Co mnie przyciągnęło do tej książki? W zasadzie – trudno powiedzieć jednoznacznie. Może to była sugestia znajomej, może opis fabuły, który obiecywał coś więcej niż kolejną historię o rodzinnych niesnaskach. Ostatecznie sięgnęłam po „Synów jednego ojca” i… dostałam książkę, która z pozoru może wydawać się niepozorna, a jednak zostawiła we mnie ślad. Niewidzialny ładunek emocjonalny, skrywany między wersami, z czasem eksploduje – cicho, ale boleśnie.
Konrad Makarewicz posługuje się językiem lekkim, wręcz przyjemnym – co może zaskakiwać, biorąc pod uwagę tematykę. Bo to nie jest łatwa lektura. To nie jest książka, którą bierze się na poprawę nastroju. A jednak czyta się ją szybko, płynnie, momentami nawet z zapartym tchem, bo coś w niej pulsuje – niepokój, smutek, poczucie niesprawiedliwości. I ciekawość. Bo choć pozornie nie ma tu klasycznej fabularnej intrygi, to historia dwóch braci wywodzących się z patologicznego domu jest czymś znacznie bardziej złożonym, niż się początkowo wydaje.
Bracia – Przemek i Krzysztof – to nie papierowe sylwetki. To postacie z krwi i kości, naznaczone piętnem ojcowskiej przemocy. Starszy z nich, bity, pomijany, udręczony. Młodszy – ten „lepszy”, hołubiony, lecz nie bez ran. To relacja, która w czytelniku wzbudza emocje, bo jest przejmująco prawdziwa. Między słowami autor pokazuje, jak wielką krzywdę może wyrządzić przemoc, nie tylko fizyczna, ale przede wszystkim ta emocjonalna, rodzinna – cicha, systemowa, rozciągnięta na lata.
Podobało mi się, że Makarewicz nie ułatwia czytelnikowi życia – pokazuje skutki. Pokazuje, jak przeszłość wpływa na teraźniejszość: na związki, wybory, emocje. Przemek – kaleki, biedny, zżerany przez wyrzuty sumienia i frustrację – jest zarazem postacią pełną bólu i niepogodzenia. Krzysztof – pozornie „ten, któremu się udało” – okazuje się równie poraniony. Tylko maskuje to lepiej.
Narracja z różnych perspektyw sprawia, że historia nabiera głębi. Nie jesteśmy tylko obserwatorami – jesteśmy w środku tej historii. Czujemy ją. Każda decyzja bohaterów ma ciężar, każda rana ma znaczenie. Tempo opowieści jest niespieszne, ale wciągające. Nie chodzi o to, co się stanie, ale jak się to wszystko skończy.
A zakończenie? Nie zawodzi. Jest dobre – może nie tak bolesne, jak sobie wymarzyłam (tak, mam słabość do literackiego masochizmu), ale spełniające swoją rolę. Pozostawia przestrzeń na dopowiedzenie, na własną interpretację, na chwilę refleksji. I może to właśnie jest jego siła – nie zamyka, tylko otwiera.
Wreszcie bohaterowie – niedoskonali, prawdziwi, ludzcy. Z wadami, z błędami, czasem trudni do polubienia, ale dzięki temu autentyczni. Nie chodzi tu o sympatię, tylko o zrozumienie. A ono przychodzi – z czasem, ze stroną po stronie.
Podsumowując: „Synowie jednego ojca” to książka dla tych, którzy nie boją się emocjonalnej głębi. Dla tych, którzy chcą czytać o bólu, ale też o walce. Dla tych, którzy cenią literaturę bez zbędnych ozdobników, za to pełną prawdy. Polecam – bo warto. I jeszcze jedno: niech Was nie zmyli pozorna prostota. Ta książka mówi szeptem – ale zostawia echo.
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2025-06-06
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 378
Język oryginału: polski
Dodał/a opinię:
Magdalena Tomczyk
,,Najmroczniejsza jesień" - powieść dark fantasy, której akcja osadzona jest w realiach zbliżonych do średniowiecza. Pewnego dnia Vins stwierdza, że świat...
Gdy miłość staje się przekleństwem... Tymon zrobiłby wszystko dla ukochanej Nadii. Chcąc zapewnić obojgu lepszą przyszłość, wyjeżdża do Szwecji, by rozpocząć...