Ludzie nie są źli, są nieszczęśliwi
- Abraham Maslow
Gdy w klimatycznym sudeckim pensjonacie jednocześnie meldują się szukająca sensacji dziennikarka, szef gangu pruszkowskiego oraz obsesyjnie powracający do niewyjaśnionej zbrodni policjant, obiecany turystom relaks i wypoczynek stają pod znakiem zapytania.
Jakie zapomniane tajemnice kryją malownicze ustronia Złotych Gór? I czy dręczony skrajnymi emocjami gangster załatwi najważniejszą w życiu sprawę?
Tym razem komisarz Robert Laurentowicz, znany z kryminałów Negatyw, Mroczny świt i Virga, wznawiając śledztwo dotyczące egzekucji znanego dziennikarza i jego żony, mierzy się również z demonami własnej przeszłości.

Do lektury powieści Klaudiusza Szymańczaka Złote góry zaprasza Wydawnictwo Oddechy.
Złote góry to brutalna, wielowarstwowa historia o lojalności, traumie, pamięci i iluzji sprawiedliwości – pisze Danuta Awolusi w naszej redakcyjnej recenzji powieści.
– Wierzę, że każdy człowiek próbuje grać najmocniejszymi kartami, jakie dało mu do rąk życie. Ta gra nie zawsze jest czysta i fair, ale moim zdaniem wszyscy próbujemy to robić nieustannie. Ktoś ładny będzie grał urodą, ktoś inteligentny – rozumem, a ktoś silny będzie grał siłą – mówi w naszym wywiadzie Klaudiusz Szymańczak, autor powieści.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Złote góry. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział piąty: Złoty Stok, czerwiec 2023, czwartek
Olbrzymie podwórze przed pensjonatem Złote Góry wyłaniało się powoli z porannej mgły, która chętnie lądowała w dolinie otoczonej lasem, gdzie ponad sto lat wcześniej zbudowano wielki drewniany budynek uzdrowiska. W niezbyt wysokiej, choć niekoszonej trawie leżały porozrzucane plastikowe zabawki, nadgryzione przez psy kości i kapsle po piwie. Około pięćdziesięciometrowa girlanda żarówek zawieszona pomiędzy wejściem do pensjonatu a starą, koślawą i zamkniętą teraz na kłódkę bramą kołysała się leniwie, smagana wiatrem. Kilka żarówek było przepalonych, ale pozostałych czterdzieści świeciło ciepłym, żółtym światłem, które z trudem przebijało się przez świt.
Białe, starannie odrestaurowane drzwi wejściowe do pensjonatu uchyliły się powoli, wypuszczając na kamienny taras gospodarza. Drobnej postury mężczyzna o kruczoczarnych brwiach i gładko ogolonej twarzy postawił blaszany kubek z kawą na krawędzi drewnianej ławki i ostrożnie zamknął drzwi, nie chcąc nikogo zbudzić zbędnym hałasem. Gorący kubek przyjemnie ogrzewał dłonie, podobnie jak gruby wełniany koc, który Stanisław Fogiel narzucił na plecy, podnosząc go wcześniej z kamiennej posadzki tarasu. Przesiadywanie tu o świcie z kawą lub whisky było ulubionym zajęciem trzydziestotrzyletniego gospodarza pensjonatu. Wstawał tak wcześnie niemalże codziennie, może za wyjątkiem niedziel, pod pretekstem przypilnowania wszystkiego dla gości. Piąta rano była jedyną porą, kiedy mógł pobyć sam na sam ze swoimi myślami, a właściwie to nawet i bez nich. O tej porze w niewielkiej dolinie otoczonej Górami Złotymi można było usłyszeć jedynie kakofonię ptasich treli. Ptaki budziły się jako pierwsze w lesie otulającym polanę, będącą jednocześnie podwórzem pensjonatu Złote Góry.
Ponadstuletni budynek, któremu jeszcze nie tak dawno niewiele brakowało do tego, żeby zamienić się w ruinę, odrodził się niczym feniks z popiołów. Stanisław wspólnie ze swoją żoną Anną zdołali uzyskać finansowanie z funduszy Unii Europejskiej na przekształcenie zrujnowanego poniemieckiego letniska w pensjonat. Za każdym razem, kiedy Stanisław siadał na ławce, którą własnymi rękami odnowił i która miała podobno tyle samo lat, co zabytkowy budynek, czuł niezwykłą satysfakcję. Był przełom czerwca i lipca, a siedem pokoi, które mieli do dyspozycji gości, było zarezerwowanych nieustannie od początku czerwca do września. Nikt ze znajomych i członków rodziny Stanisława nie mówił już, że porywa się z motyką na słońce i że chyba zwariował, jeśli myśli, że dostanie setki tysięcy euro na rewitalizację drewnianej poniemieckiej budy na zadupiu. Niektórzy przyznawali wprost, że nie docenili wizjonerstwa i przedsiębiorczości młodego biznesmena, podczas gdy inni po prostu w milczeniu kiwali głowami, widząc efekt dwóch lat pracy Anny i Stanisława.
Poranna kawa z widokiem na wielkie podwórze usłane zabawkami, niedopałkami papierosów, kapslami po piwie i korkami po winie była dokładnie tym, co Stanisław wizualizował sobie w myślach przez lata po tym, jak na pierwszym roku studiów wyjechał do Włoch, żeby tułać się z plecakiem. To tam poznał ludzi cieszących się życiem podczas jedzenia, tańca, rozmowy czy choćby przelotnego spotkania. Na ostatnim roku studiów, gdy w trakcie kolejnej wyprawy z plecakiem poznał Annę, wiedział już, że najpierw spróbuje zrealizować swoje marzenie o własnym pensjonacie w górach, a dopiero jeśli mu się nie uda, poszuka pracy w korporacji, co było scenariuszem odwrotnym do tego, jaki zakładała większość jego znajomych.
Nadal lekko pogrążony we wspomnieniach Stanisław zajrzał do wnętrza kubka i zakręcił nim lekko, chcąc lepiej wymieszać mleko z kawą, po czym jednym haustem wypił wciąż parujący napój. Mężczyzna zdjął z ramion koc i naciągnął na głowę duży kaptur sportowej bluzy. Blaszany kubek zabrzęczał głośno o szklany blat tarasowego stolika, wywołując grymas niezadowolenia na twarzy gospodarza pensjonatu. Przez chwilę nasłuchiwał w ciszy, czy nikt z gości się nie obudził. Nic nie usłyszawszy, przeszedł na drugi koniec tarasu i spod jednej z drewnianych ławek wyciągnął plastikowy pojemnik, w którym przechowywali worki na śmieci i grube gumowe rękawice. Chwilę później wędrował już po wielkim trawiastym podwórzu i zbierał materialne dowody dobrej zabawy z ostatniego wieczora. Robił to niemal każdego ranka i był dumny z tego, że nikt, nawet jego żona Anna, nigdy nie narzekał na nieporządek. Sześćdziesięciolitrowy worek na śmieci po kilku minutach był pełny. Nadal nie chcąc niepotrzebnie hałasować, Stanisław odstawił go cicho pod taras i wrócił do kuchni w pensjonacie, gdzie rozpoczął przygotowywanie śniadania dla siebie i żony.
Książkę Złote góry kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,
Błąd podczas pobierania komentarzy. Spróbuj ponownie.