Prawdziwe życie płynie wolniej niż to w książkach. Wywiad z Marią Tuszyńską
Data: 2025-05-19 12:15:41 | artykuł sponsorowany
– Uważam, że powieść obyczajowa powinna dostarczać czytelnikowi nie tylko wrażeń wynikających z wartkiej, szybko zmieniającej się akcji, ale też informować o czasie zdarzeń, stanowić możliwie pełny obraz rzeczywistości, najlepiej prawdziwej. Wtedy ta rzeczywistość jest bardziej wiarygodna dla czytelnika, bliższa, realistyczna, wydaje mu się, że jest uczestnikiem wydarzeń, które dzieją się wokół niego. Przywiązuję do tego duże znaczenie nie tylko w tej powieści, ale też w poprzednich, nawet kosztem zwolnienia akcji. Bo prawdziwe życie płynie zwykle wolniej niż to w książkach – mówi Maria Tuszyńska, autorka powieści Obce gniazda. Porzucony.
W powieści przedstawia Pani trudne losy Maksa, dziecka porzuconego przez matkę. Jak wyglądają korzenie tej – autentycznej skądinąd – historii?
Za zgodą rodziny nie zmieniałam imion głównych bohaterów. Prawdziwy Maks (zmarł w ubiegłym roku w wieku 97 lat) to mąż mojej bliskiej kuzynki, Anny, mieszkaniec Kołobrzegu. Wiedziałam o nim tylko tyle, że był podporucznikiem rezerwy, jednym z ostatnich weteranów 1 Armii Wojska Polskiego, w której szeregach zwalczał w pierwszych latach po wojnie oddziały partyzanckie UPA na Lubelszczyźnie, Podkarpaciu i Polesiu. Należał do znanego w Kołobrzegu chóru „Kombatant”, którego członkowie to Sybiracy, kombatanci, wdowy po żołnierzach, ich potomkowie oraz byli żołnierze zawodowi. Chętnie uczestniczył w spotkaniach z młodzieżą szkolną.
Szczegółową historię Maksa powierzył mi jego syn, Ryszard, z prośbą, abym zrobiła „coś” z tym materiałem. Ustaliliśmy, że nie będzie to dokument, ale książka oparta na faktach. Wspomnienia zostały spisane drobnym pismem na kartkach wyrwanych ze starego kalendarza, starannie ponumerowanych. Bo Maks taki właśnie był: oszczędny i uporządkowany.
Z tych zwięzłych zapisków odczytałam wstrząsającą skargę porzuconego dziecka, trudne relacje z matką i dramatyczne koleje jego życia. Wykorzystałam je niemal nienaruszone jako szkielet fabuły powieści, który obudowałam przestrzenią, wieloma dodatkowymi zdarzeniami, umieściłam w prawdziwym czasie historycznym, wtopiłam w prawdziwe wydarzenia bieżące z uwzględnieniem stosunków społecznych i obyczajów właściwych temu okresowi, wzbogaciłam o grupę fikcyjnych bohaterów. Miejsca, w których akcja się rozgrywa, także wydarzenia fikcyjne, są prawdziwe, a ich opisy zgodne lub bliskie prawdy. Nazwiska postaci prawdziwych zostały zmienione.
Maks to postać niezwykle złożona, pełna sprzeczności i wewnętrznej siły. Co go ukształtowało?
Ukształtowała go bieda, praca, garstka dobrych ludzi i przyjaciół, bo takich także spotkał na swojej drodze, a także szkoła. Od dzieciństwa przejawiał różne zainteresowania i próbował je rozwijać nawet w skrajnie trudnych warunkach. Miał otwarty, analityczny umysł, który chłonął informacje ze świata. Dobrze się uczył. Obserwował ludzi, nawet swoich prześladowców, i wyciągał wnioski dla siebie. Był ambitny, a jego siłą była chęć przetrwania. Wskazówek, jak żyć udzielili mu nieliczni życzliwi dorośli, na przykład stolarz Łukasz, opiekun Zbigniew, zakonnice w przytułku, nauczyciele, ksiądz Kraiński. Otuchy dodawali sprawdzeni w trudach i niebezpieczeństwach przyjaciele, wzmacniała wiara w Boga.

Opisuje Pani w książce realia przedwojennej Polski z dużym realizmem. Kontekst historyczny był dla Pani szczególnie ważny?
Bardzo ważny. Uważam, że powieść obyczajowa powinna dostarczać czytelnikowi nie tylko wrażeń wynikających z wartkiej, szybko zmieniającej się akcji, ale też informować o czasie zdarzeń, stanowić możliwie pełny obraz rzeczywistości, najlepiej prawdziwej. Wtedy ta rzeczywistość jest bardziej wiarygodna dla czytelnika, bliższa, realistyczna, wydaje mu się, że jest uczestnikiem wydarzeń, które dzieją się wokół niego. Przywiązuję do tego duże znaczenie nie tylko w tej powieści, ale też w poprzednich, nawet kosztem zwolnienia akcji. Bo prawdziwe życie płynie zwykle wolniej niż to w książkach.
Dzieciństwo i młodość Maksa przypadają na przełomowe wydarzenia historyczne, które diametralnie zmieniły losy milionów ludzi. Uciekanie od nich byłoby sztucznością, tym bardziej, że prawdziwy Maks czynnie w niektórych uczestniczył.
W powieści wielokrotnie pojawia się motyw samotności i odrzucenia. Czy uważa Pani, że te doświadczenia mogą wzmocnić człowieka, czy raczej pozostawiają trwałe blizny na jego psychice?
Jedno i drugie. Maks myślał pozytywnie i rozsądnie. Szukał dla siebie ratunku. Przede wszystkim chciał przeżyć, o czym mu wielokrotnie przypominał jego starszy przyjaciel, Wiktor. Żeby przeżyć, musiał być silny i wierzyć, że jest to możliwe. Ta wiara czyniła go silnym. Często rozważał swoją sytuację i w przetrwaniu upatrywał szansy na dalsze, lepsze życie.
Jest pewnie niemożliwością, aby takie doświadczenia z dzieciństwa nie pozostawiły trwałych śladów na psychice człowieka. Maks też nie pozostał od nich wolny, ale nie chcę teraz zdradzać treści II tomu.
Wiele scen w książce ukazuje okrucieństwo i bezwzględność dorosłych wobec dzieci. Dzieci są najłatwiejszym celem? Tanią siłą roboczą?
W żadnym wypadku. Jestem przeciwniczką przemocy i wykorzystywania dzieci do ciężkiej pracy, choć pewne nawyki, na przykład utrzymania czystości, powinny byś kształtowane w dzieciństwie na miarę wieku. Historia Maksa jest protestem przeciwko takiemu traktowaniu dzieci, którego przejawy także poznałam w dzieciństwie. Odniosłam się do nich również w Powrotach. W czasach Maksa, w czasach mojego dzieciństwa karanie dzieci biciem czy zmuszanie ich do ciężkiej pracy szczególnie na wsi, było powszechne. Dzieci te nie miały prawdziwego dzieciństwa.
Czy w trakcie pisania miała Pani w głowie wyraźny obraz Maksa jako dziecka pełnego nadziei?
Na początku nie. Czytając zapiski, wiele razy analizowałam postawę Maksa i dziwiłam się, że los obdarzył go tyloma nieszczęściami, a on się nie tylko nie załamał, ale sporo też z czasem osiągnął. Pamiętnik Maksa przypomina zwięzłą relację ze zdarzeń. Tylko jedno przebija się w niej wyraźnie: skarga porzuconego przez matkę dziecka. Nie pisał o nadziei, ale ta niewątpliwie nim kierowała, skoro szukał matki, by z nią pozostać. Doszłam do wniosku, że tylko nadzieja oraz pewne cechy osobowe pozwoliły mu przetrwać traumatyczne dzieciństwo i młodość.

Porzucony to także opowieść o walce o godność i tożsamość. Czy w Pani zamyśle Maks miał być symbolem wszystkich tych, którzy mimo przeciwności losu nie tracą człowieczeństwa?
Postać Maksa mnie samą zadziwia. Bo jak się nie dziwić, że kilkunastoletni zaledwie młodzieniec, urodzony w Niemczech, noszący nazwisko i imiona niemieckie, wychowany w środowisku naznaczonym obecnością ludności niemieckiej, katowany przez najgorszego oprawcę niemieckiego w Mosinie w czasie wojny, zastraszony, odmówił podpisania folkslisty, z czego mogłyby przecież wynikać dla niego wyraźne korzyści? Skąd czerpał wzory i siłę? Dlatego wprowadziłam postacie jego duchowych przewodników: stolarza Łukasza i księdza Kraińskiego, a nawet opiekuna Bogdana czy węglarza Wiktora, podkreśliłam wagę powstania wielkopolskiego w kształtowaniu jego poglądów i w pamięci Wielkopolan – szczególnie wtedy, a także teraz – żywą i uczącą. W obliczu zagrożenia wojną dorośli i młodzież, polscy mieszkańcy Mosiny jednoczyli się, by przeciwstawić się wrogowi. To fakty. Taka rzeczywistość kształtowała poglądy Maksa. Rzeźbił figurki żołnierzy polskich, układał z nich strategie walk powstańców z Niemcami, wiedział, kto jest Polakiem, a kto wrogiem, wiedział, kim jest i jak ma się zachować. Gnębiony przez opiekunów, rozumiał i dostrzegał cierpienie innych. Bardzo doceniał wartość przyjaźni, tak ważnej dla niego, dlatego też był gotów w jej imieniu do poświeceń.
W książce pojawiają się postacie drugoplanowe, które również wywierają silny wpływ na losy Maksa. Drugi człowiek może jednak nieść jakąś nadzieję?
Maks nie miał nikogo bliskiego, był dzieckiem odrzuconym i poniewieranym. Ale spotkał wielu życzliwych ludzi, którzy mu pomogli i byli dla niego wzorami. A on się szybko uczył. Poznanie węglarzy, zabawy z rówieśnikami, choć rzadkie, dawały mu nadzieję na lepsze czasy, czuł się wśród kolegów ważny i lubiany. Przyjaźń z Hanią, z Piotrkiem dodawała jego życiu dodatkowych barw, łagodziła jego samotność. On przecież nie miał nikogo prócz przyjaciół i ludzi życzliwych.
Czy uważa Pani, że historia Maksa może być uniwersalną opowieścią o przetrwaniu i nadziei, mimo że jest osadzona w bardzo konkretnym czasie i miejscu?
Mam taką nadzieję. W każdym czasie ludziom przydarzają się nieszczęścia – nieraz tak wielkie, że wydawałoby się, nie ma dla nich pocieszenia. Historia Maksa uczy, że nawet największe trudności można pokonać, jeżeli zachowa się wiarę w poprawę losu i siłę przetrwania. W naszych czasach opowieść o Maksie może być wskazówką dla młodych ludzi, aby się nie załamywali w przypadkach nietolerancji, odrzucenia, niezrozumienia, ośmieszenia, wszechobecnego hejtu. Wystarczy wtedy zebrać w sobie siły i powtórzyć za Wiktorem, jak często to robił Maks: Najważniejsze jest przeżyć. Nie tylko przeżyć, lecz także powstać i iść dalej. Lekcja Wiktora ma charakter ponadczasowy.
Czy myśli Pani, że Maks mógłby odnaleźć swoje miejsce w dzisiejszym świecie, który również bywa bezwzględny i pełen wyzwań? Także wobec dzieci?
W naszych czasach matka Maksa nie musiałaby go porzucać z powodów materialnych. Gdyby to jednak zrobiła, z pewnością chłopiec byłby wychowywany w lepszych warunkach w domu dziecka lub w rodzinie zastępczej i mniej odczuwałby odrzucenie. Maks był ambitny i ciekawy świata. Z pewnością byłby świetnym uczniem, studentem, pracownikiem. Był obowiązkowy i niezwykle dokładny, przez co dobrze radziłby sobie w każdym zawodzie. Ze względu na wadę wzroku nie mógłby pozostać zawodowym żołnierzem, o czym marzył, ale dobrze by się spełniał w innym – technicznym zawodzie, do czego od dziecka przejawiał zdolności. Wśród kolegów uchodził za cichego, odważnego, pomysłowego (wykonane przez siebie sanki) i zgodnego. Nie załamały go drwiny z nędznego stroju. Przeszedł twardą szkołę życia. Umiał sobie dobrać przyjaciół, którzy go akceptowali. Tym bardziej znalazłby ich, żyjąc w naszych, lepszych czasach i miałby dość sił, aby pokonać wszelkie trudności. Jego życie mogło być szczęśliwsze.
Czy w trakcie pracy nad powieścią zastanawiała się Pani, jak potoczyłyby się losy Maksa, gdyby spotkał na swojej drodze ludzi, którzy potrafią okazać miłość i wsparcie?
Wprowadzając prawdziwą postać doktora Arta (nazwisko zmienione), wyobrażałam sobie, że jego rodzina mogłaby przygarnąć biednego Maksa i stworzyć dla niego upragniony dom. Mogła to uczynić także rodzina Wilewskich czy jakaś inna rodzina z Mosiny. Realną szansę stworzyła żona znanego mecenasa z Poznania (postać fikcyjna), zgadzając się, aby Maks został u niej przy swojej matce. Ale takie przypadki zdarzają się tylko w książkach, w życiu niezwykle rzadko. Jeżeli chciałam oddać prawdę zapisaną w pamiętniku Maksa i zachować realizm przedstawianych zdarzeń, wyrodna matka musiała odrzucić dziecko, a notablom mosińskim nie przyszło do głowy, aby uszczęśliwić sierotę.
Czego możemy spodziewać się w drugim tomie cyklu Obce gniazda? Zdradzi Pani jakieś szczegóły?
W I tomie pożegnaliśmy już dorosłego bohatera, który po stracie nadziei na nową miłość udaje się do matki, która chce mu zapewnić rodzinne życie. Można by na tym zakończyć tę historię. Ale los się uwziął na Maksa i nadal będzie go srogo doświadczał. Dzieciństwo i wojna także wycisnęły na jego życiu piętno. Jak sobie poradzi z tym bagażem, dowiemy się po przeczytaniu powieści do końca.
Książkę Obce gniazda. Porzucony kupicie w popularnych księgarniach internetowych: