Ludzie nie są źli, są nieszczęśliwi
- Abraham Maslow
Gdy w klimatycznym sudeckim pensjonacie jednocześnie meldują się szukająca sensacji dziennikarka, szef gangu pruszkowskiego oraz obsesyjnie powracający do niewyjaśnionej zbrodni policjant, obiecany turystom relaks i wypoczynek stają pod znakiem zapytania.
Jakie zapomniane tajemnice kryją malownicze ustronia Złotych Gór? I czy dręczony skrajnymi emocjami gangster załatwi najważniejszą w życiu sprawę?
Tym razem komisarz Robert Laurentowicz, znany z kryminałów Negatyw, Mroczny świt i Virga, wznawiając śledztwo dotyczące egzekucji znanego dziennikarza i jego żony, mierzy się również z demonami własnej przeszłości.

Do lektury powieści Klaudiusza Szymańczaka Złote góry zaprasza Wydawnictwo Oddechy.
Złote góry to brutalna, wielowarstwowa historia o lojalności, traumie, pamięci i iluzji sprawiedliwości – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji powieści.
– Wierzę, że każdy człowiek próbuje grać najmocniejszymi kartami, jakie dało mu do rąk życie. Ta gra nie zawsze jest czysta i fair, ale moim zdaniem wszyscy próbujemy to robić nieustannie. Ktoś ładny będzie grał urodą, ktoś inteligentny – rozumem, a ktoś silny będzie grał siłą – mówi w naszym wywiadzie Klaudiusz Szymańczak, autor powieści.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Złote góry. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Dochodziła godzina szesnasta, kiedy Laurentowicz pojawił się w kawiarni znajdującej się w ścisłym centrum Warszawy. Pospiesznie obrzucił wzrokiem niedużą salę ze stolikami i skinął głową z uśmiechem, widząc swojego przełożonego w rogu sali przy jednym ze stolików. Mimo że od lat bardzo dobrze się dogadywali, Laurentowicz uświadomił sobie, że po raz pierwszy będzie rozmawiać ze swoim szefem poza siedzibą komendy stołecznej. Oficer zamówił cappuccino i kilka chwil później zajął miejsce obok przełożonego, starając się jakoś wcisnąć pomiędzy małe krzesło i niewiele większy stolik, co przy jego ponad stu dziewięćdziesięciu centymetrach wzrostu nie było łatwe. Niewiele wygodniej było tu też zapewne szefowi Roberta, sporo wprawdzie niższemu, ale w zamian za to z wyraźnie odstającym brzuchem, który to szczegół w połączeniu z przerzedzonymi włosami i nikotynowymi plamami na palcach wizualnie dodawał mu parę lat więcej, niż miał w rzeczywistości.
– Jak tam mija urlop? – niezobowiązująco zaczął inspektor, sącząc zieloną herbatę.
– Nie jest łatwo, szefie. Próbuję sobie jakoś wypełnić czas – nieszczerze odparł Laurentowicz i uniósł filiżankę z kawą.
– Panie Robercie, wie pan, że cenię sobie pańskie zaangażowanie w służbę i lojalność wobec przełożonych – i nie mam tu na myśli tylko siebie, ale i mojego poprzednika – więc przejdę od razu do rzeczy.
– Będę zobowiązany.
– Wiem, że kontaktował się pan z dawnym kolegą, Zarzyckim, obecnie na emeryturze.
– Dzwoniłem do niego kilka dni temu. Chciałem się z nim po prostu spotkać, korzystając z urlopu. Nie widziałem go chyba z pięć lat.
– Rozumiem, ale mam do pana prośbę. Niech pan będzie ostrożny. Zarzycki już nie pracuje u nas, tylko dla sektora prywatnego. Z tego, co wiem, jest ekspertem do wynajęcia. Doradza w kwestiach bezpieczeństwa, komentuje w mediach i temu podobne rzeczy.
– Wiem o tym, widuję go czasem w telewizji. Szczerze mówiąc, właśnie to skłoniło mnie do kontaktu. Byłem ciekawy, co u niego, bo chyba nieźle sobie radzi na tej emeryturze –wyjaśnił Laurentowicz, biorąc kolejny łyk kawy.
– Nieźle, to prawda – przyznał Sieciński i spojrzał na młodą dziewczynę za oknem, zmagającą się z niesfornym, czarnym i kudłatym psem.
– Ale czemu właściwie o nim rozmawiamy, szefie? Co ja mam z nim obecnie wspólnego?
– Mam nadzieję, że nic, panie Robercie. Ani obecnie, ani w przyszłości. A jak przeprowadzka do Pruszkowa? – inspektor zmienił temat i dalsza rozmowa potoczyła się już bez żadnych komplikacji.
Książkę Złote góry kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,