Okładka książki - Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu

Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu


Ocena: 5.57 (7 głosów)
opis

Ta książka została dodana do bazy serwisu Granice.pl przez jednego z użytkowników i oczekuje na moderację

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘁𝗿𝗮𝘁𝗮 𝗶 𝗻𝗮𝗱𝘇𝗶𝗲𝗷𝗮

Okładka książki Jakuba Bączykowskiego 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑎𝑡𝑎ń𝑐𝑧ę 𝑤 𝑑𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢 może sugerować lekką, przyjemną lekturę, tymczasem sama historia jest daleka od optymizmu. To opowieść o przeżywaniu żałoby po stracie kogoś bliskiego, pełna bólu, pustki i samotności, choć z delikatnym promykiem nadziei na końcu. Styl autora jest przyjemny i wciągający, ale w tym kontekście nabiera szczególnej wagi, bo każda emocja opowiedziana głosem głównej bohaterki Basi trafia wprost w serce. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że miałam wrażenie, jakbym siedziała tuż obok niej, słuchając jej rozważań o tęsknocie za tragicznie zmarłym mężem, o codziennym zmaganiu się z pustką i troską innych ludzi, czasem fałszywą. Jedynym prawdziwym wsparciem staje się pies męża, Uno, którego obecność i troska o jego zdrowie rozpalają w Basi na nowo chęć do życia. Dla kogoś, kto tak jak ja doświadczył utraty bliskich w dość krótkim czasie, ta powieść ma wyjątkową wymowę. Jednym słowem, ta powieść wywarła na mnie niezatarte wrażenie i trwale zapisze się w moim sercu.

Basia była perfekcjonistką i miała ciężki tydzień w pracy. Lubiła to, co robiła, choć czasem kadra pracownicza dawała jej w kość. Jako dyrektorka działu kadr starała się być nie tylko profesjonalna, lecz także zaangażowana. Dobiegała pięćdziesiątki, ale to nie wiek był powodem jej zmartwień. Miała poukładane życie, kochającego męża u boku i dobrze ułożonego psa. Dzieci nie miała. Nie było im dane ich mieć i z tym się już pogodziła. Martwiło ją, że ostatnio relacje z mężem jakby nieco się ochłodziły. Aby odbudować więź, postanowili wspólnie wyjechać do Białki na Podhalu, by odpocząć od codzienności, nabrać dystansu i na nowo odnaleźć bliskość. W pensjonacie miło spędzali czas, poświęcając go tylko sobie. Basia czuła się zrelaksowana i wypoczęta. Padał deszcz, który dopełniał atmosferę ich wieczoru. To był ostatni raz, gdy Basia myślała o deszczu jak o czymś pozytywnym. Potem przynosił tylko wspomnienia, a wraz z nimi ból.

Gdy ruszyli w drogę powrotną do domu, znów padał deszcz. Potem Basia obudziła się w szpitalu w Kielcach, a przy jej łóżku siedziała siostra z zapuchniętymi od płaczu oczami. Powiedziała jej, że mieli z Adamem poważny wypadek. Tylko gdzie był Adam? Dlaczego nie było go przy jej łóżku? Chwila minęła, zanim dotarła do niej straszna prawda. Adam już nigdy się nie pojawi. Ani teraz, ani nigdy. Zginął na miejscu wypadku. Jak to możliwe?

Co z tego, że siostra mówiła jej, iż wszyscy czekają na informacje o niej. Ona chciała Adama. W tym momencie nie miało znaczenia wsparcie matki, przyjaciółki ani brata Adama. Nie pragnęła czułości, pocieszeń ani żadnych słów, które miały przynieść ulgę, bo wiedziała, że ta nigdy nie nadejdzie. Jej świat się zawalił. Tam, na zewnątrz, nic się nie zmieniło. Świat był taki sam, a życie toczyło się swoim rytmem. Wszystko wydawało się snem. „Zmarł na miejscu wypadku.” Ich dom, ich życie legło w gruzach.

Pojawienie się Wiktora, brata Adama, budziło w niej niepotrzebne wspomnienia. Kiedyś była jego dziewczyną, zanim zakochała się w Adamie. Co jej teraz po jego obecności? I pies Adama, ich pies. Przeżył, i co ona ma teraz z nim zrobić? Czy ktoś jej to powie? Nie chciała psa, nie chciała niczego, co przypominało jej tamto życie. Nie mogła znieść niczyjej obecności. Zaklinała rzeczywistość, chciała, żeby wszystko zostało tak, jak było, ale przecież już nigdy nie będzie tak, jak było.

Basia zawsze kimś się opiekowała, a teraz… była zdana na innych. Bezwolna, załamana… Wszyscy traktowali ją szczególnie, choć wcale tego nie chciała. Miała wrażenie, że patrzy na siebie z boku, jakby odłączyła się od swojego ciała. Czuła się jak zranione zwierzę. Podczas pogrzebu obecna była tylko ciałem. I wtedy na cmentarzu zobaczyła ich psa. Psa Adama, który wyglądał tak samo jak ona. Tak bardzo przypominał ją samą. Wtedy coś w niej pękło. Siedziała na ziemi przy grobie, tuląc go w ramionach.

Zaczynała żyć od zera, w wieku prawie pięćdziesięciu lat, z wyćwiczonym uśmiechem wdowy. Musiała ułożyć sobie życie na nowo. Tylko jak? Nie mogła znieść tej nadmiernej troski. Wiele rzeczy odtąd będzie musiała zrobić po raz pierwszy sama. Słowa pocieszenia, puste frazesy, które słyszała od innych, tylko ją drażniły. Każdy smutno kiwał głową, by po kilku krokach odetchnąć: „o jak dobrze, że mnie to nie spotkało”. Choć po spotkaniach z nią żaden problem nie wydawał się im tak ciężki jak wcześniej. Nie mogła ich winić, że dzięki śmierci Adama oni bardziej doceniali swoje życie.

Autor z niezwykłą wrażliwością ukazał etapy żałoby, a w postaci zrozpaczonej Basi odnalazłam cząstkę siebie. Każdy musi przeżyć te etapy po swojemu, we własnym tempie, wszystko zależy od tego, kim dla nas była bliska zmarła osoba i jakie relacje nas łączyły. Znam doskonale ten stan, gdy po otwarciu oczu rano dociera świadomość, że to nie był sen, lecz tragiczna prawda. Każdego poranka ponowne umieranie, kolejna fala rozpaczy.

Basia także musi uporać się ze swoją żałobą, rozpaczą, złością, rozgoryczeniem i wreszcie z pustką i tęsknotą. Jakub Bączkowski krok po kroku opowiada, co Basia czuła i przeżywała. O jej życiu w iluzji, w wyparciu śmierci. Na takie cierpienie nie ma leku, trzeba czasu, trzeba czekać, by ten czas uleczył rany. Nie, nie uleczył, tylko przyzwyczaił do bólu i tęsknoty za ukochaną osobą. Powoli trzeba godzić się z tym, co nieodwracalne. Nauczyć się żyć bez tej osoby. Pozwolić jej odejść, pożegnać, bo tak już nikt i nic tego nie zmieni. Każdy swoją stratę przeżywa inaczej. Po swojemu. Musi się odnaleźć w swojej codzienności.

Powrót do pracy to potrzeba powrotu do poprzedniego życia, tylko że ludzie w tym środowisku zupełnie tego nie rozumieją. Oczekują od osieroconej osoby, że będzie kimś takim jak dawniej, tylko że tamtej osoby już nie ma. Puste słowa, frazesy, próby pocieszania budzą wewnętrzny opór. Chciałoby się wykrzyczeć im w twarz, że nic nie wiedzą i lepiej, żeby zamilkli i zajęli się swoją pracą. Banalne i niezręczne rozmowy powtarzają się i nie przynoszą ulgi. Znam te uczucia doskonale. Myśli się wtedy, jak cudownie byłoby zapaść się w nicość, zapomnieć. Wykasować wszystko. A potem przychodzi refleksja: a co, jeśli zapomnę wszystko?

Praca dla Basi miała być terapią, ale okazała się kolejną próbą charakteru i zadaniem ponad siły. Trzeba jednak przebrnąć przez ten trudny czas, aby odzyskać spokój i równocześnie rozwiązać problemy firmy. Tylko co to są za problemy? Miałaby ochotę zrobić na ten temat wykład i opowiedzieć, czym są prawdziwe problemy. Basia próbuje zachować pozory normalności. Chciałaby przesunąć wskazówki zegara. Tylko jak to zrobić? Nie da się. Trzeba być tu i teraz, ze swoim bólem i rozpaczą. A może gdyby udało się cofnąć czas, można by coś zmienić. Sama nie wie, czy pragnie towarzystwa innych, czy wręcz przeciwnie.

Współpracownicy wierzą, że będzie się tą samą osobą. Oczekują profesjonalizmu i zaangażowania w chwili, gdy jest się kupą gruzu, garścią ludzkiej rozpaczy, rozsypaną paczką puzzli. Gdy ma się ochotę wyć w głos. Poraża brak współczucia i taktu. Ludzie patrzą, oceniają, oczekują określonych zachowań. A przecież to nie oni cierpią, nie oni wyją z bólu i nie płaczą z tęsknoty. Skoro nie cierpią za innych, nie mają prawa oceniać ani decydować o tym, jak ktoś ma żyć po śmierci bliskiej osoby.

Bo skąd ludzie mają wiedzieć, co powiedzieć, a czego nie? Co wypada, a co jest zabronione? Trudno obcować z ludźmi w żałobie na gruncie prywatnym, a co dopiero w pracy czy publicznie, gdzie obowiązuje cała masa zasad kurtuazji i granic, których nie powinno się przekraczać. Nikt i nigdzie tego nie uczy, więc trudno mieć pretensje, że nie wiedzą, jak się zachować.

Szkoli się ludzi w różnych dziedzinach, ale nikt nie uczy, jak rozmawiać z osobami w żałobie. Młodzi są przekonani, że myślenie o śmierci należy do starszych, jakby to im była przypisana rola tych, którzy się z nią oswajają. Tymczasem śmierć nie zważa na wiek. Może przyjść do każdego, niezależnie od tego, ile ma lat.

Ta historia trafiła prosto w moje serce, celnie jak lotka w tarczę. W historii Basi, w jej żałobie, przeglądałam się jak w lustrze. Widziałam w nim siebie sprzed lat, a łzy powoli spływały po mojej twarzy, z szeroko otwartych oczu. Nie mogłam ich powstrzymać, pozwoliłam im płynąć. Podobnie jak Basia, nie chciałam wpuścić światła do swojego życia, wolałam pozostać smutna. Ale czy w ogóle coś ode mnie zależało? Tak jak na Basię, świat nie mógł na mnie czekać w nieskończoność, aż przestaną mnie nękać zawieszenia, drzemki, napady płaczu.

Każde słowo i każde zdanie w tej powieści doskonale odzwierciedla myśli oraz zachowania osoby pogrążonej w żałobie. Chwilami byłam taką Basią, taką osobą sprzed lat, myślała i czuła tak samo jak ja. Bliska mi była ta bohaterka i jej dramat. Ona straciła męża, a ja syna. Gwałtownie i niepodziewanie, z zaskoczenia. Ale czy można być przygotowanym na coś takiego?

Przychodzi moment, gdy Basia wraca do pracy, najpierw zdalnie, a potem stacjonarnie. Pracując z domu, mogła zacząć oceniać swoje życie inaczej, nie przez pryzmat zasady, że „o zmarłych nie mówi się źle”. Z perspektywy czasu zaczęła patrzeć na swój związek bardziej pragmatycznie. Wiedziała, że nie było „idealnej” jej i „idealnego” Adama. Byli parą, która stawała się „idealna” dzięki wspólnej codziennej pracy. Przed oczami przesuwały się kadry z życia, chwile, gdy bezskutecznie starali się o dziecko, gdy stopniowo oddalali się od siebie, gdy ona skupiła się na karierze, a on zdradził ją i poświęcił więcej uwagi psu. Pamiętała, jak udawała, że nic o tym nie wie. Wszystko w życiu ma swoje konsekwencje. Nie byli idealni.

Podziwiam autora za wrażliwość i niesamowity dobór słów, za ten bardzo obrazowy przekaz o życiu po stracie i etapach przechodzenia przez żałobę. Jakub Bączykowski tak pięknie cytuje fragmenty książki Valérie Perrin „Życie Violette”. Szczególnie ujął mnie ten fragment: „Śmierć jest jak ten pałętający się nam ciągle pod nogami pies, którego obecność dostrzegamy dopiero, kiedy nas ugryzie. Albo, jeszcze gorzej, ugryzie kogoś nam bliskiego”.

Im więcej miałam za sobą stron 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑎𝑡𝑎ń𝑐𝑧ę 𝑤 𝑑𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢, tym bardziej odnajdywałam siebie w uczuciach Basi, która podobnie jak ja utraciła kogoś bliskiego. Historia opowiedziana przez autora pokazuje, że Basia straciła nie tylko męża. Kolejność naszych strat została zaburzona. Śmierci własnego dziecka nie powinniśmy doświadczać nigdy, ale na to, niestety, nie mamy wpływu.

Może się wydawać, że ta historia krąży tylko wokół Basi, i tak zapewne jest. Ale tak naprawdę chodzi o istotę żałoby, o tęsknotę po odejściu kogoś bliskiego i o przeżywanie wszystkiego dzień po dniu. A każdy taki ból nosi w sobie inaczej, po swojemu. Basia wcześniej doświadczyła utraty kilku ciąż i ośmiodniowego dziecka, więc cierpienie nie było jej obce, ale śmierć Adama miała zupełnie inny wymiar i ciężar. Jedynym jasnym punktem w życiu Basi jest labrador Uno, pies męża, którym teraz się opiekuje. Pies ma już swoje lata i nie jest okazem zdrowia, dlatego Basia zaczyna skupiać uwagę na jego stanie. Basia w końcu daje sobie prawo do słabości i do ochrony siebie. Skoro wszyscy tak bardzo chcą jej pomóc, to dlaczego by z tego nie skorzystać?

Ta powieść udowadnia, że żałoba nie ma określonego rytmu ani schematu, że każdy musi przejść przez nią po swojemu. Utrata bliskiej osoby to doświadczenie, które zmienia całe życie i nie da się go uniknąć ani przyspieszyć. 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑎𝑡𝑎ń𝑐𝑧ę 𝑤 𝑑𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢 to opowieść o bólu, o próbie pogodzenia się z nieodwracalnym, ale też o drobnych krokach w stronę życia, które trzeba zacząć układać na nowo. To historia, która zostaje w sercu i przypomina, że nawet w największej rozpaczy można odnaleźć iskierkę nadziei i powoli uczyć się żyć dalej.

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑚𝑖𝑗𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑢𝑐ℎ𝑟𝑜𝑛𝑛𝑒, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑦, ż𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑠𝑚𝑢𝑡𝑛𝑒. 𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑒𝑡𝑎𝑝 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑛𝑜𝑠𝑖 𝑐𝑜ś 𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜, 𝑐𝑜ś 𝑤𝑎𝑟𝑡𝑜ś𝑐𝑖𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜.

Informacje dodatkowe o Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu:

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2025-10-15
Kategoria: Romans
ISBN: 9788384254165
Liczba stron: 288
Dodał/a opinię: Halina Więcek

Tagi: romans

więcej
Zobacz opinie o książce Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu

Kup książkę Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Inne książki autora
Nie mogę ci powiedzieć
Jakub Bączykowski0
Okładka ksiązki - Nie mogę ci powiedzieć

Ekskluzywny hotel, tajemnicza przeszłość i przyjęcie, podczas którego wszystko zaczęło iść nie tak, jak powinno Leon, pięćdziesięcioletni dyrektor szkoły...

Chcę dla ciebie jak najlepiej
Jakub Bączykowski0
Okładka ksiązki - Chcę dla ciebie jak najlepiej

Nowa pełna emocji powieść autora ,,Zadzwoń, jak dojedziesz"! Dziewiętnastoletnia ciężarna Łucja wyjeżdża z małej miejscowości, przeprowadza się do Poznania...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy