Ratować małżeństwo czy rodzinny dworek, brnąc przy tym w nowe kłopoty?
Agata, roztrzepana pisarka z problemami małżeńskimi, latem wyjeżdża z dziećmi na podlaską wieś. Pod jednym dachem spotykają się cztery pokolenia. Z jednej strony są dystyngowana babcia arystokratka i szalona ciotka zielarka, z drugiej - odkrywający uroki wsi nastolatkowie i niesforne zwierzaki. Pośrodku tego rodzinnego zamieszania tkwi Agata. Serce pisarki wyrywa się do dawnej, młodzieńczej miłości - Pawła, a jej córki Gabrysi do przystojnego, choć irytującego Kaspiana.

Romantyczna katastrofa to afirmująca życie komedia romantyczna, pełna zaskakujących pomyłek, zwariowanych sytuacji, zabawnych konwersacji. Mądra i ciepła jest jak balsam na serce niejednej kobiety. Do lektury powieści Urszuli Gajdowskiej zaprasza Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Romantyczna katastrofa. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Wracała do rodzinnego domu… Nie sama. Trudno jej było uwierzyć, jak łatwy okazał się wyjazd w towarzystwie dzieci. Cieszyła się, że zdecydowały się pojechać z nią.
Rodzice Agaty, Łucja i Tadeusz, byli ludźmi głęboko wierzącymi, żyli w niewielkiej społeczności, gdzie każdy wiedział o każdym niemal wszystko, starali się żyć zgodnie z zasadami wpajanymi im od pokoleń. Nikt w rodzinie Niewojnickich nie rozwiódł się, nikt nie miał dzieci pozamałżeńskich, nikt nie trafił do więzienia. Łucja była przewodniczącą miejscowego kółka różańcowego i koła gospodyń wiejskich, Tadeusz przez lata sprawował funkcję sołtysa, póki sam z niej nie zrezygnował z powodów zdrowotnych. W domu, a w zasadzie w oddzielnym mieszkaniu z własną kuchnią i trzema pokojami, mieszkały jeszcze ciotka Honorata – siedemdziesięcioletnia bezdzietna wdowa, siostra Tadeusza – i ich matka, dziewięćdziesięcioletnia Eugenia. Obie jeszcze sprawne zarówno na ciele, jak i na umyśle i chętne dzielić się swoimi dobrymi radami – czy je ktoś o to prosił, czy nie. Pierwsza dlatego, że zajmowała się zielarstwem, druga, bo czuła na sobie ciężar odpowiedzialności najstarszej członkini rodu.
Agata przed obiema czuła respekt i choć zdawała sobie sprawę, że ich opinia nie wpływa w żaden sposób na to, czy będzie jej się żyło lepiej, czy gorzej, wolała je mieć po swojej stronie, bo obie uwielbiały plotki i prześcigały się w rozpowszechnieniu zasłyszanych rewelacji wśród dalszej i bliższej rodziny. A tu trzeba zaznaczyć, że rodzina Niewojnickich i rodów z nią związanych była niezmiernie liczna. Nie to, żeby jakoś szczególnie przejmowała się tym, co o niej myśleli, ale telefony z pytaniami i fałszywe zainteresowanie nie były jej do niczego potrzebne. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak to wszystkie ciotki i kuzynki uwielbiają plotki.
Szkoda tylko, że promować książki to jakoś nikt, poza nielicznymi wyjątkami, się nie kwapił, pomyślała z nutką goryczy Agata. Natomiast kiedy komuś powinęła się noga albo zrobił coś spektakularnie głupiego, jak zainwestowanie wszystkich oszczędności w marnym interesie lub wjechanie do rzeki nowym samochodem, bo GPS tak go poprowadził, to wszyscy trąbili o tym przez kilka tygodni. Pomijając już to, że te wypadki zwykle dotyczyły mnie, dodała w myślach dla przyzwoitości i uśmiechnęła się krzywo do własnych wspomnień.
Po żmudnej i powolnej jeździe Agacie i jej dzieciom udało się bezpiecznie dojechać do rodzinnej miejscowości położonej nad rzeką, między malowniczymi pagórkami i otoczonej ze wszystkich stron lasami. Kobieta zwolniła na żwirówce, aby nie okurzyć mijanych posesji, i przyjrzała się domowi sąsiadów, którego od jej rodzinnego oddzielała szeroka łąka. Nie mogła nie zauważyć domu Sikorów, bo górował nad otoczeniem. To w nim została pocałowana po raz pierwszy i to ten dom poza swoim własnym żegnała, wyjeżdżając ze wsi. Murowany, trzykondygnacyjny, w kształcie kostki, typowy dla budownictwa lat osiemdziesiątych, po kilku modernizacjach z dobudowanym ładnym wejściem i balkonem, a za nim rozległy ogród, wybieg dla koni i kilka dużych budynków
Serce zabiło jej nieco szybciej, kiedy na posesji dostrzegła męską, ubraną w dżinsy i obcisłą koszulkę postać. Gabrysia też przykleiła nos do szyby auta.
– Co to za przystojniak? – spytała.
– To… to… – Agata chciała powiedzieć, że jej dawny narzeczony, ale mężczyzna w tym momencie odwrócił się w ich stronę i ściągnął z głowy czapkę, spod której wysypały się półdługie czarne włosy. – Zapewne syn sąsiada – dokończyła.
– Ale ciacho.
– Nie narób nam wszystkim kłopotów – ostrzegła córkę. – Chyba że masz zamiar wyjść za mąż. Nie sądzę, aby babcia Łucja, a już tym bardziej prababcia Eugenia, patrzyła przychylnym okiem na randkowanie. Tym bardziej z nim.
– Bez przesady.
– Nie martwię się jedynie o ich spokój psychiczny. Nie chcę, abyś znowu cierpiała. Starasz się być twarda, ale każda kolejna porażka zostawi w tobie ślad. Wiem, co mówię.
– Oczywiście miała na myśli siebie, bo Gabrysię cechowało inne podejście do związków. Córka w mig to wyłapała.
– Nie będę się w nic angażować, to nie będę płakać. Proste. Ale popatrzeć chyba mogę?
– Dobrze, ale miej na uwadze to, że będziemy tu gośćmi i nie powinniśmy dokładać swoją obecnością problemów.
– Agata znów wróciła do tonu własnej matki. – Proszę, Gabi – powiedziała już swoim głosem.
– Dobrze, postaram się nikogo nie przyprawić o zawał.
– Już jesteśmy? – padło z tyłu. Konrad wyjął słuchawki z uszu i zaczął się rozglądać. – Konie – stwierdził, kiedy przejeżdżali obok pasącej się gromadki zwierząt.
– Punkt dla ciebie za spostrzegawczość – stwierdziła z ironią jego siostra.
– Nie zaczynajcie – poprosiła Agata. – Zróbmy dobre chociaż pierwsze wrażenie. – Nabrała powietrza i wypuściła je. – Udawajmy, że jesteśmy normalni – dodała, bo to zwykle rozbawiało dzieci i jej samej poprawiało humor.
Powieść Romantyczna katastrofa kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,