ᴛʏᴛᴜᴌ ʀᴇᴄᴇɴᴢᴊɪ: 𝗦𝘁𝗿𝗮𝗰𝗵 𝗶 𝗽𝗼𝘇𝗼𝗿𝘆
Są takie książki, które zostają w człowieku na lata, nawet jeśli minie sporo czasu od ich poznania. Tak właśnie jest z powieścią 𝑁𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒𝑠𝑘𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑡𝑦𝑙𝑒 Anny Sakowicz. Pamiętałam ją, choć minęło pięć lat od chwili, gdy wysłuchałam jej w formie audiobooka. Jednak dopiero sięgnięcie po papierową edycję sprawiło, że emocje powróciły z taką mocą, jakbym dopiero co poznawała tę historię. Co więcej, zakończenie gdzieś mi umknęło, więc ponowne odkrycie historii okazało się prawdziwą niespodzianką. Razem z bohaterkami prowadziłam śledztwo, próbując zrozumieć, co mogło się wydarzyć w życiu kobiety, która nagle zostawiła dwójkę dzieci i zniknęła bez śladu. Autorka z niezwykłą wrażliwością kreśli obraz rodziny, w której relacje sióstr, napięcia i tajemnice z przeszłości splatają się w misterną sieć emocji. To właśnie te więzi, zarówno między siostrami, jak i w małżeństwie Gosi, stanowią serce tej opowieści. Pomysł na fabułę jest intrygujący, a pytania, które pojawiają się w trakcie lektury o ucieczkę, chorobę, porzucenie czy potrzebę odpoczynku od życia, długo pozostają bez odpowiedzi, potęgując napięcie i emocjonalny ciężar tej historii.
𝑆𝑡𝑟𝑎𝑐ℎ 𝑘𝑜𝑛𝑠𝑡𝑟𝑢𝑢𝑗𝑒 𝑠𝑖ę 𝑧 𝑚𝑦ś𝑙𝑖, 𝑤𝑦𝑜𝑏𝑟𝑎ż𝑒ń 𝑖 𝑝𝑟𝑧𝑒𝑐𝑧𝑢ć. 𝐽𝑒𝑔𝑜 𝑔𝑚𝑎𝑐ℎ 𝑟𝑜ś𝑛𝑖𝑒 𝑠𝑧𝑦𝑏𝑘𝑜 𝑖 𝑡𝑟𝑢𝑑𝑛𝑜 𝑛𝑖𝑚 𝑧𝑎𝑐ℎ𝑤𝑖𝑎ć, 𝑏𝑜 𝑚𝑎 𝑠𝑜𝑙𝑖𝑑𝑛𝑒 𝑓𝑢𝑛𝑑𝑎𝑚𝑒𝑛𝑡𝑦. 𝑀𝑖𝑒ś𝑐𝑖 𝑤 𝑠𝑜𝑏𝑖𝑒 𝑚𝑎ł𝑒 𝑠𝑡𝑟𝑎𝑠𝑧𝑎𝑘𝑖 𝑜 𝑠𝑡𝑟𝑢𝑘𝑡𝑢𝑟𝑎𝑙𝑛𝑦𝑐ℎ 𝑏𝑎𝑟𝑤𝑎𝑐ℎ. 𝑇𝑟𝑢𝑑𝑛𝑜 𝑝𝑜𝑤𝑖𝑒𝑑𝑧𝑖𝑒ć, 𝑗𝑎𝑘𝑖𝑒 𝑛𝑎𝑝𝑟𝑎𝑤𝑑ę 𝑜𝑛𝑒 𝑠ą. 𝑀𝑖𝑒𝑛𝑖ą 𝑠𝑖ę 𝑡𝑦𝑚 𝑟𝑎𝑧𝑒𝑚 𝑛𝑎 𝑛𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒𝑠𝑘𝑜.
Trzy siostry, Anka, Gośka i Matylda, przed laty podpisały tajną przysięgę, w której obiecały sobie, że zawsze będą trzymać się razem. Na ten pomysł wpadła Anka po obejrzeniu filmu „Trzej muszkieterowie”. Po podpisaniu, włożeniu przysięgi do koperty i zakopaniu jej w ogrodzie, w miejscu znanym tylko im, siostry Mazur miały być już na zawsze nierozłączne. Żadna nie chciała złamać obietnicy. Żadna nie chciała być frajerką. Minęło od tamtej pory trzydzieści lat.
Wszystkie siostry są już dorosłe i mają swoje rodziny. Najstarsza, Anka, jest nauczycielką, Gosia malarką, a najmłodsza z nich, Matylda, stewardesą. Dwie starsze mieszkają w Polsce, natomiast Matylda dawno temu wyjechała do Anglii i została żoną angielskiego lotnika. Pewnego dnia średnia z sióstr, Gosia, znika i nikt nie wie, co się z nią stało. Nie zostawiła listu ani nie daje znaku życia. Matylda postanawia przylecieć do Polski, by wesprzeć starszą siostrę w poszukiwaniach Gośki. Wkrótce obie przekonują się, że tak naprawdę niewiele wiedzą o jej życiu, choć wydawało się, że miały ze sobą dobry kontakt.
Stopniowo wychodzą na jaw tajemnice Gośki, ale wciąż nie pojawia się żaden konkretny ślad, który pozwoliłby ją odnaleźć. Dokąd pojechała? Czy ukryła się przed wszystkimi? Tylko dlaczego? Czy Gosia jeszcze żyje? I czemu w ostatnim czasie tak uparcie rysowała niebieskie motyle?
Narratorką w powieści jest Matylda i to jej oczami widziałam, jak kobieta bezskutecznie próbowała rozgryźć tajemnicę zaginięcia siostry. We wspomnieniach wracała do dzieciństwa i do tego, że Gośka zawsze była zbuntowana i nieprzewidywalna. Anka i Matylda gloryfikowały ją, bo same były poukładane i odpowiedzialne. W ich oczach Gośka była tą odważną, która żyje po swojemu i nie boi się ryzyka. Za jej zniknięcie Matylda obarcza winą Patryka, męża Gośki, którego od zawsze nie lubiła. Niestety, gdy na światło dzienne wychodzą sekrety siostry, nie jest już tak bardzo przekonana o jego winie. Bo jaka matka pozostawia swoje dzieci na pastwę losu? Bez słowa, tak że nikt nie wie, co się z nią stało. Przecież odpowiadała za nie, nie tylko ojciec. Była im winna stabilność i opiekę, a tymczasem zniknęła bez śladu. Dla chwilowego kaprysu porzuciła rodzinę? Czy naprawdę miała poważny powód, by to zrobić? Matylda, która od lat bezskutecznie starała się o dziecko, nie potrafi zrozumieć siostry, która postanowiła uciec od rodziny, od własnych dzieci. Może nigdy nie powinna wychodzić za mąż i zostać matką? Ale przecież je miała.
Matylda odkrywa, że wbrew pozorom Patryk wcale nie jest taki zły i doskonale orientuje się w poczynaniach Gośki, w przeciwieństwie do jej sióstr. Szczera rozmowa ze szwagrem pozwala jej spojrzeć na małżeństwo siostry z zupełnie innej perspektywy. Gosia przed laty potraktowała Patryka przedmiotowo, idąc z nim do łóżka, choć wiedziała, że chłopak podobał się Matyldzie. Potem pojawiła się niechciana ciąża, która sprawiła, że tych dwoje obcych sobie ludzi zostało małżeństwem. Matylda uświadamia sobie, że przez te wszystkie lata patrzyła na szwagra przez pryzmat tamtej imprezy, a niechęć do siostry za dawny postępek przeniosła na Patryka.
Dostrzegłam pewne napięcie w relacjach między Matyldą a Patrykiem od samego początku. Może gdyby sprawy przed laty potoczyły się inaczej, Matylda nie wyjechałaby do Anglii. Ale przecież do tanga trzeba dwojga i trzeba ponosić konsekwencje własnych czynów. Późniejsza rozmowa z policjantem prowadzącym śledztwo, uświadamia Matyldzie, że był kochankiem Gośki, jednym z wielu. A ilu ich tak naprawdę było? Pracownia, w której często przebywała Gośka, dawała jej możliwość spotykania się z innymi mężczyznami, z dala od wzroku dzieci i męża. Jak się jednak okazało, Patryk doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Gośka go zdradza. Nosił się nawet z zamiarem rozwodu.
Matylda rozwiesiła ogłoszenia z wizerunkiem siostry i podała własne dane kontaktowe. Zyskała tylko tyle, że zamiast konkretnych informacji o zaginionej wciąż wydzwaniali do niej świry, a ich coraz bardziej absurdalne historie doprowadzały ją do granic cierpliwości. Czuła się coraz bardziej bezradna. Nic nie chciało złożyć się w jedną całość. Była bezsilna i wściekła, mogła już tylko płakać. W niczym, co znalazła w pracowni, nie było żadnej logiki i nic nie wskazywało na to, by mogło ją to naprowadzić na ślad zaginionej siostry.
W trakcie lektury okazało się, że pamiętałam z tej historii mniej, niż początkowo mi się wydawało. Ostatecznie wyszło to jednak na plus, ponieważ mogłam delektować się opowieścią na nowo. Odsłaniałam ją stopniowo, element po elemencie, podobnie jak Matylda, która odkrywała ślady siostry i jej tajemnice. To było ekscytujące doświadczenie, a radość była tym większa, bo wcześniej byłam pewna, że niczego nie pamiętam, a później okazało się, że doskonale orientuję się w przebiegu wydarzeń.
Matylda wspomina czasy dzieciństwa i Gośkę, która potrafiła chować się tak sprytnie, że nikt nie mógł jej odnaleźć. Może tym razem też tak zrobiła, ale przecież teraz była już dorosłą kobietą. Czy naprawdę jest chora, jak podejrzewają z Anką, ale dlaczego ukryła się przed całym światem? Może dlatego malowała niebieskie motyle, które w przyrodzie tak naprawdę nie istnieją, bo ich kolor jest tylko złudzeniem optycznym. Motyle Morpho jedynie udają niebieskie. Czy Gośka próbowała wszystkich oszukać? W głowie Matyldy co rusz rodzą się nowe teorie spiskowe. Gośka zniknęła, ale najwyraźniej nie chce, by ją odnaleziono. Ani siostry, ani mąż, ani kochanek, ani nikt z ludzi, którzy ją znali, nie wie, gdzie jest. Ale czy naprawdę ją znali?
Objawy zachowania Gośki nasuwały mi na myśl różne schorzenia, o których mam jakiekolwiek pojęcie. Najbardziej pasowała mi osobowość typu borderline, charakteryzująca się silnymi wahaniami emocji, niestabilnymi relacjami i trudnością w utrzymaniu poczucia tożsamości. Jej zachowanie przypominało zmaganie się ze sobą, jakby w ciele dorosłej kobiety uwięziona była nastolatka. Z jednej strony chciała pędzić przed siebie, z drugiej trzymały ją dzieci. Mogły to być również objawy depresji, bo przecież ta choroba potrafi przyjmować różne formy. Podejrzewałam też możliwość stwardnienia rozsianego, ponieważ wskazywałyby na to kłopoty ze wzrokiem.
Wszyscy, którzy znali ją w ostatnim czasie, zgodnie twierdzili, że chciała wyjechać, ale siostrom nawet o tym się nie zająknęła. Jakby istniały dwie Gośki. Jedna dla świata, a druga dla sióstr. Czyżby próbowała wszystkich oszukać? Dlaczego nic im nie powiedziała? Kim właściwie była Gośka? Dlaczego i przed kim miałaby się ukrywać? Każdemu opowiadała tylko fragment swojej historii, nikomu całej. A może jej znajomi wiedzą więcej, lecz nie chcą tego siostrom ujawnić?
Anka i Matylda bardzo zbliżyły się do siebie, ale równocześnie na powierzchnię wypłynęły dawne żale. Niezłe z nich siostry, skoro przez całe życie coś przed sobą ukrywały. A może w ten sposób próbowały chronić się przed cierpieniem. Gośka zawsze stawała kantem, a one były potulne i posłuszne. Nie była ideałem i każda z nich miała powód, by jej nie szukać. Była specyficzna, można się było na nią wściekać, ale nie można jej było przestać kochać. Zaginięcie średniej siostry sprawiło, że dwie pozostałe dokonały wiwisekcji swojego życia i rozliczenia z przeszłością. To, że tak niewiele wiedziały o Gośce i o sobie, wynikało z tego, że w ich relacjach było sporo dziur.
Autorka napisała niesamowicie emocjonalną powieść. Przedstawiła obraz depresji, jakiego jeszcze nie znałam. Bo depresja jest jak kameleon. Choremu towarzyszy irracjonalny lęk, choć sam nie wie, dlaczego się boi, a mimo to całkowicie go paraliżuje. Nieustannie towarzyszy mu niepokój. Nawet jeśli wokół ma ludzi, wewnętrznie czuje się samotny. Jest jak kamyk pośrodku oceanu, leży pod taflą wody i patrzy, jak obok niego przepływa życie, a to ani go nie grzeje, ani nie ziębi. Ma poczucie, że wszystko go przerasta, że już nie ma siły dźwigać tego ciężaru, a mimo to ktoś wciąż dokłada mu kolejny. Chce stać się niewidzialny, by wszyscy dali mu święty spokój. Chce schować się pod kołdrą albo po prostu zniknąć z tego świata. Chwilowy spadek formy to nic groźnego i dotyka każdego, ale depresja to podstępny wróg, który zakrada się niepostrzeżenie, odbiera siły, zaciera granice między smutkiem a rozpaczą i sprawia, że nawet najprostsze rzeczy stają się trudne do udźwignięcia.
Anna Sakowicz mistrzowsko budowała niepokój, wprowadzając retrospekcje, które chwilowo łagodziły emocje, by za moment zaskoczyć nowym tropem lub nieoczekiwanym wydarzeniem, tworząc równowagę między napięciem a refleksją. Autorka wykreowała niezwykle wyraziste postacie, z których każda miała własny charakter, wpływający w subtelny sposób na przebieg wydarzeń. Samą powieść 𝑁𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒𝑠𝑘𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑡𝑦𝑙𝑒 trudno przypisać do jednego gatunku literackiego. Zawiera w sobie cechy powieści obyczajowej, a równocześnie wciąga elementami thrillera psychologicznego. Czytałam ją z zapartym tchem, a w głowie pozostawał niepokojący mętlik pytań, na które odpowiedzi przychodziły powoli, kawałek po kawałku. Siostry poruszały się po omacku w poszukiwaniu zaginionej Gosi, a ich frustracja i stres narastały z każdą stroną. Chwytały się wszystkiego, co mogło przybliżyć je do prawdy, nawet sięgając po jasnowidza. W miarę odkrywania kolejnych warstw i niedoskonałości w obrazie Gosi, powieść wciągała coraz głębiej, pokazując skomplikowaną psychikę bohaterów. A gdy wydawało się, że wszystko wymyka się spod kontroli, poszczególne elementy w końcu znalazły swoje miejsce.
Tytuł książki moim zdaniem jest metaforą, bo w naturze nie istnieją prawdziwie niebieskie motyle. Ich zachwycający, mieniący się kolor nie pochodzi z żadnego barwnika, lecz z misternej, niemal magicznej struktury skrzydeł. W rzeczywistości łuski, które je pokrywają, są przezroczyste, a błękit, który widzimy, to jedynie złudzenie, gra światła i powietrza, efekt subtelnego rozpraszania i interferencji. Podobnie jak w świecie tych niezwykłych stworzeń, także w książce nie wszystko jest takie, jak się wydaje. To, co wydaje się lekkie i piękne, może mieć w sobie więcej, niż widać na pierwszy rzut oka. 𝑁𝑖𝑒𝑏𝑖𝑒𝑠𝑘𝑖𝑒 𝑚𝑜𝑡𝑦𝑙𝑒 przypominają, że pozory potrafią zwodzić, a prawdę często odkrywamy dopiero z czasem.
Wydawnictwo: 0
Data wydania: 2025-08-27
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 336
Dodał/a opinię:
Halina Więcek
Rozalia, Donata i Inga. Trzy pokolenia kobiet żyjących w różnych czasach. Mają swoje rodziny, domy, codzienność. Każda z nich ma też swoje emocje...
,,W sieci" to inspirowana prawdziwą historią opowieść o dwóch kobietach: Hannie i Danucie. Bohaterki mieszkają na dwóch krańcach Polski, nie znają się...