Całe życie poświęciła innym... Teraz przyszedł czas, aby pomyśleć o sobie.
Czy warto przekreślić przeszłość i zacząć wszystko od nowa?
Lidia zbliża się do pięćdziesiątki. Córka mieszka w Londynie, mąż Maciej żyje głównie pracą, a ona coraz częściej czuje się samotna. Kiedy Maciej w ostatniej chwili odwołuje ich wspólne wyjście, na które tak długo czekała, coś w niej pęka. Po latach poświęceń postanawia w końcu zrobić coś dla siebie. Wyjeżdża na wieś i wprowadza się do Bogumiły, emerytowanej pianistki, która szuka towarzystwa. Nie wie jeszcze, że ta decyzja odmieni jej życie.
Witold ma dwoje małych dzieci, pracę, która go wypala i poczucie, że ciągle musi być dla kogoś dostępny. Zmęczony życiem, w którym próbuje pogodzić obowiązki zawodowe, rodzinne i narastający stres, coraz częściej odwiedza ciotkę Bogumiłę. To właśnie w jej domu znajduje upragniony spokój. Tam też poznaje Lidię.
Witold i Lidia zaczynają się zastanawiać, czego tak naprawdę chcą od życia. Ich relacja rodzi się z prostych rozmów, ale prowadzi do pytań, które zbyt długo odkładali. Czy to początek nowego rozdziału, czy tylko chwilowe zauroczenie?
Smak dojrzałych jabłek to historia o relacjach i uczuciach zarówno tych wygasłych, jak i tych, które dopiero się rodzą. O niełatwych, ale koniecznych decyzjach oraz o dojrzewaniu do wyboru odmieniającego wszystko.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2025-09-10
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 368
„Smak dojrzałych jabłek” – Karolina Wilczyńska
Karolina Wilczyńska od lat znana jest z tego, że potrafi pisać o kobietach w sposób wyjątkowo prawdziwy, pełen empatii i zrozumienia. Jej bohaterki nie są idealne, nie żyją w świecie marzeń, ale w rzeczywistości – takiej, jaką znamy z własnych doświadczeń. W najnowszej powieści „Smak dojrzałych jabłek” autorka ponownie sięga po temat dojrzałości, samotności i wewnętrznej potrzeby zmiany. To historia o tym, że nawet po latach poświęceń i kompromisów można odnaleźć siebie na nowo – i że na szczęście nigdy nie jest za późno.
Lidia, główna bohaterka powieści, to kobieta stojąca u progu pięćdziesiątki. Z pozoru ma wszystko – rodzinę, dom, stabilność. Ale za tą pozorną harmonią kryje się pustka, której nie da się już dłużej ignorować. Córka mieszka daleko, w Londynie, a mąż, Maciej, coraz bardziej zatraca się w pracy i obojętności. Lidia coraz częściej czuje, że jej życie przestało być jej własne – że od lat żyje dla innych, nie mając już miejsca dla siebie. Kiedy Maciej w ostatniej chwili odwołuje wspólne wyjście, które miało być dla niej namiastką bliskości, coś w niej pęka. W geście desperacji, ale i odwagi, postanawia wyjechać na wieś. Tam, z dala od miasta, trafia do domu Bogumiły, starszej kobiety, emerytowanej pianistki, która szuka towarzystwa.
Pobyt u Bogumiły staje się dla Lidii symbolicznym momentem zatrzymania – jak oddech po długim biegu. Cisza, spokój, zapach sadu i dojrzewających jabłek pomagają jej na nowo wsłuchać się w siebie. W tym sielskim, lecz niepozbawionym życiowych trosk miejscu poznaje Witolda, mężczyznę w podobnym wieku, który również zmaga się z wypaleniem, zmęczeniem i poczuciem, że całe życie coś komuś zawdzięcza. Witold jest ojcem dwójki małych dzieci, rozdarty między obowiązkami a potrzebą oddechu. Ich spotkanie – nieplanowane, zwyczajne – przeradza się w powolną, naturalną relację, pełną rozmów, zrozumienia i wzajemnej troski. Nie ma tu gwałtownych namiętności ani dramatycznych zwrotów akcji. Jest za to ciepło, dojrzałość i prawda, które sprawiają, że czytelnik wierzy w każde ich słowo i gest.
Wilczyńska z ogromnym wyczuciem pokazuje, jak wiele może się zmienić, gdy człowiek pozwoli sobie na chwilę szczerości wobec samego siebie. Zarówno Lidia, jak i Witold stają przed pytaniami, które wielu z nas boi się zadać: czy żyję tak, jak chcę? czy mam prawo do szczęścia, nawet jeśli oznacza ono zmianę wszystkiego? W tym tkwi siła tej powieści – nie w wielkich wydarzeniach, ale w prostych emocjach i codziennych decyzjach, które prowadzą do najważniejszych życiowych przemian.
Autorka nie moralizuje. Jej styl jest subtelny, pełen ciepła i refleksji, a przy tym bardzo prawdziwy. Potrafi jednym zdaniem uchwycić emocję, która zostaje w czytelniku na długo. Opisy natury, rytmu dnia na wsi, czy zapachu tytułowych jabłek, nadają książce niemal medytacyjny nastrój. Wszystko to sprawia, że lektura „Smaku dojrzałych jabłek” jest jak powolne smakowanie życia – z jego słodyczą, goryczą i kwaskowatością, które razem tworzą pełnię doświadczenia.
Na szczególne uznanie zasługuje sposób, w jaki Wilczyńska kreśli swoje postacie. Lidia i Witold są autentyczni, z krwi i kości – nieidealni, czasem pogubieni, ale przez to tak bliscy czytelnikowi. Bogumiła, choć drugoplanowa, wnosi do historii mądrość, spokój i ciepło, jakie często spotykamy u ludzi, którzy przeżyli już wiele i potrafią patrzeć na świat z dystansem. Wszyscy bohaterowie wnoszą do powieści coś ważnego – pokazują różne etapy życia i różne sposoby radzenia sobie z samotnością.
„Smak dojrzałych jabłek” to nie tylko historia o miłości – to opowieść o dojrzewaniu emocjonalnym, o odwadze, by wyjść poza utarte schematy i zawalczyć o siebie. To także książka o przemijaniu, o tym, jak łatwo zapomnieć o własnych marzeniach, gdy codzienność pochłania bez reszty. Ale przede wszystkim to historia o nadziei – o tym, że zawsze można zacząć od nowa, niezależnie od wieku czy okoliczności.
Styl Karoliny Wilczyńskiej jest charakterystyczny – pełen prostoty, ale też poetyckiej wrażliwości. Każdy rozdział ma swój rytm, a język autorki sprawia, że książkę czyta się z przyjemnością i wzruszeniem. To powieść, którą najlepiej czytać powoli, z kubkiem herbaty, pozwalając, by każde zdanie wybrzmiało w ciszy.
„Smak dojrzałych jabłek” to lektura dla kobiet dojrzałych, ale też dla tych młodszych, które chcą zrozumieć, że każda życiowa pora ma swój sens i piękno. Dla wszystkich, którzy potrzebują chwili zatrzymania, refleksji i przypomnienia, że szczęście nie zawsze tkwi w wielkich gestach – często wystarczy spojrzenie, rozmowa, zapach świeżo zerwanego jabłka.
Podsumowując – Karolina Wilczyńska stworzyła powieść, która dojrzewa w czytelniku niczym owoce w jesiennym sadzie. „Smak dojrzałych jabłek” to książka mądra, prawdziwa i głęboko poruszająca – o tym, że życie, nawet jeśli czasem gorzkie, potrafi być piękne, jeśli tylko pozwolimy sobie go naprawdę zasmakować. Gorąco polecam wszystkim, którzy szukają literatury o życiu, emocjach i drugich szansach – bo to właśnie w nich kryje się najwięcej nadziei.
Za możliwość przeczytania i zrecenzowania książki dziękuję portalowi sztukater.pl.
,, Jesień... - zadumała się. Jakaś ty piękna i smutna jednocześnie. Jak kobieta, która wie, że nie będzie młodsza, ale jeszcze wkłada najładniejszą sukienkę. I idzie w niej przez park, choć nikt już nie patrzy."
Ja nie wiem jaki dar posiada Wydawnictwo Literackie, ale każda ich książka trafia do serca. Autorka napisała niesamowitą opowieść, która w dużej mierze wiąże się z przemijaniem każdego tematu, który może dotyczyć człowieka. W pierwszej kolejności mamy zaznaczone jak postać zdaje sobie sprawę z tego, że czas przemija. Zauważa go po pierwszych siwych włosach, gorszym stanie ciała i myślach, że czas, kiedy była atrakcyjna już minął. Niby cieszy się życiem jakie wiedzie, bo ma rodzinę, ale każde z nich jest na tyle zajęte sobą, że czuje się samotna. Dla męża najważniejsi są pacjenci i ona to doskonałe rozumie i wspiera, tylko nic nie poradzi na to, że brakuje jej rozmowy. Idąc na spacer widzi jak młodzi ludzie nie przejmują się nieodpowiednim ubiorem, nieadekwatnym do pogody, jak z lekkością biegną przez życie nie myśląc o tym, że na wiele rzeczy trzeba uważać. Ona teraz to wie, bo młodość jest listem, którego nigdy nie dostanie, a swój nieuchronnie zgubiła. Wie, że ma wszystko o czym marzą inni, a pomimo tego gdzieś wewnątrz czuje się pusta.
W tej historii poznamy też inną rodzinę, gdzie sprawa będzie dotyczyła mężczyzny imieniem Witold. Też niby ma wspaniałą rodzinę, jednak to on zawsze ratuje małżonkę z opresji, kiedy nie ma kto zająć się dziećmi. Niby oboje mają dobrą pracę, jednak to on zawsze musi ulec. To są momenty, kiedy bardzo się denerwuje, bo czuje się jakby pominięty. Żeby odegnać od siebie cały hałas, który nie pozwala mu się skupić, jeździ w jedno miejsce zawsze, kiedy tylko może. To tam tak naprawdę może oddychać. I kiedy już całkowicie się rozluźnił, na jego drodze pojawiła się ona. Kobieta dużo starsza, ze spokojnym usposobieniem, jakby zalepiająca wszystkie ubytki, które czuł, że posiada. Ale co dalej? Czy dalsza droga już jest prosta?
Szczerze wam ją polecam. A dlaczego? To w niej już sami znajdziecie w niej odpowiedź:-)
„Smak dojrzałych jabłek” to powieść niezwykle ciepła, poruszająca i refleksyjna. Autorka z dużą wrażliwością pokazuje, że życie nie kończy się w momencie, gdy dzieci wyfruwają z gniazda, a małżeństwo wydaje się jałowe i przewidywalne. Wręcz przeciwnie, to właśnie wtedy można odkryć w sobie odwagę, by poszukać własnego szczęścia. Lidia, główna bohaterka, jest postacią prawdziwą i autentyczną. Jej samotność, rozczarowanie i wewnętrzna tęsknota za bliskością są opisane subtelnie, ale jednocześnie bardzo sugestywnie. Jej historia przypomina, że w życiu nigdy nie jest za późno, aby odnaleźć siebie, zacząć myśleć o własnych potrzebach i otworzyć się na to, co nowe.
Relacja Lidii i Witolda rozwija się w sposób naturalny, bez przesadnego dramatyzmu, a jednak z wyczuwalnym napięciem. To uczucie rodzi się z prostych rozmów i zwykłych gestów, niczym delikatne światło wprowadzające ciepło do chłodnego pokoju. Bohaterowie, dojrzali i doświadczeni przez los, stają się niezwykle wiarygodni. Czytelnik łatwo może się z nimi utożsamić, bo ich dylematy są tak bliskie życiu wielu z nas. To piękne, że autorka zamiast kreować idealizowane postacie, pokazuje ludzi pełnych wątpliwości, słabości i pragnień, a przez to jeszcze bardziej ludzkich.
Ogromnym atutem książki jest także postać Bogumiły. Ta emerytowana pianistka to kobieta mądra, serdeczna i spokojna, przypominająca starą jabłoń dającą cień w upalne lato. Nie ocenia, nie poucza, ale potrafi wysłuchać i swoją obecnością wnieść ukojenie. To właśnie ona staje się dla bohaterów kimś w rodzaju drogowskazu, osoby, która pokazuje, że w życiu ważniejsze od pośpiechu i powinności jest prawdziwe spotkanie z drugim człowiekiem.
„Smak dojrzałych jabłek” to powieść, która daje nadzieję i otuchę. Czyta się ją lekko, ale jednocześnie głęboko zapada w serce. To historia o tym, że miłość i szczęście nie mają wieku, że nawet po latach rutyny można poczuć motyle w brzuchu i że czasami, pomimo wyrzutów sumienia, warto postawić siebie na pierwszym miejscu. Najgorsze bowiem, co może się przydarzyć, to przez całe życie zadowalać innych i zapomnieć o sobie.
To piękna, nastrojowa i pełna ciepła opowieść o odwadze do zmian, o dojrzewaniu do własnych decyzji i o tym, że nigdy nie jest za późno, by zacząć naprawdę żyć.
„Smak dojrzałych jabłek” Karoliny Wilczyńskiej to powieść, która w subtelny, ale bardzo prawdziwy sposób opowiada o tym, że na zmiany w życiu nigdy nie jest za późno. To historia o odwadze, dojrzewaniu do decyzji i o tym, że czasem, by odnaleźć siebie, trzeba pozwolić sobie na odcięcie od tego, co znane, choć nie zawsze daje szczęście.
Główna bohaterka, Lidia, zbliżająca się do pięćdziesiątki, od lat żyje w cieniu innych – rodziny, obowiązków, codziennych schematów. Jej małżeństwo wydaje się puste, córka mieszka daleko, a ona sama coraz wyraźniej dostrzega, że nikt nie pyta jej o marzenia czy potrzeby. Decyzja o wyjeździe na wieś do Bogumiły – starszej kobiety, emerytowanej pianistki – staje się przełomem. To właśnie tam Lidia spotyka Witolda, mężczyznę, który podobnie jak ona próbuje odnaleźć spokój i odpowiedzieć sobie na pytanie, czego właściwie oczekuje od życia.
Autorka bardzo sprawnie łączy wątki dwóch osób w różnych etapach życia, pokazując, że zarówno kobieta, jak i mężczyzna mogą stanąć w obliczu podobnych dylematów: zmęczenia, niespełnienia, poczucia, że gdzieś po drodze zatracili samych siebie. Ich spotkanie nie jest gwałtowne ani dramatyczne – rodzi się z rozmów, wspólnych chwil, prostych gestów. To właśnie prostota i codzienność czynią tę historię tak prawdziwą i bliską czytelnikowi.
„Smak dojrzałych jabłek” nie jest typowym romansem, choć znajdziemy w nim wątek uczucia. To raczej opowieść o dojrzewaniu do zmiany, o potrzebie troski o własne życie emocjonalne, o odzyskiwaniu siebie w świecie, który przez lata każe nam grać cudze role.
Jeśli ktoś szuka historii, która nie tylko dostarczy emocji, ale także skłoni do zatrzymania się i zastanowienia nad własnym życiem – „Smak dojrzałych jabłek” zdecydowanie jest lekturą wartą uwagi.
“...poczuła, że to, co robi, ma sens. Że idzie w stronę siebie”.
Lidia coraz mocniej odczuwa ciężar upływających lat — za chwilę skończy pięćdziesiąt. Jej córka ułożyła sobie życie w Londynie, mąż wiecznie zapracowany i nieobecny już dawno przestał się nią interesować. Samotność i pustka zaczynają przytłaczać kobietę coraz bardziej. Ostatnią kroplą, która przepełnia czarę goryczy, okazuje się odwołane w ostatniej chwili wspólne wyjście, na które tak bardzo czekała. Wtedy Lidia dochodzi do wniosku, że dłużej tak nie może. Po latach życia dla innych wreszcie decyduje się zrobić coś tylko dla siebie. Wyjeżdża na wieś, by zamieszkać u emerytowanej pianistki Bogumiły, szukającej towarzystwa. Ten wyjazd okazuje się początkiem wielkich zmian. To właśnie tam na jej drodze staje Witold – mężczyzna, który przyjeżdża do ciotki, by złapać oddech od codzienności. On także dusi się w swoim życiu – praca nie daje mu satysfakcji, dzieci pochłaniają każdą chwilę, a stres wydaje się nie mieć końca.
Piękna w swej prostocie opowieść, a jednocześnie głęboka, pełna refleksji. Autorka z niezwykłą wrażliwością ukazuje psychologiczne studium ludzkich zachowań i emocji w obliczu trudnych życiowych wyborów. Fabuła zajmująco poprowadzona odsłania złożone relacje międzyludzkie, szarą codzienność, w której trudno o prawdziwą radość. Pióro Karoliny Wilczyńskiej jest lekkie, barwne, naturalne, a przy tym pełne energii i realizmu. Widać, że każdy szczegół został tu przemyślany i dopracowany. Ogromnym atutem powieści są bohaterowie – autentyczni, skomplikowani, pełni sprzeczności. Nie wszystkich da się polubić, ale każdy wzbudza emocje i nie pozostawia czytelnika obojętnym. Poczułam sympatię do Lidii – dojrzałej kobiety, która w końcu znajduje w sobie odwagę, by powiedzieć „dość” i poszukać własnej drogi. Kibicowałam jej z całego serca, mając nadzieję, że odnajdzie to, czego tak bardzo potrzebuje.
„Smak dojrzałych jabłek” to powieść obyczajowa, którą czyta się jednym tchem. Z pozoru lekka i przyjemna, w rzeczywistości niesie ze sobą moc emocji i refleksji. Autorka podejmuje w niej wiele trudnych tematów – od samotności, przez poświęcenie dla innych, po potrzebę bliskości i rozmowy. Pokazuje, że nigdy nie jest za późno, by spojrzeć na siebie z dystansu i odważyć się żyć w zgodzie z własnymi pragnieniami.
Ciepła, kojąca, dająca wytchnienie, a jednocześnie prawdziwa i mądra. Pod płaszczem lekkości skrywa wymagające, bolesne problemy, z którymi wielu z nas mierzy się na co dzień. Łatwo odnaleźć w niej cząstkę siebie i swojej codzienności. Serdecznie polecam. Tatiasza i jej książki :)
Karolina Wilczyńska ponownie zachwyciła mnie swoją najnowszą powieścią! "Smak dojrzałych jabłek" to przejmująca i ciepła historia o życiowych przemianach, samotności i potrzebie bliskości.
Główna bohaterka, Lidia (blisko pięćdziesiątki), czuje się zaniedbana przez męża żyjącego pracą i samotna po wyjeździe córki do Londynu. Kiedy jej mąż po raz kolejny zawodzi, postanawia odmienić swoje życie i wyjeżdża na wieś, by zamieszkać z emerytowaną pianistką, Bogumiłą. Tam poznaje Witolda, zmęczonego ojca i profesjonalisty, który także szuka wytchnienia. Ich spotkanie staje się początkiem głębokich rozmów i refleksji nad tym, czego naprawdę chcą od życia 💬❤️
Autorka porusza ważne tematy, takie jak samotność w związku i rodzinie, potrzeba zmian i odwaga do ich wprowadzenia, różne perspektywy życiowe (Bogumiła, Lidia, Witold), znaczenie autorefleksji i rozmowy w poszukiwaniu szczęścia.
Karolina Wilczyńska pisze z ogromną wrażliwością i empatią. Jej język jest przystępny, chwilami nostalgiczny, ale pełny nadziei. Dzięki autentycznym bohaterom i ich wewnętrznym zmaganiom, czytelnik łatwo utożsamia się z ich emocjami. Ta powieść to idealna propozycja na jesienne wieczory – otula ciepłem i skłania do przemyśleń ☕🍂
Polecam każdemu, kto szuka mądrej i poruszającej opowieści o życiu, miłości i trudnych wyborach. "Smak dojrzałych jabłek" to jedna z tych książek, które zostają w sercu na długo! ❤️ Uwielbiam pióro tej autorki i z niecierpliwością będę wypatrywała kolejnych powieści.
Moja ocena: 10/10🌟
BRUNETTE BOOKS
Nie ukrywam, że jesień nie należy do moich ulubionych pór roku, jednak za sprawą niektórych książek stwierdzam, że polubienie jej nie jest niemożliwe. Jedną z nich jest powieść obyczajowa „Smak dojrzałych jabłek” Karoliny Wilczyńskiej, w której nie tylko panuje jesień, ale i można porównać tę porę roku do pewnego etapu w życiu bohaterów tej książki. Jeśli ciekawi Was ich historia, to zapraszam na recenzję!
Lidia, jako dobiegająca do pięćdziesiątki dojrzała kobieta ma poukładane życie i męża lekarza, z którym mieszka w pięknym domu. Wydaje się, że posiada wszystko to, co jest potrzebne do szczęścia, jednak Lidia coraz częściej odczuwa, że czegoś jej brak. Jej mąż całą energię poświęca pacjentom, a jej córka wyprowadziła się do Londynu, dlatego czuje się ona samotna i tęskni za odrobiną uwagi. W końcu Lidia postanawia zrobić coś dla siebie. Jakie zmiany w jej życiu przyniesie wyprowadzka z tego pięknego domu? Czy uda jej się znaleźć szczęście?
Z kolei Witold ma młodą żonę i dwoje dzieci. Kocha swoją rodzinę najbardziej na świecie, jednak ciężko mu pogodzić życie rodzinne z pracą. Sprawia to, że mężczyzna żyje w stresie i frustracji. Pragnie znaleźć spokój i tym sposobem coraz częściej odwiedza swoją samotną osiemdziesięcioletnią ciotkę Bogumiłę. Pewnego dnia poznaje u niej Lidię... Jak dalej potoczy się ta znajomość? Czy ich spotkanie to tylko chwilowe zauroczenie, czy może początek nowego, lepszego rozdziału w życiu?
W książce narracja prowadzona jest w trzeciej osobie. Rozdziały są krótkie, opisują losy Lidii, Bogumiły i Witolda, które po jakimś czasie splatają się ze sobą. Każda z tych osób jest inna, Lidia pragnie bliskości i zrozumienia, Witold chce zaznać chwil oddechu, a Bogumiła w swojej samotności potrzebuje towarzystwa. Życie tych trzech osób uświadamia czytelnikowi to, jak ważne są rozmowy w związku oraz wspólnie spędzanie ze sobą chwil, a także towarzystwo drugiej osoby w zwykłym codziennym dniu. Książka ta mówi również o tym, że nigdy nie jest za późno na zmiany, nawet na tym etapie życia, który został w niej porównany do jesieni. Według mnie historia ta zakończyła się szczęśliwie i rozsądnie. Ogólnie myślę, że w powieści tej jest mnóstwo mądrości życiowych i dzięki niektórym dialogom bohaterów, można z niej wynieść wiele przydatnych lekcji. Z kolei jej spokojnie rozwijająca się akcja i panujący w niej jesienny klimat sprawi, że dzięki niej miło spędzicie te jesienne dni.
„Smak dojrzałych jabłek” jest bardzo mądrą i interesującą powieścią obyczajową w sam raz na jesienny wieczór. Na przykładzie bohaterów przypomina ona o tym, jak ważne jest to, aby zadbać o swoje szczęście oraz odnaleźć swoją drogę w życiu. Przypomina również o tym, że bardzo ważne jest to, aby dbać o swoje relacje, które z czasem mogą stać się nijakie. Tak więc, bardzo polecam Wam tę książkę, myślę że warto poznać opisaną w niej historię.
Cześć Moliki!
Lubicie jesień?
Ja uwielbiam ten czas, gdy w domu unosi się zapach jabłek, cynamonu i goździków, a na zewnątrz liście mienią się pięknymi barwami. To właśnie ten jesienny klimat - pełen ciepła i refleksji - odnalazłam w powieści ,,Smak dojrzałych jabłek" autorstwa Karoliny Wilczyńskiej, wydanej przez Wydawnictwo Literackie.
Poznajemy Lidię - kobietę z pozoru spełnioną: ma rodzinę, stabilną pracę i piękny dom. Mimo tego coraz częściej czuje, że czegoś jej brakuje. Decyduje się na zmianę. Chce wreszcie zrobić coś tylko dla siebie.
Z kolei Witold ma młodą żonę, dwójkę małych dzieci i mnóstwo obowiązków - zarówno w pracy, jak i w domu. Coraz bardziej go to przytłacza. Szukając chwili spokoju, odwiedza ciocię Bogumiłę - i właśnie tam poznaje Lidię.
Co połączy tę dwójkę?
To opowieść o poszukiwaniu siebie i swojej drogi. O tym, że samotność potrafi dopaść każdego - nawet wtedy, gdy jesteśmy otoczeni ludźmi i wydaje się, że mamy wszystko, co trzeba. Można być samotnym, żyjąc w ,,idealnym" świecie pełnym obowiązków i rutyny.
,,Smak dojrzałych jabłek" to historia o życiu, które czasem - mimo naszych starań - zaczyna się sypać. Drogi się rozchodzą, uczucia blakną. I wtedy pojawia się pytanie: czy warto walczyć o to, co było? Naprawiać? A może czasem lepiej wszystko zostawić i zacząć od nowa?
W tej powieści znajdziemy ból, tęsknotę, ale też nadzieję na nowy początek. Autorka pięknie pokazuje, że warto - gdy wszystko się rozsypie - zatrzymać się, złapać oddech i spróbować zbudować coś od nowa.
Na szczególną uwagę zasługuje postać starszej kobiety - Bogumiły. To cicha opoka, pełna mądrości i spokoju. Jej obecność daje bohaterom (i czytelnikowi!) poczucie bezpieczeństwa i wsparcia.
Pozycja ,,Smak dojrzałych jabłek" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki i zdecydowanie należy ono do wyjątkowo udanych. Błyskotliwe, sugestywne i nadzwyczaj przyjemne pióro, niełatwa, niesłychanie życiowa, angażująca tematyka, a wszystko dopieszczone nietuzinkowymi, złożonymi postaciami, z jakimi nie sposób się nie utożsamić! Czyżby utalentowanej pisarce udało się nakreślić lekturę idealną?
Pierwsze, co zachwyca, to hipnotyzująca, klimatyczna, przepiękna okładka, a jednak nakreślona opowieść nie jest już tak kolorowa i bajkowa. Pisarka nie ucieka od trudnej, bolesnej tematyki, nakreśliła bowiem nadzwyczaj życiową, refleksyjną historię, która przez swój autentyzm silnie angażuje czytelnika, czyniąc z niego naocznego świadka, wręcz pełnowymiarowego uczestnika poznawanej opowieści. Bezsprzecznie, współczesny pęd, poświęcenie pracy, pogoń za dobrostanem, przebodźcowanie i pochłaniający wir kolejnych obowiązków nikomu z nas nie jest obcy. Autorka pod postacią subtelnej, sugestywnie nakreślonej historii przemyca niezbędną lekcję, zachęca, by zatrzymać się choć na chwilę i spróbować odkryć, co tak naprawdę ma sens. Czy warto gonić za czymś nieuchwytnym, chwilowym, nieodwracalnie przekreślając w ten sposób całą przeszłość, burząc dojrzałe, choć trochę zakurzone, lecz przecież prawdziwe relacje?
Bezsprzecznie, to jedna z tych pozycji, które choć toczą się powolnym tempem, wywołują naprawdę wiele silnych emocji. Błyskotliwe zestawienie diametralnie różnych sytuacji, począwszy od samotnej starości, poprzez pierwszą, naiwną miłość, aż do osamotnienia w związku i przebodźcowania rodzinną sytuacją, skłania do zadumy, nie tylko na temat życia bohaterów, lecz również naszego własnego.
,,Smak dojrzałych jabłek" jest poruszającą, hipnotyzującą, wywołującą lawinę refleksji historią, jaką pochłania się z zapartym tchem. Inteligentna, a zarazem przeszywająca, brutalnie obnażająca, lecz także kojąca i skłaniająca do głębokiej zadumy, słodko-gorzka jak samo życie, a jednak napawająca serce nadzieją, niczym najcenniejszy balsam. Gwarantuję, iż ta sensualna opowieść podbije Wasze serca! Polecam!
,,Młode jabłka mają gładką skórkę, nie mają żadnych plamek są idealne. Ale gdy się je ugryzie... często są twarde, cierpkie, niedojrzałe. Natomiast dojrzałe jabłko, nawet jeśli tu i ówdzie ma zmarszczoną skórkę, może lekkie przebarwienia... to jest soczyste. Słodkie. Najlepsze. Młode owoce są dla tych, którzy cenią jedynie wygląd. Ale tylko znawca sięgnie po to, co naprawdę ma smak. Dojrzałe jabłko to owoc, którego wartość nie tkwi w powierzchniowości, ale we wnętrzu.".
W codziennym pędzie i natłoku obowiązków często trudno znaleźć chwilę, by się zatrzymać, wsłuchać w swoje pragnienia i spojrzeć na wszystko z dystansu. Lidia od dłuższego czasu odczuwa, że życiowa monotonia coraz bardziej ją przytłacza, a w jej wnętrzu narasta poczucie samotności. Ma wrażenie, że stala się niewidzialna dla męża, który w ostatnich latach skupia się głównie na pracy i zawodowych obowiązkach. Pewnego dnia przypadkiem natrafia na ogłoszenie starszej pani, która poszukuje towarzystwa. Nie waha się ani chwili, instynktownie, czując, że właśnie tego potrzebuje. Sielskie chwile na wsi, długie rozmowy przy herbacie i zapach świeżo upieczonej szarlotki stają się dla niej wytchnieniem oraz początkiem zmian, jakich się nie spodziewała.
W życiu każdego z nas zdarzają się sytuacje, które przytłaczają do tego stopnia, że czujemy, że rzeczywistość nas przerasta. Problemy, z którymi zmagają się bohaterowie, odzwierciedlają te, które możemy dostrzec w naszym otoczeniu, a niektóre z nich mogą być nam szczególnie bliskie. W końcu, kto z nas nie miał czasem wrażenia, że wciąż nawarstwiające się obowiązki nie mają końca, a kolejne dni zacierają się między sobą. W tym pośpiechu powoli gubimy radość z życia i drobne zachwyty. Autorka przypomina, że warto dostrzegać i czerpać radość z małych rzeczy oraz prostoty, ponieważ to one budują pełnię życia. Drugim istotnym aspektem jest samotność. Gdy cisza dnia odbiera radość, zaczynamy wypatrywać, choćby najmniejszych zmian w codziennej rutynie, czy obecności drugiego człowieka. A czasem nie potrzeba wiele, wystarczy, że ktoś wysłucha, porozmawia i po prostu będzie obok. Powieść zawiera wiele życiowych drogowskazów i choć w pewnym momencie z niepokojem obserwowałam rozwój wydarzeń i podejmowane decyzje, to finalne przesłanie koi duszę i otula nadzieją.
Nie spodziewałam się, że ta książka tak mnie porwie, a na końcu zatrzymam się na chwilę zadumy. To historia pełna ciepła, dająca nam lekcję pokory i refleksji. Otula nas jesiennym zapachem jabłek i ogrodu, który szykuje się do snu. Do tego kusi smakiem szarlotki i dobrego domowego kompotu. Zachęca do opatulenia się kocem, zapalenia zapachowej świeczki, zrobienia dobrej herbaty i poznania bohaterów Lidii, Bogumiły i Witolda.
Czy mając rodzinę, przyjaciół, znajomych, można być samotnym? Można! I taka samotność boli najbardziej. Bohaterowie najnowszej książki Karoliny Wilczyńskiej zderzyli się z bólem, który nie chce ich opuścić. Błądzą jak we mgle, szukając dobrego wyjścia z sytuacji, w których się znaleźli.
Po latach wspólnego życia zaczynają zauważać wady, błędy i rysy w swoich rodzinach. Nic nie jest już takie jak dawniej. Rozczarowanie, zaskoczenie, czy wieloletnie przyzwyczajenie? Wydają ciche westchnienia, delikatne gesty, słowa, które jakby rozpływały się i nie docierały do odbiorców. Ratować to, co pozostało? Czy zostawić i nie spoglądać do tyłu?
Lidia Wrzesińska to żona znanego chirurga, matka dorosłej już córki, studiującej w Londynie. Dobiega pięćdziesiątki, wykłada na uniwersytecie i szuka siebie w tej układance nazywanej rodziną.
Witold Gruszczyński, rówieśnik Lidii to ojciec dwójki małych dzieci i młodszej żony, która rozwija swój fryzjerski interes. Jej zawodowe zaangażowanie wywołuje konflikt w decyzjach, kto ma ogarniać domowe obowiązki.
Osiemdziesięcioletnia Bogumiła to ciotka Witolda, emerytowana pianistka, od której emanuje dużo ciepła, spokoju i szacunku do drugiego człowieka. Jest samotna, dlatego szuka kogoś do towarzystwa, rozmów, z kim napije się herbaty i zje domową szarlotkę.
Kiedy Lidia i Witold spotykają się w ogrodzie Bogumiły, ich rozrzucone klocki zaczynają układać się w całość. Oboje analizują swoje rozterki, a wspólne rozmowy pokazują, gdzie dążą i co mogą zyskać lub stracić. Budzą się w nich zapomniane pragnienia, marzenia i potrzeby. Razem odnajdują to, co zagubione. Dojrzałość ich doświadczeń wzmacnia się, nie ulegają ulotnej chwili.
Autorka poruszyła ważny problem samotności, która może dotknąć każdego. Potrafi przyjść, rozgościć się na długo w naszym życiu. Na przykładzie małżeństw, pokazała, gdzie są fundamenty zdrowych relacji. Izolacja i odcięcie od problemu, nie przynoszą dobrych rezultatów. Do tego wszystkiego dorzuciła jesienną aurę, ciepło dialogów, spokój bohaterów i garść wielu mądrych wskazówek i życiowych przemyśleń. Czytajcie!
Kilkoro bohaterów. Inny wiek, zajęcia, historia. Co ich łączy? Dojrzałość, samotność, brak zrozumienia, potrzeba bliskości a nader nade poczucie bycia niewidzialnym.
Bogumiła jest starszą panią. Nie ma dzieci, całe dorosłe życie poświęciła karierze pianistki. Czuje się osamotniona. Brakuje jej rozmowy, spotkania z drugim człowiekiem. Odwiedzą ją jedynie Witold- siostrzeniec.
Lidia jest profesorką na uniwersytecie. Ma 50 lat, dorosłą córkę, która już dawno opuściła dom, męża, który zawsze wybiera pracę, a nie czas z żoną. Czuje się niewidzialna i ma tego dość. ,,Mam wrażenie, że jestem nikomu nie potrzebna, zmęczona i stara".
Witold jest zmęczony brakiem ciszy i spokoju. W domu dwójka małych dzieci i żona skupiona na karierze.
Ich ścieżki przecinają się, splatają we wspólnym pragnieniu bycia zobaczonym i usłyszanym. Tylko czy nie jest za późno? Czy mimo dojrzałego wieku mają jeszcze szansę, by poczuć się ważnym, by być szczęśliwym?
Nie znajdziecie tu wartkiej akcji ani zabawnych scen. To bardzo życiowa opowieść o dojrzewaniu do decyzji o zmianie swojego życia, o poszukiwaniu bliskości. Jednocześnie o uważności i docenianiu chwil, tego, co nas otacza.
Tu mała prywata. O ile totalnie wczułam się w sytuację Lidii - która ma dość bycia dla kogoś- i chce być dla siebie, tak zupełnie nie akceptuję zachowania Witka. Dojrzały facet, rozumiem, że zmęczony rodziną, chaosem, jaki tworzą dzieci, potrzebuje zmiany, jest gotów porzucić wszystko.. To się nazywa być dorosłym... nie rozumiem tego zachowanie bez chwili refleksji nad tym, że jest odpowiedzialny za dzieci, że nie może ot tak porzucić ich z dnia na dzień, bo on potrzebuje wytchnienia.!
Ta historia zmusza do refleksji. Bardzo polecam Wam tą książkę. Warto ją poznać.
Dobrego dnia!
Historia dwojga zupełnie różnych ludzi, których ścieżki połączyły się na siedem dni. Wakacje na wyspie wiecznej wiosny mają być dla Klary i jej partnera...
Weronika w pośpiechu porzuciła Londyn i wróciła do rodzinnych Kielc z dwiema walizkami i raną w sercu. Próbuje zacząć od nowa - marzy o własnym salonie...
Przeczytane:2025-11-04, Ocena: 6, Przeczytałam, Mam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2025 roku - 100, Literatura obyczajowa,
ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗞𝗼𝗹𝗲𝗷𝗻𝘆 𝗸𝗿𝗼𝗸
Karolina Wilczyńska należy do tych autorek, których prozę rozpoznaje się już po kilku zdaniach. Czytałam wcześniej kilka powieści autorki i zawsze zachwyca mnie to, jak naturalnie potrafi opowiadać o emocjach bliskich każdemu z nas. W 𝑆𝑚𝑎𝑘𝑢 𝑑𝑜𝑗𝑟𝑧𝑎ł𝑦𝑐ℎ 𝑗𝑎𝑏ł𝑒𝑘 bohaterowie książki żyją w świecie tak zwyczajnym, że bez trudu można odnaleźć w nim cząstkę własnych doświadczeń. Nie są idealni, nie uciekają od trudnych pytań, a jednak im dłużej im towarzyszyłam, tym bardziej miałam wrażenie, że siedzą obok i dzielą się swoją prawdą. W tej powieści Lidia i Witold stają przed pytaniami, które potrafią dojrzewać w człowieku przez lata. Czy żyję tak, jak naprawdę chcę. Czy wolno mi sięgnąć po szczęście, nawet jeśli wymaga to zmiany wszystkiego, co do tej pory uważałam za pewne? Karolina Wilczyńska prowadziła mnie przez te ciche, a równocześnie przełomowe chwile z wyjątkową czułością i wyczuciem. Właśnie w tych drobnych emocjach i codziennych decyzjach kryje się siła tej opowieści, bo to one najczęściej odmieniają życie. Tytuł książki 𝑆𝑚𝑎𝑘 𝑑𝑜𝑗𝑟𝑧𝑎ł𝑦𝑐ℎ 𝑗𝑎𝑏ł𝑒𝑘 budzi właściwe skojarzenia, bo to opowieść o jesieni życia, o dylematach, które pojawiają się wraz z jej nadejściem, o rodzącej się samotności i cichych rozterkach dręczących bohaterów. To historia o tym, czy warto zostawić za sobą przeszłość i spróbować zacząć jeszcze raz, nawet jeśli wydaje się, że na głębokie zmiany jest już za późno. Ta piękna opowieść wzrusza, skłania do refleksji i prowokuje do pytania co ja sama zrobiłabym na ich miejscu.
Lidia zmaga się z bolesnym syndromem pustego gniazda. Dorosła córka mieszka za granicą, a ona i Maciej dawno minęli się gdzieś po drodze w biegu za karierą i pieniędzmi. Maciej oddał całe serce swojej pracy. Jest świetnym chirurgiem i z dumą powtarza, że ratuje ludziom życie. Lidia też kiedyś była z tego dumna. Dziś jednak widzi, że jej mąż traktuje dom jak hotel i stołówkę, a ją samą jak dodatek do całej tej codziennej rutyny.
Każdego ranka Maciej wychodzi do szpitala i wraca późnym wieczorem. Lidia znów zostaje sama w pustym domu. Mąż nie pyta jak się czuje, jak minął jej dzień, nie interesuje się tym, co robi. Przy kolacji prowadzi niekończący się monolog o tym, co wydarzyło się w szpitalu. Lidia słucha go uważnie, zadaje pytania, stara się być blisko jego świata, ale on tak bardzo tkwi w swojej pracy, że nie zauważa, że ona również potrzebuje choćby odrobiny czułości i zainteresowania.
Lidia nigdy nie wątpiła w to, że Maciej pozostał dobrym człowiekiem. Wątpliwości pojawiły się jednak tam, gdzie powinno być miejsce na partnerstwo. Bo choć mąż jest obok niej fizycznie, od dawna go przy niej nie ma.
Lidia coraz częściej wraca myślami do tego, jak wyglądało jej życie wcześniej i dopiero teraz widzi je z zupełnie innej perspektywy. Przypomina sobie czas, gdy wszystko układało się prosto i zwyczajnie. Budowali dom, odkładali pieniądze, jeździli na krótkie, ale pełne radości wyjazdy. Ona pracowała na uniwersytecie, wykładała, pisała artykuły i z oddaniem zajmowała się dzieckiem. On każdego dnia walczył o ludzkie życie. Na pierwszy rzut oka nie brakowało im niczego.
Z czasem jednak Lidia zaczęła dostrzegać, że życie to nie tylko rosnące oszczędności i kolejne sukcesy w pracy. Coraz częściej widziała, jak Maciej znika na całe dnie, jak jego obecność sprowadza się do krótkich powrotów między jednym dyżurem a drugim. A kiedy dorosła córka wyjechała w świat, w domu zrobiło się cicho, aż nadto cicho.
Maciej kiedyś porzucił swoje marzenia o transplantologii, ale dzięki pracowitości i ambicji doszedł do miejsca, w którym jest teraz. Lidia prowadzi wykłady na uczelni i choć jej praca daje jej satysfakcję, w domu pozostaje wciąż sama, dyspozycyjna jak mało kto, bo nic nie odciąga jej od obowiązków ani planów. Nagle okazało się, że wszystko niby wygląda tak jak dotąd, a jednak coś zmieniło się bezpowrotnie. Jakby z ich wspólnego życia zniknął ważny element, którego nikt w porę nie dostrzegł. Lidia została z tym sama.
Bogumiła, znana pianistka, jest już u kresu życia. Nie potrafi grać jak dawniej, bo ręce zmienione chorobą nie pozwalają jej na to, co kiedyś było dla niej naturalne. Nie ma nikogo bliskiego. Odwiedza ją jedynie siostrzeniec Witold, ale i on ma dla niej niewiele czasu, ponieważ pochłania go praca i obowiązki rodzinne. Bogumiła wciąż czeka i cieszy się tym, co przynosi dzień, bo w jej wieku nic nie jest pewne. Tłumaczy wszystkich, choć w głębi serca czuje się samotna i opuszczona. Kiedy ktoś ją zaprasza na spotkania, bardzo się cieszy, bo czuje, że wciąż może być komuś potrzebna.
Witold płaci nastoletniej Karinie za robienie zakupów dla cioci, ale poza tym dziewczyna nie ma dla niej czasu, nawet na krótką rozmowę czy wspólne wypicie herbaty. Karina ma problemy w szkole, bo jej myśli krążą wokół chłopaka z BMW. Wie, że może nie zdać do następnej klasy, ale niespecjalnie ją to obchodzi, bo ważniejszy jest chłopak, którego zazdroszczą jej koleżanki, niż szkolne obowiązki. Lekceważące podejście nastolatki do życia zmienia się pod wpływem słów Lidii, która mówi jej, że powinna zadbać o siebie i nie pozwalać, by traktowano ją przedmiotowo.
Witold nieustannie martwi się o swoją ciotkę, ale nadmiar obowiązków go przytłacza i rzadko może naprawdę zatroszczyć się o potrzeby starszej pani. Jest zmęczony i często nie ma dla niej czasu. Bardzo kocha żonę i swoje dzieci, ale czasem po ludzku ma wszystkiego dość. Po cichu marzy, by żyć tak jak ciotka w ciszy, spokoju, prostocie rozmów przy stole. Jego rzeczywistość wyglądała jednak zupełnie inaczej. Firma rozrastała się, co oznaczało więcej pracy, a w domu czekało dwoje małych dzieci, wieczny rozgardiasz, krzyki, nieustające pytania, kłótnie o zabawki, ciągła potrzeba opieki. Marta była zapracowana i często nie miała czasu nawet na ugotowanie posiłku. Dom ciotki był dla niego prawdziwą oazą. Wszystko tam było miękkie i ciepłe, pachniało herbatą i domowym ciastem. I była cisza, która nie przytłaczała, lecz koiła.
Lidia podejmuje ryzykowną decyzję o opuszczeniu męża i swojego dotychczasowego życia i zamieszkuje u Beaty jako dama do towarzystwa. Kobiety szybko się zaprzyjaźniają. Beata uważnie obserwuje Lidię, jak zmaga się ze swoimi problemami. Doradza jej, wysłuchuje zwierzeń i nie ocenia, zostawiając pole do własnych decyzji. Mówi Lidii, że każdy ma to, na co pozwala, i ponosi konsekwencje swoich wyborów. Tutaj Lidia spotyka Witolda. Po początkowej niechęci szybko się zaprzyjaźniają, odkrywając, że mają wiele wspólnych tematów i że swobodnie im się ze sobą rozmawia, bez przymusu.
𝑆𝑚𝑎𝑘 𝑑𝑜𝑗𝑟𝑧𝑎ł𝑦𝑐ℎ 𝑗𝑎𝑏ł𝑒𝑘 to opowieść o tym, jak brak rozmowy i prawdziwego zainteresowania drugą osobą prowadzi do oddalenia się od siebie. Lidia przez lata tłumiła w sobie żal, rozczarowanie i tęsknotę. Teraz próbuje coś zmienić, ale rutyna, w którą wpadł ich związek, nie ułatwia tego zadania. Każdy mierzy się ze skutkami swoich wyborów. Czasem emocje nas zaskakują, szczególnie gdy dotyczą bliskich osób. Nie wszystko da się przewidzieć ani kontrolować, czasem trzeba odpuścić i zaufać. A mimo trudności wciąż można znaleźć chwilę na filiżankę herbaty czy kawałek szarlotki.
Porównanie życia do jabłek nasuwa się samo, gdy Lidia i Witold wspólnie zbierają owoce w sadzie Beaty i delektują się ich smakiem oraz zapachem. Młode jabłka mają gładką, niemal idealną skórkę, ale często w środku są twarde i cierpkie, niedojrzałe. Dojrzałe jabłko może mieć nierówną skórkę, przebarwienia, drobne skazy, a mimo to jest soczyste i słodkie. Jego wartość nie tkwi w wyglądzie, lecz w tym, co kryje w środku. Podobnie jest z człowiekiem. Prawdziwa siła i piękno leżą w dojrzałości, w tym, co niewidoczne na pierwszy rzut oka.
Wydaje się, że wśród czerwieniejących liści i pachnących jabłek może wydarzyć się coś jeszcze dobrego. Lidia w domu Bogumiły czuła się jego częścią, jak nuta w dobrze znanym utworze. Witold z kolei odkrywał w Lidii bratnią duszę, spokój i zrozumienie, czyli to, czego nie miał w swoim domu. Bogumiła, w swojej życiowej mądrości, dostrzegała, że los czasem zbliża ludzi, prowadzi równoległe ścieżki, a później robi zakręt i stawia ich naprzeciwko siebie. Wtedy wszystko zależy już od nich samych. Ona nie zamierzała interweniować, bo każdy pragnie być dostrzeżony i wysłuchany, a oni sami muszą podjąć decyzję o swojej przyszłości.
W tym momencie powieść wyglądała jak typowy romans. Z własnym małżonkiem nie potrafili się porozumieć ani normalnie porozmawiać, a z obcą osobą nagle było to możliwe. W domu panowało milczenie albo trzaśnięcie drzwiami, tutaj pojawiały się uśmiechy, spojrzenia, spacery, rozmowy i zrozumienie. A przecież jeszcze niedawno cieszyli się życiem. Ona ze swoim mężem, a on ze swoją żoną i dziećmi. Nawet nie zauważyli, kiedy w domu zamiast szczerej rozmowy zagościły zaciśnięte z żalu usta i kąśliwe uwagi od progu. Kiedyś przecież się kochali. Co zrobili z tą miłością? Zapomnieli o niej dbać i zwiędła?
Ta nieoczekiwana bliskość, która zaczynała pojawiać się między Lidią a Witoldem, drażniła mnie. Nie uznaję zachwytów nad obcą osobą ani szukania na siłę wymówek i usprawiedliwień dla zauroczenia kimś innym niż dotychczasowy partner. Może wynika to z tego, że sama jestem już dojrzałym jabłkiem, pobitym przez życie, podobnie jak mój mąż. Jesteśmy z tego samego drzewa, znajdujemy się w tym samym koszyku i nigdy nie pomyślałam, by zaglądać do innego. Staram się, podobnie jak Bogumiła, patrzeć na życie z dystansem, ale mam też swoje przemyślenia. Czy to, że w związku zaczyna źle się dziać, jest winą tylko jednej strony? Nigdy. Winę ponoszą oboje, bo oboje jednakowo powinni dbać o swój związek. Zamiast rozmowy, łatwiej zamknąć się w żalu i pretensjach, obrazić się na cały świat i na kogoś, kto kiedyś był całym naszym światem. Miałam wrażenie, że choć ta historia pięknie opowiada o jesieni życia, autorka próbowała tłumaczyć postępowanie głównych bohaterów, a ja dla nich żadnego usprawiedliwienia nie znajdowałam.
Piękno, cisza, wspaniałe rozmowy. Witold, który dotąd nie miał czasu dla ciotki ani cierpliwości dla swojej rodziny, nagle znalazł to wszystko dla obcej kobiety, którą się zafascynował. Egoistycznie myślał tylko o sobie. Nagle zachwycało go piękno przyrody, spacery, praca już go nie nagliła. Czy to zachowanie Witolda nie pokazuje, że często szukamy wymówek, gdy nie chce nam się walczyć o własny związek? Wolimy milczeć, cierpieć i robić z siebie ofiarę. A przecież życie nie jest czarno-białe. Jest pełne odcieni, a słowa często ledwie oddają to, co naprawdę czujemy. Kiedyś Lidia i Maciej razem robili wszystko i było bezpiecznie, stabilnie i pewnie. Potem przyszła cisza, brak szczerych rozmów o tym, co boli i uwiera. Ta cisza między nimi nie dała spokoju, lecz zaczęła burzyć wszystko. Ciężkie milczenie pomiędzy dwojgiem ludzi, którzy kiedyś szukali się wzrokiem, a teraz unikali spojrzeń, zniszczyła ich więź.
Witold kochał żonę i swoje dzieci, a jednak gdzieś po drodze się pogubił i zaczął gonić za chwilą, która wydawała mu się atrakcyjna tylko dlatego, że była nowa. A przecież gdyby postanowił zmienić swoje życie, czy nie zabrakłoby mu drobnych rytuałów codzienności, które przez lata budował z Martą, nawet jeśli czasem wydawały mu się nużące. Żadna miłość po latach nie jest taka sama jak na początku, ale to właśnie przez te lata tworzy się coś ważnego i trwałego. Dzieli się dom, wspólne święta, sprzeczki i pojednania, które stają się częścią życia i wspólnej historii.
𝑆𝑚𝑎𝑘 𝑑𝑜𝑗𝑟𝑧𝑎ł𝑦𝑐ℎ 𝑗𝑎𝑏ł𝑒𝑘 to historia o ludziach, którzy mają wszystko. Wszystko prócz porozumienia dusz i czułości. Lidia i Maciej zagubili gdzieś wspólną więź, bo on był wiecznie zapracowany i nawet nie zauważył, że w jego grafiku nie ma ani chwili dla żony. Zawiódł ją wtedy, gdy tak bardzo zależało jej na wspólnym wyjściu na koncert, bo praca znów okazała się ważniejsza, a on nawet nie zadzwonił, żeby powiedzieć, że nie przyjdzie. Lidia cierpliwie czekała i tłumaczyła męża, lecz prawda była prosta, pragnęła jego zainteresowania i odrobiny czułości, choćby jednego wspólnie spędzonego wieczoru raz na jakiś czas. Bolała ją jego obojętność i zdziwienie, gdy miała pretensje. Tamten wieczór, gdy znów ją zawiódł, był kroplą, która przelała czarę goryczy.
Marta i Witold również niepostrzeżenie oddalają się od siebie. Nadmiar obowiązków, zmęczenie i brak rozmów sprawiają, że ich relacja powoli się psuje. Nie potrafią już ze sobą normalnie rozmawiać. Cisza między nimi staje się trudna, ciężka, nasycona emocjami i pretensjami. Jest niedobra. Marta jest zmęczona, Witold także. On szuka wytchnienia w domu ciotki, na co Marta przystaje z rezygnacją, choć wcale jej się to nie podoba. W obu związkach wyraźny brak porozumienia sprawia, że małżeństwa przechodzą poważny kryzys.
Trzeba naprawdę słuchać innych i siebie. Nie ma nic w życiu za darmo, bez wysiłku. Na wszystko trzeba ciężko zapracować, także na miłość, zanim znajdziemy się na rozstaju dróg i będzie za późno na ratunek, bo pogubimy się zbyt mocno. Trzeba walczyć o to, co ważne, nie poddawać się walkowerem. Szczęście to nie tylko stan konta, ale do takich konkluzji dochodzi się po latach. Gdy się jest młodym największe znaczenie ma kariera, pieniądze i awanse. Często jest tak, jak mawiała Bogumiła, że każdy ma to na co pozwala. Lidia pozwoliła, by traktowano ją jak sprzęt, a nie człowieka z potrzebami, Witold zaś zagubił siebie w codzienności i nawet nie zauważył, kiedy przestał być obecny w swoim własnym życiu.
𝑆𝑚𝑎𝑘 𝑑𝑜𝑗𝑟𝑧𝑎ł𝑦𝑐ℎ 𝑗𝑎𝑏ł𝑒𝑘 to w efekcie wspaniała historia, która porusza najdelikatniejsze struny ludzkich emocji i przypomina, jak łatwo zagubić to, co najważniejsze, jeśli przestajemy o siebie nawzajem dbać. Zakończenie jest piękne, chwytające za serce i muszę przyznać, że Karolina Wilczyńska wspaniale wybrnęła, a finał choć był zaskakujący, okazał się dla mnie w pełni satysfakcjonujący, a całość smakowita niczym dojrzałe jabłko.