Oj, dużo kosztowała mnie lektura tej książki... Z jednej strony wiem, że jest dobra, wiem, że intryga skonstruowana jest misternie, że jest skrojona na miarę obyczaju i trendów literackich swoich czasów (XVIII w. - przyp. ja:)). Z drugiej zaś wewnętrznie buntuję się na jej klasycznie barokową formę - asymetrię (sic! w powieściach to też możliwe!), kwiecistość stylu, zawoalowany brak treści i miszmasz, który wywrócił mój mózg na lewą stronę (w której to pozycji ten ostatni nadal pozostaje). Jest to w dodatku powieść epistolarna, w której niemal cała akcja znajduje się na ostatnich 20 stronach (z 450!), bardzo ciężkostrawna, koncepcyjnie niewspółczesna (wiadomo, to z resztą nie zarzut, tylko dowód ciężkostrawności) i przetłumaczona na początku XX wieku, co przy całej mojej miłości do Boya-Żeleńskiego nie wróży lekkiej lektury. Nie pomagało mi także biblioteczne wydanie z roku 1960, w którym na stronie 412 widnieją jednoznaczne ślady, że któryś z poprzednich czytelników podciął sobie żyły podczas lektury... ;) W zasadzie dopiero Niebezpieczne związki przypomniały mi, dlaczego za szkolnych czasów nie czytałam lektur.
http://kotnakrecacz.blogspot.com/2014/08/dwie-ksiazki-i-dwa-spotkania-z-ryzykiem.html
Informacje dodatkowe o Niebezpieczne związki:
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 2005-03-16
Kategoria: Romans
ISBN:
9788323770206
Liczba stron: 288
Dodał/a opinię:
Natalia Szumska
Sprawdzam ceny dla ciebie ...