Siedemnaście lat temu życie Sary rozpadło się w jednej chwili. Śmierć nastoletniego syna odebrała jej wszystko – rodzinę, dom, sens codzienności. Dziś mieszka w małej mieścinie, pracuje jako kelnerka i unika wspomnień, które wciąż bolą tak samo.
W dniu urodzin syna do restauracji wchodzi chłopak. Kacper. Ma ten sam wzrok, te same gesty, identyczne zainteresowania… i tę samą wrażliwość.
Serce matki nie może się mylić – to on.
Zbliżając się do Kacpra, Sara musi otworzyć się na ludzi i zmierzyć z przeszłością. Ale czy chłopak zaakceptuje prawdę, której nie potrafi pojąć? Czy kobieta będzie dla niego oparciem? A może właśnie dostała szansę, by pomóc samej sobie?
"Wciąż tu jestem" to poruszająca opowieść o miłości, stracie i o tym, że pewne rany nigdy się nie goją, ale mimo to trzeba i warto żyć.
Wydawnictwo: Lucky
Data wydania: 2025-09-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 472
“Płyniemy przez codzienność na autopilocie, nie czerpiąc z życia praktycznie nic”.
Siedemnaście lat temu Sara straciła nastoletniego syna. A wraz z nim utraciła całe swoje dawne życie — rodzinę, dom, pewność, światło. Czas, zamiast goić rany, jakby je tylko rozdmuchiwał. Sara wycofała się więc w ciszę i samotność, w bezpieczną pustkę, w której nic nie może boleć bardziej, niż już boli. Mieszka dziś w małej miejscowości, pracuje jako kelnerka i robi wszystko, by nie dotykać przeszłości, nie pozwolić wspomnieniom pociągnąć jej na dno. W dniu jej urodzin do restauracji wchodzi młody chłopak. A serce Sary zamiera — tak bardzo przypomina jej syna: gestami, spojrzeniem, czymś nieuchwytnym…
To moje pierwsze spotkanie z twórczością Autorki — i od razu tak udane. Akcja rozwija się niespiesznie, ale w tej powolności jest coś pięknego i zatrważającego jednocześnie, każda strona przynosi nowe drgnienie. Fabuła jest przemyślana, złożona, nasycona przejmującym żalem po stracie dziecka, rozpaczą i depresją, które potrafią zawładnąć całym światem człowieka. Pani Danuta Awolusi pisze lekko i naturalnie, z czułością, która otula nawet wtedy, gdy dotyka tematów najtrudniejszych. Bohaterowie są realni, niejednoznaczni, zapisani z empatią i zrozumieniem. Do Sary miałam mieszane uczucia — współczułam jej całym sercem, bo jej tragedia jest nie do ogarnięcia słowami, a jednocześnie budziła we mnie delikatny niepokój.
Powieść, wciąga, otula i zostawia nas z własnymi myślami. Autorka pisze o stracie, niemocy, bezsilności, samotności, ale też o tym, że człowiek potrafi się podnieść, choć wydaje się, że nie ma już sił. Nie narzuca interpretacji, nie podaje gotowych odpowiedzi. Raczej prowadzi nas przez pytania — te, które znamy, i te, których sami się boimy. Śmierć, która przychodzi nieproszona, zmienia wszystko. A jednak w tej historii jest też miejsce na duchowość, na delikatnie zarysowany temat reinkarnacji, który zadziwiająco harmonijnie splata się z realizmem. Są tu traumy, jest czas, który płynie zbyt wolno i zbyt szybko jednocześnie, i jest wreszcie przebudzenie — to nieśmiałe, pierwsze, gdy człowiek zaczyna próbować układać swoje życie na nowo.
Czytałam uważnie, ze skupieniem. To książka miejscami szorstka, ale i subtelna; mądra, refleksyjna, głęboka. Taka, która pozostawia ślad. Bardzo polecam, Tatiasza i jej książki :)
Wciąż tu jestem” to niezwykle poruszająca i emocjonalna historia o stracie, miłości i nadziei. Autorka nie boi się poruszać trudnych tematów. W bolesny i autentyczny sposób pokazuje, jak wygląda życie po utracie dziecka i samotność po tragedii. Widzimy jak trudno jest odnaleźć sens, kiedy świat nagle przestaje mieć znaczenie. Przeżywałam żal, bezsilność, gniew, ale też powolne odnajdywanie sensu w codziennym życiu czytając tą historię.
"Płyniemy przez codzienność na autopilocie, nie czerpiąc z życia praktycznie nic. I muszę przyznać, że razem jest nam raźniej".
Sara, główna bohaterka, po siedemnastu latach od tragedii wciąż ma w sobie ogromny ból. Niespodziewanie w jej życie "wkracza" Kacper. Chłopak bardzo przypomina jej zmarłego syna Alana . Życie, które do tej pory wydawało się kobiecie uporządkowane, zaczyna się burzyć. W oczach, gestach i wrażliwości Kacpra dostrzega cząstkę swojego utraconego dziecka. To spotkanie zmusza Sarę do powrotu w przeszłość. Rany nadal są głębokie . Czy otwarcie serca, które od dawna było zamknięte pozwoli się kobiecie uwolnić? Czy dopuszczenie do życia obcych osób pomoże pogodzić się z przeszłością? Czy Sara zawalczy o siebie i dar, który podarował jej los?
"Teraz jednak z chaosu i szarości wyłania się sens. Niespodziewanie spoglądam na moje życie z innej perspektywy. I wciąż nie wiem, czy to sen, czy cud".
Odpowiedzi znajdziecie czytając książkę. To historia, która chwyta za serce i nie pozwala o sobie zapomnieć. Dodatkowym atutem jest motyw reinkarnacji, który dodaje fabule niezwykłej głębi i tajemniczości. Skłania to do refleksji, czy dusze zmarłych mogą powracać, a jeśli tak to co z tym zrobić, kiedy staje się to częścią naszego życia.
"Wciąż tu jestem" pokazuje, że nawet po największej stracie warto żyć, nie poddawać się i szukać sensu w najmniejszych, drobnych rzeczach,momentach. Życie choć kruche potrafi zaskakiwać nas swoją siłą. Ta emocjonalna podroż zostaje z czytelnikiem jak cichy podmuch wiatru,pokazując,że warto wciąż być.
"Ludzie mają zdolność zaczynania wszystkiego od początku. Potrafią wystartować ponownie, zakończyć jedno życie i zacząć drugie, zostawić za sobą porażki, a nawet przekuć je w mądrość".
Bardzo dobrze znam pióro autorki, więc wiedziałam, że sprawa będzie dotyczyła wielu uczuć i emocji, które momentami przekraczają ludzkie pojęcie. Ona zawsze podchodzi do człowieka od prywatnej strony, od opisania tego, co wrze wewnątrz i jednocześnie na tyle robi to cicho, by nikt nie proszony nie mógł tego przekazać dalej. Jeśli szukacie książek, które krzyczą swoim spokojem, to koniecznie powinniście zapisać sobie tą autorkę, by nie przegapić jej książek.
Od razu wchodząc w treść ujrzycie duży druk i słowa, które sprawiają, że serce potrafi się zatrzymać. Widzimy bowiem kobietę, która bardzo cierpi. Która zamyka się na świat, gdyż według niej on właśnie stracił sens. Największym życiowym ciosem była dla niej śmierć jej syna. Po tym rozwiodła się z mężem, gdyż nie potrafiła dłużej spoglądać w oczy przepełnione smutkiem. Porzuciła wszystko i nawet siebie. Tylko dzięki swojej żyjącej jeszcze mamie, która męczy ją nie po to, by dobić, ale po to, by córka ujrzała, że ból z czasem zmaleje i póki ona jeszcze ma czas aby być na świecie, to powinna coś z nim zrobić. W ten sposób podjęła pracę, która i tak odznacza się dla niej trudem patrzenia ludziom w oczy. Zerkając na klientów, którzy są młodymi chłopcami, czuje ból i rozpacz, gdyż jej dziecko nigdy nic już do niej nie powie. Z tego powodu też potrafi być mniej miła i mniej wyrozumiała. To było straszne, bo brakowało jej kogoś, kto zdejmie z niej ciężar z jakim nie potrafiła sobie poradzić. Później odnalazła osobę, która jak to opisała, delikatnie zajrzała do jej bólu i zamknęła drzwi nie robiąc przy tym większej rysy. Aby historia stała się bardziej wartościowa, mamy dodany tutaj wątek jakby podróży w czasie. Nadchodzi bowiem czas w którym kobieca postać patrzy i nie wierzy własnym oczom. To było tak obezwładniające uczucie, aż mi samej poleciały łzy. Ujrzała bowiem chłopaka, który do złudzenia przypominał jej syna. Czy to mogła być prawda?
Niesamowita historia. Jestem mega wrażliwą osobą, dlatego przeżywałam ją niemal pięciokrotnie mocniej. Sama kocham swoje dzieci najbardziej na świecie, więc nawet nie wyobrażam sobie przeżyć takiej tragedii, a później widoku, niczym odkalkowanego jak za siedemnastu lat wstecz. Bardzo mnie rozkleiła, gdyż mega prawdziwie została opisana. I ten czas, kiedy waliła w drzwi, żeby opisać komuś w jaki sposób zginął jej syn. To było ważniejsze niż chłód na dworze i uderzenia serca niczym młotem. W pewnym momencie miałam myśli jakbym sama biegła co sił i przeżywała to razem z nią. Ogromnie prawdziwe doznania! Zresztą, przeczytajcie ją sami. Ja wciąż w głowie ją roztrząsam...
Główna bohaterka to Sara, której życie, po śmieci siedemnastoletniego syna, rozpadło się na miliony kawałków. Danuta Awolusi porusza ciężki, ale jak ważny temat śmierci, śmieci dziecka, śmierci rodzica, ….. , niewyobrażalna strata, żałoba, ale i nadzieja.
Dla rodziców dzieci są najważniejsze, a śmierć dziecka jest wbrew wszelkim prawom natury. Wiąże się to z mieszanką trudnych, bolesnych emocji, poczuciem winy. Pogrążeni w żałobie rodzice często unikają tego tematu. Niestety, ale też i my, jako społeczeństwo nie umiemy wspomóc osób dotkniętym tym dramatem. Bo śmierć dziecka zaburza naturalny porządek świata, bo z taką śmiercią pogodzić się najtrudniej.
Zwykle nie wiemy, jak się właściwie zachować w takiej sytuacji, bo bycie przy rodzicach pogrążonych w żałobie nie jest łatwe, często staje się to tematem tabu. Jednak musimy zrozumieć, że żałoba po stracie dziecka jest procesem długotrwałym i indywidualnym. Wystarczy okazać im wsparcie poprzez słuchanie, towarzyszenie, pomoc w praktycznych sprawach.
Jednak w tym całym przygnębieniu i bólu autorka serwuje nam też iskierkę nadziei. Choć dość mocno kontrowersyjny, ale pięknie ukazany aspekt koncepcji duszy. Bo przecież wędrówka dusz jest elementem wierzeń wielu religii.
Reinkarnacja to metafora nadziei i możliwości, wskazująca na to, że nawet w najtrudniejszych momentach życia można znaleźć pocieszenie.
Bardzo obrazowo jest ukazana wewnętrzna przemiana, jaką przechodzi bohaterka, dostając iskierkę nadziei.
„Wciąż tu jestem” rodzinna tragedia, rozpad relacji, matka pogrążona w żałobie, oderwana od realiów życia codziennego. Piękna, poruszająca historia, niosąca nadzieję, która na długo zagości w mym sercu.
Śmierć. Przychodzi z nienacka, nieproszona. Zabiera ludzi bez względu na wiek, wykształcenie, czy status materialny. Utrata bliskich to zawsze bolesny temat. Każdy swoją stratę przeżywa po swojemu. Jednak kiedy rodzic, kiedy matka musi pochować swoje dziecko, to ta strata jest niewyobrażalna. Cierpi ona sama, ale też i wszyscy wokół. Wiem coś o tym, ponieważ moja babcia, a także teściowa pochowały swoich synów.
W najnowszej książce Danuty Awolusi poznajemy postać Sary, dawnej terapeutki dziecięcej, której siedemnaście lat wstecz życie legło w gruzach, za sprawą śmierci jej jedynego, nastoletniego syna, Alana. Kobieta nie tylko traci kontakt ze swoim mężem, z rodziną, ze swoją matką, ale także izoluje się od społeczeństwa. Jej życie towarzyskie i osobiste praktycznie nie istnieje. Takie zachowanie przyczynia się również do tego, że zmienia swoje zajęcie na pracę w bistro, rozstaje się z mężem, jej matka ląduje w domu opieki, a ona przypłaca to swoim zdrowiem.
Pewnego dnia, w kolejną rocznicę urodzin jej zmarłego syna, do restauracji, w której pracuje wchodzi chlopiec, Kacper, który łudząco jest podobny do Alana, zarówno pod względem wizualnym, jak również w sposobie zachowania. Czy to możliwe, że Kacper, to jej Alan, ale w innym wcieleniu? Czy to może jakiś znak, forma komunikacji, by kobieta w końcu uporała się z przeszłością? Jaką prawdę odkryje Sara za sprawą Kacpra? Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do lektury.
"Wciąż tu jestem" to książka, którą czytałam uważnie. Dawkowalam sobie jej treść przez dłuższy okres czasu, by potem spędzić czas na rozmyślaniu o życiu i co jest po nim. To książka skrywająca historię problematyczną, ukazując wiele emocji takich jak ból, cierpienie, tęsknota, żal, poczucie winy, niemoc, bezsilność, beznadzieja, rozpacz. Chwyta za gardło, chwyta za serce i za duszę. Kosztowała mnie wiele emocji. Myślę, że ten, kto nie pochował swego dziecka, nie jest w stanie sobie wyobrazić i do końca zrozumieć tego, jak czuje się osoba, która tej straty doświadczyła. Dlatego Autorka nam tu ją przybliżyła. To lektura o żalu po każdej stracie, bo oprócz głównego wątku przybliża nam również inne perypetie i bolesne doświadczenia bohaterów pobocznych. Znakomicie wplotła w subtelny sposób motyw reinkarnacji i tu odebrałam go jako przenośnię do tego, by Sara w końcu odzyskała spokój, by zacząć o siebie walczyć, bo nie można wciąż tkwić w zawieszeniu. Podobało mi się również to, że kobieta miała wokół życzliwe osoby, które potrafiły ją wesprzeć i zmusić do działania. To bardzo ważne w procesie żałoby.
"Wciąż tu jestem" to nie jest relaksująca lektura,ale za to bardzo ważna. Jej czytanie chwilami nawet boli i nasuwa myśli, by nigdy tego nie doświadczyć na własnej skórze. A osobom będącym na pewnym etapie żałoby może pomóc, by ukoić nie tylko ból, ale i przestrzec rodziców, by być czujnym wobec swoich dzieci, by poświęcać im czas i uwagę. Rozmawiać, wspierać, pomagać i przede wszystkim słuchać. Bo do nieszczęścia jeden krok, kiedy skupiamy się na innych sprawach.
Lektura tej książki jest cenna i potrzebna, a jej wymowa jest doskonałą lekcją niczym terapia. Dla każdego.
We "Wciąż tu jestem" otrzymamy również wskazówki, jak ułożyć sobie życie po klęsce, która dotknęła matkę. Budowanie nowej siebie jest początkiem całego procesu, który pozwoli na dalszą egzystencję. Wiadomo, że strata, krzywda, choroba, czy śmierć to traumatyczne przeżycia i każdy przeżywa to na swój sposób. Wielowątkowość i wartościowa oraz życiowa treść tej powieści, stawia ją na wysokiej półce i sprawia, że warto ją polecać innym. Napisana prostym, czytelnym i zrozumiałym językiem. Tu każda emocja wyraża więcej niż tysiąc słów. Historia totalnie mnie kupiła. Jest tak realna, że nie sposób o niej zapomnieć. Autorka zadziałała na moje serce i umysł. A morał z tego? Czas leczy rany mimo, iż jest to czasami długotrwały proces, to trzeba dalej próbować żyć i walczyć o swoje szczęście. Przeszłości owszem nie cofniemy, ale niech to nie pozwala nam zamykać się na przyszłość. Żyjmy dla siebie, ale bądźmy też dla innych.
Mela jest menadżerką w restauracji sushi. Ma męża, dwójkę dzieci i dwa psy. Ma też matkę, która odsiaduje w więzieniu dwudziestoletni wyrok. Kara właśnie...
Miłość nie zadaje pytań, ale może właśnie ty powinnaś? Marcelina poznaje swojego przyszłego męża w trakcie wieczoru panieńskiego swojej najbliższej...