„Sonata miłości” to opowieść, która zaczyna się od pierwszego drgnienia duszy. To powieść, którą nie tylko się czyta, ale której się słucha – między wersami, między pauzami – niczym utworu rozpisanego na emocje, pragnienia i niedopowiedziane tęsknoty. Magdalena Buraczewska-Świątek po raz kolejny komponuje historię, która gra na wszystkich strunach serca, prowadząc nas przez świat niczym przez partyturę pełną zmiennych tonacji i dramatycznych zwrotów akcji.
Rok 1906. Królestwo Polskie drży pod carskim butem, a w cieniu wielkiej historii rozgrywa się kameralna, lecz nie mniej poruszająca symfonia miłości, zdrady i lojalności. Różany Jar – miejsce, które dla Aleksandry miało być domem, okazuje się sceną pełną maskarad, intryg i rozczarowań. A jednak, to właśnie tutaj – między duszącym zapachem róż a szelestem carskich dokumentów – rozbrzmiewa tytułowa sonata.
Aleksandra Orłowa, kobieta rozdarta między sercem a powinnością, nie jest tylko bohaterką tej historii. Ona jest muzyką. Każdy jej wybór, każdy bunt i każda chwila zawahania wybrzmiewa niczym fraza z sonaty: raz łagodna jak adagio, raz napięta jak dramatyczne allegro. Po zniknięciu Stefana – jej ukochanego i pianisty, który poruszał jej duszę niczym klawisze fortepianu, Aleksandra staje wobec partii życia, którą musi wykonać bez przygotowania. A każdy fałsz w tej grze może kosztować nie tylko ją samą, ale i tych, których próbuje ocalić.
Autorka snuje tę historię z wyczuciem godnym dojrzałego kompozytora – każdy wątek to osobna linia melodyczna, która z czasem splata się w bogatą harmonię. Adam – przyjaciel, który znika, by potem powrócić w nowej, niezrozumiałej tonacji. Igor Wołkow – niczym motyw przewodni z przeszłości, który powraca, uwodzicielski i niepokojąco dobrze dopasowany do rytmu petersburskich salonów. Kazimierz – dysonans, który wdziera się w strukturę utworu, z pozoru niepasujący, a jednak konieczny, by całość nabrała dramatycznej głębi.
W tle tej osobistej sonaty nie milknie echo większej historii – Polski rozpiętej między podległością a wolnością, między nadzieją a konspiracją. Każda scena, każda rozmowa, każdy bal i każde milczenie nosi w sobie napięcie tych czasów – jak napięcie między dwiema nutami, które za chwilę mogą wybuchnąć w dramatycznym fortissimo albo zgasnąć w szeptanym diminuendo.
Buraczewska-Świątek nie prowadzi narracji – ona nią dyryguje. Jej słowa mają rytm, frazę i tempo. Opisy pejzaży, spojrzeń, wspomnień – są jak pasaże fortepianowe: czasem ciche i łagodzące, czasem tnące jak nieoczekiwany akord w molowej tonacji. A jednak najgłośniej brzmi w tej powieści to, czego nie można powiedzieć – zawahanie w geście, drżenie dłoni, nuta lęku przed prawdą… Jakby najważniejsze emocje wybrzmiewały między słowami.
„Sonata miłości” to historia, który nie daje łatwego finału. To nie klasyczna kompozycja, w której wszystko znajduje swoje miejsce i rozbrzmiewa czysto. To raczej romantyczna improwizacja o tamtych czasach – pełnych zgrzytów, błędów, prób, ale też momentów olśnienia, gdy muzyka i życie stają się w tej historii jednym. To historia o miłości, która jak każda prawdziwa melodia - potrzebuje ciszy, by naprawdę wybrzmieć.
Gdy zamkniecie tę książkę, nie zostaniecie z pustką. Zostaniecie z echem. Echem kroczącej po marmurowych schodach Aleksandry. Echem dźwięków fortepianu, który zamilkł, ale nadal brzmi w sercu. Echem pytania, które powraca jak refren: czy można kochać wiernie, nie zdradzając samego siebie?
Z całego serca gratuluję Autorce @na.bookszpanie wspaniałej kontynuacji 💖.
Dziękuję za zaufanie i możliwość patronowania tej wspaniałej książce wydawnictwu @wydawnictworeplika (współpraca reklamowa) 🩷.
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2025-07-01
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
Dodał/a opinię:
burgundowezycie
Aleksandra, córka rosyjskiego pułkownika, przybywa z Petersburga do Różanego Jaru - majątku odziedziczonego po nieżyjącej matce, położonego we wsi Ostrówek...
Aleksandra Orłowa, córka rosyjskiego oficera i polskiej patriotki, ucieka z petersburskich salonów do położonego w sercu zaboru rosyjskiego podlaskiego...