Ku pamięci i ku przestrodze. Wywiad z Edwardem Łysiakiem

Data: 2023-07-07 12:29:06 | artykuł sponsorowany Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Ku pamięci i ku przestrodze. Wywiad z Edwardem Łysiakiem z kategorii Wywiad

– Zbieraniem materiałów źródłowych i zapoznawaniem się z różnymi publikacjami na temat drugiej wojny światowej zajmuję się od ponad dwudziestu lat. Moje archiwa zawierają wiele różnych dokumentów, z których jak z klocków Lego tworzę fabuły powieści – mówi Edward Łysiak, autor książki Kresowa opowieść. Monika.

Pięknie pisze Pan o emocjach. Anna i Wojciech nie są już najmłodsi i znają smak samotności. Wiele przeszli. Czy późna miłość może pomóc uzdrowić rany? Dać ukojenie? Na to liczy Wojciech.

Każda miłość może pomóc uzdrowić rany i dać ukojenie, a wiek nie ma tu większego znaczenia. Byłem na trzecim roku studiów, gdy poważnie zachorowałem. Wielomiesięczny pobyt w szpitalu sprawił, że zaliczenie roku stanęło pod dużym znakiem zapytania. Moje życie też. Na typowo męskim wydziale było jednak kilkanaście dziewczyn, a wśród nich Wanda, która bardzo mi się podobała. Poprosiłem ją o przynoszenie do szpitala notatek z wykładów. Zrobiła to, ja zaliczyłem rok i powoli zacząłem wracać do zdrowia. Wanda została moją żoną, nasze małżeństwo trwa już czterdzieści dziewięć lat i nie mam żadnych wątpliwości, że miłości do niej, zresztą odwzajemnionej, zawdzięczam życie. To była jednak młodzieńcza miłość, a Pani pyta o tę późną.

Tamta choroba z czasów studiów doprowadziła do marskości wątroby, po kilkudziesięciu latach do jej raka, a w konsekwencji do przeszczepu w 2016 roku. Wanda cały czas była przy mnie, a świadomość, że mam ją, że są nasze dzieci i wnuki, bardzo mi pomogła w rekonwalescencji i powrocie do zdrowia. To właśnie ta późna miłość, dojrzała, już inna od młodzieńczej, „pomogła uzdrowić rany" – w tym przypadku dosłownie. Wojciech ma już siedemdziesiąt lat i wie, że jego życie powoli dobiega końca. Poznając Annę, liczy na to, że ostatnich lat nie spędzi w samotności. Liczy też na dojrzałą miłość, chociaż z odrobiną szaleństwa tej młodzieńczej.

Na emeryturze nie może być nudno, dlatego Anna i Wojciech pomagają rozwikłać zagadkę śmierci tytułowej Moniki. Skąd przyszła inspiracja? To piąty tom sagi Kresowa opowieść, więc zapewne każdy pomysł mocno Pan rozważa.

Opinia, że na emeryturze nie może być nudno, to moje życiowe motto. Realizuję je na różne sposoby, a jednym z nich jest pisanie powieści. Ich zadaniem jest propagowanie i utrwalanie pamięci o ofiarach zbrodni ukraińskich nacjonalistów, których symbolem jest Wołyń. Pyta Pani, skąd inspiracja, a ja mam problem, jak zwięźle na to pytanie odpowiedzieć i chyba nie potrafię.

Michała (tom pierwszy) musiałem napisać. Jako dziecko i nastolatek, wychowywany przez pochodzące z terenów dzisiejszej zachodniej Ukrainy babcię i mamę, nie mogłem zrozumieć, dlaczego w polskiej wsi, w której mieszkały, Polaków była setka, a Ukraińców półtora tysiąca. Nie mogłem też zrozumieć, dlaczego ukraińscy sąsiedzi, wcześniej żyjący w zgodzie z Polakami, mordowali ich w tak okrutny sposób. Kiedy poznałem skomplikowane relacje polsko-ukraińskie, postanowiłem przedstawić je w beletrystycznej postaci. Ku pamięci, ale i przestrodze. Wiele emocji wzbudza nadal akcja Wisła. Jej genezę zawarłem również w pierwszym tomie.

Julia ukazuje życie mieszkańców wsi na Ziemiach Zachodnich w dwudziestoleciu powojennym. Mieszkańców wysiedlonych z Kresów, ale też przybyłych z różnych stron Polski. Ja, tuż po wojnie, w takiej wsi się urodziłem, a życie i problemy, jakich wtedy doświadczali ludzie, które w większości znam osobiście, a które dzisiaj są już jedynie wspomnieniem, przedstawiłem na kartach powieści. Julia to także geneza odradzającego się nacjonalizmu w młodej, zaledwie kilkuletniej, Ukrainie.

W Nadii, kierowanej głównie do mężczyzn, inspektorowi Pilarskiemu „sprzedałem" swoje problemy zdrowotne. Fabułę całości tak ułożyłem, aby znalazły się w niej przykłady okrutnych banderowskich zbrodni, jakimi dzielili się ze mną przejęci uczestnicy wieczorów autorskich.

Inspiracją do napisania Anny były nieskuteczne starania mojej żony o mienie zabużańskie. Przy tej okazji musiała ona „zinwentaryzować" wszystkich potencjalnych spadkobierców, co nie zawsze było łatwe. Z drugiej strony dysponowałem wieloma wspomnieniami, w których przewijał się problem stosunku do ideologii OUN/UPA w mieszanych rodzinach polsko-ukraińskich, a także podziały w rodzinach czysto ukraińskich. Anna opowiada też historię prawdziwej miłości kołomyjskiej Żydówki i Polaka. Przypadkowo dowiedziałem się, że oboje byli rodzicami mojej lekarki rodzinnej. Anna zawiera też wątki przedstawiające szokujące aspekty huculskiej moralności i obyczajowości. Na tyle szokujące, że znalazłem dla nich miejsce na kartach powieści.

Monika jest kontynuacją losów bohaterów Anny, a jej głównym celem jest pokazanie życia Kaszubów i historii tej części Pomorza, którą oni zamieszkują. Inspiracją do włączenia tych zagadnień do cyklu Kresowa opowieść były internetowe publikacje o wyzwalaniu Pomorza przez Armię Czerwoną w marcu 1945 roku. W Monice chciałem pokazać brutalność, z jaką czerwonoarmiści traktowali kaszubskie kobiety dokonując na nich masowych gwałtów i morderstw. Dzisiejsze działania Rosjan w Ukrainie niczym nie różnią się od tych z 1945 roku.

Akcja częściowo toczy się na Kaszubach. Czy zna Pan te strony? Czym urzekają?

Kaszuby znam niemal wyłącznie z publikacji internetowych i programów telewizyjnych. W czasie aktywności zawodowej często jeździłem do Gdyni i czasem wybierałem trasę przez Kościerzynę. Dawno temu spędziłem z rodziną dwa tygodnie w okolicach Szymbarku, ale to praktycznie były moje jedyne bezpośrednie kontakty z tą częścią Polski. Kaszuby to lasy, wzgórza i jeziora, a moją pasją było żeglarstwo. Gdy poznawałem historię Kaszub i Kaszubów, ujęła mnie ich prostolinijność, przywiązanie do tradycji i miłość do ziemi. W tym sensie bardzo przypominali oni Łemków, przesiedlonych na ich tereny w 1947 roku.

Przywołuje Pan wątek działania Niemców na Kaszubach. Opowie Pan nieco więcej na ten temat?

Nie jestem historykiem, więc nie będzie to łatwe. Kaszubi byli germanizowani od pierwszego rozbioru Polski do końca pierwszej wojny światowej, czyli przez niemal sto pięćdziesiąt lat. W 1939 roku Pomorze zostało zaanektowane przez III Rzeszę, a na jego mieszkańców, chociaż uważanych za obywateli drugiej, a może i niższej kategorii, nałożono takie same obowiązki, jak na rodowitych Niemców. Jednym z nich był obowiązek służby wojskowej. Podpisanie volkslisty oznaczało wcielenie do wojska, a jej niepodpisanie – zamknięcie w obozie koncentracyjnym. Każdy wybór był zły i Kaszubi podejmowali różne decyzje. Z tego powodu łatwo było użyć – ale i nadużyć – określenia „dziadek z Wehrmachtu", przez pryzmat którego wielu Polaków postrzega dzisiaj Kaszubów. Na kartach powieści starałem się wykazać, że jest to niezwykle krzywdzące i nieobiektywne postrzeganie.

Ciekawą zagadką jest pamiętnik pisany w języku jidysz, skrywa wstrząsającą opowieść Żydówki Racheli. Wspomina Pan, że sporo elementów tej powieści to fakty. Czy ten pamiętnik jest częścią jakiejś prawdziwej historii?

Zbieraniem materiałów źródłowych i zapoznawaniem się z różnymi publikacjami na temat drugiej wojny światowej zajmuję się od ponad dwudziestu lat. Moje archiwa zawierają wiele różnych dokumentów, najczęściej niezwiązanych ze sobą, z których jak z klocków Lego tworzę fabuły powieści. Czasem, na podstawie tych materiałów i posiadanej wiedzy sam tworzę fikcyjny dokument, ale z największą możliwą starannością odtwarzający rzeczywistość jakiegoś okresu czy problemu. Pamiętnik Żydówki Racheli powstał właśnie w taki sposób. Opisuje on typowe obyczaje i losy dębickich Żydów, ale też wprowadza bardzo niepopularny i wstydliwie przemilczany problem szmalcowników. Ten problem istniał, a chcąc zachować obiektywizm przekazu, nie wolno go pomijać. W powieści zapiski z pamiętnika Racheli są pretekstem do wyprawy Wojciecha i Anny na Kaszuby.

 

Anna często kłamie. Ma swoje powody, ale czym właściwie są te jej kłamstwa? Boi się, że coś straci?

Odpowiedź na to pytanie jest pozytywna, jednak by ją przekonująco uzasadnić, muszę dodać, że tom piąty (Monika), jest kontynuacją fabuły tomu czwartego (Anna). Tytułowa bohaterka po wielu latach samotności spotyka wreszcie Wojciecha, człowieka o podobnych poglądach na życie i zbliżonych zainteresowaniach. Anna, w odległej przeszłości, stłamszona nadmiarem obowiązków i samotnością, ulega chwilowemu zauroczeniu, które doprowadza do rozpadu jej małżeństwa. W 2002 roku Wojciech powoduje wypadek, w którym giną jego żona i córka. Wypadek nie był przez niego zawiniony, ale Wojciech przez cały czas żyje z poczuciem winy. Oboje dzielą się swoją przeszłością, co rozładowuje ich emocje, a kilka dni, jakie muszą spędzić w pensjonacie u podnóża Czarnohory, zbliża ich do siebie. O tych faktach czytelnik wie po lekturze czwartego tomu Kresowej opowieści. W piątym tomie (Monika) Anna zaczyna otrzymywać intrygujące i niepodpisane wiadomości. Okazuje się, że ich nadawcą jest ojciec jej dziecka i pośredni sprawca rozpadu jej małżeństwa. Okazuje się też, że zauroczenie z przeszłości powróciło, a Anna nie potrafi mu się oprzeć. Jej podwójna gra nie wynika jednak z wyrachowania, ale z nieumiejętności podjęcia decyzji.

Śledztwo na własną rękę to jednak wyzwanie. Jak planował Pan całą fabułę, by odsłaniać koleje karty? Pisanie powieści historycznej zapewne takiego planowania jednak wymaga?

Każdy z tomów Kresowej opowieści porusza rzeczywiste problemy i zdarzenia. Monika miała przybliżyć czytelnikowi tragedię Kaszubek z 1945 roku, historię dębickich Żydów, wszechobecną korupcję w Ukrainie i kontynuować wątek oryginalnie pojmowanej moralności huculskiej. Wokół tych zagadnień koncentrowały się moje prace nad fabułą. Rozpisałem je na rozdziały, jedynie sygnalizując, jaka ma być ich treść. Gdy to już było zrobione, przyjrzałem się całości pod kątem spójności fabuły. Jej osiągnięcie wymagało przemieszania rozdziałów z poszczególnych zagadnień i ponownej analizy całości. Po tych czynnościach mogłem zacząć pisanie. W jego trakcie okazywało się, że z niektórych rozdziałów można zrezygnować, a innych brakuje. Takie dopracowywanie spójności fabuły i poprawności tekstu trwało do napisania ostatniego rozdziału. Po zakończeniu pisania gotową powieść przedstawiam do oceny żonie, która dużo czyta i jest wymagającą recenzentką. Dokładnie przeanalizowałem jej uwagi i niektóre z sugestii wprowadziłem. Dopiero po tych czynnościach wysłałem tekst do wydawnictwa. Tak postępowałem przy pisaniu wszystkich moich powieści.

Opowiada Pan o odkrywaniu swojej tożsamości, dociekaniu prawdy. Warto grzebać w historii, także tej rodzinnej?

Warto. W tej ogólnej, aby poznać miejsce i czas, w których żyli nasi przodkowie, a w rodzinnej aby dowiedzieć się, jacy byli. Człowiek ma ogólną tendencję do idealizowania swojej nacji, miejsca, w którym żyje, rodziny i – ogólnie – spraw, rzeczy czy zagadnień, z którymi się utożsamia. To w naturalny sposób pobudza jego ciekawość i chęć odkrywania. Nie zawsze jednak poznane fakty są satysfakcjonujące. Czasem są tak niewygodne, że osoba poszukująca wypiera je ze swojej świadomości i żałuje decyzji o dociekaniu prawdy. Tego doświadcza Anna w czwartym tomie Kresowej opowieści.

Ten tom łączy w sobie powieść historyczną, romans, trochę kryminału. To książka pełna zagadek. Udało się to wszystko wspaniale połączyć. Czy pisanie tej książki było dla Pana pod jakimś względem wyjątkowe?

Pisanie każdej z pięciu powieści było wyjątkowe. Cykl Kresowa opowieść porusza trudną i niszową tematykę, jaką są relacje polsko-ukraińskie. – Po tego rodzaju powieści sięgają nieliczni – ostrzegali mnie wiele lat temu ludzie związani z literaturą. – Powieść obyczajowa, kryminał i thriller tak, ale Wołyń już nie – słyszałem również. – To zbyt okrutne, a czytelnicy, w znakomitej większości, wolą coś lżejszego.

Przyjąłem to do wiadomości, ale nie zrezygnowałem z przybliżenia ogółowi czytelników tragicznych losów naszych rodaków zamieszkujących w czasie wojny tereny dzisiejszej zachodniej Ukrainy. Każda moja powieść ma dwie części: historyczną, dla której ją piszę, a także obyczajowo-kryminalną, która ma przeprowadzić czytelnika przez trudną w odbiorze część historyczną. Te części wzajemnie się przeplatają. Raz są jedynie tłem, innym razem wysuwają się na plan pierwszy, a czasem istnieją na równych prawach. – Nie połączysz sensownie tak różnych rodzajów literatury – ostrzegano mnie. Spróbowałem jednak, a ocenę pozostawiam czytelnikom.

Tom pierwszy ukazał się dekadę temu. Jak Pan, jako pisarz, zmienił się przez te dziesięć lat?

Nie uważam się za pisarza. To nobilitujące określenie osobiście rezerwuję dla ludzi zawodowo związanych z literaturą i posiadających dyplom ukończenia uczelni humanistycznej. Ja nie spełniam żadnego z tych warunków, więc zamiast pisarz mówię o sobie: autor Kresowej opowieści. Jak się zmieniłem? Ciągle się czegoś uczę i wydaje mi się, że kolejne moje powieści są nieco lepiej napisane od poprzednich. Widzę to, kiedy sięgam po Michała – pierwszy tom Kresowej opowieści. Żeby go napisać, musiałem… nauczyć się pisać. Przystępując do pisania Michała, nie wierzyłem, że to potrafię, ale jednocześnie wiedziałem, że muszę spróbować. Wiedziałem, że pamięć o ofiarach zbrodni ukraińskich nacjonalistów nie może odejść wraz z ludźmi, którzy widzieli i przeżyli piekło zgotowane im przez Ukraińską Powstańczą Armię. Tę samą, której na terenie Polski ktoś wystawił pomnik, ktoś inny go zburzył, a teraz od jego odbudowy szef ukraińskiego IPN, pan Anton Dobrowycz, uzależnia wydanie pozwolenia na ekshumację pomordowanych przez UPA Polaków. Bezczelność to zbyt łagodne słowo dla określenia jego postawy. O takich sprawach trzeba pamiętać, więc piszę i przy okazji poprawiam swój warsztat pisarski. Mam jednak świadomość, że do ideału dużo mi brakuje.

Jakie są pańskie dalsze plany literackie?

Pracuję nad szóstym tomem Kresowej opowieści. Rozpisałem na rozdziały jego część obyczajową i obecnie je piszę. Później przyjdzie kolej na część merytoryczną, a napiszę ją, dysponując źródłową perełką. Są nią wspomnienia człowieka, który mając zaledwie czternaście lat, w 1939 roku uciekł z okupowanej przez ZSRR Polski do Rumunii. Barwnie opisał swoje przygody w tym kraju, w Palestynie i Afryce Północnej, a także okoliczności, w jakich trafił do armii Andersa. Był najmłodszym, jak sam o sobie pisze, żołnierzem tej armii. Mając zaledwie dziewiętnaście lat ,walczył pod Monte Cassino, gdzie stracił słuch. Jego wspomnienia kończą się na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku i pokazują, jak trudno było mu się odnaleźć w Stanach Zjednoczonych, a ostatecznie w Kanadzie, gdzie zmarł w roku 2000. Szósty tom będzie miał otwarte zakończenie. Nie chcę zamykać sobie drogi na wypadek, gdyby pojawił się znowu jakiś ciekawy materiał źródłowy.

Książkę Kresowa opowieść. Monika kupicie w populrnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.