Są takie książki, które nie tylko zostają z nami na dłużej, ale wręcz rozszarpują nasze serce na kawałki, a potem powoli je zszywają, delikatnie, czule, z ogromnym wyczuciem. Tak właśnie działa na mnie proza Katarzyny Grochowskiej . Moją przygodę z autorką rozpoczęłam od „Tajemnic pozytywki”, książki, która poruszyła we mnie najgłębsze struny i sprawiła, że obiecałam sobie jedno: żadnej powieści tej autorki już nie odpuszczę.
Gdy zobaczyłam zapowiedź „Ostatniego lotu”, moje oczy niemal się zaświeciły. Ale muszę przyznać, że tytuł i spokojna okładka nieco ostudziły moje emocje i pomyślałam: „pewnie lekki romans z historią w tle”. Jak bardzo się myliłam…
Ta książka to emocjonalny nokaut. Od pierwszych stron czułam, że to będzie coś więcej. Autorka od razu zabiera nas w przeszłość, gdzie poznajemy małą dziewczynkę Lilkę. Dziewięcioletnia bohaterka w jednej chwili traci wszystko swoich najbliższych w tragicznej katastrofie lotniczej, która wydarzyła się naprawdę, w 1980 roku. Już ten wątek złapał mnie za serce. Ale to dopiero początek…
Przez całą lekturę miałam wrażenie, jakby Katarzyna Grochowska prowadziła mnie za rękę przez emocjonalny labirynt raz czuły, raz bolesny. Lilka dorasta, zmienia się w Lilianę, a my krok po kroku odkrywamy, jak bardzo życie ją poharatało. A mimo to, jest w niej jakaś niebywała siła, która tli się gdzieś pod powierzchnią.
Szczególnie ujęła mnie relacja Liliany z pewną starszą panią, cudowną, energiczną kobietą, którą poznaje podczas pracy jako stewardesa. Okazuje się, że losy tych dwóch kobiet w dramatyczny sposób splatają się z przeszłością. Ich znajomość szybko przeradza się w coś więcej – w głęboką, pokrzepiającą przyjaźń. I tu zaczyna się coś, co mnie absolutnie porwało, to remont domku w lesie, który staje się nie tylko fizyczną odbudową miejsca, ale też symboliczną próbą odbudowania siebie, swoich marzeń, swojej odwagi.
Czytając „Ostatni lot”, wielokrotnie miałam łzy w oczach. Niektóre fragmenty wręcz zatrzymywały mój oddech. Szczególnie poruszyły mnie momenty, gdy Liliana sięga po swój dziennik pełen bólu, dziecięcych zapisków, niezrozumienia, a później nadziei i tęsknot. Dziennik to jej głos wewnętrzny ten, którego nikt przez lata nie słyszał.
Czy Liliana znajdzie w sobie siłę, by wyrwać się z toksycznego związku? Czy odważy się zawalczyć o siebie, tę prawdziwą, nie zranioną, nie zrezygnowaną? Jakie jeszcze sekrety kryje przeszłość? I czy naprawdę można odbudować siebie od zera?
To, co dla mnie miało w tej historii największe znaczenie, to siła kobiecej solidarności. Niesamowicie ważne było ukazanie, że nawet największa trauma z dzieciństwa nie musi zdefiniować naszej przyszłości o ile damy sobie szansę. Katarzyna Grochowska pięknie pokazuje, że nawet z pozoru nieistotne spotkania mogą odmienić całe życie. Że każda kobieta, nawet ta, która cierpi w ciszy może odnaleźć w sobie moc do zmiany.
„Ostatni lot” to książka o stracie, ale i o nadziei. O kobiecie, która przez całe życie gubiła siebie, by w końcu odnaleźć najważniejszy cel – prawdziwe JA.
Polecam tę książkę z całego serca. To nie jest tylko opowieść, to emocjonalna podróż, która zostawia ślad. Jeśli szukacie historii, która was poruszy, zmusi do refleksji i zostanie z wami na długo. „Ostatni lot” jest właśnie tym, czego potrzebujecie.
Wydawnictwo: Szara Godzina
Data wydania: 2025-06-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 304
Dodał/a opinię:
Poczytajzemna
Nadia pracuje w renomowanej stadninie niedaleko Warszawy. Konie są jej pasją i pocieszeniem. Tylko w siodle czuje się wolna od traumatycznych wspomnień...
Bianka po latach nieobecności przyjeżdża do Rosewa na pogrzeb ojca. Planuje sprzedać rodzinny dom i na zawsze opuścić miasteczko, z którym wiąże ją pamięć...