Okładka książki - Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu

Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu


Ocena: 5.57 (7 głosów)

Ta książka została dodana do bazy serwisu Granice.pl przez jednego z użytkowników i oczekuje na moderację

Nowa książka autora bestsellerowej powieści ,,Zadzwoń, jak dojedziesz"!

Wzruszająca opowieść o tym, jak po stracie odzyskać nadzieję i odwagę, by żyć od nowa.

Prawie pięćdziesięcioletnia Basia w wyniku tragicznego wypadku samochodowego traci męża, Adama. Przytłoczona jego śmiercią czuje, jakby świat zatrzymał się w miejscu. Stał się pusty, pozbawiony sensu. Czy pogrążona w żalu zobaczy, że bliscy, choć też przeżywają trudne chwile, walczą, by się nie poddała? Basia próbuje nauczyć się doceniać drobne, codzienne sprawy. Poranna kawa, spacer z psem, rozmowa z przyjaciółką czy zwykłe zakupy... Czy uda się jej odzyskać siły na tyle, by zbudować nowe życie? Życie, w którym obok miejsca na smutek po starcie jest też przestrzeń na wdzięczność i nadzieję.

Jakub Bączykowski z dużą wrażliwością pokazuje emocjonalną podróż przez proces radzenia sobie z utratą bliskiej osoby.

Informacje dodatkowe o Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu:

Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2025-10-15
Kategoria: Romans
ISBN: 9788384254165
Liczba stron: 288

Tagi: romans

więcej

Kup książkę Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu - opinie o książce

,,Z trudem podniosłam powieki i spojrzałam w stronę okna. Za szybą rozciągał się widok na złoty od słońca i liści szpitalny ogród. Wydawał się tak odległy, jakby należał do innego świata. Bo przecież tam, na zewnątrz, nic się nie zmieniło."

To historia dla wrażliwych dusz, które być może doznali jakiejś straty, która nimi wstrząsnęła i nadal tkwią w miejscu okalając się rozpaczą. Chcę powstać, ale nie wiedzą jak. Ta opowieść da im taką podpowiedź. Gdybym mogła opisać tą książkę serduszkowymi słowami, powiedziałabym, że opowieść została spisana piórkiem maczanym we własnej krwi z możliwością obserwacji w jaki sposób rana się goi. Zawsze podziwiałam małżeństwa, które długie stażem wciąż do siebie coś czuli. W związku naszych postaci wciąż tliła się iskierka miłości. By ją wzniecić postanowili wyjechać w podróż, by odnowić romantyczne więzy. Kobieta ten czas wspomina z wielkim uśmiechem, dlatego przy powrocie była pewna, że wskrzesiła wszystko, co tylko mogła, by rozpalić ponownie ich własne ognisko. Niestety podczas powrotu mieli bardzo poważny wypadek. Ona przeżyła, a on zginął na miejscu. Stąd ten cytat. Świat nigdy nie pyta czy czas ma trwać, czy mógłby się zatrzymać. Skoro świt wstaje słońce i pieści nas swoimi promieniami nawet wtedy, kiedy o to nie prosimy. Ono nie zna przejmującego smutku. Nie rozumie straty do jakiej doszło. Tego, że świat jednego istnienia pękł na pół...
Czas po wypadku jest trudny i bolesny. Siostra kobiety obiecuje jej zająć się nią. Nie jest lekko i każda z postaci to rozumie. Dnie przenikają się nawzajem, a pusta w sercu wydaje się jakby trwała wiecznie. Jednak nadchodzi dzień, kiedy odrobina uśmiechu wpada do domu Basi. Przez promień słońca rozpoczyna zauważać, że nie wszystko w jej życiu się zakończyło. Ludzie wciąż w jej towarzystwie czują się nieswojo, gdyż nie wiadomo co mają powiedzieć. Jednak pomimo wszystko każdy kolejny dzień pokazuje, że jeszcze warto jest się uśmiechać...
Wspaniała i mega wrażliwa historia pokazująca jak człowiek zachowuje się podczas straty, oraz jak udaje mu się powstawać. Odbić od dna i ponownie patrzeć w przyszłość. Emocje ukazane od pięknych opisów, które wywołują smutek jak i radość. Przepięknie wydana, przejrzyście ukazana i godna polecenia:-)

Link do opinii

ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘁𝗿𝗮𝘁𝗮 𝗶 𝗻𝗮𝗱𝘇𝗶𝗲𝗷𝗮

Okładka książki Jakuba Bączykowskiego 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑎𝑡𝑎ń𝑐𝑧ę 𝑤 𝑑𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢 może sugerować lekką, przyjemną lekturę, tymczasem sama historia jest daleka od optymizmu. To opowieść o przeżywaniu żałoby po stracie kogoś bliskiego, pełna bólu, pustki i samotności, choć z delikatnym promykiem nadziei na końcu. Styl autora jest przyjemny i wciągający, ale w tym kontekście nabiera szczególnej wagi, bo każda emocja opowiedziana głosem głównej bohaterki Basi trafia wprost w serce. Narracja pierwszoosobowa sprawia, że miałam wrażenie, jakbym siedziała tuż obok niej, słuchając jej rozważań o tęsknocie za tragicznie zmarłym mężem, o codziennym zmaganiu się z pustką i troską innych ludzi, czasem fałszywą. Jedynym prawdziwym wsparciem staje się pies męża, Uno, którego obecność i troska o jego zdrowie rozpalają w Basi na nowo chęć do życia. Dla kogoś, kto tak jak ja doświadczył utraty bliskich w dość krótkim czasie, ta powieść ma wyjątkową wymowę. Jednym słowem, ta powieść wywarła na mnie niezatarte wrażenie i trwale zapisze się w moim sercu.

Basia była perfekcjonistką i miała ciężki tydzień w pracy. Lubiła to, co robiła, choć czasem kadra pracownicza dawała jej w kość. Jako dyrektorka działu kadr starała się być nie tylko profesjonalna, lecz także zaangażowana. Dobiegała pięćdziesiątki, ale to nie wiek był powodem jej zmartwień. Miała poukładane życie, kochającego męża u boku i dobrze ułożonego psa. Dzieci nie miała. Nie było im dane ich mieć i z tym się już pogodziła. Martwiło ją, że ostatnio relacje z mężem jakby nieco się ochłodziły. Aby odbudować więź, postanowili wspólnie wyjechać do Białki na Podhalu, by odpocząć od codzienności, nabrać dystansu i na nowo odnaleźć bliskość. W pensjonacie miło spędzali czas, poświęcając go tylko sobie. Basia czuła się zrelaksowana i wypoczęta. Padał deszcz, który dopełniał atmosferę ich wieczoru. To był ostatni raz, gdy Basia myślała o deszczu jak o czymś pozytywnym. Potem przynosił tylko wspomnienia, a wraz z nimi ból.

Gdy ruszyli w drogę powrotną do domu, znów padał deszcz. Potem Basia obudziła się w szpitalu w Kielcach, a przy jej łóżku siedziała siostra z zapuchniętymi od płaczu oczami. Powiedziała jej, że mieli z Adamem poważny wypadek. Tylko gdzie był Adam? Dlaczego nie było go przy jej łóżku? Chwila minęła, zanim dotarła do niej straszna prawda. Adam już nigdy się nie pojawi. Ani teraz, ani nigdy. Zginął na miejscu wypadku. Jak to możliwe?

Co z tego, że siostra mówiła jej, iż wszyscy czekają na informacje o niej. Ona chciała Adama. W tym momencie nie miało znaczenia wsparcie matki, przyjaciółki ani brata Adama. Nie pragnęła czułości, pocieszeń ani żadnych słów, które miały przynieść ulgę, bo wiedziała, że ta nigdy nie nadejdzie. Jej świat się zawalił. Tam, na zewnątrz, nic się nie zmieniło. Świat był taki sam, a życie toczyło się swoim rytmem. Wszystko wydawało się snem. „Zmarł na miejscu wypadku.” Ich dom, ich życie legło w gruzach.

Pojawienie się Wiktora, brata Adama, budziło w niej niepotrzebne wspomnienia. Kiedyś była jego dziewczyną, zanim zakochała się w Adamie. Co jej teraz po jego obecności? I pies Adama, ich pies. Przeżył, i co ona ma teraz z nim zrobić? Czy ktoś jej to powie? Nie chciała psa, nie chciała niczego, co przypominało jej tamto życie. Nie mogła znieść niczyjej obecności. Zaklinała rzeczywistość, chciała, żeby wszystko zostało tak, jak było, ale przecież już nigdy nie będzie tak, jak było.

Basia zawsze kimś się opiekowała, a teraz… była zdana na innych. Bezwolna, załamana… Wszyscy traktowali ją szczególnie, choć wcale tego nie chciała. Miała wrażenie, że patrzy na siebie z boku, jakby odłączyła się od swojego ciała. Czuła się jak zranione zwierzę. Podczas pogrzebu obecna była tylko ciałem. I wtedy na cmentarzu zobaczyła ich psa. Psa Adama, który wyglądał tak samo jak ona. Tak bardzo przypominał ją samą. Wtedy coś w niej pękło. Siedziała na ziemi przy grobie, tuląc go w ramionach.

Zaczynała żyć od zera, w wieku prawie pięćdziesięciu lat, z wyćwiczonym uśmiechem wdowy. Musiała ułożyć sobie życie na nowo. Tylko jak? Nie mogła znieść tej nadmiernej troski. Wiele rzeczy odtąd będzie musiała zrobić po raz pierwszy sama. Słowa pocieszenia, puste frazesy, które słyszała od innych, tylko ją drażniły. Każdy smutno kiwał głową, by po kilku krokach odetchnąć: „o jak dobrze, że mnie to nie spotkało”. Choć po spotkaniach z nią żaden problem nie wydawał się im tak ciężki jak wcześniej. Nie mogła ich winić, że dzięki śmierci Adama oni bardziej doceniali swoje życie.

Autor z niezwykłą wrażliwością ukazał etapy żałoby, a w postaci zrozpaczonej Basi odnalazłam cząstkę siebie. Każdy musi przeżyć te etapy po swojemu, we własnym tempie, wszystko zależy od tego, kim dla nas była bliska zmarła osoba i jakie relacje nas łączyły. Znam doskonale ten stan, gdy po otwarciu oczu rano dociera świadomość, że to nie był sen, lecz tragiczna prawda. Każdego poranka ponowne umieranie, kolejna fala rozpaczy.

Basia także musi uporać się ze swoją żałobą, rozpaczą, złością, rozgoryczeniem i wreszcie z pustką i tęsknotą. Jakub Bączkowski krok po kroku opowiada, co Basia czuła i przeżywała. O jej życiu w iluzji, w wyparciu śmierci. Na takie cierpienie nie ma leku, trzeba czasu, trzeba czekać, by ten czas uleczył rany. Nie, nie uleczył, tylko przyzwyczaił do bólu i tęsknoty za ukochaną osobą. Powoli trzeba godzić się z tym, co nieodwracalne. Nauczyć się żyć bez tej osoby. Pozwolić jej odejść, pożegnać, bo tak już nikt i nic tego nie zmieni. Każdy swoją stratę przeżywa inaczej. Po swojemu. Musi się odnaleźć w swojej codzienności.

Powrót do pracy to potrzeba powrotu do poprzedniego życia, tylko że ludzie w tym środowisku zupełnie tego nie rozumieją. Oczekują od osieroconej osoby, że będzie kimś takim jak dawniej, tylko że tamtej osoby już nie ma. Puste słowa, frazesy, próby pocieszania budzą wewnętrzny opór. Chciałoby się wykrzyczeć im w twarz, że nic nie wiedzą i lepiej, żeby zamilkli i zajęli się swoją pracą. Banalne i niezręczne rozmowy powtarzają się i nie przynoszą ulgi. Znam te uczucia doskonale. Myśli się wtedy, jak cudownie byłoby zapaść się w nicość, zapomnieć. Wykasować wszystko. A potem przychodzi refleksja: a co, jeśli zapomnę wszystko?

Praca dla Basi miała być terapią, ale okazała się kolejną próbą charakteru i zadaniem ponad siły. Trzeba jednak przebrnąć przez ten trudny czas, aby odzyskać spokój i równocześnie rozwiązać problemy firmy. Tylko co to są za problemy? Miałaby ochotę zrobić na ten temat wykład i opowiedzieć, czym są prawdziwe problemy. Basia próbuje zachować pozory normalności. Chciałaby przesunąć wskazówki zegara. Tylko jak to zrobić? Nie da się. Trzeba być tu i teraz, ze swoim bólem i rozpaczą. A może gdyby udało się cofnąć czas, można by coś zmienić. Sama nie wie, czy pragnie towarzystwa innych, czy wręcz przeciwnie.

Współpracownicy wierzą, że będzie się tą samą osobą. Oczekują profesjonalizmu i zaangażowania w chwili, gdy jest się kupą gruzu, garścią ludzkiej rozpaczy, rozsypaną paczką puzzli. Gdy ma się ochotę wyć w głos. Poraża brak współczucia i taktu. Ludzie patrzą, oceniają, oczekują określonych zachowań. A przecież to nie oni cierpią, nie oni wyją z bólu i nie płaczą z tęsknoty. Skoro nie cierpią za innych, nie mają prawa oceniać ani decydować o tym, jak ktoś ma żyć po śmierci bliskiej osoby.

Bo skąd ludzie mają wiedzieć, co powiedzieć, a czego nie? Co wypada, a co jest zabronione? Trudno obcować z ludźmi w żałobie na gruncie prywatnym, a co dopiero w pracy czy publicznie, gdzie obowiązuje cała masa zasad kurtuazji i granic, których nie powinno się przekraczać. Nikt i nigdzie tego nie uczy, więc trudno mieć pretensje, że nie wiedzą, jak się zachować.

Szkoli się ludzi w różnych dziedzinach, ale nikt nie uczy, jak rozmawiać z osobami w żałobie. Młodzi są przekonani, że myślenie o śmierci należy do starszych, jakby to im była przypisana rola tych, którzy się z nią oswajają. Tymczasem śmierć nie zważa na wiek. Może przyjść do każdego, niezależnie od tego, ile ma lat.

Ta historia trafiła prosto w moje serce, celnie jak lotka w tarczę. W historii Basi, w jej żałobie, przeglądałam się jak w lustrze. Widziałam w nim siebie sprzed lat, a łzy powoli spływały po mojej twarzy, z szeroko otwartych oczu. Nie mogłam ich powstrzymać, pozwoliłam im płynąć. Podobnie jak Basia, nie chciałam wpuścić światła do swojego życia, wolałam pozostać smutna. Ale czy w ogóle coś ode mnie zależało? Tak jak na Basię, świat nie mógł na mnie czekać w nieskończoność, aż przestaną mnie nękać zawieszenia, drzemki, napady płaczu.

Każde słowo i każde zdanie w tej powieści doskonale odzwierciedla myśli oraz zachowania osoby pogrążonej w żałobie. Chwilami byłam taką Basią, taką osobą sprzed lat, myślała i czuła tak samo jak ja. Bliska mi była ta bohaterka i jej dramat. Ona straciła męża, a ja syna. Gwałtownie i niepodziewanie, z zaskoczenia. Ale czy można być przygotowanym na coś takiego?

Przychodzi moment, gdy Basia wraca do pracy, najpierw zdalnie, a potem stacjonarnie. Pracując z domu, mogła zacząć oceniać swoje życie inaczej, nie przez pryzmat zasady, że „o zmarłych nie mówi się źle”. Z perspektywy czasu zaczęła patrzeć na swój związek bardziej pragmatycznie. Wiedziała, że nie było „idealnej” jej i „idealnego” Adama. Byli parą, która stawała się „idealna” dzięki wspólnej codziennej pracy. Przed oczami przesuwały się kadry z życia, chwile, gdy bezskutecznie starali się o dziecko, gdy stopniowo oddalali się od siebie, gdy ona skupiła się na karierze, a on zdradził ją i poświęcił więcej uwagi psu. Pamiętała, jak udawała, że nic o tym nie wie. Wszystko w życiu ma swoje konsekwencje. Nie byli idealni.

Podziwiam autora za wrażliwość i niesamowity dobór słów, za ten bardzo obrazowy przekaz o życiu po stracie i etapach przechodzenia przez żałobę. Jakub Bączykowski tak pięknie cytuje fragmenty książki Valérie Perrin „Życie Violette”. Szczególnie ujął mnie ten fragment: „Śmierć jest jak ten pałętający się nam ciągle pod nogami pies, którego obecność dostrzegamy dopiero, kiedy nas ugryzie. Albo, jeszcze gorzej, ugryzie kogoś nam bliskiego”.

Im więcej miałam za sobą stron 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑎𝑡𝑎ń𝑐𝑧ę 𝑤 𝑑𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢, tym bardziej odnajdywałam siebie w uczuciach Basi, która podobnie jak ja utraciła kogoś bliskiego. Historia opowiedziana przez autora pokazuje, że Basia straciła nie tylko męża. Kolejność naszych strat została zaburzona. Śmierci własnego dziecka nie powinniśmy doświadczać nigdy, ale na to, niestety, nie mamy wpływu.

Może się wydawać, że ta historia krąży tylko wokół Basi, i tak zapewne jest. Ale tak naprawdę chodzi o istotę żałoby, o tęsknotę po odejściu kogoś bliskiego i o przeżywanie wszystkiego dzień po dniu. A każdy taki ból nosi w sobie inaczej, po swojemu. Basia wcześniej doświadczyła utraty kilku ciąż i ośmiodniowego dziecka, więc cierpienie nie było jej obce, ale śmierć Adama miała zupełnie inny wymiar i ciężar. Jedynym jasnym punktem w życiu Basi jest labrador Uno, pies męża, którym teraz się opiekuje. Pies ma już swoje lata i nie jest okazem zdrowia, dlatego Basia zaczyna skupiać uwagę na jego stanie. Basia w końcu daje sobie prawo do słabości i do ochrony siebie. Skoro wszyscy tak bardzo chcą jej pomóc, to dlaczego by z tego nie skorzystać?

Ta powieść udowadnia, że żałoba nie ma określonego rytmu ani schematu, że każdy musi przejść przez nią po swojemu. Utrata bliskiej osoby to doświadczenie, które zmienia całe życie i nie da się go uniknąć ani przyspieszyć. 𝐽𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑒 𝑘𝑖𝑒𝑑𝑦ś 𝑧𝑎𝑡𝑎ń𝑐𝑧ę 𝑤 𝑑𝑒𝑠𝑧𝑐𝑧𝑢 to opowieść o bólu, o próbie pogodzenia się z nieodwracalnym, ale też o drobnych krokach w stronę życia, które trzeba zacząć układać na nowo. To historia, która zostaje w sercu i przypomina, że nawet w największej rozpaczy można odnaleźć iskierkę nadziei i powoli uczyć się żyć dalej.

𝑃𝑟𝑧𝑒𝑚𝑖𝑗𝑎𝑛𝑖𝑒 𝑗𝑒𝑠𝑡 𝑛𝑖𝑒𝑢𝑐ℎ𝑟𝑜𝑛𝑛𝑒, 𝑎𝑙𝑒 𝑡𝑜 𝑛𝑖𝑒 𝑧𝑛𝑎𝑐𝑧𝑦, ż𝑒 𝑧𝑎𝑤𝑠𝑧𝑒 𝑡𝑦𝑙𝑘𝑜 𝑠𝑚𝑢𝑡𝑛𝑒. 𝐾𝑎ż𝑑𝑦 𝑒𝑡𝑎𝑝 𝑛𝑎𝑠𝑧𝑒𝑔𝑜 ż𝑦𝑐𝑖𝑎 𝑝𝑟𝑧𝑦𝑛𝑜𝑠𝑖 𝑐𝑜ś 𝑛𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜, 𝑐𝑜ś 𝑤𝑎𝑟𝑡𝑜ś𝑐𝑖𝑜𝑤𝑒𝑔𝑜.

Link do opinii
Avatar użytkownika - brunetkabooksrec
brunetkabooksrec
Przeczytane:2025-11-17, Ocena: 6, Przeczytałem, Mam,


#współpracabarterowa z Wydawnictwo W.A.B.

Muszę Wam dzisiaj opowiedzieć o książce, która złamała mi serce, a potem delikatnie je z powrotem poskładała. ✨

To nie jest po prostu kolejna powieść – to intymny pamiętnik duszy, pełna bólu, miłości, nadziei i walki o każdy kolejny oddech. Fabuła? Wciąga od pierwszej strony i nie puszcza nawet długo po skończeniu lektury. 🤯

Czułam WSZYSTKO razem z bohaterami:
😢Płaczę.
😡Złoszczę się.
🤍Kocham.
🌈A na końcu... mam w sercu cichą, ogromną nadzieję.

Ta powieść przyszła do mnie w idealnym momencie — wtedy, kiedy potrzebowałam historii, która porusza, ale jednocześnie daje nadzieję. Jakub  Bączykowski stworzył opowieść pełną emocji, tęsknoty i małych, codziennych cudów, które często widzimy dopiero wtedy, gdy już je stracimy.

Główna bohaterka to postać, którą od razu chce się mocno przytulić 🤍  Jej zmagania, wspomnienia i powolne odnajdywanie siebie po trudnych doświadczeniach wzruszają i sprawiają, że czytelnik kibicuje jej z całego serca. Autor pięknie pokazuje, że życie bywa bolesne, ale zawsze zostawia nam przestrzeń na nowy początek.

Proza jest delikatna, momentami poetycka, ale jednocześnie bardzo prawdziwa ✨ Najbardziej ujęły mnie sceny w deszczu — symboliczne, oczyszczające, pełne wiary w to, że nawet po burzy można odnaleźć własny rytm.

To książka idealna dla osób, które lubią emocjonalne, refleksyjne historie z nadzieją na końcu. Jeśli szukasz lektury, która zostanie z Tobą na dłużej 🌧️💛📚

Czy polecam? Z CAŁEGO SERCA! ❤️‍🔥 To jedna z tych książek, które zostawiają w Tobie ślad na długo. Idealna dla tych, którzy nie boją się prawdziwych emocji.

Moja ocena: 10/10! 🌟


Czytaliście? A może dopiero macie w planach? Dajcie znać! 💬💛

BRUNETTE BOOKS 

Link do opinii
Avatar użytkownika - Tatiaszaaleksiej
Tatiaszaaleksiej
Przeczytane:2025-11-21, Ocena: 5, Przeczytałem,

"Śmierć nie czeka na odpowiedni moment. Bo doskonale wie, że nigdy nie ma na nią właściwej pory. Raczej nikt jej nie oczekuje z otwartymi ramionami. Każda zmiana zostawiła głęboką bliznę, która przypomina o ulotności życia i miłości”.

Basia ma prawie pięćdziesiąt lat, ciepłą, choć czasem nieco zdystansowaną naturę i satysfakcjonującą pracę. Od lat żyje u boku Adama – spokojnego, uporządkowanego dermatologa, z którym tworzyła zgrany, pełen delikatnej harmonii związek. Mimo bolesnych potknięć i niesprawiedliwości losu trwali przy sobie, ufni, że razem jest im po prostu dobrze. Spontaniczny, bardzo udany weekend miał być kolejnym miłym wspomnieniem. Zamiast tego kończy się tragedią – w drodze do domu dochodzi do wypadku, w którym Adam ginie na miejscu.

Świat Basi w jednej chwili rozsypuje się jak porcelana, a czas staje w miejscu. Pusty dom staje się nie do zniesienia, cisza rani ostrzej niż cokolwiek innego. Żal, którego nie da się ukołysać, wypełnia każdy zakamarek jej codzienności. Bliscy próbują ją otoczyć troską, lecz ta troska bywa ciężarem. Jedynym kojącym punktem, cichą kotwicą, staje się jej ukochany pies, Uno. Dni płyną powoli, czasem zbyt wolno. Codzienne spacery z Uno, poranna kawa, drobne gesty ludzi, którzy chcą dobrze – to maleńkie światła w jej rozsypanym świecie. I choć długo wydaje się, że nic już nigdy nie będzie takie samo, Basia powoli zaczyna wracać do życia…

To nie jest lektura łatwa, oj nie. Powieść toczy się niespiesznie, a jednocześnie wciąga, przykuwa uwagę i prowadzi czytelnika przez fale emocji, które czasem trudno unieść. Fabuła poprowadzona z dużym wyczuciem ukazuje rozpad i odbudowę, żałobę i cichą, skromną nadzieję. Styl autora – naturalny, prosty, ale pełen szczerego ciepła – sprawia ogromną przyjemność. Z wrażliwością i psychologiczną precyzją rysuje portrety bohaterów: nieidealnych, pełnych wad i zalet, prawdziwych. Basię polubiłam od pierwszej chwili – to kobieta autentyczna, dobra, silna, choć sama tej siły często w sobie nie widzi.

Historia przejmująca historia, o żałobie, radzeniu są z nią. Pełna bólu, bezsensu, z jakim trudno się pogodzić, i pytań, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć. Autor z ogromną empatią dotyka tematów, o których nie chcemy myśleć: śmierć ukochanego mężczyzny, utraty dziecka, poronień, śmierci maleństwa. Uno – ośmioletni, wierny, czuły pies – przeżywa po swojemu, a jednak jakby rozumiał wszystko aż nazbyt dobrze. I to piękne, kobiece wsparcie, siła przyjaźni, szczerość.

Poruszająca, mądra, pełna emocji powieść, obok której trudno przejść obojętnie. Skłania do refleksji, zatrzymuje, pokazuje, jak ważne jest chwytanie drobnych chwil, tu i teraz. Serdecznie polecam! Tatiasza i jej książki :) 

Link do opinii
Avatar użytkownika - FioletowaRoza
FioletowaRoza
Przeczytane:2025-12-07, Ocena: 6, Przeczytałam,

Wielu czytelników dziwi się, że ,,Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu" to dzieło mężczyzny. Trzeba jednak zrozumieć, że istnieją jeszcze na tym świecie romantycy lub postaci, które nie ufają swemu szkiełku i oku. Sytuacja jest odwrotna- przez niektórych pisarzy silniej przemawia jednak czucie i wiara, a wszystko wskazuje na to, że Jakub Bączykowski będzie podróżował bardzo emocjonalną drogą literacką. Najnowsza książka, choć nie tylko ta, jest tego najlepszym dowodem.

 

Mało tego, ,,Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu" to kolejny przykład oswajania odbiorców z tematyką śmierci. Zapewne łatwiej czytało się o niej w mitologii, gdzie mamy do czynienia z bożkiem Tanatosem i Hadesem jako miejscem wiecznego spoczynku. Współczesność to jednak nie fikcja, a prawdziwy, nieodwracalny proces, do którego trzeba dołączyć ogrom bólu i niezrozumienia ze strony najbliższego otoczenia osoby zmarłej. Tylko ten, kto stracił bliską swemu sercu osobę, zna wszystkie etapy żałoby- - szok, niedowierzanie, apatię, potem złość, aż w końcu stopniowe oswojenie się z dramatem, pogodzenie się ze śmiercią ukochanej osoby. Encyklopedyczne zapisy to jedno, ale pamiętajmy, że wymienione wyżej etapy traktuje się indywidualnie, nie można podać ich dokładnych ram czasowych.

 

Bohaterką uwikłaną w swój największy życiowy dramat jest Basia. Kobieta ma prawie 50 lat, jest więc w kwiecie wieku. Niestety, tragiczny wypadek niemal natychmiastowo odbiera jej męża Adama. Życie kobiety momentalnie traci sens, nie potrafi ona z niczego się cieszyć czy też czerpać satysfakcji. Czy w końcu wyjdzie z kryzysu? Tego nie zdradzę, a w książce tej ważnych jest jeszcze wiele innych wątków.

 

Po pierwsze, w realnym życiu często drobny problem urasta w naszych oczach do rangi dramatu. Dla przykładu, złamany paznokieć czy plama na ulubionej bluzce wprawia nas w zły, wręcz depresyjny nastrój. Po drugie, marnujemy ogrom czasu na bezsensowne kłótnie. A czy pomyślałeś, Drogi Czytelniku, że może nie zdążysz się pogodzić, że może obraźliwe słowa będą ostatnimi, które wypowiesz do osoby bliskiej Twemu sercu? Warto więc dążyć do harmonii i doceniać najdrobniejsze momenty. Może to być choćby wspólne jedzenie posiłku, wypicie kawy lub krótki spacer. Błahostki? Tak, lecz tylko pozornie. Zwykle musi dojść do tragedii, byśmy uświadomili sobie ważność tak delikatnych czynów.

 

Jakub Bączykowski sam jest właścicielem cudnego psa i widać, że poświęca mu ogrom czasu i miłości. W swojej książce wykreował psa Uno, który po śmierci Adama tęskni za swoim panem, ale też pomaga przetrwać Basi najcięższe chwile. Nieprzypadkowo mówi się, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka, a Uno jest niemal ukoronowaniem tego stwierdzenia. Zresztą, inne dialogi dotyczące zwierząt potrafią wycisnąć łzy podczas czytania. Sami się o tym przekonacie.

 

Nauka życia od zera- o tym autor też nie zapomniał nam powiedzieć. W realnym życiu często dokonujemy podziału obowiązków i nie potrafimy, dajmy na to, naprawić szafki, gotować czy załatwiać spraw urzędowych. Jak ogarnąć zatem wszystkie odlegle dla nas tematy, kiedy doskonale wiemy, że pomoc już do nas nie przyjdzie? Myślę, że to jeden z kluczowych wątków powieści.

 

Książka nie jest obszerna, a jednak tak uzdolnionemu pisarzowi starczyło miejsca na jeszcze inne, równie wciągające tematy. Dowiadujemy się, jak wyglądało małżeństwo Basi i Adama, poznajemy ich sekrety. Widzimy też, jak samotność wpływa na ludzi i czy miłość do zwierzęcia może być też bardzo mocna. Zadajemy sobie na pewno pytanie: co by było gdyby? Czy można było uniknąć śmierci ukochanej osoby?  

 

Oczekiwanie na następną świetną powieść Jakuba Bączykowskiego o jakże nieprzypadkowym tytule jest wręcz obowiązkowe.

 

 

Link do opinii

,,Jeszcze kiedyś zatańczę w deszczu" to bardzo poruszająca i piękna opowieść o odrodzeniu się po stracie ukochanej osoby. Autor z niezwykłą wrażliwością pokazuje jak po trudnych dniach powoli pojawia się nadzieja na nowe życie.

 

Basia ma prawie 50 lat i w wyniku wypadku samochodowego straciła męża. Jej świat z dnia na dzień stał przytłaczający, smutny i pusty. Najbliższy chociaż też cierpią, starają się jej pomóc. Z czasem Basia zaczyna doceniać drobne rzeczy. Otwierać się na świat. Zaczyna czuć wdzięczność. Ale czy uda się jej do końca pozbyć smutku? Przekonacie się sami.

 

Historia o Basi nie jest długą opowieścią. Ale wystarczającą by czytelnik poczuł to co czuje bohaterka książki. Jest to książka, którą czyta się szybko, pomimo, ze ma melancholijny charakter. Autor przeprowadził nas przez wszystkie etapy żałoby jakie przeszła Basia. Pokazał jak bohaterka poradziła sobie z nią. Ale również zwraca naszą uwagę, że żałobę nie przeżywamy tylko my. To samo przeżywają nasi bliscy.

 

Książka jest bardzo poruszająca i refleksyjna. Z jednej strony jest to żałoba i radzenie sobie z nią, a z drugiej pokazania nam, że należy cieszyć się każdym dniem i doceniać to co mamy. Bardzo polecam!

 

 

Link do opinii
Inne książki autora
Nie mogę ci powiedzieć
Jakub Bączykowski0
Okładka ksiązki - Nie mogę ci powiedzieć

Ekskluzywny hotel, tajemnicza przeszłość i przyjęcie, podczas którego wszystko zaczęło iść nie tak, jak powinno Leon, pięćdziesięcioletni dyrektor szkoły...

Stanie się coś złego
Jakub Bączykowski0
Okładka ksiązki - Stanie się coś złego

W domu w podwarszawskiej miejscowości zostają znalezione zwłoki sąsiada Pawła. Przez przypadek mężczyzna staje się podejrzany o związek z tą śmiercią. Borykający...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy