Narodowość nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzą emocje. Wywiad z Joanną Nowak
Data: 2025-06-26 14:32:48
– Dzieci są najbardziej niewinnymi ofiarami wojny – każdej wojny. Są skazane na pomoc dorosłych, bo same niejednokrotnie nie wiedzą, jak postępować w rzeczywistości wywróconej do góry nogami. Zabierane jest im wszystko: dzieciństwo, normalność, edukacja, szanse na realizację marzeń. Po takiej traumie powrót do życia nie jest możliwy bez wsparcia drugiego człowieka – mówi Joanna Nowak, autorka książki Po drugiej stronie muru z cyklu Krakowska kołysanka.
W powieści widzimy świat z perspektywy Polki, niemieckiego oficera oraz żydowskiego dziecka. Co chciała Pani pokazać, ukazując tak różne doświadczenia tej samej wojennej rzeczywistości?
Wojna widziana różnymi oczami może być zupełnie inną wojną. Dla jednych jest walką o przetrwanie, dla innych – sposobem prowadzącym do osiągnięcia celu, jak choćby dla Brygidy marzącej o wyjeździe do Niemiec. Każdy spogląda na nią inaczej. Wiktoria czuje złość i niemoc wobec okupacji ojczyzny, Martin patrzy na obie strony medalu, a kilkuletnie dzieci marzą o spokoju, który jawi im się w postaci powrotu do rodzinnego domu i połączenia z rodzicami. Myślę, że pokazanie wojny z kilku perspektyw uwidacznia jej destrukcyjne działanie na każdą sferę życia, bez względu na pochodzenie, płeć czy wiek.
Martin Aigner to postać, która balansuje na granicy dwóch światów – oprawcy i wybawcy. Co było dla Pani najważniejsze w kreowaniu jego moralnych dylematów?
Martin był synem Niemca i Polki, co już na starcie czyniło go niejednoznacznym. Wstąpienie w szeregi SS wskazywało, że podzielał ideały nazistów. Dopiero przekonanie się na własne oczy, jak wyglądało ich postępowanie, sprawiło, że nie wahał się przejść na drugą stronę. W przypadku Aignera ważne okazało się pokazanie, jak trudne jest lawirowanie między zbrodniczą działalnością Gestapo a ratowaniem żydowskich dzieci, skazanych przez Niemców na najgorszy los. Martin działał na dwa fronty, na jednym z przymusu, na drugim – z chęci ocalenia tylu istnień, ile się dało. Sądzę, że udało mi się pokazać, jak wielką nienawiścią darzył SS, jednocześnie będąc obowiązanym przez okoliczności do działania w jej szeregach, bo dzięki temu podopieczni Gajewskich nie głodowali, a maluchy z getta przedostały się w bezpieczne miejsce.

Czytelnicy mocno przeżywają relację Wiktorii i Martina – tak kruchą, a jednocześnie pełną napięcia. Jak według Pani wojna wpływa na takie zakazane uczucia?
Nie wiem czy zdarzały się podczas wojny równie zakazane uczucia, pokazujące, że jesteśmy tylko ludźmi i w kwestiach uczuć jesteśmy bezbronni wobec podziałów. Wspólna sprawa złączyła Martina i Wiktorię. Skupieni na pomocy dzieciom, zbliżyli się do siebie, odkrywając, że narodowość nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzą emocje. Związek między Polką a Niemcem po obu stronach Odry nie był odbierany życzliwie. Polskie kobiety brutalnie karano za kontakty z wrogiem. Golenie włosów było tylko preludium, ostrzeżeniem dla innych zastanawiających się nad pójściem w ślady poprzedniczek. W takiej relacji już nie miłość jest najważniejsza, a wytrwałość i przekonanie, że oddało się serce nie nieprzyjacielowi, tylko człowiekowi.
Getto krakowskie, akcje wysiedleńcze, ukrywanie dzieci stanowią wstrząsające wątki. Co dla Pani było najtrudniejsze w konstruowaniu tej fabuły?
Przede wszystkim przedmiotowe traktowanie drugiego człowieka. Ogłupieni propagandą Niemcy uważali się za przedstawicieli najwyższej rasy. Według nich Polacy czy Żydzi nie zasługiwali na szacunek. Tych ostatnich zamknęli w odosobnionych dzielnicach z zamiarem całkowitego wyeliminowania. Samo określe rozwiązanie kwestii żydowskiej budzi sprzeciw każdego, kto uważa, że dzielenie ludzi ze względu na pochodzenie jest przejawem zatarcia ludzkich odruchów. Zmierzenie się z prawdą tamtych czasów wymagało dużo siły. Oczywiście, nieraz czytałam o getcie, masowych zbrodniach i zawsze przeżywałam tragedię tysięcy bezimiennych ofiar niepojętych zbrodni. Nie sposób przechodzić obojętnie obok każdej z takich historii, bo każdej należy się uwaga.
Można wywnioskować, że jednak nie każdy człowiek ma w sobie dobro. Czy taka wizja człowieczeństwa była dla Pani bolesna do opisania?
Zdecydowanie tak. Pragnęlibyśmy żyć w świecie, w którym wszyscy są dobrzy, a niektórzy tylko się pogubili. Wskazanie im właściwej drogi, przemówienie do rozsądku powinno wówczas wystarczyć, żeby na powrót stali się takimi, jakimi chcielibyśmy ich widzieć. Niestety, świat tak nie wygląda. Nie wiem, czy ludzie rodzą się z gruntu źli. Raczej nie – moim zdaniem to doświadczenia, wychowanie, przeżycia kształtują ich charakter. Może gdyby na ich ścieżce znalazły się odpowiednie osoby, nie zeszliby na złą ścieżkę.

Mała Ryfka, której Wiktoria ratuje życie, to symbol niewinności pośrodku piekła. Jaką rolę odgrywają w tej historii dzieci – zarówno fabularnie, jak i emocjonalnie?
Dzieci są najbardziej niewinnymi ofiarami wojny – każdej wojny. Są skazane na pomoc dorosłych, bo same niejednokrotnie nie wiedzą, jak postępować w rzeczywistości wywróconej do góry nogami. Zabierane jest im wszystko: dzieciństwo, normalność, edukacja, szanse na realizację marzeń. Po takiej traumie powrót do życia nie jest możliwy bez wsparcia drugiego człowieka.
Bruno – narzeczony, który wraca do życia Wiktorii – to postać niejednoznaczna. Czy można powiedzieć, że reprezentuje to, co „normalne”, znane, ale już nieprawdziwe w nowej rzeczywistości?
Bruno chciałby, żeby wróciła przeszłość, w której Wiktoria zgadza się zostać jego żoną. Jego powrót po latach nieobecności nie jest jednak spektakularny. Dziewczyna nie rzuca mu się na szyję, traktuje go z dystansem i nie zachowuje się jak przykładna narzeczona. Strzelecki niby odnajduje się w nowej rzeczywistości – wszak walczył przeciwko Niemcom, stracił przyjaciela, dlatego marzył, by Kraków znów wyglądał tak jak przed jego wyjazdem. Niestety, wojna wszystko zmieniła. Zwłaszcza Wiktorię, która przekonała się, że mężczyzna nie jest potrzebny, żeby poradziła sobie w ciężkich sytuacjach. Bruno musiał się zatem pogodzić z tym, że przeszłość odeszła bezpowrotnie.
W powieści pojawia się wątek miłości, która nie jest z wyboru, lecz z przyzwyczajenia. Czy uważa Pani, że wojna obnaża fałszywość pewnych relacji, które w czasie pokoju uchodziłyby za trwałe?
Zapewne. W najtrudniejszych sytuacjach człowiek pokazuje, jaki jest naprawdę. Czy stać go na bohaterstwo, czy woli schować się w swoim domu i przeczekać nawałnicę. Wówczas przekonujemy się, na kogo naprawdę można liczyć, a kto nie zasługuje na nasze zaufanie.
Często wraca motyw ratowania ludzi „od środka” – po cichu, w cieniu. Czy według Pani takie ciche bohaterstwo było ważniejsze niż otwarta walka? Która postawa jest dla Pani ważniejsza?
Starcia między armiami są bardziej spektakularne. Na polach bitew rozstrzygały się losy wojen i od waleczności żołnierzy oraz strategicznych decyzji dowódców zależało to, jak potoczyły się przyszłe losy państw. Nie brakuje też w historii przykładów wielkiego bohaterstwa zwykłych ludzi, poświęcających się dla ojczyzny. Za malowanie na murach budynków symbolu Polski Walczącej, zrywanie niemieckich plakatów groziła śmierć, a wielu młodych ludzi nie wahało się podjąć ryzyka. Nie zapominajmy również o wielkiej roli pozostawionych w domach kobiet. To one wzięły na siebie ciężar wychowania dzieci, zadbania o jedzenie, którego zdobycie nierzadko nastręczało wiele problemów. One potajemnie nauczały języka, historii. One pracowały w niemieckich fabrykach, przejmowały męskie role. Nikt im się nie pytał, czy potrafią. Zakasywały rękawy i działały. Bo musiały, bo tego wymagała rzeczywistość. I to zasługuje na podziw.
Realia okupowanego Krakowa oddane są z dużą pieczołowitością. Na ile chciała Pani, aby czytelnik poczuł się częścią tamtego miasta – i tamtych decyzji, często tragicznych?
Starałam się ukazać miasto takim, jak mogło wyglądać w okresie okupacji. Za niezwykle istotne uważam ukazanie realiów czasów współczesnych bohaterom powieści, aby każdy, kto sięga po książkę mógł przynajmniej w części poczuć to samo, co główne postacie. Na szczęście nie brakuje materiałów, z których można czerpać wiedzę o warunkach, w jakich żyli Polacy podczas wojny.
Wkrótce będzie miała miejsce premiera trzeciego tomu, zatytułowanego Ścieżka ku ocaleniu. Czego możemy się spodziewać?
Druga część kończy się w szczególnym momencie. Dla tych, którzy jeszcze nie czytali Po drugiej stronie muru powiem jedynie, że ziściło się to, czego bohaterowie najbardziej się obawiali. Po raz kolejny będą więc musieli wykrzesać z siebie siły – i znów po to, żeby przetrwać. Chyba w najtrudniejszych warunkach, z jakimi przyszło im się mierzyć.
Książkę Po drugiej stronie muru kupicie w popularnych księgarniach internetowych: