Z pozycją pt. „Chąśba” – tomem pierwszym serii pt Grodzisko, Katarzyny Puzyńskiej mam problem, bo nic mi się tutaj zbytnio nie klei. Zaczynając od tytułu, którego znacznie poznajemy dopiero w połowie opowieści, poprzez samą konstrukcję i przedstawienie fabuły oraz wtręty w postaci anegdot, nie mówiąc już o zakończeniu.
Tytuł, moim zdaniem, jest o tyle mało trafny, gdyż mamy do czynienia z historią wielowątkową, gdzie trudno jest wskazać wątek, który miałby być tym głównym. A złodziei w tej historii jest kilku.
Autorka przedstawiła całą fabułę w postaci ponumerowanych gawęd. Przy każdej gawędzie mamy dokładne określenie, kiedy dana sytuacja się pojawiła i kto w niej uczestniczył. Co wprowadza tez niemałe zamieszanie, bo ja, jako czytelnik, prawie natychmiast o tym zapominam, dając się porwać czytanej w danym momencie historii.
W trakcie czytania gawęd pojawiają się odnośniki do anegdot. Anegdoty, jak zdaje się sugerować sama autorka, nie są obowiązkowe i moim zdaniem warto zostawić je na sam koniec, kiedy przeczyta się już całą historię w postaci gawęd. Również dlatego, że wprowadzają mnóstwo zamieszania. Przeskakując z gawędy do anegdoty, gubiłam sens czytanej historii i kiedy mogłam do gawędy wrócić, nie miałam pojęcia, w jakim punkcie jestem i co teraz właściwie czytam.
Anegdoty zdecydowanie zostawić sobie na koniec.
Kolejny zarzut: ta historia w zasadzie nie ma zakończenia. Gdy docieramy do ostatniej gawędy, dowiadujemy się z niej, że nie poznamy dalszych losów niektórych bohaterów, a klikając w link przenosimy się do środka gawędy z numerem 2. Czyli właściwie do samego początku całej tej historii.
I nie bardzo wiedziałam, czy ja mam to jeszcze czytać, czy ja już to czytałam. Odpuściłam, bo za dużo z tym wszystkim zamieszania. I te wszystkie elementy, na które składa się fabuła, nie tworzą spójnej całości. Mogły doskonale posłużyć do napisania przynajmniej dwóch dodatkowych książek.
Co do bohaterów, to autorka już na początku zaznacza, że wyrastała na książkach o tematyce fantastycznej i zawsze marzyła, by taka napisać. Poukrywała w treści odnośniki do wielu przeczytanych przez siebie powieści i byłą ciekawa, czy czytelnicy je wszystkie znajdą.
Nie lubię grac w takie rzeczy, ale mimowolnie znalazłam dużo odniesień do „Władcy pierścieni” i może kilku bardziej popularnych filmów animowanych, które w ostatnich latach pojawiły się w kinach.
Same postaci, co trzeba autorce przyznać, wyszły całkiem ciekawe. Co prawda do żadnej z nich nie zapałałam specjalna sympatią, ale trochę przejęłam się ich losem, a o to przecież w takich historiach chodzi. Trudno mi było sobie wyobrazić Marzannę zakochaną w starym najemniku. Być może dlatego, że moja wyobraźnia przedstawiła mi Marzannę albo Morę, jako młodziutką kobietę, a najemnika jako podstarzałego i grubiutkiego starucha, który mimo wszystko ma siły wymachowa jeszcze mieczem.
Najbardziej irytujący okazali się Gruba Boromira i Niemoj. Reszta była do zniesienia, a nawet w kilku miejscach wzbudziła moja nieoczekiwana sympatię.
Autorka mocno czerpie ze słowiańskich wierzeń i lubi gusła. A także przenikanie się dwóch światów: tego czarodziejskiego i zwykłego.
Piotr W. Cholewa napisał notkę polecająca, która umieszczono na okładce książki. Wiadomo, jak t jest z tymi poleceniami, choć ni można wykluczyć, że jemu się spodobała.
Ja za dużo przeczytałam tego rodzaju rzeczy, żeby taka historia zrobiła na mnie wrażenie.
Katarzyna Puzyńska powinna pozostać przy pisaniu kryminałów. Choć jako psycholog z wykształcenia, który kilka lat pracowała na Akademii z pewnością zna się na ludzkiej psychice i potrafi doskonale ją opisać.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2022-05-05
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 461
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Doskonale skonstruowany kryminał, gęsta atmosfera małej społeczności i zagadki z przeszłości, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego.W mroźny zimowy...
Komisarz Klementyna Kopp ma swoje powody, żeby wyruszyć w podróż życia, choć pewnie nikomu by się do nich nie przyznała. Emerytowana policjantka ma wyjątkowy...