King po raz kolejny pokazuje pełnię swojego kunsztu. W tytułowej noweli Holly Gibney, ulubiona bohaterka czytelników (znana z trylogii o Billu Hodgesie i z "Outsidera"), musi stawić czoło swoim lękom i być może kolejnemu outsiderowi - tym razem w pojedynkę. "Telefon pana Harrigana" opisuje międzypokoleniową przyjaźń, która trwa po grób... a nawet dłużej. "Życie Chucka" ilustruje ideę, że każdy z nas posiada wiele osobowości. A w "Szczurze" niespełniony pisarz boryka się z ciemną stroną swojej ambicji.
Opowieści te nie tylko prezentują w całej okazałości maestrię autora, ale również pokazują, że pewne tematy są nieprzemijające. Jednym z motywów przewodnich utworów Kinga jest zło, które występuje także w "Jest krew...", przedstawione w tytułowej noweli jako "duży, uszargany, lodowatoszary ptak". Stale obecne jest jednak też przeciwieństwo zła, w twórczości Kinga przybierające często postać przyjaźni. King przypomina nam, że codzienne przyjemności, choć ulotne, właśnie dzięki tej ulotności są piękne - czy jest to niespotykanie piękny, pogodny dzień po długich tygodniach szarugi, czy frajda z tańca, w którym idealnie wychodzi każdy krok, czy też nieoczekiwane miłe spotkanie. W takich momentach przekonujemy się, że Stephen King potrafi nie tylko przyprawić o dreszcz przerażenia, ale i perfekcyjnie opisać radość w jej najczystszym wydaniu.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2020-04-28
Kategoria: Opowiadania
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: If It Bleeds
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Moje drugie zetknięcie z Kingiem, po "Misery", które było w rzeczy samej dobrą książką, ale zdecydowanie nie tak pozytywnie zaskakującą jak "Jest krew...". Nie spodziewałam się tak bogatej warstwy symbolicznej w każdym z zawartych w pozycji opowiadań. Każda historia niesie za sobą dający do myślenia przekaz, a bohaterowie na długo pozostają w pamięci. Historia Chucka dotknęła mnie najbardziej. Przy tych opowiadaniach nie sposób nie próbować wczuć się w sytuację protagonistów. Interpretacje tworzą się w głowie same, nie tylko podczas czytania, ale i długo po skończeniu pozycji.
O autorze zapewne pisać nie trzeba, bo każdy Stephena Kinga zna. Warto jednak wspomnieć parę słów o jego najnowszej antologii opowiadań, które ukazały się w kwietniu nakładem Wydawnictwa Prószyński i S-ka. "Jest krew" składa się z czterech opowiadań (trzech krótszych, około stustronicowych, i jednego długiego). Każde z nich tyczy się innego tematu, a jedno bezpośrednio nawiązuje do wydanej niegdyś powieści "Outsider".
Ale po kolei.
"Telefon Pana Harrigana" (pierwsze) opowiada o losach Craiga, nastolatka mieszkającego w niewielkim miasteczku, którego postanawia zatrudnić emerytowany pan Harrigan w roli osobistego lektora (oczy już nie te, a starzec lubuje się w czytaniu powieści). Motywem przewodnim historii okazuje się stary iPhone, czyli w tamtych czasach nowinka technologiczna, oraz jego magiczne właściwości.
"Życie Chucka" (drugie) jest historią niesamowicie wymowną, nieco surrealistyczną, ale skłaniającą do refleksji. Wszystko kręci się wokół billboardu, na którym widać zdjęcie księgowego oraz napis: Charles Krantz. 39 wspaniałych lat. Dzięki, Chuck!
Trzecie, czyli "Jest krew, są czołówki", podobało mi się najmocniej. Przewijała się tutaj Holly, znana z innych powieści Kinga, czyli np. Pan Mercedes albo właśnie wspomniany wcześniej Outsider (znajomość wymienionych powieści nie jest niezbędna, by zrozumieć treści). W opowiadaniu dochodzi do zamachu bombowego na szkołę, przez co ginie masa osób, młodych i starych. Holly jako detektyw przypadkiem trafia na ślad, z jakim ostatnio miała do czynienia w Teksasie. Bojąc się odkryć prawdę, kobieta brnie głębiej w śledztwo, a wysnute wnioski nie pozwolą jej spać po nocach.
"Szczur" jest opowiadaniem zwieńczającym książkę. Autor mierzący się z lękami spowodowanymi wydarzeniami z przeszłości próbuje ponownie napisać powieść. Zaszywa się więc w starym domu świętej pamięci ojca pośrodku lasu i tam poza chorobą i wichurą ma do czynienia z jeszcze jednym, niemal nierealistycznym, zjawiskiem.
Jeśli po przeczytaniu powyższych, skróconych opisów historii, nadal wahacie się nad sięgnięciem po "Jest krew", nie róbcie tego. Nie wahajcie się. Wpadłam w książkę po uszy, a każda historia nie dość, że skłaniała do głębszych refleksji (pierwszy raz od dłuższego czasu musiałam odczekać dłuższą chwilę, nim zdecydowałam się czytać dalej - należało przemyśleć to i owo), to jeszcze wręcz porywała oryginalnością i świeżym spojrzeniem na konkretne zagadnienie.
"Jest krew" po raz kolejny udowadnia, z jaką wprawą pisze Stephen King, i jak ogromne umiejętności operowania słowem posiada. Sposób wprowadzenia czytelnika w świat fabularny można skwitować jako doskonały, ponieważ zanim dojdzie do konkretnych wydarzeń, trzeba dokładnie poznać wartości oraz indywidualne charaktery bohaterów. Zabieg pozwala na kompletne wsiąknięcie w czytane treści, a także sprawia, że niecierpliwość przed dalszymi losami sięga zenitu.
Zdradzę wam, że strasznie odwlekałam zakończenie książki. Starałam się ją dawkować, czytać mniejszymi fragmentami, ponieważ nie chciałam się z nią zbyt szybko rozstawać.
Niesamowite wrażenie wywołały na mnie również niespodziewane zwroty akcji oraz nieprzewidywalne zakończenia (czasami otwarte, co jeszcze mocniej motywowało szare komórki do ruchu). Ponadto natknąć się można na wiele emocjonalnych momentów, co wzbogaca doznania podczas lektury.
"Jest krew" to książka, którą polecę z czystym sercem, szczególnie jeśli zamierzacie sięgnąć po coś nieoczywistego. Antologia czyta się tak naprawdę sama, a każde pochłaniane słowo urzeka swoim idealnym doborem. "Jest krew" jest doskonałym wyborem na jesienne, długie i deszczowe noce, co z kolei pozwoli wpaść w nieco mocniejszy (chwilami mroczniejszy) klimat. Niedługo zamierzam do książki wrócić, co niech będzie dla was największym poleceniem.
Ciekawe opowiadania, miłe zaskoczenie kontynuacją
"Outsider"a.
Wahałem się pomiędzy oceną 4 a 5. Ostatecznie jednak zszedłem niżej, bo mistrza stać na lepsze rzeczy.
Tym razem dostajemy znany już pomysł na 4 opowiadania/mikropowieści. Pierwsza podobała mi się najbardziej. Z ciekawością pochłaniałem kolejne strony, choć finał trochę mnie zawiódł. Niemniej - dobrze się bawiłem.
Drugie opowiadanie strasznie mnie zmęczyło. Był pomysł (o którym King pisze na końcu), a autor bardzo chciał go zrealizować, co wyszło nie za bardzo...
Trzecie - chyba największy zawód, choć bardzo dobrze napisane. Miałem jednak wrażenie, że dostałem kotleta, który już ktoś nadgryzł, a poza tym wystygł i trzeba go było odgrzać. Główna bohaterka - Holy, znana z Pana Mercedesa czy Outsidera jest jedną z moich ulubionych bohaterek i wolałbym widzieć ją w ciekawszych propozycjach. Samo opowiadanie niezłe - pomysł częściowo też, ale ten kotlet...
Czwarte w sumie najdziwniejsze. Choć w sumie nic się w nim nie działo - czytało się świetnie. Znów King opowiadał najlepiej jak umiał, mimo, że za wiele do opowiedzenia nie było. Mimo to czytało się to równie szybko, jak pierwszy tekst.
Podsumowując - znam dużo lepszych tekstów i pomysłów Kinga. Nie było źle, mogło być lepiej. Nie jest to pozycja do przekonania jeszcze nie przekonanych, ale ci przekonani raczej narzekać nie będą.
W Castle Rock, małym, cichym miasteczku w stanie Maine, Cujo, potężny, acz spokojny bernardyn zaraża się wścieklizną. Z przyjaznego psa zamienia się w...
W niedużej miejscowości w Nowej Anglii, ponad pół wieku temu, na małego chłopca bawiącego się żołnierzykami pada cień. Jamie Morton podnosi głowę...
Przeczytane:2020-08-30, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2020 roku,
Stephena Kinga nie trzeba nikomu specjalnie przedstawiać. Wśród wydanych przez niego książek znajdą się i lepsze i gorsze pozycje, choć czytelnicy Kinga są zgodni co do tego, że nigdy nie schodzi poniżej pewnego poziomu.
Moja „znajomość” z tym pisarzem zaczęła się dawno temu, w czasach, kiedy czytałam mnóstwo fantastyki. Były to najczęściej wybierane przeze mnie książki.
O, dziwo. Jego Mroczna Wieża, tak wychwalana przez innych czytelników, mnie jakoś nie zachwyciła. Podobnie było z „Dallas ‘64”, czy „Pod kopułą”. Książki przyciągały mnie ze względu na swoją tematykę i choć były dobrze napisane, to nie potrafiłam wciągnąć się w opisywaną historię.
O latach stwierdziłam, że widocznie nie były skierowane do mnie. Musiałam znaleźć inne, takie, którymi autor byłby w stanie mnie zainteresować. I w końcu, znalazły się takie książki.
Najpierw pokochałam „To” i „Smętarz dla zwierzaków”, zwróciłam też uwagę na kilka innych napisanych przez niego książek, między innymi zbiór czterech opowiadań „Jest krew”.
Telefon pana Harrigana (Mr. Harrigan's Phone) to jedno z najciekawszych opowiadań w zbiorze.
W zasadzie jego konstrukcja jest bardzo prosta. Młody chłopiec zostaje zatrudniony po szkole przez bogatego starca, żeby umilać mu czas, czytając mu, pieląc ogródek i wykonując inne, drobne prace. Obaj się zaprzyjaźniają; chłopiec dostaje od niego losy z okazji różnych świąt. Sam daje starszemu człowiekowi telefon w prezencie. Okazuje się, że jego możliwości wykraczają nieco poza możliwości zwykłego telefonu, co ma duży wpływ na dalsze życie chłopca.
To również opowieść o przedwczesnym dojrzewaniu, szybkim dorastaniu w cieniu czyjejś śmierci. I to więcej, niż jednej osoby.
Życie Chucka (The Life of Chuck) drugie opowiadanie z kolei pokazuje, że pojedynczy człowiek, w tym wypadku, Chuck, może stanowić epicentrum, być środkiem, lub słońcem swego małego wszechświat i kiedy umiera, jego świat rozpada się powoli na coraz mniejsze kawałeczki. Bardzo ciekawa jest budowa opowiadania; zaczynamy od aktu trzeciego i poprzez drugi docieramy w końcu do pierwszego. Do momentu, w którym wszystko się zaczęło. Świat zaczął sę rozpadać, a wraz z nim mieszkający na nim ludzie.
Opowiadanie zmusza do refleksji nad rolą pojedynczego człowieka i jego wpływie może nie na losy całego wszechświata, ale z pewnością jego znacznej części.
Jest krew... (If It Bleeds) to trzecie opowiadanie, którym pojawia się znana już wcześniej z innego cyklu postać, Holly Gibney, która awansowała w tym opowiadaniu na główną bohaterkę. King pozwala nam tym samym poznać jej dalsze dzieje i dowiedzieć się, co u niej słychać po walce, jaką stoczyła z tajemniczym outsiderem. Okazuje się, że tajemniczy stwór nie był jedynym przedstawicielem swojego gatunku, bo oto Holly natyka się na następnego, odkrywa jego zamiary i podejmuje z nim nierówną walkę, w której wspiera ją starszy, niepełnosprawny pan i jego wnuk – dostarczając jej informacji oraz zaprzyjaźnione rodzeństwo.
Zakończenie jest kompletnie nieprzewidywalne, choć bardzo dobrze skonstruowane, podobnie jak charaktery poszczególnych bohaterów.
W opowiadaniu warto też zwrócić uwagę na to, co wiele osób krytykuje, mówiąc o współczesnym dziennikarstwie „że uwielbia karmić się ludzką krzywdą i śmiercią”. King najwyraźniej też zdaje sobie z tego sprawę i postanowił o tym napisać.
Szczur (Rat) ostatnie opowiadanie Kinga, wcale nie najgorsze, pokazuje, co autor jest w stanie zrobić za „wenę”. Według Kinga zaprzedać własną duszę albo poświęcić cudze życie, żeby tylko móc dalej pisać.
Wszystkiego zaś jest winne niepozornych rozmiarów stworzonko, jakim jest tytułowy szczur.
Zjawia się w momencie, gdy bohater, porzuciwszy na kilka tygodni swoją rodzinę, zaszył się w starej chacie, by napisać książkę. Wiele osób martwi się o jego zdrowie psychiczne, bo przy pisaniu pierwszej książki omal nie doszło do załamania. Wszystko zaś wskazuje z początku na to, że przy drugiej będzie tak samo. Zadania nie ułatwia mu burza i wichury zbierające się w tej części kraju.
Koniec końców, przy pomocy jednego życzenia ofiarowanego mu przez szczura, udaje mu się dokończyć powieść – western.
Czy wyjdzie mu to na dobre?
O tym już musicie się przekonać sami.
King wrócił i udało mu się dokonać niemal niemożliwego. Nie tylko utrzymał wysoki poziom swoich utworów, lecz nawet go przekroczył. Opowiadania czytało się świetnie; bohaterowie zostali odpowiednio skrojeni, by wydawali się czytelnikowi prawdziwi i mógł łatwo się do nich przywiązać.
I tylko King potrafi z wydawałoby się nieistotnych detali i prostych, codziennych historii, stworzyć coś tak wciągającego, że trudno się od tego oderwać choćby na moment.