Kocham potwory i mity. Wywiad z Arnem Lindmo

Data: 2025-05-26 15:04:40 Autor: Magdalena Galiczek-Krempa
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Kocham potwory i mity. Wywiad z Arnem Lindmo z kategorii Wywiad

– Wszystko zaczęło się od improwizowanej historii, którą opowiadałem moim uczniom, gdy jeszcze pracowałem jako nauczyciel. Historia była prosta – grupa przyjaciół w drodze do szkoły mijała ponury, budzący grozę dom. Jeden z nich postanowił wejść do środka i… zniknął. Gdy pozostali ruszyli za nim, odkryli, że mieszka tam rodzina trolli, która właśnie planuje zjeść go na kolację. Moim uczniom bardzo spodobała się ta historia, więc gdy postanowiłem napisać swoją pierwszą książkę, wykorzystałem ten pomysł jako punkt wyjścia. Uznając, że sam troll to za mało, by stworzyć prawdziwe zagrożenie, zdecydowałem się sięgnąć po potwory z mitologii nordyckiej – po prostu dlatego, że kocham potwory i mity – mówi Arne Lindmo, autor cyklu Trollheim. Niedawno ukazała się najnowsza odsłona serii, powieść Wampiry i demony

 


24 października 2025 r. o godz. 11.00 odbędzie się spotkanie z Arne Lindmo, autorem bestsellerowej norweskiej serii Trollheim w ramach Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Zainteresowani czytelnicy będą mogli wziąć w nim udział. Zainteresowanych spotkaniem zapraszamy do kontaktu na: pr@wwpol.com Autor gościł będzie w Polsce w dniach 23-25 X i jest otwarty na wywiady czy dodatkowe spotkania z czytelnikami. Redakcja serwisu Granice.pl oraz Wydawnictwo Kropka zapraszają uczniów szkół podstawowych w wieku 8-13 lat do udziału w konkursie plastycznym dotyczącym mitologii nordyckiej, inspirowanym serią książek Trollheim. Nagrodzeni uczniowie otrzymają egzemplarze powieści Trollheim. Tajemnica opuszczonego domu, a szkoła, którą reprezentują – pakiety książek od Wydawnictwa Kropka dla szkolnej biblioteki.


Jak to się stało, że po raz pierwszy trafił Pan do Trollheim – i jak to się stało, że czytelnicy ruszyli tam razem z Panem?

Wszystko zaczęło się od improwizowanej historii, którą opowiadałem moim uczniom, gdy jeszcze pracowałem jako nauczyciel. Historia była prosta – grupa przyjaciół w drodze do szkoły mijała ponury, budzący grozę dom. Jeden z nich postanowił wejść do środka i… zniknął. Gdy pozostali ruszyli za nim, odkryli, że mieszka tam rodzina trolli, która właśnie planuje zjeść go na kolację. Moim uczniom bardzo spodobała się ta historia, więc gdy postanowiłem napisać swoją pierwszą książkę, wykorzystałem ten pomysł jako punkt wyjścia. Uznając, że sam troll to za mało, by stworzyć prawdziwe zagrożenie, zdecydowałem się sięgnąć po potwory z mitologii nordyckiej – po prostu dlatego, że kocham potwory i mity.

Pierwsza książka nie sprzedawała się zbyt dobrze przez pierwsze miesiące, bo nie mieliśmy budżetu na promocję – pozostawało nam jedynie liczyć na siłę marketingu szeptanego. Na szczęście książka została nominowana do prestiżowej nagrody i… wygrała! To była dokładnie taka reklama, jakiej potrzebowaliśmy. To właśnie wtedy sprzedaż zaczęła rosnąć. Mieliśmy też szczęście, że przez cały rok szukaliśmy odpowiedniego ilustratora – w tym czasie napisałem dwa kolejne tomy, co pozwoliło wydać trzy pierwsze książki w niewielkich odstępach czasu. Dzieci, którym spodobała się pierwsza część, mogły od razu sięgnąć po kolejne. To sprawiło, że Trollheim na dłużej zapisało się w ich pamięci. Wkrótce wszystkie trzy książki trafiły na listy bestsellerów, a wokół serii zaczęła się tworzyć pierwsza grupa fanów – która stale się powiększa.

A jak to było z bohaterami cyklu?

Zanim zacząłem pisać, postanowiłem, że trójka głównych bohaterów musi się od siebie bardzo różnić – pod względem wyglądu, pochodzenia i osobowości. Adam był pierwszą postacią, jaką stworzyłem. Na początku miał być głównym bohaterem – trochę bez wyrazu, by łatwiej było się z nim utożsamiać, tak jak z Frodem we Władcy Pierścieni czy Harrym Potterem. Ale z czasem, w trakcie pisania pierwszych wersji, postanowiłem go bardziej zindywidualizować. Jego historia jest częściowo oparta na mojej własnej – moja mama miała tylko 17 lat, gdy się urodziłem, nie miałem ojca, dorastałem w biedzie i byłem zdany na siebie – zupełnie jak Adam. Zdecydowałem się uczynić go w połowie Polakiem na cześć Moniki – wspaniałej kobiety z Polski, która pomogła mi na początku kariery. W Norwegii mieszka zresztą wielu imigrantów z Polski, a latem wielu Polaków przyjeżdża tu do pracy. Sam zbierałem kiedyś truskawki i niemal wszyscy moi współpracownicy byli z Polski, a jako nauczyciel miałem polskich uczniów.

Tara pochodzi z Indii – to z kolei inspiracja moim dentystą, który również jest z Indii. Pomyślałem, że mógłby mi pomóc w sprawdzaniu, jeśli chciałbym użyć jakiegoś zwrotu w języku hindi. Ojciec Adama pochodzi z Maroka – to z kolei inspiracja człowiekiem, który jest mężem mojej ciotki. Narodowości bohaterów są więc zaczerpnięte z mojego otoczenia, ale ich osobowości stworzyłem sam – nie mają swoich odpowiedników w rzeczywistości.

Podobno często odkrywa Pan historię razem z bohaterami. Czy zdarzyło się, że fabuła poprowadziła Pana w zupełnie nieoczekiwanym kierunku?

Zdecydowanie! Jedną z rzeczy, które sprawiają mi największą radość w pisaniu, jest to, że sam do końca nie wiem, co się wydarzy w pierwszym szkicu. Historia rozwija się na bieżąco – co jest ekscytujące, ale też ryzykowne, bo łatwo się zablokować. Najlepszym przykładem jest tom siódmy: Wyprawa do Atlantydy. Nie zaplanowałem zakończenia przed rozpoczęciem pisania i problemy, które wymyśliłem po drodze, okazały się tak ogromne, że nie wiedziałem, jak dzieci miałyby przeżyć w wiarygodny sposób. Zmagałem się z tym miesiącami i napisałem aż sześć różnych zakończeń! W jednym z nich wszyscy bohaterowie ginęli w wybuchu nuklearnym… W innym – trafiali na planetę w innym układzie słonecznym. Ostatecznie udało się znaleźć dobre zakończenie, ale było blisko katastrofy.

A jak wygląda proces poprawiania tekstu? Czy pierwsza wersja to ta właściwa, czy raczej długo dopracowuje Pan swoje historie?

Moje pierwsze szkice to istne bałaganiarstwo. Zazwyczaj improwizuję, opierając się na intuicji, znajomości postaci, świata przedstawionego i zasad konstrukcji opowieści. To bardziej burza mózgów niż gotowy tekst, dlatego potem muszę dużo poprawiać – zdecydować, co zostawić, co usunąć i sprawić, by całość była spójna i dobrze się czytała. Czasami nie kończę pracy, dopóki nie napiszę trzydziestu wersji!

Trollheim to seria mocno zakorzeniona w mitologii nordyckiej. W Polsce o mitologii słowiańskiej mówi się stosunkowo niewiele. Jak to wygląda w Norwegii?

Mitologia nordycka cieszy się w Norwegii dużą popularnością. Pojawia się w książkach, filmach, komiksach – wszyscy znają najważniejszych bogów i potwory oraz ich najbardziej znane historie. Dzieci uczą się o nich również w szkole. Dawniej mitologia była też powodem do dumy narodowej, ale dziś – w naszym wielokulturowym społeczeństwie – to po prostu ciekawe opowieści. W książkach z serii Trollheim sięgam jednak po różne europejskie mity, nie tylko nordyckie. W tomie piątym ważną rolę odgrywają mity greckie, w siódmym – mit o Atlantydzie. W moim uniwersum istnieją również wilkołaki i wampiry, które pochodzą z mitów wspólnych dla wielu europejskich kultur. Od tomu trzeciego pojawia się wampirzyca Zira – a przecież wampiry mają swoje miejsce także w mitologii słowiańskiej.

Traktuje Pan mitologię nordycką jako źródło inspiracji, które należy wiernie oddać, czy raczej swobodnie ją Pan przekształca, wplatając w swoje książki w sposób kreatywny?

To dość złożona sprawa. Stare mity same w sobie są niekonsekwentne. W jednej historii Lokiego przedstawia się jako figlarza robiącego żarty, w innej – jako sprawcę śmierci ukochanego boga Baldura. W micie o Ragnaröku, końcu świata, Loki staje się głównym złoczyńcą, który prowadzi trolle do ostatecznej bitwy przeciw bogom, doprowadzając do zagłady wszystkiego. W jednym micie Jörmungandr – wąż świata – jest na tyle mały, że Thor może złowić go na haczyk i żyłkę, a w innym oplata całą planetę. Te niespójności wynikają z faktu, że mity były tworzone przez wielu ludzi i przez długi czas przekazywane ustnie, bez zapisu.

W moim uniwersum zakładam, że te dawne mity były prawdziwe, ale mogły zostać nieco błędnie spisane. Ponadto w mojej wersji historii po epoce mitów miała miejsce wielka, nieudokumentowana wojna między siłami dobra i zła. Złe moce zostały zepchnięte do podziemi, gdzie ukrywają się od tysięcy lat. Taka konstrukcja fabularna pozwala mi traktować mity bardziej swobodnie – przecież w tym czasie mogło się wydarzyć bardzo wiele. Przykładowo: w mojej wersji to Loki rządzi podziemnym światem Helheim, podczas gdy w mitach władczynią tego świata jest jego córka, Hel.

Im dalej w cykl Trollheim, tym robi się mroczniej. Wspominał Pan, że pierwszy tom mogą czytać dzieci w wieku siedmiu lat, a drugi – znacznie straszniejszy – kierowałby Pan raczej do starszych dzieci.

Moją najmłodszą fanką była siedmioletnia dziewczynka, ale to nie znaczy, że pierwszy tom będzie odpowiedni dla wszystkich jej rówieśników. Dla niektórych dzieci ta seria może być zbyt straszna, a dla innych nie. Trzon czytelniczy stanowią dzieci w wieku 9–13 lat, ale mam też dorosłych fanów, którzy piszą do mnie bardzo miłe wiadomości.

Niektóre tomy są rzeczywiście bardziej mroczne niż inne. Najciemniejsze są tomy 2, 5 i 6 – niektóre rozdziały mają bardziej charakter grozy niż fantasy. Dla przykładu: w tomie drugim pojawiają się stworzenia przypominające zombie – draugry; w tomie piątym – przerażająca królowa pająków, Arachne; a tom szósty opowiada o nawiedzonej chacie w lesie. Zdecydowanie można się przestraszyć!

W Polsce ukazały się cztery tomy cyklu, w Norwegii już siedem. Czy tom siódmy to zakończenie serii, czy planuje Pan kolejne części?

Ósma książka jest już prawie gotowa i ukaże się w Norwegii po wakacjach. Mam zaplanowane zakończenie całej serii, ale dopóki mam pomysły na przygody pomiędzy głównymi wydarzeniami, mogę odwlekać finał. Będę kontynuował pisanie książek z tej serii, dopóki będą miały odpowiednią jakość i będą się dobrze sprzedawać. W końcu bohaterowie również się starzeją – między kolejnymi tomami mijają dwa miesiące w ich życiu.

Rozważa Pan stworzenie prequeli, spin-offów lub opowiadań osadzonych w tym samym uniwersum po zakończeniu serii Trollheim, czy raczej woli Pan stworzyć coś zupełnie nowego?

Mam kilka pomysłów na zupełnie nowe serie i być może to właśnie je zrealizuję jako następne. Ale spin-offy też są możliwe. Mam już notatki do prequela o wampirzycy Zirze – o tym, jak została wampirem. Akcja takiej książki musiałaby się toczyć dwieście lat przed urodzeniem się pozostałych bohaterów Trollheim. To ciekawe, ale zanim podejmę się pisania takiej historii, musiałbym mieć naprawdę dobry pomysł.

Czytelnicy szybko pokochali Pańską serię. Czy po tylu tomach nie czuje się Pan trochę jak więzień Trollheim?

Czasem tak. Czuję, że Trollheim to mój okręt flagowy. Mam wielu fanów, którzy z niecierpliwością czekają na kolejne tomy, co oznacza, że muszę inwestować większość swojego czasu w tworzenie nowych historii z tymi postaciami i w tym uniwersum. Moim celem jest obecnie wydawanie dwóch tomów rocznie – to nie zostawia zbyt wiele czasu na inne projekty. Ale z drugiej strony – bardzo lubię pisać o tych bohaterach i o tym świecie. Wciąż kryje się w nim wiele niesamowitych możliwości i naprawdę sprawia mi radość opowiadanie nowych historii. Nadal jest tam dużo do odkrycia.

Czy gdyby Trollheim istniało naprawdę, chciałby Pan tam zamieszkać?

Zamieszkać? To chyba trochę za dużo – w końcu to bardzo niebezpieczne miejsce, nawet jeśli strzeże go czwórka młodych bohaterów. Ale bardzo chętnie bym tam pojechał! To miejsce jak dla mnie – położone pośrodku ogromnego lasu, bez zanieczyszczeń i bez ruchu ulicznego. Chciałbym zatrzymać się w hotelu (wspomnianym w tomie siódmym), zjeść coś w kawiarni (z tomu ósmego), odwiedzić muzeum, obejrzeć rzeźby w parku i wybrać się na długą wędrówkę po lesie. A najbardziej chciałbym spotkać bohaterów: Adama, Tarę, Tobiasza i Zirę. Myślę, że świetnie spędzilibyśmy razem czas.

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.