Prawda, która zmienia wszystko.
Po czterech latach życia w Londynie, Annemarie wraca do swojego domu w Bennebroek, próbując odbudować swoje życie. Jednak powrót do rodzinnego miasteczka okazuje się początkiem koszmaru. W ogrodzie odkrywa kości dwóch noworodków. To, co miało być miejscem spokoju, staje się symbolem mrocznych tajemnic.
Wkrótce okazuje się, że wszyscy, których znała, stają się podejrzani. Brat, przyjaciel, zmarły mąż - każda osoba w jej otoczeniu skrywa coś, co może zmienić bieg wydarzeń. Annemarie zaczyna wątpić w rzeczywistość. Wraz z narastającym poczuciem niepokoju zaczyna rozumieć, że granica między zaufaniem a paranoją jest coraz cieńsza.
Czy można odnaleźć spokój, gdy prawda, w którą wierzysz, niszczy wszystko?
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2025-08-06
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 336
Jeśli mieliście kiedyś wrażenie, że książka grała z wami w kotka i myszkę, to możecie być pewni, że tutaj tak właśnie było. Według mnie był to dramat powiązany z thrillerem psychologicznym. Dosłownie podzielony na przykry dla postaci wstęp i jeszcze gorszy koszmar. Jeśli jest tutaj ktoś, kto stracił kiedykolwiek swoją ciążę, to może być mu bardzo przykro podczas czytania, gdyż ta historia może otworzyć rany, które być może jeszcze nie zdążyły się zabliźnić. Dla mnie to było bardzo smutne przeżycie i dziękuję Bogu, że nigdy go nie poznałam. Po stracie maleństw odszedł jej mąż. Po tym ciosie wróciła do swojego domu, lecz spotkało ją kolejne niemiłe zaskoczenie. Ku pamięci swoich dzieci, posadziła drzewka owocowe. Po powrocie ujrzała, że jednego brakuje. A kiedy zaczęła kopać, odkryła maleńkie czaszki dzieci... To było naprawdę wstrząsające, gdyż nie potrafiła pojąć co lub kto je tutaj włożył. Następnie po zastanowieniu, zaczęła tworzyć sobie listę potencjalnych osób, które mogły mieć dostęp do jej domu podczas kilku lat jej nieobecności. Rozpoczyna się walka o zaufanie, bądź wskazanie tego, kogo słowa nie pokrywają się z prawdą. Bądźcie pewni, im dalej, tym tych niewiadomych będzie przybywało...
Oj nie wiedziałam, że tak szybko teść mnie pochłonie. W ogóle śmierć płodu, jakie to ogromne przeżycie. To było w skrócie opisane, na przeszło czterdziestu stronach, ale i tak zdążyło wyryć mi się w pamięci, tak jak słowa pewnej osoby, że przy pewnej chorobie donoszenie ciąży jest niemożliwe. Nieraz życie zsyła na człowieka ogrom złych chwil, które na zawsze go zmieniają. Wtedy też rodzi się taki uraz psychiczny, że koniecznie próbujemy znaleźć winnego. W tym wypadku te czaszki dzieci są jakby drugą wspólną, a jednocześnie odrębną treścią, bo nie wiadomo kto to zrobił, dlaczego pozbył się sadzonki, czemu chciał zwrócić na siebie uwagę i czyje odłamki skrywał jej zakrwawiony ręcznik. Cały ten ogrom niewiadomych wciąga nas niemiłosiernie i to jest dużym plusem dla całej książki. Rekompensuje to nawet mniejszy druk:-) Pamiętajcie tylko, że może wywołać duże poruszenie. To tak ku przestrodze.
"Martwe imiona" Agnieszki Ewy Rybki to wstrząsający thriller psychologiczny 🧠🔪, który niełatwo zapomnieć po ostatniej stronie. Autorka proponuje czytelnikom mroczną i emocjonalną podróż w głąb ludzkiej psychiki, pełną tajemnic, bólu i zaskakujących zwrotów akcji.
📖 Główna bohaterka, Annemarie, po czterech latach życia w Londynie wraca do rodzinnego domu w holenderskim miasteczku Bennebroek. Jej powrót ma być nowym początkiem po śmierci męża, ale szybko zamienia się w koszmar 😨 W ogrodzie, gdzie niegdyś posadziła cztery symboliczne drzewka (każde dla nienarodzonego dziecka, które straciła), odkrywa brak jednej sadzonki. Gdy próbuje ją uzupełnić, natrafia na szczątki dwóch noworodków owinięte w jej własne ręczniki. To makabryczne odkrycie uruchamia lawinę wydarzeń. Annemarie zaczyna kwestionować zaufanie do najbliższych, brata, przyjaciół, a nawet zmarłego męża i popada w paranoję, próbując odkryć prawdę.
👏 Mocne strony. Głębia psychologiczna. Autorka znakomicie portretuje emocjonalne rozdarcie bohaterki. Annemarie to kobieta dotknięta traumą (poronienia, śmierć męża), a jej narastająca paranoja i samotność są przedstawione niezwykle wiarygodnie. To nie tylko thriller, ale też opowieść o bólu i utracie. Czuć atmosferę niepokoju. Autorka mistrzowsko buduje duszny, klaustrofobiczny nastrój. Czytelnik czuje się jak uwięziony w świecie Annemarie, gdzie każdy szczegół może być kluczem, a każda bliska osoba podejrzanym.
Trzymająca w napięciu zagadka. Odkrycie kości to dopiero początek! Fabuła jest pełna zwrotów akcji i misternie poukrywanych wskazówek. Podejrzani zmieniają się z rozdziału na rozdział, a finał jest szokujący. Poruszanie trudnych tematów. Autorka nie unika ciężkich tematów, takich jak żałoba, trauma po poronieniach, gwałt czy zdrada. To historia, która uderza w czułe struny i skłania do refleksji. Realistyczne postacie. Bohaterowie nie są czarno-biali; mają swoje sekrety, słabości i motywacje. Nawet postacie drugoplanowe są dopracowane.
🙋 Dla kogo jest ta książka?
· Dla miłośników thrillerów psychologicznych z mroczną atmosferą.
· Dla czytelników szukających głębi emocjonalnej i trudnych tematów.
· Dla osób, które lubią gdy książka wciąga bez reszty i nie pozwala o sobie zapomnieć.
"Martwe imiona" to mocny i emocjonalny thriller 🤯, który udowadnia, że Agnieszka Ewa Rybka potrafi napisać książkę wstrząsającą i pozostawiającą ślad w sercu 📖💔. Mimo drobnych potknięć w tempie, jest to lektura warta polecenia wszystkim, którzy szukają więcej niż tylko taniej sensacji. Czyta się jednym tchem! Polecam fanom mrocznych thrillerów z głębią.
Moja ocena: 8/10 🌟
Polecam! 😊
BRUNETTE BOOKS
Thrillery od lat zajmują szczególne miejsce w moim czytelniczym sercu. Jako ich miłośniczka nieustannie poszukuję historii, które potrafią mnie zaskoczyć, wciągnąć od pierwszych stron i utrzymać w napięciu aż do samego końca. Równie dużą radość sprawia mi odkrywanie twórczości nowych pisarzy, zwłaszcza rodzimych, którzy udowadniają, że polska literatura gatunkowa ma się świetnie i nie ustępuje zagranicznym tytułom. To właśnie ta ciekawość oraz chęć poznawania nowych autorów w thrillerze skłoniła mnie do sięgnięcia po „Martwe imiona” Agnieszki Ewy Rybki. Książka przyciągnęła mnie nie tylko klimatyczną, intrygującą okładką, ale także opisem, który obiecywał napięcie i psychologiczną głębię.
Annemarie po czterech latach wraca z Londynu do rodzinnego miasteczka Bennebroek, pragnąc zacząć od nowa i odbudować życie po trudnych doświadczeniach. Jednak zamiast wytchnienia czeka na nią wstrząsające odkrycie – w ogrodzie swojego domu znajduje szczątki dwóch noworodków. Miejsce, które miało być azylem, staje się epicentrum mrocznej tajemnicy oraz początkiem spirali wydarzeń i koszmaru na jawie. W miarę postępu śledztwa atmosfera w miasteczku gęstnieje, a zaufanie, którym Annemarie darzyła najbliższych, zaczyna się kruszyć. Brat, przyjaciel, zmarły mąż – każdy z nich skrywa sekrety, które mogą być kluczem do rozwiązania zagadki.
„Martwe imiona” autorstwa Agnieszki Ewy Rybki to thriller, który od pierwszych stron wciąga czytelnika w wir zaskakujących wydarzeń i nieustannie trzyma w napięciu. Autorka z dużą wprawą oddaje klaustrofobiczny klimat małej społeczności, w której wszyscy teoretycznie się znają, ale nikt nie mówi całej prawdy. Kolejne rozdziały odsłaniają nowe fakty i motywy, a autorka umiejętnie wprowadza elementy psychologicznego napięcia, sprawiając, że czytelnik zaczyna wątpić w to, co widzi i słyszy. Granica między rzeczywistością a paranoją staje się coraz cieńsza – zarówno dla bohaterki, jak i dla nas.
Narracja jest płynna, a krótkie, intensywne rozdziały nadają historii dynamiki. To jedna z tych książek, które „czytają się same” – niby planujesz odłożyć ją po jednym rozdziale, ale zanim się obejrzysz, mijają kolejne godziny. Na szczególną uwagę zasługuje tło fabuły – małe holenderskie miasteczko, które na pierwszy rzut oka wydaje się sielankowe, a w rzeczywistości pulsuje ukrytymi konfliktami i sekretami. Ten kontrast między pozornym spokojem a narastającym mrokiem tworzy niepowtarzalny klimat.
Pod względem stylu Agnieszka Ewa Rybka stawia na narrację, która łączy prostotę z umiejętnie budowanym napięciem. Nie ma tu zbędnych ozdobników – każde zdanie pracuje na atmosferę. Finał, choć zaskakujący, jest logicznym zwieńczeniem wszystkich wątków, a jednocześnie pozostawia czytelnika z lekkim niepokojem i pytaniem: czy na pewno znamy prawdę o ludziach wokół nas?
„Martwe imiona” to lektura dla tych, którzy cenią thrillery podszyte psychologią, z niejednoznacznymi bohaterami i atmosferą, w której trudno odetchnąć pełną piersią. To opowieść o zaufaniu, które może okazać się złudne, o sekretach, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, oraz o tym, że czasem największe zagrożenie czai się bliżej, niż myślimy. To duszna, mroczna historia, w której czytelnik do samego końca nie jest pewien, kto jest ofiarą, a kto katem.
„Martwe imiona” to niesamowicie wciągający thriller, pełen zwrotów akcji i psychologicznej głębi, doskonały dla fanów mrocznych, kameralnych opowieści z wyczuwalnym ciężarem tajemnic. Gorąco polecam!
Pierwsza sierpniowa premiera już za mną. Tym razem sięgnęłam po „Martwe imiona” Agnieszki Ewy Rybki. Miałam ochotę na wciągający thriller, a opis fabuły sugerował, że to będzie trafny wybór – i nie zawiodłam się.
Po kilku latach spędzonych w Londynie Annemarie wraca w rodzinne strony, by na nowo poukładać swoje życie. Przeżyła ogromną stratę – wielokrotne poronienia odebrały jej nadzieję na macierzyństwo, a niedawno zmarł jej mąż. Osamotniona i zraniona wraca tam, gdzie niegdyś czuła się najszczęśliwsza – do miejsca, w którym otaczała ją kochająca rodzina i przyjaciele.
Nie spodziewa się jednak, że jej powrót naznaczy makabryczne odkrycie. W przydomowym ogrodzie zupełnym przypadkiem natrafia na ludzkie szczątki – kości dwójki noworodków. Jednego jest pewna: gdy wyjeżdżała do Londynu, niczego tam nie było – właśnie w tym miejscu sadziła drzewka. Kto więc mógł to zrobić pod jej nieobecność? Jak się okazuje, do domu Annemarie miało dostęp wiele zaufanych osób…
Choć to thriller psychologiczny, czytało się go wyjątkowo lekko. I nawet typowa dla gatunku gęsta, duszna atmosfera, nie wywołuje u czytelnika poczucie niepokoju. Dzięki temu nie czułam potrzeby robienia przerw – lektura nie przytłaczała, mimo trudnych tematów.
Fabuła wciąga od pierwszych stron i trzyma w niepewności aż do końca. Jej sposób prowadzenia bardzo przemyślany. Autorka, odkrywając kolejne sekrety głównych bohaterów, wielokrotnie wyprowadziła mnie w pole – do ostatnich chwil nie wiedziałam, kto jest sprawcą. Przyznam, że zakończenie mnie zaskoczyło, nie tego się spodziewałam.
Atmosfera nieufności dominuje w całej opowieści. Makabryczne odkrycie sprawia, że Annemarie zaczyna kwestionować szczerość swoich bliskich – do tego stopnia, że coraz bardziej gubi się we własnych podejrzeniach. Powracające wspomnienia z przeszłości zaczynają nabierać nowego, niepokojącego znaczenia.
„Martwe imiona” to przede wszystkim opowieść o sekretach, które czasami powinny pozostać w cieniu, o bolesnych doświadczeniach naznaczających przeszłość oraz o błędach, które na zawsze zmieniają przyszłość. To także historia z ważnym pytaniem w tle: Czy zawsze powinniśmy bezgranicznie ufać tym, których kochamy?
Lubicie thrillery, w których każdy jest podejrzany? Takie, przy których nie sposób odłożyć książki, bo z każdą stroną rośnie napięcie i każda nowa wskazówka podważa nasze wcześniejsze przypuszczenia?
Przed ponad dwoma laty miałam przyjemność czytać szalenie wyrazisty i grający na emocjach debiut Agnieszki Ewy Rybki „Strach ma twoje oczy” i już wtedy zapowiadałam, że będę z ciekawością wyczekiwać dalszych literackich kroków Autorki.
I oto jest! Już 6 sierpnia wyszła druga jej powieść, również w moim ulubionym gatunku thrillera psychologicznego, zatytułowana „Martwe imiona”.
I takie właśnie - wstrząsające, mroczne i nie dające spokoju długo po zakończeniu - thrillery chcę czytać! Bo to historia, w której ból straty, niewypowiedziane traumy i mroczne tajemnice splatają się w gęstą, duszną sieć, a każdy ruch bohaterów zdaje się jedynie pogłębiać poczucie nieuchronnej katastrofy.
Poznajemy Annemarie, która po latach życia w Londynie wraca do rodzinnej Holandii. Jako wdowa, z pustką w sercu, wraca w stare kąty i do czterech symbolicznych drzewek w ogrodzie, posadzonych na pamiątkę dzieci, które straciła. Jednak powrót nie daje jej tego, na co liczyła - poczucia bezpieczeństwa, bliskości, komfortu - a wręcz serwuje jej odrzucenie, zagubienie i strach. Gdy dokonuje wstrząsającego odkrycia we własnym ogrodzie, jej życie zamienia się w koszmar. Tym bardziej że podejrzanymi o popełnienie makabrycznego przestępstwa są jej najbliżsi, rodzina i przyjaciele. Czy może ufać komukolwiek?
Równolegle obserwujemy losy innej kobiety, ofiary gwałtu, której życie zatrzymało się w jednej, brutalnej chwili. Jej historię śledziłam z jeszcze większym niepokojem, próbując odgadnąć po wątłych tropach podsuwanych przez Autorkę jej tożsamość. A czytając o jej losie, czułam ogromne współczucie, bezsilność i gniew, tym bardziej, że Autorka nie unika trudnych, dramatycznych i bolesnych scen, które zostają długo pod powiekami.
Stopniowo poznajemy wcześniejsze życie Annemarie, z którego wyłania się obraz przyjaźni zakończonej odrzuceniem i zdradą, pragnienia naznaczonego traumatyczną stratą, miłości, o którą musiała zawalczyć oraz sekretów przez lata trzymanych w ukryciu. Sekretów, które zaczynają wypływać na powierzchnię, ukazując, że każdy z bohaterów ma coś do ukrycia, a przeszłość, choć wydawała się zamknięta, wciąż odciska swój cień na teraźniejszości.
Oj, Autorka potrafi budować atmosferę zagrożenia i niepokoju, wstrząsnąć czytelnikiem do głębi i pozostawić go z szybszym biciem serca. Łączy dwie linie czasowe w spójną, pełną napięcia i poruszającą opowieść o ludzkich słabościach, granicach wytrzymałości i o tym, że prawda, choć potrafi zniszczyć, bywa czasem jedynym sposobem, by odzyskać oddech i zacząć znów żyć.
To naprawdę mocny, uderzający emocjonalnie thriller, po którym trudno się otrząsnąć!
,,Każdy z nas coś ukrywa -- różnica tylko w tym, jak głęboko zakopaliśmy swoje sekrety."
. ,,Nie potrzebuję, by mnie ratowano. Potrzebuję tylko, by ktoś uwierzył, że nie zmyślam."
,,Ziemia nie zapomina. Czasem wystarczy jeden deszcz, by odsłoniła to, co miało pozostać w ukryciu."
. ,,Nie ma dnia, bym nie próbowała zapomnieć. I nie ma nocy, bym naprawdę potrafiła."
,,Niektóre wspomnienia nie umierają nigdy -- tylko czekają, aż ktoś je przywoła."
Annemarie Van Vilet i jej mąż Brandon Clark wydają się być idealnie dobranym małżeństwem - mimo upływu lat oboje nadal kochają swoją drugą połówkę i są szczęśliwi.
Pewnego dnia kobieta uświadamia sobie, że jest gotowa zostać mamą.
Niestety, choć Anne zachodzi w ciążę dwukrotnie nie donosiła żadnej z nich.
Coraz bardziej załamana i sfrustrowana para w końcu udaje się do kliniki prowadzonej przez wieloletniego przyjaciela Jaspera.
Diagnoza którą słyszą jest druzgocąca - żona Brandona cierpi na endometriozę trzeciego stopnia ,co oznacza ,że naturalne poczęcie byłoby cudem.
Niestety związek Pani redaktor i jej ukochanego przeżywa kryzys - ona skupiona na wymarzonym maleństwie nie zajmuje się niczym innym.
Mężczyzna w końcu nie wytrzymuje i szantażem wymusza na żonie wyjazd do Londynu , gdzie dostał propozycję pracy , by ratować związek.
Cztery i pół roku później Holebderka wraca w rodzinne strony do Bennebroek - małego miasteczka, które zna każdy jej krok i każde jej milczenie. Chce po prostu zacząć od nowa, poskładać to, co się rozpadło, i odnaleźć w sobie spokój po utracie męża. Jednak spokój w tym miejscu okazuje się złudzeniem. Kiedy w ogrodzie odkryte zostają szczątki noworodków, w Annemarie coś pęka. Przeszłość, którą chciała pozostawić za sobą, zaczyna pulsować pod powierzchnią - coraz głośniej, coraz bardziej natarczywie.
Kto je zabił i dlaczego znalazły się w ogrodzie dziewczyny? Kto był ich rodzicami?
Szybko okazuje się, że wszystko w co dziewczyna wierzyła i wszyscy, ktorym ufała -- brat, przyjaciele, nawet zmarły mąż -- nabierają nowych, niepokojących odcieni. Czy można zaufać własnej pamięci, gdy jej fragmenty zdają się być fałszywe? Czy prawda, o którą się zabiega, przynosi ulgę, czy wręcz przeciwnie - rozsypuje wszystko, co wydawało się bezpieczne?
Dawno nie czytałam książki tak skupionej na emocjach , na przeżywaniu żałoby, miłości i nienawiści jednocześnie.
Przeszłość i teraźniejszość mieszają się i sieją zamęt w głowie czytelnika.
I wiecie co? Dawno nie spotkałam tak irytującej bohaterki jak Anne, jednak potrzeba poznania odpowiedzi była we mnie silniejsza.
I naprawdę było warto.
Bo to nie tylko zagadka kryminalna, ale opowieść o emocjach, lękach i zranionej duszy,
Bo każda strona niesie ze sobą cichy niepokój -- to książka, której nie chce się odkładać, a jednak czasem trzeba złapać oddech
Bo autorka pokazuje, że prawda nie zawsze uzdrawia -- czasem rani jeszcze głębiej,
Bo zakończenie potrafi zaskoczyć i zostawić czytelnika z pytaniami, które trudno wyciszyć.
Serdecznie polecam ??
Czy jesteśmy gotowi usłyszeć prawdę, jeśli ta prawda może zniszczyć wszystko, co do tej pory budowaliśmy?
Kiedy Annemarie wraca po latach do rodzinnego Bennebroek, liczy na spokojny restart - nowe rozdanie po londyńskim chaosie, ukojenie po żałobie, może nawet chwilę ciszy, którą da się naprawdę usłyszeć. Tymczasem cisza okazuje się przeraźliwa. W ogrodzie, który miał dawać schronienie, kobieta odkrywa kości... dwóch noworodków. A z nimi - lawinę tajemnic, które czekały cierpliwie, aż ktoś je wykopie. Dosłownie i metaforycznie.
,,Martwe imiona" Agnieszki Ewy Rybki to thriller psychologiczny, który zaskakuje nie tym, co się dzieje - ale tym, jak głęboko potrafi sięgnąć w nasze emocje. Bo ta historia nie rozgrywa się tylko między bohaterami, ale też we mnie, w tobie, w czytelniku. Tu nie chodzi o klasyczne: kto zabił? Raczej: komu wierzyć, skoro każdy ma coś do ukrycia?
Autorka zbudowała niepokojący, duszny klimat prowincjonalnego miasteczka, w którym wszyscy się znają, ale nikt nie mówi prawdy. I kiedy jedna warstwa kłamstwa opada, natychmiast odsłania kolejną. Brat Annemarie. Jej przyjaciel. Zmarły mąż. Nawet policjant prowadzący śledztwo - zamiast dawać poczucie bezpieczeństwa - budzi irytację i nieufność. I tak oto granica między paranoją a logicznym wnioskowaniem zaczyna się rozmywać. Dla bohaterki. Dla nas.
Co szczególnie doceniam, to emocjonalna gęstość tej książki. ,,Martwe imiona" nie są po prostu opowieścią o zbrodni - są opowieścią o bólu. O stracie. O cichym cierpieniu, które nie ma prawa głosu, bo dzieje się wewnątrz. Utracone dzieci, niespełnione macierzyństwo, zawiedzione relacje - to tematy, które tutaj nie są tylko tłem. One stają się krwią tej historii.
I choć książka nie jest długa, to zostawia ślad. I to taki, który nie znika po odłożeniu lektury. Raczej osiada gdzieś w środku i wraca w nieoczywistych momentach - jak pytanie: a co, jeśli najbliższy człowiek nie był tym, za kogo go brałam?
Czy mam zastrzeżenia? Tak. Postać policjanta faktycznie irytuje - nie tyle przez swój charakter, co przez wrażenie, że jego obecność bardziej spowalnia narrację niż ją buduje. I choć jego rola w śledztwie jest potrzebna, to literacko czułam niedosyt. Tak jakby mógł być kimś więcej - ale został tylko szkicem.
Zakończenie? Mnie zaskoczyło. I to w ten sposób, który zmusza do przewertowania wcześniejszych stron raz jeszcze, żeby sprawdzić: jak to możliwe, że tego nie zauważyłam? A to dla mnie zawsze sygnał, że autor(ka) trzymał(a) mnie w garści - i to bardzo umiejętnie.
,,Martwe imiona" to książka, którą trudno zaszufladkować. To thriller, ale z psychologiczną głębią. To dramat, ale z napięciem i tajemnicą. To emocjonalna bomba, która nie wybucha z hukiem, ale sączy się powoli, coraz bliżej twojego serca.
Ocena: 8/10 - za klimat, za nieoczywistość, za emocje, które naprawdę zostają. Minus za nie w pełni wykorzystany potencjał drugoplanowych postaci.
Annemarie to kobieta, której od dziecka wszystko przychodziło łatwo. Pewnego dnia jednak wszystko zmienia się. Jej mąż umiera, a inni odwrócili się od niej po tym jak ich traktowała.
Brandon dostał propozycje pracy na trzy miesiące w Londynie. Z trzech miesięcy jednak zrobiło się pół roku, a później 4 lata. Po jego śmierci Annemarie postawia wrócić do Holandii. Początek jej nowego życia okazał się początkiem koszmaru. W gródku odnalazła kości noworodków.
W tej historii każda z osób skrywa tajemnice. I każda z nich mogła mieć coś wspólnego z tym co odnalazła w ogrodzie. Kto zakopał kości w ogródku? I jakie sekrety sprzed lat wyjdą na jaw? Przekonacie się sami.
Książka posiada niesamowity klimat. Trzyma w napięciu od samego początku i nie pozwala się odłożyć nawet na chwilkę. Czytając tę książkę czuć strach i niepewność tego co może zaraz nastąpić. Autorka wspaniale wykreowała postać Annemarie. Jej żałobę i determinację by posiadać dzieci.
Książka oprócz ciekawej fabuły zmusza do refleksji. Przykład Annemarie pokazuje, jak łatwo można stracić tych, których kochamy przez myślenie tylko o swoich problemach i swoich emocjach.
Znajdują się tutaj również retrospekcje, które niestety, ale nieco mnie wybiły z rytmu i trochę mi przeszkadzały.
Ogólnie uważam, że ,,Martwe imiona" to książka idealna dla fanów thriller psychologicznych, którzy lubią nie tylko odkrywać prawdę, ale również zagłębiać się w psychikę bohaterów. Bardzo polecam!
W błękitnych oczach Josephine wirowały dwie przeciwstawne iskry. Marzenie i Zagubienie. Dziewczynka, która oddała serce gimnastyce artystycznej, przekonała...
Przeczytane:2025-12-02, Ocena: 4, Przeczytałam, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2025, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2025, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku, 12 książek 2025, 26 książek 2025, 52 książki 2025,
Każdy ma jakieś marzenia, tylko nie wszystkie pomimo najszczerszych starań da się spełnić, co sprawia, że przestajemy być sobą i żyjemy ze świadomością, że czegoś w naszym życiu zabrakło.
Annemarie po kilku latach spędzonych w Londynie wraca wreszcie do swojego domu w Bennebroek. Kobieta nigdy nie chciała wyjeżdżać, zmusił ją do tego mąż, a kiedy on umarł, już sama mogła o sobie decydować. Niestety powrót rozdrapał stare rany, w każdym rogu działki posadzona była wiśnia, każda z nich symbolizowała utracone dziecko, ale jedna z nich została wykopana, a kiedy kobieta stara się posadzić nową, w ziemi odkrywa dwa ciała martwych noworodków.
Często życie nie zawsze układa się tak, jakbyśmy tego chcieli, tracimy przyjaciół, nie jesteśmy w stanie urodzić dziecka, ukochane osoby umierają, a my nie możemy nic z tym zrobić. Annemarie pragnie mieć dziecko, niestety jej dążenie do tego pomimo zerowych szans sprawia, że mąż chce od niej odejść, nie dostrzega problemów przyjaciół, a dodatkowo nie wspiera rodziny, która również przechodzi ciężkie chwile. Kiedy po latach wraca do swojego domu, odkrywa, że nie ma nikogo obok siebie, rodzice mieszkają daleko, brat ma własne problemy, a przyjaciele odwrócili się od niej tak, jak kiedyś ona odwróciła się od nich.
Mamy tutaj opisaną przeszłość oraz teraźniejszość głównej bohaterki, dodatkowo mamy wstawki od matki zabitych noworodków, nie wiedząc jeszcze, kim ona jest. Historia z przeszłości bardzo mnie wciągnęła, widać, że Annemarie, Jasper oraz Jamie to prawdziwi przyjaciele, wychowali się obok siebie i razem szli przez życie, dopiero kiedy dorośli zaczęły się problemy. Wraz z posuwającą się akcją dostajemy coraz więcej informacji, chociaż ja do samego końca nie wiedziałam, kim są rodzice zamordowanych noworodków.
Nie jest to łatwa historia, ciężko czytać tylko o smutnych chwilach, braku zrozumienia bliskich, strachu o swoją przyszłość oraz straty największych marzeń. Niestety tutaj dostajemy ogrom negatywnych emocji oraz smutku, z którym musimy zmierzyć się z bohaterami, więc nie jest to książka dla każdego.