Mój mąż nie był zbyt wylewny. Fragment książki „Nad Sekwaną. Ostatni list"

Data: 2025-09-04 11:47:02 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Nad Sekwaną to seria opowieści o romantycznych, zabawnych, a czasami zwariowanych perypetiach młodych polskich emigrantek w XIX-wiecznej Francji, gdzie szelest pięknych sukien i przepych eleganckich bali miesza się z trudną rzeczywistością wojen, powstań i rewolucji. W życiu każdej z kobiet pojawia się przystojny Francuz, ale droga do jego serca nie jest łatwa. Czy bohaterki wyjdą cało z zawirowań losu? Czy odnajdą szczęście w kraju pachnącym lawendą, luksusowymi perfumami i wykwintną kuchnią?

„Nad Sekwaną. Ostatni list" Anny K. Bandurskiej - grafika promująca książkę

Cykl Nad Sekwaną otwiera powieść Anny K. Bandurskiej Ostatni list. Spokojne dotąd życie polskiej emigrantki, Teresy, burzy wybuch wojny francusko-pruskiej. Po tragicznej śmierci ukochanego męża kobieta zmuszona jest wyprowadzić się z Angers do niewielkiego miasteczka Amantes, położonego w samym sercu krainy koniaku, otoczonego zewsząd malowniczymi winnicami. Nowe miejsce, jakkolwiek idylliczne i piękne, okazuje się skrywać mnóstwo tajemnic, a im bardziej Teresa angażuje się w ich odkrywanie, tym bardziej naraża się na kłopoty. Kim jest Cécile i co robi jej korespondencja w nowym domu Teresy? Czy przystojny sąsiad, szarmancki baron lub romantyczny nauczyciel pomogą jej na powrót poczuć się piękną i pożądaną? Co kryje list, który trzyma w dłoni – ten ostatni list?

Ostatni list to początek cyklu, który z pewnością przypadnie do gustu czytelnikom ceniącym powieści obyczajowe z historycznym tłem i odrobiną intryg. Piękna, wielowymiarowa opowieść o miłości, tajemnicach i sile kobiet, które w obcym kraju muszą odnaleźć własną drogę wciągnie Was tej jesieni bez reszty! – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji książki Ostatni list.

– Listy są odzwierciedleniem głębi serca, czymś bardzo intymnym. Słowa nakreślone na papierze są zazwyczaj bardzo wyważone, przemyślane. Ze względu na to, że podczas czytania korespondencji nie jesteśmy w stanie widzieć mimiki twarzy danej osoby, zdradzającej prawdziwe uczucia, list pozostawia wielokrotnie wielkie pole dla wyobraźni. Ileż to razy przy czytaniu wiadomości napisanej przez osobę drogą naszemu sercu staraliśmy się zinterpretować na tysiące sposobów, co dana osoba mogła mieć na myśli, albo zastanawialiśmy się nad tym, czy pod płaszczykiem krótkiego tak lub nie, kryje się coś więcej? – mówi w naszym wywiadzie Anna K. Bandurska, autorka powieści.

Do przeczytania powieści Ostatni list zaprasza Wydawnictwo Axis Mundi. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Ostatni list. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Wyszli na środek sali balowej, która znajdowała się tuż obok jadalni. Tam baron przyciągnął kobietę do siebie, jak wymagał tego walc, i pociągnął w wir tańca. Tańczył wyśmienicie, ale spodziewała się tego po człowieku salonów, arystokracie. Zresztą każdy jego ruch był wyważony i elegancki.

– Dobrze się pani bawi, pani Vremont? – spytał Montrade, gdy muzyka zaczęła cichnąć, a orkiestra przygotowywała się do zagrania kolejnego utworu.

– Bardzo dobrze – przyznała szczerze.

– Cieszę się. Mam nadzieję, że to jeszcze nie nasz ostatni taniec.

– Ja również.

Spojrzeli sobie w oczy.

– Czy ktoś mówił kiedyś pani, że ma pani piękne oczy? Pełne ekspresji, wręcz dramatyczne…

– Być może, ale musiało to być dawno temu… – odparła Teresa szczerze i nie wiedzieć czemu przypomniała jej się skwaszona mina pana Bostona, gdy ujrzał jej twarz bez błotnego przybrania.

– Pani mąż nie mówił tego pani?

– Mój mąż nie był zbyt wylewny. Raczej formalny i powściągliwy, twardo stąpający po ziemi.

– Naprawdę? Ale zabierał panią na romantyczne kolacje, w podróże?

– Czasami.

Orkiestra zaczęła grać następną melodię. Baron ponownie chwycił Teresę w ramiona, aby przetańczyć z nią kolejny taniec.

– Musiało być pani ciężko – powiedział, wirując z nią po sali.

– Z czym?

– W takim oziębłym małżeństwie.

– Nigdy nie twierdziłam, że było oziębłe…

– Czyli jednak było namiętne?

Pani Vremont oblała się rumieńcem, zawstydzona kierunkiem, w jakim zmierzała ta konwersacja.

– Panie Montrade, to pytanie jest nazbyt prywatne. Pozwoli pan, że na nie nie odpowiem.

Baron roześmiał się serdecznie.

– Nie musi pani odpowiadać. Pani wyraz twarzy mówi mi wszystko.

Teresa poczerwieniała.

– Panie Montrade – powiedziała, czując, że musi jakoś wybrnąć z tej sytuacji. – Mój mąż dbał o mnie i był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Nie musiał codziennie mówić, jak jestem piękna i jak bardzo mnie kocha, ani codziennie kupować kwiatów czy zabierać do romantycznych kawiarni. I tak czułam jego miłość.

– Jeśli to pani odpowiadało, Tereso, to wspaniale. Pragnę tylko pani zakomunikować, że nie wszyscy mężczyźni tacy są.

– Jacy?

– Oziębli, obojętni. Ile lat była pani mężatką?

– Dziesięć lat.

– Dziesięć lat – powtórzył baron z westchnieniem. – Pozwoli pani, że coś pani pokażę.

Wyciągnął do niej dłoń. Chwyciła ją i pozwoliła prowadzić się jednym z korytarzy. Minęli długi hol, wyściełany miękkim dywanem i oświetlony tylko światłem docierającym tu z ozdobnych, okrągłych okien na drugim jego końcu. Mężczyzna zatrzymał się obok jednych z szeregu drzwi. Uwolnił dłoń Teresy z uścisku i nacisnął na klamkę.

– Zapraszam… – powiedział z uśmiechem, przepuszczając kobietę przodem.

Pani Vremont weszła do niedużego, słabo oświetlonego pomieszczenia. Pan Montrade podszedł do okna i zamaszystym ruchem odsłonił ciężkie zasłony. Oczom Teresy ukazały się ściany pełne wielkich obrazów w bogato zdobionych złoconych ramach i naturalnej wielkości rzeźba. Wszystkie przedstawiały tę samą kobietę – piękną blondynkę o niebieskich oczach, w różnych pozach i strojach.

– To moja żona. Zmarła trzy lata temu. Ten pokój to moje swoiste mauzoleum. Bardzo ją kochałem. Widzi pani te dzieła? Każde z nich ma swoją historię. Ten oto obraz – mówił baron, wskazując jedno z malowideł, na którym kobieta leżała na tureckiej sofie, w otoczeniu palm i orientalnie wyglądających przedmiotów – zleciłem namalować dla niej podczas naszych wakacji w Antalyi. Tamten z kolei powstał na naszą dziesiątą rocznicę ślubu. – Wskazał obraz przedstawiający tę samą kobietę w różanym ogrodzie, w pięknej sukni o intensywnej czerwonej barwie. – A ten był ostatnim, jaki namalowano przed jej śmiercią. Zmarła po długiej chorobie, nikt nie wiedział, co jej jest. Nikt nie potrafił jej pomóc, nawet największej sławy lekarze.

– Przykro mi. Nie wiedziałam, że pan również jest wdowcem – odparła szczerze. Poczuła nagle więź z baronem.

Pan Montrade opuścił głowę, jakby zatopił się we wspomnieniach o zmarłej żonie.

– Nie pokazuję tego wszystkiego pani, aby szukać u pani współczucia, litości – rzekł. – Chcę pani jedynie pokazać, że prawdziwie zakochany mężczyzna jest zdolny do największych poświęceń, aktów miłości. Czy wie pani, ile razy mówiłem mojej żonie, jak jest piękna, jak bardzo ją kocham?

– Ile?

– Minimum trzy razy dziennie. Raz w tygodniu wydawałem na jej cześć wystawną romantyczną kolację, a co najmniej dwa razy w roku zabierałem ją w wyjątkową podróż, w nowe miejsca. Rozpieszczałem ją, jak tylko mogłem… Prezentami, pocałunkami, pieszczotami… – Tu baron podszedł do naturalnych rozmiarów figury kobiecej. Była półnaga. Delikatnie i z uczuciem dotknął rzeźbionych piersi i pleców, jakby pieścił swoją kochankę. Potem spojrzał na Teresę z żarem w oczach, a ona oblała się jeszcze silniejszym rumieńcem. Pan Montrade zaczął budzić w jej sercu przedziwne uczucia, przed którymi wzbraniała się niemal całe życie.

Książkę Ostatni list kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Ostatni list
Anna K. Bandurska 2
Okładka książki - Ostatni list

Seria opowieści o romantycznych, zabawnych, a czasami zwariowanych perypetiach młodych polskich emigrantek w XIX-wiecznej Francji, gdzie szelest pięknych...

Wydawnictwo
Recenzje miesiąca Pokaż wszystkie recenzje