Tylko życie się liczy. Wywiad z Krzysztofem Kochem

Data: 2025-09-05 14:40:20 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Tylko życie się liczy. Wywiad z Krzysztofem Kochem z kategorii Wywiad

– Decyzję o napisaniu książki podjąłem w szpitalnym łóżku. Chciałem tylko uzmysłowić mężczyznom, że rak prostaty, jądra to taki sam rak, jak innych narządów. Nie należy unikać tych tematów. Trzeba szerzyć wiedzę, by nie było za późno. Oswoić ten temat, by nikt nie umierał przedwcześnie, z braku świadomości – mówi Krzysztof Koch, autor książki Rak? Nie, dziękuję

Ta osobista książka to ważny głos. Mężczyźni wstydzą się diagnozować? Rak to temat tabu? 

Mężczyźni w większości chodzą do lekarza, gdy są chorzy i nie mogą sami sobie pomóc. Profilaktyka jest im obca, jest to coś niemęskiego. Czasami pomaga głos najbliższych. W wielu rodzinach temat raka w ogóle nie jest poruszany, często ukrywany, jakby było to coś wstydliwego.

Jakie było życie przed? Przed diagnozą?

Nie jestem osobą narzekającą, biorę się za rozwiązywanie życiowych problemów. Opiekowałem się córką odkąd ukończyła dziesiąty miesiąc życia, później oprócz córki i prowadzenia domu pracowałem po nocach. Żona robiła karierę zawodową i była rzadkim „gościem” w domu. W 2010 roku zakończyłem budowę domu i urodził się nasz wnuk, którym zajmowałem się od pierwszego dnia pobytu w szpitalu. I tak było przez kolejnych kilka lat.

Za bardzo przejmowałem się dobrem najbliższej rodziny, swoje potrzeby załatwiałem w „nadgodzinach”,  kosztem swojego zdrowia. Długotrwały stres był moim najgorszym wrogiem.

Narracja w książce jest pełna lekkości i humoru, mimo że temat jest tak trudny. Jakie znaczenie ma dla Pana ta perspektywa – czy to sposób na oswojenie trudnych doświadczeń, czy raczej świadomy wybór, by nie pozwolić chorobie dyktować nastroju?

Temat książki nie jest łatwy, a ja jestem niepoprawnym optymistą. Staram się widzieć dobre strony życia, a o złych szybko zapominać. Śmiech zawsze mi pomagał – nawet, kiedy wszystko mnie bolało po operacji, porównywałem siebie do Frankensteina i wysyłałem zdjęcia wnukowi. Ja nie umiem płakać i nie pamiętam, kiedy ostatni raz to robiłem. Chciałem, by moja książka nie była obciążeniem dla czytelnika, a odrobina humoru każdemu się przyda. Zacząłem pisanie, leżąc na łóżku szpitalnym.

Książka jest też bardzo krótka, a jednak intensywna. Dlaczego postawił Pan właśnie na taką formę?

Uważałem – i nadal tak sądzę – że krótka, intensywna książka o tej tematyce będzie łatwiejsza do przeczytania, do zaakceptowania dla czytelnika. Chodziło mi tylko o zwrócenie uwagi na problem, który dotyczy wszystkich mężczyzn, bez wyjątku. Ja jestem tylko przykładem, jednym z wielu.

Ważną rolę odrywa w książce autoironia. Śmiech i dystans mogą być skuteczną bronią w walce z czymś tak poważnym jak nowotwór?

W każdym momencie mojego życia starałem się uśmiechać. Trzeba mieć dystans do siebie i do wszystkiego, co nas otacza. Wiem, że łatwiej tak powiedzieć niż to zrobić. Nie zawsze mamy wpływ na to, co dzieje się wokół nas. Dostrzeganie uroków życia nawet w chorobie pozwala zachować równowagę. Życie jest piękne i nigdy nikt nie wymyślił czegoś lepszego.

Pisze Pan o trudnych momentach – lęku przed śmiercią, poczuciu upokorzenia w szpitalu, braku zrozumienia ze strony innych. Który z tych tematów był dla Pana najtrudniejszy do pokazania? I który został z Panem do dzisiaj?

Brak empatii ze strony pracowników służby zdrowia był dla mnie najtrudniejszy. Nie chciałem nikogo obrażać, oceniać, ale zwrócić uwagę na sytuację chorego, zależnego od innych człowieka. Tak niewiele trzeba, by pacjent poczuł się lepiej, a jego pozytywne nastawienie w trakcie leczenia to już połowa sukcesu – jeśli nie więcej. Do dziś nie mogę zrozumieć tego problemu. Może gdybym był kimś ze środowiska medycznego, znałbym przyczynę takiej sytuacji.

Książka mocno wybrzmiewa jako opowieść o zachowaniu godności. Czym dla Pana jest godność w obliczu choroby?

Poczucie własnej wartości jest w nas samych. Jeśli jest mocno ugruntowane, to żadne przeciwieństwa losu nie są w stanie go podważyć. Tam, gdzie możemy coś zrobić, trzeba działać – nie możemy pozwolić na destrukcję swojej osoby. Są pewne granice.

Gdyby miał Pan jednym zdaniem podsumować przesłanie książki, byłoby to zdanie o chorobie, czy raczej o życiu?

Tylko życie się liczy, choroba to stan przejściowy i nawet wtedy trzeba znaleźć motywację do dalszego istnienia.

Ta książka nie ma być „straszakiem" ani też ostrzeżeniem. A czym jest dla Pana?

Decyzję o napisaniu książki podjąłem w szpitalnym łóżku. Chciałem tylko uzmysłowić mężczyznom, że rak prostaty, jądra to taki sam rak, jak innych narządów. Nie należy unikać tych tematów. Trzeba szerzyć wiedzę, by nie było za późno. Oswoić ten temat, by nikt nie umierał przedwcześnie, z braku świadomości.

Książkę Rak? Nie, dziękuję kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.