Książka ta prezentowana jest jako podróż przez mity współczesnego świata. Przez kolejne rozdziały podróżujemy przez tematy dotyczące dbania o siebie, emancypacji i wyzwolenia seksualnego kobiet, posiadania modnej pasji, kultu wiecznej młodości, kryzysu męskości, zakupoholizmu i gadżeciarstwa, przyjmowania masek w życiu, politycznej poprawności czy życzeniowego myślenia.
Po lekturze pierwszego rozdziału, zajmującego się mitem niezależności za pieniądze, pomyślałem sobie - punkt widzenia zależy od punktu siedzenia: Eichelberger musiał wychować się w dużym mieście, skoro twierdzi: Prędzej czy później nasze instynktowne dążenie do autonomii sprawi, że w mieście nie będziemy się czuć komfortowo. Zaczniemy marzyć o zamieszkaniu na wsi, bo czujemy przez skórę, że miasto nie jest autonomicznym organizmem. Jest całkowicie uzależnione od dostaw energii, od bezawaryjnego i zsynchronizowanego działania wielu systemów i służb.
Choć trudno zaprzeczyć zależności, w jaką człowiek miasta jest uwikłany, postrzeganie wsi w sielankowym charakterze jest dla mnie kolejnym mitem. Człowiek od urodzenia mieszkający w Warszawie rzadko codziennie musi napalić w piecu, a w zimie odśnieżać wyjazd z domu, obca mu pewnie też jest praca przy gospodarce, wczesne wstawanie i doglądanie zwierząt (brak wakacji, bo przecież kto się nimi zajmie), a także doświadczenie izolacji kulturowo-naukowej (popatrzmy choćby na zaopatrzenie bibliotek), czy brak perspektyw rozwoju zawodowego. Nie mówię, że tęsknota za wsią jest niemożliwa, ale ta autonomia okupiona jest często właśnie izolacją i ciężka pracą fizyczną, pochłaniającą ogromne ilości czasu (porównywalnego do zarabiania na kredyt pracą w korporacji). W egzystencjalnych rozważaniach z rozdziału pierwszego brakuje mi właśnie pewnej dosłowności, realizmu, mimo że autor podkreśla jego znaczenie: Prawdziwe drogowskazy wskazujące drogę do Krainy Autonomii to umiar, realizm i stanie na własnych nogach. Im mniej zewnętrznego wsparcia potrzebujemy do naszego fizycznego, ekonomicznego, emocjonalnego i społecznego przetrwania, tym bardziej jesteśmy autonomiczni, niezależni, decydujący o sobie.
Eichelberger mocno krytykuje konsumpcjonizm i zależność, w jaką uwikłani są pracownicy korporacji: Postęp technologiczny i powszechna dostępność szybko zużywających się, wymienialnych i zastępowalnych produktów w sposób niezauważalny czyni nas na powrót podobnymi do niemowląt. Tyle że jesteśmy uzależnieni nie od matki, lecz od obsługi i zasilania przez skomplikowany system współczesnej cywilizacji.
Bardzo też spodobała mi się refleksja autora na temat szczęścia, spełnienia, umiejscowionego zawsze w perspektywie przed nami: Otóż ten moment, o którym śnimy, że wreszcie dobrniemy do ziemi obiecanej, gdzie będziemy mieli dość czasu, zdrowia i pieniędzy, by wygodnie rozgościć się w życiu i zajadać jego najsłodszymi owocami - wciąż skrywa się za horyzontem zdarzeń. A więc jest nieosiągalny, bo akurat mamy za dużo pracy albo za mało pieniędzy, albo zdrowie za słabe.
Jest to dla mnie pierwsza książka Eichelbergera, którą czytałem, więc przekonania autora wydają mi się świeże i racjonalne (poza kilkoma przypadkami, o części których pisałem na początku), a spojrzenie na rzeczywistość nietypowe - na przykład odnośnie zrównanego wieku emerytalnego:
Przesunięto i zrównano wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn. Dlaczego? Chodzi o to, żeby i kobiety, mężczyźni mogli aktywnie pracować do sześćdziesiątego siódmego roku życia, tworzyć PKB i przede wszystkim kupować. Nakręcać koniunkturę i nie być obciążeniem dla państwa. Okazuje się jednak, że aby kobiety mogły to robić do sześćdziesiątego siódmego roku życia, państwo musi przejąć opiekę nad starymi rodzicami, bo tym często zajmują się kobiety przechodzące na wcześniejsze emerytury. Państwo będzie musiało przejąć też opiekę nad małymi dziećmi, bo już nie tylko ich matki, ale też babki, a nawet prababki będą ofiarnie pracowały w korporacjach. Tak pozbawi się nas wszystkich bardzo ważnej sfery bliskich, międzyludzkich kontaktów i doświadczeń, po to tylko, żebyśmy mogli dłużej pracować i konsumować.
Nie mniej interesujące są pomysły na mit emancypacji kobiet, jednak pragnę zostawić czytelnikom kilka ,,smaczków" na własną lekturę i przemyślenia. Przyznać jednak muszę, że czytając tę książkę, miałem wrażenie, że jest kierowana do ludzi Wielkiego Miasta, zapętlonych w pościg o sukces i uznanie w miejscu pracy. Jednak osoby nieidentyfikujące się z tą grupą, również znajdą sporo ciekawych przemyśleń dla siebie.
Czy polecam? Dla mnie była to jedna z najlepszych książek jakie czytałem w ostatnim czasie. Na pewno sięgnę po więcej książek Wojciecha Eichelbergera, choć pozostanie on dla mnie bardziej wizjonerem niż człowiekiem nauki.
Informacje dodatkowe o Życie w micie:
Wydawnictwo: Zwierciadło
Data wydania: 2013-03-20
Kategoria: Poradniki
ISBN:
9788363014476
Liczba stron: 280
Dodał/a opinię:
Sprawdzam ceny dla ciebie ...