0
Okładka książki - Granice światła

Eliza i Nikodem - w ich małżeństwie jest więcej samotności niż bliskości. Dzielą ich żal, niedopowiedzenia i rodzinna tragedia. Są jak dwa kawałki magnesu...

Wydawnictwo
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje