Marzenia kontra wojna. Wywiad z Edwardem Łysiakiem

Data: 2024-11-29 15:13:53 Autor: Danuta Awolusi
udostępnij Tweet
Okładka publicystyki dla Marzenia kontra wojna. Wywiad z Edwardem Łysiakiem z kategorii Wywiad

– Fabuła wszystkich moich powieści ma dwie warstwy: merytoryczną i obyczajową. Piszę dla warstwy merytorycznej, ale chcę, aby poruszane w niej sprawy dotarły też do jak najszerszego grona czytelniczek – mówi Edward Łysiak, autor cyklu Kresowa opowieść. Właśnie ukazała się jego ostatnia odsłona – powieść Srebrny łańcuszek. To historia czternastoletniego chłopaka, którego rogata dusza pcha z niewielkiej wsi Rybaki niemal na drugi koniec świata.

Srebrny łańcuszek to powieść pisana z rozmachem. Bo rozmach ma też sam bohater! On nie pojawił się w Twojej prozie przypadkiem. Można powiedzieć, że czekał na swoją kolej? Kim właściwie jest? Bo postać jest przecież autentyczna.

Józef Bauer, pierwowzór powieściowego Adama Rostońskiego, był moim kuzynem w drugim pokoleniu. Jego babcia Petronela i mój dziadek Jan byli rodzeństwem. Petronela była starsza od brata i wcześnie wyszła za mąż. Jan wyjechał za chlebem do Kanady, a po powrocie nie spieszył się z ożenkiem. Te czynniki spowodowały, że w tym samym czasie rodziły się dzieci mojego dziadka i wnuki babci Józefa Bauera. Matka Józefa Bauera była matką chrzestną mojej mamy.

Gdy Adam słyszy pieśń Czerwone maki na Monte Cassino (którą kocham od lat), coś ściska go za gardło. Bo dla nas to tylko piosenka. A dla niego – żywe i bardzo trudne wspomnienie?

Też mi się wydawało, że Czerwone maki na Monte Cassino to dla mnie tylko piosenka. Wydawało mi się tak do dnia, w którym stanąłem na cmentarzu żołnierzy generała Andersa poległych w walce o niezdobyty wcześniej klasztor. W tym samym dniu na cmentarz przybyli pielgrzymi i rozpoczęła się msza. Po jej zakończeniu jedna z młodych kobiet pięknym i czystym głosem zaśpiewała Czerwone maki. Inni do niej dołączyli i niosła się ta pieśń wśród grobów poległych. Próbowałem dołączyć do śpiewających, ale emocje na to nie pozwoliły. Odbudowany z gruzów klasztor, pełen turystów – głównie niemieckich – patrzący z góry na groby tych, którzy w 1944 roku polegli na zboczach wzgórza 519, świadomość, że stoję w miejscu, o którym uczą na lekcjach historii i niespodziewana refleksja, iż w ciągu sześćdziesięciu trzech dni Powstania Warszawskiego każdego dnia powstawały trzy takie cmentarze jak ten, na którym jestem, skutecznie odebrała mi głos. Emocje Adama w Srebrnym łańcuszku to moje własne odczucia z wizyty na Monte Cassino. Jego emocji podczas słuchania tej pieśni mogę się jedynie domyślać. Siodło między wzgórzami 519 i 593, nazywane przez żołnierzy generała Andersa doliną śmierci, które Adam z mułami przemierzał wielokrotnie, było miejscem, gdzie łatwiej było o śmierć niż o przeżycie. Adamowi los sprzyjał, chociaż został tam ciężko ranny i niemal stracił słuch. Czerwone maki musiały mu o tym przypominać. O kolegach, którym dane było przeżyć i o tych, do których los się nie uśmiechnął.

Czas szkoły dla młodego Adama do najłatwiejszych nie należał. Dlaczego?

Adam mieszkał we wsi Rybaki leżącej nad nizinnym Czeremoszem. Wieś była polska, ale etnicznie zdecydowanie ukraińska. Polacy stanowili zaledwie 7% jej mieszkańców, a Żydzi 1%. Lata trzydzieste ubiegłego wieku, to rodzący się ukraiński nacjonalizm i coraz bardziej napięte relacje polsko-ukraińskie. Dorośli z reguły zachowywali pozory normalności, ale dzieci już nie. Podsłuchane rozmowy rodziców, może nawet ich inspiracje, przekładały się wprost na stosunek młodych Ukraińców do ich polskich rówieśników, często prowadząc do bójek. Adam z wyróżnieniem ukończył szkołę podstawową, ale od najmłodszych lat sprawiał problemy wychowawcze. Znane mi przykłady jego nagannych zachowań, zawsze karanych ojcowskim paskiem, przytaczam na kartach powieści. Rok przed wybuchem wojny Adam opuszcza rodzinną wieś i podejmuje naukę w kołomyjskim gimnazjum, wymykając się spod surowej kurateli ojca. Jego szkoła sąsiaduje z koszarami Czterdziestego Dziewiątego Pułku Piechoty, a on ma trzynaście lat i marzenia, jak każdy chłopiec w tym wieku. Wojskowy mundur, broń i codzienne musztry tak go fascynują, że przygląda się im godzinami, zaniedbując przy tym naukę. Wybuch wojny ratuje go od powtarzania klasy, ale też w ogóle kończy jego edukację.

Adam zaplanował ucieczkę. Marzył o dołączeniu do wojska polskiego, tuż po wybuchu wojny. Nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, ile później spotka go przygód. A może właśnie to go pociągało? Wizja nieznanego?

Planując ucieczkę, Adam miał zaledwie czternaście lat. Marzyło mu się wojsko i powrót do Polski na białym koniu w aureoli bohatera. Chłopak nie mógł wiedzieć, że są to nierealne marzenia. Nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji ucieczki dla swoich bliskich i sąsiadów. Na pewno marzyła mu się przygoda, ale tego, jaka ona będzie, Adam też nie wiedział. Jego świadomość dojrzewała w walkach. Widział okrucieństwo wojny, często ocierał się o śmierć i konstatował, że wyobrażenia o przygodzie, kreowane przez jego wyobraźnię na podstawie paradnych musztr w kołomyjskich koszarach, nijak się mają do wojennej rzeczywistości. Konstatował i nieraz żałował decyzji o wstąpieniu do wojska.

Trzeba przyznać, że podróż Adama przypomina scenariusz filmu. Najpierw chłopak dostaje się do Rumunii, później na Bliski Wschód, potem dalsze etapy: Turcja, Palestyna, Egipt, bierze też udział w bitwie pod Monte Cassino. A to nie koniec! Co go tak gna przez świat? Czym jest rogata dusza?

Los Adama był konsekwencją jego chłopięcych marzeń. Podejmując decyzję o ucieczce, chłopak nie wiedział, że rozpoczyna długą wędrówkę i że swój los powierza innym ludziom. Obozy dla uchodźców w Rumunii były pierwszymi przystankami na jego tułaczej drodze. Na tym etapie, w pewnym stopniu, sam mógł decydować o swoim losie. Po wkroczeniu Niemców do Rumunii mógł biernie czekać na rozwój wydarzeń i najprawdopodobniej trafić do Niemiec jako robotnik przymusowy. Jego marzenia o wojsku sprawiły jednak, że dostał się na Bliski Wschód, a podając wcześniejszą datę urodzenia, został żołnierzem Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich. Wydawać by się mogło, że od tej pory o jego losie decydować będzie wojsko, że w tej wojennej machinie będzie jednym z tysięcy posłusznych trybików. Na zostanie takim żołnierzem nie pozwoliła mu jednak jego rogata dusza. Upokorzeń i niesprawiedliwego traktowania Adam nie znosił ze stoickim spokojem. Swoim prześladowcom potrafił się przeciwstawić – niezależnie od tego, kim byli. W skrajnych przypadkach, gdy mechanizmy samoobronne pozwalające przeżyć okazywały się nieskuteczne, Adam decydował się na karaną śmiercią dezercję.

Życie osobiste ma równie barwne, jak żywot żołnierza. Zastanawiam się, co jest dla niego większym wyzwaniem: wojaczka czy układanie sobie życia z kobietą?

Chyba jednak układanie sobie życia z kobietami było dla Adama trudniejsze. W wojsku inni podejmowali za niego decyzje, a w życiu prywatnym musiał to robić sam. W czasie wojny Adam był młodym, niedojrzałym emocjonalnie człowiekiem. Biorąc udział w obronie Tobruku, miał zaledwie szesnaście lat. Ciężkie walki, w których brał udział, na pewno miały duży wpływ na jego psychikę. Chociaż chłopak uświadomił sobie wtedy, jak bardzo kruche jest ludzkie życie, chociaż wymarzona wielka przygoda okazała się koszmarem, to nie potrafił trafnie ocenić, co w uratowanym z wojennej zawieruchy życiu jest najważniejsze. Historia znajomości z Vittorią jest tego najlepszym przykładem. Już w Kanadzie jego związek z Katarzyną też nie przetrwał próby czasu. W tym przypadku zarzucano mu lekkie wydawanie ciężko zarobionych pieniędzy i brak troski o materialne zabezpieczenie przyszłości rodziny. Emocjonalne życie Adama ustabilizowało się dopiero u boku Clary.

Który z niesamowitych przystanków  w życiu Adama zafascynował Cię najmocniej?

Może nie zafascynował, bo według Słownika Języka Polskiego to słowo oznacza oczarowanie, zauroczenie, ale wywarł największe wrażenie. Jeśli tak, to jest nim historia jego znajomości z Vittorią. Ta sprawa musiała bardzo obciążać psychikę Józefa, skoro w swoich obszernych wspomnieniach nie nawiązał do niej ani jednym słowem. Mój kuzyn, który znał Józefa, będącego pierwowzorem Adama, mówił, że o Vittorii słyszał z rozmów przy kartach podczas cotygodniowych spotkań czwórki wojennych weteranów. Kolejną przemilczaną przez Józefa sprawą była wizyta Vittorii w podwrocławskiej wsi, gdzie mieszkali jego rodzice. Józef o tym nie wspomina, ale w rodzinie, podobnie jak w Internecie, nic nie ginie.

Zdecydowałeś się dołożyć do tej opowieści wątek współczesny. Co chciałeś w ten sposób podkreślić?

- Obojętnie, o czym będzie Pan pisał, musi pan zawsze pamiętać o docelowej grupie czytelników – mówił w 2007 roku Jan Stolarczyk, redaktor naczelny Wydawnictwa Dolnośląskiego (WD), któremu jako pierwszemu potencjalnemu wydawcy przedstawiłem maszynopis Michała oraz Julii – dwóch pierwszych tomów cyklu Kresowa opowieść.

- Upraszczając można powiedzieć, że 80% czytelników stanowią kobiety preferujące literaturę łatwą, lekką i przyjemną, 10% kobiety sięgające po trudne tematy i 10% mężczyźni – wyjaśniał redaktor naczelny WD. O tej uwadze pamiętam cały czas.

Fabuła wszystkich moich powieści ma dwie warstwy: merytoryczną i obyczajową. Piszę dla warstwy merytorycznej, ale chcę, aby poruszane w niej sprawy dotarły też do tej osiemdziesięcioprocentowej grupy czytelniczek. Nie zawsze to się udaje, często spotykam się z krytyką ze strony czytelniczek bardziej ambitnej literatury, jednak nie planuję tego zmieniać.

Srebrnym łańcuszkiem pożegnałem się z cyklem Kresowej opowieści. Jego wątek współczesny podaje powody tej decyzji. Uznałem, że czytelnikom moich powieści to się po prostu należy.

Domyślam się, że zebranie wszystkich materiałów do tej powieści musiało być czasochłonne. Jak sobie z tym poradziłeś?

Z chronologią wydarzeń nie miałem większego problemu. Zadbał o to sam Józef w obszernych wspomnieniach, o wydarzeniach, miejscach i ludziach na trwałe zapisanych na kartach naszej historii. Opisywał je po ponad trzydziestu latach, a to wymagało starannej weryfikacji. Nieocenionym źródłem informacji był w tym przypadku Internet. Przeszukiwałem strony wiarygodnych instytucji, przeglądałem opracowania naukowe, porównywałem te same informacje uzyskiwane z różnych źródeł i konfrontowałem je z zapiskami Józefa. Niektóre z historycznych wydarzeń Józef nie umiejscowił w czasie lub podana przez niego data odbiega od rzeczywistości. Te niedopowiedzenia lub nieścisłości także poprawiałem.

Często we wspomnieniach Józefa można było spotkać fonetyczną pisownię nazw, nazwisk czy miejscowości. Na przykład we francuskiej Legii Cudzoziemskiej jego prześladowcą był kapral Lange, ale we wspomnieniach Józefa występuje on pod nazwiskiem Lanże. Długo się zastanawiałem, czym były karjery. Okazało się, że Józef pisał o brytyjskich gąsienicowych lekkich transporterach opancerzonych carrier. Przybliżonego i prawdopodobnego umiejscowienia w czasie wymagał także wątek z Vittorią, który Józef całkowicie pominął.

Czy ta książka, ze względu na niesamowitą fabułę, zajmie jakieś szczególne miejsce w Twoim sercu?

Nie. To miejsce na stałe jest zarezerwowane dla Nadii – trzeciego tomu Kresowej opowieści. Nadię dedykowałem lekarzom Kliniki Chirurgii Ogólnej Transplantacyjnej i Wątroby Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego przy ulicy Banacha, którzy w 2016 roku dali mi nowe życie przeszczepiając zaatakowaną przez raka wątrobę. To oni zamknęli już szeroko uchylone drzwi do drugiej strony życia i sprawili, że teraz żyję nieco inaczej. Bardziej chwilą, dniem dzisiejszym, a nie niepewną przyszłością. To im zawdzięczam powrót do pisania, które zamierzałem zakończyć na Michale i Julii – dwóch pierwszych tomach Kresowej opowieści. W Nadii, zdrowotne problemy inspektora Andrzeja Pilarskiego, to moja droga do Kliniki przy Banacha. Uznałem, że jej lekarzom nie wystarczą zwykłe słowa podziękowania i to dla nich napisałem Nadię. Jej miejsca w moim sercu nie zajmie żadna inna moja powieść. Nawet gdyby przyznano jej literacką nagrodę Nobla.

A co planujesz dalej? Czym nas zaskoczysz?

Rok 2024. Do Polski przyjeżdża niemiecka dziennikarka w poszukiwaniu rodzinnych korzeni. Kobieta ma list o dziwnej treści adresowany do jej babci, podpisany przez nieznaną jej Polkę i wysłany w 1958 roku z jednego z dolnośląskich miasteczek. Dziennikarka wie też, że nie jest biologiczną córką małżeństwa, które ją wychowało, a sprawa przeszłości jej rodziny jest tematem tabu.

Rok 1918. Z wojny wraca właściciel licznych dóbr jednej z podwrocławskich wsi.

Frustracja Niemców po przegranej wojnie, bieda, strajki, hiperinflacja, rodzący się faszyzm, wojna i ucieczka przed Czerwoną Armią, to słowa kluczowe powieści, nad którą aktualnie pracuję, a materiał źródłowy mam niezwykle cenny.

Książkę Srebrny łańcuszek kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

1

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.